czwartek, 23 września 2010

Martwa Europa - Christos Tsiolkas

W oczekiwaniu na Slap! (w polskiej wersji "Klaps"), który znalazł się wśród finalistów tegorocznego Bookera, sięgnęłam po wcześniejszą powieść Tsiolkasa. I tytuł, i okładka książki nie zwiastują przyjemnej opowiastki, można raczej spodziewać się dreszczowca. Aż tak przerażająco nie jest, jednak świat głównego bohatera może odstręczać.


Isaac jest 35-letnim Australijczykiem greckiego pochodzenia, usiłuje odnieść sukces jako artysta fotografik, żyje na utrzymaniu swojego partnera. Do Grecji wyjeżdża na wernisaż swoich prac, później wyrusza na zwiedzanie Europy. Stary Świat u progu XXI wieku jest dla niego rozczarowujący: Grecja nie jest zainteresowana swoimi rodakami na emigracji i traci swój narodowy charakter, Czechy zachłysnęły się Ameryką i bezmyślnie ją naśladują, Berlin natomiast jest nowoczesny, ale bezbarwny i śmierdzący. Nie lepiej jest w Paryżu - miasto lekkomyślnie otworzyło się na wiele kultur i religii, tworząc tym samym podatny grunt dla problemów etnicznych. Dokądkolwiek mężczyzna pojedzie, w rozmowach często pojawia się problem żydowskości i Holokaustu; okazuje się, że to temat wciąż nośny, a niekiedy nawet gorący.

Europę Tsiolkasa toczy zgnilizna: jest zepsuta, brudna i cuchnąca. Z jednej strony zjednoczona (głównie w konsumpcyjnym pędzie), z drugiej pełna uchodźców o różnym rodowodzie. Rdzennych mieszkańców właściwie nie widać, najwięcej jest cudzoziemców, także tych w metaforycznym rozumieniu. Widmo ataków terrorystycznych i wojny wydaje się coraz bardziej realistyczne. Polityka utożsamiana jest z ekonomią, demokracja staje się powoli mitem. ALE. Trzeba podkreślić, że świat oglądamy oczami Isaaca, a jest on dość osobliwą postacią. Porusza się w specyficznych, bo mętnych, środowiskach, nie stroniąc przy tym od narkotyków i przygodnego seksu. Co więcej, musi stoczyć walkę z własnym demonem doprowadzającym go do szaleństwa.

W recenzjach zagranicznych książki powtarzało się określenie "niepokojąca", z czym trudno się nie zgodzić. Na pewno można jeszcze dodać: mroczna i pesymistyczna. "Martwa Europa" byłaby nie do zniesienia, gdyby nie wątek poboczny czyli historia przodków Isaaca, kojarząca mi się momentami z baśnią. I choć ponury obraz Europy jest w moim odczuciu przerysowany, lekturę zaliczam do bardzo udanych. Jest na tyle sugestywna, że niewątpliwie na długo pozostanie w mojej pamięci. Poza tym to spotkanie z literaturą australijską czyli jak dla mnie coś bardzo odświeżającego (przy całej dekadenckości powieści;).


Christos Tsiolkas, "Martwa Europa", tłum. Maciej Płaza, Wydawnictwo Replika, Zakrzewo, 2010

22 komentarze:

  1. A wiesz, że mnie zachęciłaś do tego pana? Hm... Chyba przemawia przeze mnie stara doktryna, ale sama nie mam lepszego zdania na temat Europy. Kojarzę tego pana, okładkę też już kiedyś widziałam, tyle że wtedy nie był ten czas, aby po nią sięgnąć. Zmienię to, wkrótce :)

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Skoro zachęciłam, to bardzo się cieszę;) Lektura może miejscami niezbyt przyjemna, ale warta zgłębienia. Na pewno zmusza do głębszej refleksji.

