Mówi się, że czytanie książek wzbogaca, inspiruje i przynosi czytelnikowi niezapomniane wspomnienia. Powiedzcie to Ruth Weiss, która w wielu 40 lat stwierdziła, że literatura zrujnowała jej życie. Miała pecha naczytać się w dzieciństwie Balzaca, Dickensa, Tołstoja i uwierzyć w zasady rządzące światem ich bohaterów, a zwłaszcza bohaterek. Bo przecież prawdziwa cnota zawsze zwycięża, poświęcenia przynoszą rezultaty, a szlachetność czyni szczęśliwym. W powieściach klasyków - być może, w życiu to szczęście jest cokolwiek zezowate.
Opowieść Brookner wciąga od pierwszego zdania. I chociaż Ruth jest bezbarwna i nudna, jej "karierę" śledziłam bez odrobiny znużenia. Dorastanie obok kulturalnych, acz nieodpowiedzialnych rodziców, rządy prostackiej gosposi w domu, poszukiwanie ewentualnego narzeczonego, pobyt w Paryżu - było i śmieszno, i straszno. Przy tym bezustannie towarzyszy nam literatura (z Balzakiem na czele), jako że główna bohaterka jest nie tylko jej miłośniczką, ale także wykładowcą i badaczką.
Powieść napisana jest lekko i z humorem, ale to nie jest błaha książeczka. Naturalnie można ją traktować jako świetnie opowiedzianą historię. Kto ma chęć, może szukać powiązań z klasyką, zwłaszcza z często przywoływaną "Eugenią Grandet" Balzaca. Sam tytuł jest znaczący: to zarazem angielski tytuł jednej z powieści Balzaca (po polsku "Pierwsze kroki") oraz debiut pisarski Brookner. Pisać zaczęła późno, bo w wieku 53 lat, ale jak! Zasmucił mnie tylko akt, że A Start in Life zawiera liczne wątki autobiograficzne, zwłaszcza te bardziej bolesne.
Z ciekawostek: niedawno powstała bardzo ciekawa inicjatywa blogerska czyli International Anita Brookner Day, a jej sprawcami byli - o, dziwo - dwaj panowie. Piszę o dziwo, bo zdecydowana większość z 24 powieści Brookner opisuje głównie kobiety. Uczestnicy akcji czytali (i nadal czytają) wybrane książki tej 83-letniej obecnie pisarki i zamieszczają na blogu recenzje. Przy tej okazji zaczęłam się zastanawiać, która z polskich pisarek mogłaby stać się odpowiednikiem Brookner na naszym rynku. Niestety, kandydatek nie widzę. Może Wy macie jakieś typy? Zaznaczam, że nie chodzi o ewentualną patronkę nowego wyzwania czytelniczego;)
_______________________________________________________
Anita Brookner 'A Start in Life', Triad Grafton Books, London, 1989
_______________________________________________________
To u nas nuda i dłużyzny, tylko Kraszewskiego czytamy i recenzujemy:) Czy coś Brookner ukazało się po polsku? Bo brzmi bardzo zachęcająco:)
OdpowiedzUsuńKraszewskiemu też się zdarzały krótkie utwory - np. Staropolska miłość (jedyne dzieło JIK, które posiadam).
OdpowiedzUsuńBrookner wydano po polsku: nagrodzony Bookerem Hotel du Lac (kiedyś o nim pisałam), Opatrzność, Rodzina i przyjaciele (też o nich pisałam), Uwikłane oraz Prywatne doznania. Uprasza się o niesugerowanie się polskimi okładkami - niektóre są bardzo zwodnicze, odstraszające wręcz;(
Jemu się zdarzyła masa krótkich utworków:) Za tytuły Brookner dziękuję, poszukam czegoś:)
OdpowiedzUsuńSkoro Kraszewskiemu zdarzyła się masa krótkich utworów, to może wreszcie się przekonam i dam mu szansę;) Tyle się chłopina napracował;)
OdpowiedzUsuńLirael na moje marudzenie przy okazji Hotel du Lac polecała Opatrzność, streszczenie przypomina nieco A Start in Life.
właśnie czytam 'Latecomers' Anity Brookner, tylko że czytam to już baaardzo długo, tak około roku ;) podczytuję i odkładam, jakoś mnie ta książka 'nie przekonuje', że się tak wyrażę... 'A Start in Life' brzmi jednak bardziej interesująco, szczególnie dla wielbiciela literatury!
