wtorek, 23 sierpnia 2011

Powtórka z codzienności


Męczą mnie ostatnio książki o tzw. zwykłych ludziach. Żyjących w małych miasteczkach, wiodących nudnawe życie i potwornie samotnych. Tyle razy już to opisywano. W "Okruchach codzienności" jest podobnie: w 13 opowiadaniach poznajemy mieszkańców amerykańskiej mieściny, w której nic nie ujdzie niezauważone przez sąsiada. Wszyscy o sobie wszystko wiedzą, a jednak pozostają sobie obcy. Po prostu banał.


Coś jednak musi książkę wyróżniać, skoro w 2009 r. otrzymała nagrodę Pulitzera. Być może jest to postać nieznośnej nauczycielki Olive pojawiającej się w każdym opowiadaniu (oryginalny tytuł to właśnie Olive Kitteridge). Być może to dramaty przytrafiające się poszczególnym bohaterom: odwołanie ślubu, anoreksja u nastolatki, odejście bliskiej osoby. Trudno mi zdecydować i szczerze mówiąc niespecjalnie chce mi się tym zajmować. Opowiastki pani Strout najzwyczajniej w świecie spłynęły po mnie jak woda po kaczce. Wyjątkiem są dwa teksty: "Środki bezpieczeństwa", które moim zdaniem świetnie pokazują nieprzystawalność osób starszych do nowoczesnego świata oraz "Przestępczyni" czyli rzecz o niezbyt inteligentnej kobiecie poszukującej pracy.


Naturalnie to moje subiektywne odczucia, niespieszność tej prozy na pewno wielu osobom będzie odpowiadać. Mnie "Okruchy codzienności" zmęczyły i do końca dobrnęłam tylko siłą woli. Niemniej bardzo się cieszę, że książkę w ogóle w Polsce wydano - warto wiedzieć, co nagradza się w innych krajach. Z chęcią poczytam jednak coś mocniejszego, coś bardziej zapadającego w pamięć.

_______________________________________________________________________________________

Elizabeth Strout "Okruchy codzienności", tłum. Ewa Horodyska, Wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 2010
_______________________________________________________________________________________




6 komentarzy:

  1. A ja kocham książki o zwykłych ludziach, mogę o nich czytać i pisać w nieskończoność. Wczoraj właśnie rozpocząłem pracę nad drugą książką, która będzie zbiorem opowiadań o ludziach zwykłych. W tych ludziach jest tyle tajemnic. Mnie to zachwyca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tez b. lubię książki o zwykłych ludziach, ale nie każdy autor potrafi ich przedstawić w niesztampowy sposób. Tu mi zabrakło świeżości, oryginalności. Nie oczekuję fajerwerków, ale "zwykli ludzie" Strout nie zainteresowali mnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. a ja przeczytałam, chociaż raz mniej więcej równo z Tobą. Mnie się podobało. Fakt, niektóre wątki wkurzały (jak ten moralizatorski o anoreksji) ale ja się skupiłam na Olive. Nie wiem, być może ta książka trafiła do mnie w odpowiednim momencie. Nie powiem, że mnie zachwyciła ale została. Momentami nawet nasuwało mi się porównanie z Munro w kwestii klimatu ale Munro to jednak mistrzyni jest nie do pobicia. Nie mniej wrażenia po lekturze mam zupełnie odmienne od Twoich ( po raz kolejny:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie się wydaje, że u mnie książka trafiła w kiepski moment, za szybko po "Bornholmie...", na który narzekałam z podobnych powodów. Chyba potrzebuję silniejszych bodźców;)

    Zgadzam się z Tobą - Munro jest nie do pobicia;) Mnie przychodziły jeszcze na myśl opowiadania Proulx.

    Ale zauważ, że obu nam się podobał Roth;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie Roth wręcz powalił, czekam aż ochłonę i biorę się za kolejna jego książkę

    OdpowiedzUsuń
  6. Podglądam - jak Ty to mówisz "przez firankę" - "Oszustwo" i zapowiada się chyba jeszcze ciekawiej;)

    OdpowiedzUsuń