    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  3. o, jak ekspresyjna okladka!
    australijczycy maja zazwyczaj kompleks europy i ciesza sie jak moga sobie pozwolic na wycieczke. marzeniem znajomej byl slub w szkocji
    co do martwoty, top rzeczywiscie mozna by sie zgodzic, ze ta zachodnia czesc emanuje pewna nieswiezosc i zastój. ale jak jestem w PL to juz czuje wibrowanie zycia - nie takie jak w azji, ale jednak. moze nie zawsze zachwyca mnie kierunek rozwoju, lecz podoba sie sam rozwój. kolega CT chyba troche przesadzil
    á propos watku zydowskiego, to ogladalam wczoraj rosenstrasse margarethe von trotta. b fajna historia - wystarczylaby sama historia wojenna, bez pózniejszych epizodów amerykanskich. tutaj CT ma racje, ze losy zydów nas nadal kreca

    OdpowiedzUsuń
  4. Naprawdę uważasz, że zach. Europa jest nadpsuta? Osobiście tego nie dostrzegam. Owszem, są problemy, ale one były zawsze, tylko innego rodzaju.

    Obawiam się, że żydowskość na zawsze pozostanie już dość drażliwym tematem. Christos b. ciekawie pisze o tym w odniesieniu do młodych osób, które z Holokaustem nie miały nic wspólnego.

    OdpowiedzUsuń
  5. tak, prosze pani, uwazam. mój kolega, kt dluzej ode mnie mieszka zagranica (FR) tez tak uwaza
    w PL zachód ma nadal niezasluzenie dobra opinie, zas wizyty znajomych stamtad wartosc nobilitujaca.
    sila by mówic - nastepny temat rzeka

    OdpowiedzUsuń
  6. Standardu życia w Europie Zach. na pewno można zazdrościć, co do reszty - niekoniecznie. Ogólnie mówiąc, Polacy kompleksy wobec Zachodu mają, z taką historią nie ma się co dziwić.

    Wiem, że Francuzi i Holendrzy narzekają na zalew cudzoziemców, a prawda jest taka, że poniekąd sami ich sobie na kark sprowadzili;) Podboje kolonialne odbijają się czkawką;)

    OdpowiedzUsuń
  7. spoleczenstwa wielokulturowe najlepiej udaly sie w nowym swiecie, czyli US, CA czy AU. tam ludzie, jak chca, moga sie osiedlic blisko swoich, znalezc zajecie i tak pzrezyc zycie. albo opuscic chinatown, bo sa mechanizmy pomagajace mlodym, zdolnym
    w takiej SE chciano byc "dobrym" i pozwolono na osiedlenie sie duzej ilosci kultur egzotycznych w naiwnym przekonaniu, ze ci ludzie sie zasymiluja, wyrzekna wlasnej kultury i jeszcze beda wdzieczni. jak widac, nie wyszlo. teraz populisci zebrali w wyborach glosy frustratów, kt za wszytsko winia imigrantów. nie wiem jak w innych krajach, ale tutaj rozwiazania brak i to j tykajaca bomba

    OdpowiedzUsuń
  8. Cóż, trudno oczekiwać od sporej grupy etnicznej, że się zasymiluje. To jest trudny temat, nieprzemyślany wcześniej przez rządzących, a skutki mogą być opłakane. Zgadzam się, że w wielu miejscach to może być bomba z opóźnionym zapłonem;(

    OdpowiedzUsuń
  9. Wyglada na to ze Australijczyk ma wystarczajaco duzy dystans by zobaczyc to czego nie da sie zauwazyc z bliska. inna sprawa ze patrzenie ze zbyt duzej odległosci czesto sprawia ze obraz rzeczywisty zostaje zastapiony zmysleniem. Ale na pewno warto sobie cos takiego zaaplikowac, tak dla zmiany kąta widzenia chociazby ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Na pewno warto sobie zaaplikować spojrzenie pod innym kątem. W końcu z boku widać inaczej. Książka Tsiolkasa jest b. ciekawa, a i ziarno prawdy się w niej znajdzie;) Dla mnie to przede wszystkim dobra literatura.

