piątek, 9 grudnia 2011

Klub czytelniczy (odc. 12) - Matka Joanna od Aniołów


Garść informacji dotyczących dzisiejszej lektury:

Kanwą opowiadania Iwaszkiewicza są wydarzenia z początku XVII w. w Loudun we Francji, gdzie odbył się proces księdza Urbana Grandiera, oskarżonego przez matkę przełożoną klasztoru Urszulanek o opętanie zakonnic i konszachty z diabłem. Te same wydarzenia opisał również Aldous Huxley w powieści "Diabły z Loudun" (1952) oraz John Whiting w sztuce teatralnej "Demony" (1961). Książka Iwaszkiewicza została sfilmowana przez Jerzego Kawalerowicza, a Huxleya - przez zmarłego w listopadzie br. Kena Russela ("Diabły"). Temat okazał się wyjątkowo nośny - w 1969 r. Krzysztof Penderecki skomponował operę "Diabły z Loudun". Wniosek jest jeden: "Matkę Joannę od Aniołów" warto znać;)



Pytania do dyskusji:

1. Jakie są Wasze ogólne wrażenia po lekturze „Matki Joanny od Aniołów”?

2. W opowiadaniu pojawiają się różne koncepcje dotyczące zła. Czy któraś z nich wydała Wam się szczególnie interesująca?

3. Czy Matka Joanna była rzeczywiście opętana?

4. Cadyk – mędrzec czy szatan w przebraniu?

5. Dlaczego ksiądz Suryn poniósł klęskę?

6. Co dla Was pozostanie sednem opowiadania Iwaszkiewicza?

7. Pytanie dla osób, które widziały ekranizację Jerzego Kawalerowicza – jak według Was wypada porównanie filmu z pierwowzorem literackim?

8. Miejsce na wasze pytania.



Zapraszam wszystkich chętnych do dyskusji;)



38 komentarzy:

  1. Ad. 1
    Książkę przeczytałam jednym tchem, w lekkim amoku, zrobiła na mnie duże wrażenie.
    Polszczyzna Iwaszkiewicza, subtelnie stylizowana na siedemnastowieczną, podbiła moje serce. Wynotowałam sobie cudne słowa, które szczególnie przypadły mi do gustu: łakomca ekstraordynaryjny, len supławy, wolna ptaszka, kożuchasty stróż, inkomodować, Pambóg, na skwoź, skrofuliczna twarz, mąt, świronek.
    Podoba mi się to, że książka może zainteresować i mniej wymagającego poszukiwacza sensacji (finał godny skandynawskich kryminałów), i osoby o bardziej wyrafinowanych gustach.
    Na myśl o lekturze kolejnych książek Iwaszkiewicza czuję się jak łakomca ekstraordynaryjny! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mogłam zapomnieć o najtyczance! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam koleżankę historyczkę, która z upodobaniem używa słowa "ekstraordynaryjne" i b. mi się to u niej podoba;) Wolna ptaszka też cudne wyrażenie.
    O, a mnie się wydawało, że zakończenie zostało napisane na kolanie;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Co do najtyczanki - zaiste, aż się zdziwiłam, że o niej nie wspomniałaś;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ad. 2
    Zło to jeden z głównych tematów "Matki Joanny...". Czai się wszędzie, a przede wszystkim mieszka w nas samych. Osoby duchowne mają z nim taki sam problem jak przeciętni śmiertelnicy.
    Zło zostało przedstawione jako irracjonalna siła, która zamienia anioły w diabły w przeciągu sekund. Ponure jest to, że tak naprawdę nikomu nie można zaufać. Według Kaziuka "po każdym człowieku wszystkiego można się spodziewać. Człowiek to dziwna ptaszka" (s. 178).
    Szczególnej mocy nabierają te słowa, kiedy uświadomimy sobie, że zostały wypowiedziane niedługo przed śmiercią, którą zada chłopakowi w okrutny sposób dotychczasowy autorytet moralny.
    Największe wrażenie zrobiły na mnie dwa fragmenty na temat zła. O orzechu włoskim i o jadrze ciemności - jakżeby inaczej! :)

    Dusza ludzka nie ma kształtu szklanki. Podobna jest raczej do włoskiego orzecha, tyle tam kawałków, części, zakamarków, zagłębień. I jeżeli diabeł, uchodząc z duszy ludzkiej, zostawi w głębinie samej w oddalonej jakiejś cząstce duszy choć krople swojego diabelstwa, to kropla ta zepsowa wlewającą się miłość bożą, jak kropla inkaustu psuje cały kielich wina.

    Ksiądz Suryn obok tego światła spostrzegał mimo wszystko małą, ciemną przestrzeń garnącą się do dna jego istoty, małą, czarną komórkę — na wskroś różną od tego światła, od tej jasności bożej — małe, ale osobne miejsce, gdzie skurczone i schowane, prawdziwie jednak obecne, przebywało zło. I w miarę jak modlitwa się przedłużała, z owego małego jądra ciemności poczynały się rozwijać jakieś macki czarne i giętkie, rozplątywały się z węzłów i gruzłów i coraz bardziej odsuwały światło Jezusowe. Cały czarny kompleks powiększał się coraz bardziej — i nagle ksiądz Suryn spostrzegał oczami ciała prawie, oczami wyobraźni całą okazałość i całą potęgę zła. I świat cały rozdwajał się przed nim na światło i mrok, na jasność i ciemność (s. 23).