OdpowiedzUsuńMnie Brookner zazwyczaj nudzi, ale podejrzewam, że w jej przypadku ksiązka musi idealnei trafić w nastrój, żeby zaskoczyło. Ta o której piszesz, przedstawia się chyba jednak ciekawiej ze względu na nawiązania literackie:).
OdpowiedzUsuńWłaśnie zauważyłem, że Opatrzność ukazała się w serii romansów Ambera:P Uszczypnijcie mnie i powiedzcie, że oni to wydali przez pomyłkę:)
OdpowiedzUsuńbezszmer / Iza
OdpowiedzUsuńMnie "Hotel du Lac" też znudził, "Rodzina i przyjaciele" trochę mniej, ale też miały mniej potoczystą narrację. A ta trafiła idealnie w nastrój, potrzebowałam czegoś lekkiego (i niegłupiego;), no i się znalazło;) Korespondencja z klasyką jest tu dużym plusem. Dajcie się przekonać, proszę;)
zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńCzuj się uszczypnięty lewe ramię;) Może wydawca obawiał się, że na hasło "romans" książka znajdzie więcej chętnych;)
Peek-a-boo tak pisała o tej powieści:
http://buksy.wordpress.com/category/outsiderzy/anita-brookner-opatrznosc/
Aż mnie kusi, żeby zapodać "Opatrzność" jako lekturę klubową;)
Aniu, chcesz, żeby publiczność skopała kolejną kobietę?:P
OdpowiedzUsuńZa bycie starą panną?;))))
OdpowiedzUsuńLiczę na to, że bohaterowi "Konającego zwierzęcia" też się oberwie;) Na razie pastwiliśmy się nad panną Brodie i nieoczekiwanie (jak dla mnie) nad p. Emilią ze "Sztukmistrza...";)
Madame Bovary też się pewnie oberwie, z przyjemnością sobie niedługo zacznę przypominać:) Rotha nie trawię, więc będę miał miesięczną przerwę na nabranie energii do kopania:D
OdpowiedzUsuńBiedna Emma;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, męski głos przydałby się w dyskusji o książce Rotha. Liczę jeszcze na kolegę przynadziei.
A ja żałuję, że zrecenzowanej przez ciebie książeczki nie wydano po polsku. Z chęcią bym przeczytała. Interesuje mnie to nawiązanie do klasyków, którymi ostatnio się zaczytuję, a zwłaszcza Balzac, który zaczął mnie intrygować. Panią Bovary mam na świeżo przeczytaną więc z chęcią będę się przyglądać dyskusji, a może się wtrącę.
OdpowiedzUsuńJa również żałuję, bo na pewno przypadłaby wielu czytelnikom do gustu. Pisać lekko i inteligentnie - to niezbyt często się zdarza.
OdpowiedzUsuńAleż wtrącaj się do naszej rozmowy, bardzo proszę;) Każdy może przecież coś innego zauważyć.
obiecuję że skopię Rotha bo już przeczytałem
OdpowiedzUsuńAż tak? Nie będzie męskiej solidarności? ;)
OdpowiedzUsuńchyba nie...
OdpowiedzUsuńale z notką poczekam do daty dyskusji
Na szczęście to już wkrótce;)
OdpowiedzUsuńJako zagorzała oredowniczka Brookner moge sie tylko ucieszyc ze coraz bardziej Ci sie podoba. Choc musze przyznac ze wlasnie Hotel Du Lac uwazam za jej najlepsza ksiazke. Ale pewnie dlatego że mam dziwna słabosc do hoteli po sezonie i kobiet po przejsciach ;). Opatrznosc tez jest niezla, ale biada temu kto sie za nia zlapie mając nadzieje na dobre, cieple romansidlo z ksieciem w koncówce. natomiast Uwiklanych nie zmogłam, przerwałam w środku przekartkowałam reszte. Wieje od nich nie tylko nuda ale i olbrzymia rezygnacja i bezruchem. Ale ogolnie Brookner nadal bardzo polecam, a po Start in life na pewno kiedys sięgnę.
OdpowiedzUsuńZgadza się - coraz bardziej mi się podoba. I myślę, że Hotel du Lac podobałby mi się bardziej w oryginale, tłumaczenie było "koślawe". Powoli rozglądam się za kolejnym tytułem, więc to na pewno będzie dłuższa znajomość - zresztą Ab tyle powieści napisała, że starczy na kilka lat;).
OdpowiedzUsuń