    OdpowiedzUsuń
  11. Smieszne spojrzenie, ze tak powiem. Smieszne, ze ktos ze spoleczenstwa multikulturowego chce zobaczyc "Stara Europe" niezmieniona, wierzac w swej naiwnosci, ze kultury europejskie nie przechodza, tak jak wszystkie inne, glebokich przemian. To nie jest zamkniety swiat, kultura to nie skamielina, ktora nalezy pielegnowac, ale cos zywy twor, zmieniajacy sie przez nas na naszych oczach. Jak mozna miec pretensje do czegos tak oczywistego?
    Mieszkalam i studiowalam w Australii przez rok, ten kraj ma swoje problemy, z ktorych najwiekszym zdaje sie byc pustka kulturowa ludzi tam mieszkajacych: nie wiedza, skad pochodza, nie maja zadnego poczucia ciaglosci kulturowej. Ten kraj tkwi w terazniejszosci, nawet nie przyszlosci, co nie jest zle, ale jest troche smutne na dluzsza mete.
    USA z kolei ma wiecej problemow zwiazanych ze spoleczenstwem wielokulturowym niz jakikolwiek znany mi kraj europejski. Mieszkanie na Wschodnim czy Zachodnim Wybrzezu ulatwia robienie tego, co sie chce i lubi, ma sie do tego mozliwosci, ale caly srodek kraju to dramat. Moglabym dluuugo rozprawiac o spoleczenstwach wielokulturowych, studiowalam nawet m.in. te zjawiska wlasnie w wielokulturowych krajach.

    OdpowiedzUsuń
  12. I jeszcze jedno. Bohater ma bardzo skrzywione spojrzenie na "rdzennosc" mieszkancow Europy. W takiej Wielkiej Brytanii np. rdzennych mieszkancow jest zdecydowana wiekszosc. Minely na szczescie czasy, gdy rdzennym mieszkancem byl bialy chrzescijan, od kilku pokolen mamy tu Anglikow, ktorych dziadkowie przyjechali z Karaibow, z Indii, krajow afrykanskich i innych, ktorzy tworza niepowtarzalna, niezmiernie bogata kulture brytyjska. Kultura australijska takze tworzona jest nie przez rdzennych Aborygenow, ale dawnych przybyszy, takze kolejne pokolenia Australijczykow o polskim pochodzeniu, czy greckim - ktore ma autor i bohater ksiazki.

    OdpowiedzUsuń
  13. Dzięki za obszerny komentarz. Wydaje mi się, że przede wszystkim trzeba dać Tsiolkasowi prawo do wolności literackiej i nie brać zbyt poważnie jego wyobrażeń nt. Europy. Moim zdaniem wyobrażeń przesadzonych, ale też nie do końca bezpodstawnych.
    Trudno nie zgodzić się z tym, co piszesz o Australii i jej tożsamości. To ciekawe zjawisko.
    Co do pojęcia "rdzenności" mam jednak obiekcje - dla mnie rdzenny Europejczyk to wciąż biały chrześcijanin. W moim pojęciu rdzenny to tyle, co pierwotny, a za takich przyjezdnych z innych kontynentów nie mogę uznać.
    Ale śmiało można powiedzieć, że Europa przestała być jednorodna pod względem rasowym, religijnym itp.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja nie tyle odbieram prawo do wolnosci literackiej autora (bo nie odbieram), tylko dziwi mnie postawa bohatera, ktorego stworzyl - zupelnie nie znam ludzi myslacych w ten sposob, to dla mnie absolutna nowosc.
    Skojarzenia skojarzeniami, ale slowo "rdzenny" oznacza "pierwotny", ale tez "tubylec", "autochton". No i tak sie sklada, ze od parudziesiat dobrych lat autochtonami sa nie tylko biali chrzescijanie, tak jak autochtonami np. RPA sa nie tylko czarnoskorzy obywatele. Stereotyp rdzennosci pozostal teraz tylko stereotypem.
    Piszesz, ze przyjezdnych z innych kontynentow nie mozesz uznac za pierwotnych mieszkancow. Ja o nich tez nie pisze. Pisze o ludziach z trzeciego, czy czwartego pokolenia, ktorzy w kraju dziadkow czy pradziadkow nigdy nie byli i nie zawsze sa specjalni go ciekawi. To ludzie, ktorzy od kilku pokolen maja obywtelstwo jdnego z krajow Europy. Oni sa rdzennymi mieszkancami krajow, w ktorych sie urodzili. Wiele osob popelnia ten blad, ze widzac osobe np. o innym kolorze skory, mysli: "przyjezdny". A tak nie jest, czesto dla tej osoby Wielka Brytania, Francja, Szwecja to ojczyzna najblizsza sercu i takie myslenie o niej jako o przyjezdnym jest krzywdzace.

