Trudno pisać o tej mini-powieści (opowiadaniu?). Krótkie, proste zdania, brak ozdobników. Sporo nietuzinkowych skojarzeń. Akcji niemal brak. Dopiero z czasem poszczególne sceny zaczynają układać się w jedną historię. Wiejska rodzina z Rumunii stara się o paszport do Niemiec. Oczekiwanie, marazm, beznadzieja.
Trzeba przyznać, że autorce za sprawą prostoty udało się stworzyć specyficzny klimat. Środki stylistyczne są bardzo oszczędne, a jednak kreowane obrazy są bardzo sugestywne. Mgła i wilgoć są tu wręcz namacalne, a zapach ziemi wyczuwalny. To sztuka umieć tak czarować.
To moje drugie spotkanie z prozą Herty Muller. Dwa lata temu czytałam jej powieść "Lis już wtedy był myśliwym", która podobała mi się o wiele bardziej. W przypadku "Człowieka..." nie mogę właściwie nawet mówić o podobaniu się. Z pewnością atmosfera tej książki robi wrażenie, z pewnością pisarka stworzyła swój własny styl, ale trudno mi ją polecać. Czy tylko dlatego, że nie jest to lektura łatwa i przyjemna? Nie wiem.
Moja ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz