Nie byłam w stanie doczytać tej książki choćby do połowy. Przez pierwsze 40 stron autor przygotowuje czytelnika do właściwego początku historii czyli odnalezienia w schowku listu matki głównego bohatera zmarłej krótko po jego narodzinach. Poznane fakty prowadzą do śledztwa w sprawie prawdziwego ojca Richarda Richtera, akcja z Wiednia przenosi się do Sarajewa.
Styl narracji - rozwlekły i po prostu nudny - był dla mnie zbyt irytujący, żeby wytrwać w śledzeniu fabuły. Nawet po przekartkowaniu dalszych 50 stron nie było lepiej. Okazuje się, że porównanie "Krzesła Eliasza" do "Homo Faber" Frischa nie zawsze jest gwarancją dobrej lektury. A zapowiadało się tak ciekawie...
Proponuje jednak przeczytać do połowy i poczekać, aż akcja się rozwinie. Z początku byłam zmuszona przeczytać tę książkę, z racji tego, że piszę o niej pracę. Jednakże czytając drugą jej połowę nie mogłam się oderwać. Pragnę też zaznaczyć, że na końcu książki czytałam już na głos, choć płacz mi w tym trochę utrudniał. Piękna książka!
OdpowiedzUsuńKto wie, może dam jej drugą szansę. Jeśli akcja jednak się rozwija, jest nadzieja.;) Dziękuję za uwagę.
Usuń