    OdpowiedzUsuń
  15. Może o tę nowość autorowi chodziło? Trzeba pamiętać, że główny bohater porusza się w nieprzeciętnych kręgach, które mogą przypominać nawet te dantejskie;) Poza tym nie tylko Tsiolkas źle widzi przyszłość Europy.

    Powtórzę się: dla mnie rdzenny to pierwszy, pierwotny (choćby ze względu na etymologię słowa). Stereotyp? Być może. Jest mi to obojętne. Jeśli za rdzennych uważać także tubylców (a często tak się robi, wiem), to naturalnie masz rację. Kwestia pojęć.

    Obawiam się jednak, że sporo czasu upłynie, zanim kolejne pokolenia obywateli o beżowym czy czarnym kolorze skóry zacznie się uważać za Europejczyków-autochtonów. Przez lata dziwili np. czarni niemieccy obywatele, potomkowie amer. żołnierzy z baz wojskowych. Podobno dla wielu Niemców (i nie tylko) do dzisiaj jest to problem.

    Naturalnie problem rdzenność/tubylczości inaczej wygląda w PL, gdzie jest b. mało "kolorowych" i wciąż przyciągają uwagę, a inaczej np. w UK, gdzie mieszkańcy różnych ras i wyznań już nikogo nie dziwią. Moim zdaniem Polacy są ksenofobiczni, mamy sporo do nadrobienia;)

    Co do osób zasymilowanych w nowej ojczyźnie - z pewnością traktowanie ich jako "obcych" jest krzywdzące. Pierwsze moje skojarzenie to marzec 1968, kiedy tysiącom Polaków wmawiano, że nie są Polakami.

    Bardzo dziękuję za uwagi, to interesujące poznać opinię kogoś żyjącego w odmiennym świecie - UK to jednak inna rzeczywistość (w pozytywnym znaczeniu oczywiście).

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja tez uwazam, ze Polacy sa ksenofobiczni, a co mnie bardzo przeraza niekiedy (zwlaszcza gdy czytam komentarze pod artykulami prasowymi w internecie, czasem zdarza mi sie pochlanac w tej masochistycznej dzialalnosci, sama nic nie pisze), to ze ci Polacy, ktorzy mieszkali za granica i wrocili bywaja mniej tolerancyjni i zamknieci na drugiego czlowieka. Wydawaloby mi sie, ze powinno byc inaczej, a tu niespodzianka :(

    Tak, w Anglii oczywiscie mieszkancy roznych wyznan czy koloru skory nie dziwia, sa tutejsi. Wlasnie w jednym z najlepszych opiniotworczych miesiecznikow o charakterze spolecznych, ktory prenumerujemy, zamieszczono kilka artykulow pod wspolnym tematem: "Rethinking race: Has multiculturalism had its day?" Teza jest glownie taka, ze dyksryminacja osob z mniejszosci jest minimalna i jesli istnieje, to raczej na osobistym gruncie niz instytucjonalnym. Problemu w Wielkiej Brytanii nie sprawiaja mniejszosci etniczne, a biali Brytyjczycy z najnizszej klasy spolecznej, zyjacy na zasilkach, nie chcacy sie uczyc i pracowac i zywiacy postawe roszczeniowa wobec panstwa i innych. Oni sa widoczni w spoleczenstwie i sprawiaja mase klopotow.

    Ale sytuacja w wielu europejskich krajach jest rozna. W Niemczech (tam wlasnie robilam magistra z pedagogiki interkulturowej) przez dekady odmawialo sie, na oficjalnym gruncie, uznania kolejnych pokolen dawnych przybyszy z Turcji za Niemcow. Obywatelstwo mieli, ale w swiadomosci wielu bialych Niemcow pozostali "imigrantami", mimo iz ich ojczyzna byly Niemcy. Oj, ten kraj ma duzo jeszcze do zrobienia w kwestii otwartosci...

    Wiele krajow obecnie wielokulturowych ma odmienne problemy z mniejszosciami nie tylko wynikajace z powodu odmiennej kultury mniejszosci (inna jest specyfika mniejszosci pochodzenia pakistanskiego a tureckiego czy wietnamskiego), historii kraju, w ktorym te mniejszosci czy juz od kilku pokolen rdzenni mieszkancy (o obcym pochodzeniu dziadkow czy rodzicow) zyja - co innego potomkowie Algierczykow we Francji a co innego Indusi w Anglii. Do tego dochodza problemy natury politycznej (wiekszosc konfliktow spowodowanych jest przez sytuacje polityczna, a niewielki wplyw ma religia, co media staraja sie przeinaczac). A najwieksze chyba znaczenie ma odmienna polityka panstwa odnosnie zycia w spoleczenstwie: roznice pojeciowe i interpretacyjne miedzy asymilacja a integracja sa kolosalne. Wiekszosc dyskusji obraca sie wokol tych terminow nie wyjasniajach ich porzadnie i zakladajac, ze wszyscy rozumieja je tak samo - a to nieprawda.

    Mnie sie na ten temat swietnie rozmawia, to temat rzeka dla mnie i wielka pasja :)
    A jakbys miala dostep, polecam znakomita ksiazke Amina Maaloufa pt. "On Identity" - otwiera oczy na wiele spraw (oryginalnie napisana zostala po francusku, ale nie wiem, czy czytasz po francusku).

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja również spotkałam się z tym, że Polacy mający zagranicą bliski kontakt np. z Afrykańczykami lub Hindusami nabierali do nich antypatii. Koleżanka od 20 lat mieszkająca w NJ otwarcie przyznaje się, że w Stanach stała się rasistką. Dobry temat do badań.

    Faktycznie polityka państwa wiele znaczy, swoją drogą mniejszości etniczne to temat, którym można na różne sposoby pogrywać czyli manipulować.

    To ciekawe, co piszesz o niezaradnych i leniwych Brytyjczykach. Kto by pomyślał.

    Na książkę Maaloufa zwrócę uwagę, może być niezła.

    OdpowiedzUsuń
  18. na temat marwoty (starej) europy napisze w planowanym poscie o "glosniej" - zapraszam

    w SE sprawa ze swoimi i obcymi j jasna: swoi to tylko i wylacznie szwedzi, do conajmniej czwartego pokolenia wstecz. adoptowane dzieci róznych kolorów sa nagminnie pytanie skad pochodza, skoro mówia tak dobrze po szwedzku. od imigranta j wymagane, zeby totalnie sie wyparl kultury wlasnej i zeby wpadal co chwile w zachwyt nad szwedzka oraz zeby wyrazal wdziecznosc za sam fakt, ze moze tutaj pomieszkac. u sporej grupy ludzi rozwija to pewnego rodzaju ketman - siedza cicho w pracy i sa bardziej szwedzcy niz szwedzi wlasciwi, a potem w domu ogladaja polska TV

    inny aspekt: kolezanka boi sie powiedziec mezowi (oboje etniczni szwedzi), ze kupuje owoce w lidl'u! bo to nieszwedzka firma, czyli na pewno truje ludzi

    imigranci mile widziani sa do pracy, byle za 40% uposazenia i zeby sie nie mieszali z panciostwem. maja nie brac tutaj rodzin i pojechac do domu na starosc, zeby nie obciazac systemu. ostatnio opiniowalam wlasnie wniosek na zgromadzenie zwiazku jakiegos hindusa, kt domagal sie...informacji po angielsku. pisal, ze reprezentuje duza drupe czlonków i zwiazek powinien im zapewnic seminaria po angielsku. bo oni szwedzkiego nawet nie maja zamiaru sie uczyc. czyli powstaje spoleczenstwo "dwóch predkosci"

    OdpowiedzUsuń
  19. a z niemcami w zyciu nie mialam klopotów: jak sie ma wyksztalcenie, to ma sie bilet na salony (patrz bourdieu i kapital symboliczny)

    OdpowiedzUsuń
  20. http://wyborcza.pl/1,89397,8432065,Debata__Czy_multikulturalizm_jest_zagrozeniem_dla.html

    OdpowiedzUsuń
  21. Sygrydo, ciekawa debata, chetnie wzielabym w niej udzial. Bylam na podobnej w Londynie, ale dotyczyla wlasciwie niemal wylacznie kwestii muzulmanow i miala w temacie pytanie: "Is Europe failing its muslims?" Pisalam o tym na portalu Arabia.pl.
    Przykro sie czyta o Twoich obserwacjach ze Szwecji. Niby slyszalam i czytalam o zamknieciu Szwedow na innosc i wielki dystans do przybyszy, ale tez wydaje mi sie, ze sytuacja ulegla pogorszeniu w ostatnich latach. Chyba w zeszlym tygodniu "The Economist" pisal o szwedzkiej ksenofobii, gdzies w stercie gazet lezy ten tygodnik u mnie na stole, przypomnialo mi sie, ze mialam przeczytac artykul :)
    Ale wyczuwam tez u Ciebie niechec do tej szwedzkiej postawy, co mnie cieszy :)
    Z Niemcami ja osobiscie problemow nie mialam, ale nasluchalam i naogladalam sie troche na studiach i podczas praktyk.

    Aniu, oj tak, leniwi i nie tyle niezaradni, co nie chcacy sobie radzic Anglicy istnieja, niestety. Ci z absolutnych nizin spolecznych, ktorzy dostali mieszkanie za darmo, ktorzy wola pobierac zasilki niz isc do pracy, ktoryh dzieci calymi grupkami szwendaja sie do pozna w nocy po ulicach to problem tego spoleczenstwa. Wcale nie mniejszosci. Te bachory - nie boje sie ich tak nazwac - co pare dni kradna nowy rower (plaga kradziezy rowerow to dramat w mojej dzielnicy), na naszych oczach w sobotni wieczor kilku chlopcow ukradl rower przed restauracja, w ktorej siedzielismy. Ta uliczka jest tlumnie odwiedzana, wszystkie restauracje maja stoliki n ulicy, przypomina to nieco klimatem wloskie placyki czy francukie uliczki. Wiec ludzi bylo duzo i moj chlopak zauwazyl, ze ci chlopcy majstruja przy najwidoczniej cudzym rowerze. Wstal - odwazny jest! - podbiegl do nich i krzyknal, ze to jego rower. Ale wtedy chlopcom udalo sie rower odczepic i odjechali na nim smiejac sie w glos. Okazalo sie potem, ze rower nalezal do jednego z kelnerow restauracji, w ktorej jedlismy kolacje... Moim zdaniem prawo jest zbyt lagodne dla takich dzieci, bo to sa jeszcze dzieci, 11-15 lat, nic im nie mozna zrobic, a oni kpia sobie z uczciwosci.

    OdpowiedzUsuń
  22. Sygryda -->

    Faktycznie dość nieciekawy obraz Szwedów przedstawiłaś. Co gorsza, najwyraźniej nie zanosi się chyba na szybkie, albo jakiekolwiek zmiany;(
    O debacie zaraz sobie poczytam.

    Chihiro -->

    Twoja historyjka o nieletnich złodziejach przypomina mi klimat warszawskiej Pragi i dzieci kradnące karuzele z placu zabaw w celu odsprzedania w punkcie skupu złomu;( Kary powinny być, jak najbardziej. Mnie jeszcze bardziej przerażają nastolatkowie znęcający się np. nad bezdomnymi, że o kolegach nie wspomnę. Często tacy delikwenci pochodzą z przyzwoitych domów, więc tym bardziej takie zachowania mnie zastanawiają.

    OdpowiedzUsuń