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Ania
    Na kolanie???
    Moim zdaniem finał jest porażający. Zresztą wszystko, co dzieje się wcześniej, prowadzi do niego nieuchronnie.
    Bardzo mroczna jest ta końcówka, Wyczuwa się też zmianę stylu: narrator oddaje głos bohaterom, sam usuwa się w cień. O potwornościach mówi się zdecydowanie prostszym i przez to o wiele bardziej przejmującym językiem niż w pozostałej części opowieści. Ale to jest zabieg celowy, nie zaniedbanie ze strony autora. Na mnie ta ascetyczna relacja zrobiła o wiele większe wrażenie, niż gdyby Iwaszkiewicz spiętrzył tam wypieszczone metafory.
    Uważam, że finał przemyślany jest w najdrobniejszych szczegółach.

    OdpowiedzUsuń
  7. --> Lirael

    Ładnie powiedziane: Zło przede wszystkim czai się w nas samych.
    Na fragment jądrze ciemności również zwróciłam uwagę;) Mnie się podobało podejście ks. Bryma, że zło bierze się z miłości/słabości. Do piwa, do kaszy itp. Miał b. życiowe podejście do ludzi.

    Co do zakończenia - wydaje mi się, że jest jednak niedopracowane, w moim odczuciu dalszy los sióstr zawodzi. No, ale gdyby któraś (albo obie) zrezygnowały z życia w zakonie, byłoby z kolei sztampowo;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ad. 3
    Kolejny wielki plus "Matki Joanny...": to czytelnik podejmuje decyzję, kim naprawdę była Joanna. Autor tylko sugeruje pewne możliwości, wybiera czytelnik.
    Mam poważne wątpliwości co do opętania Joanny. Wydaje mi się, że była albo cierpiała na chorobę psychiczną, albo była osobą, która koniecznie chciała zaistnieć, zmienić swoje szare i nudne życie, a miała świadomość, że będzie takie aż do końca, w coś ekscytującego. Chciała być w centrum zainteresowania i wywoływać sensację. Robiła to perfekcyjnie. Może była niezrealizowaną aktorką? Wiele fragmentów świadczy o tym, że miała w tej dziedzinie duże zdolności.

    OdpowiedzUsuń
  9. --> Lirael

    Jeszcze o zakończeniu - absolutnie masz rację co do zmiany stylu, to na pewno jest celowe itp. Ja chyba po prostu czegoś innego się spodziewałam (a przecież film widziałam;)).

    Ad 3

    No właśnie! Mam podobne wrażenie, że Matka Joanna trochę się zabawiała innymi. To była kobieta ambitna, chciała być święta, a nie tylko (sic) zbawiona.

    O gdybyś ty mnie uczynił świętą! To jest jedyna tęsknota! Ale ty mnie chcesz upodobnić do tysięcy, tysięcy ludzi, jacy błądzą bez celu po świecie! Chcesz mnie uczynić taką samą zakonnicą - jak ojciec mój chciał mnie uczynić córką, matką, żoną (...).

    I to mi się podoba w Joannie!:)

    OdpowiedzUsuń
  10. ~ Ania
    Dlaczego dalszy los sióstr zawodzi? Uważam, że książka kończy się w sposób przewrotny i mnie się to podoba. :)
    Według mnie w losie sióstr kryje się duża doza gorzkiej ironii i poniekąd odpowiedź na Twoje pytanie trzecie.
    Po śmierci Joanny na czele zakonu stanęła Małgorzata, "słynna z pobożności [intensywne kontakty cielesne z płcią przeciwną] ipracowitości [liczne wizyty w karczmie]". To brzmi jak żart. Małgorzata wzorem cnót nie była absolutnie. Doznała silnego zawodu miłosnego, więc można sobie wyobrazić, że będzie tajny proceder kontynuować, albo wylewać frustrację na pozostałe siostry.
    A co z Joanną po morderstwie? Najpierw nawrót opętania. Dlaczego diabły ponownie opętały matkę Joannę? Ponieważ wtedy uznano ją za osobę niepoczytalną i nikomu do głowy by nie przyszło zrzucić na nią odpowiedzialność za to, co stało się z Surynem. Parę lat później dziwnym trafem wyzdrowiała na dobre i do końca życia nie miała z diabłami problemów.
    Upieram się przy tym, że zakończenie jest ukoronowaniem opowieści. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. ~ Ania
    We mnie Joanna wywołuje niechęć, głównie za sprawą sztuki manipulacji ludźmi opanowanej do perfekcji, ale i głębokie współczucie - gdyby żyła w innych czasach i nie była zakonnicą, jej życie wyglądałoby chyba zupełnie inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  12. 1. się podobało, chociaż byłem pełen rezerwy po nijakich opowiadaniach, które dotąd czytałem i po filmie, który w młodości odebrałem jako nudny. Ale jest w tym opowiadaniu nastrój, nerw, suspens, dużo emocji.
    3. najchętniej bym napisał, że Joanna była cwaną aktorzycą, która sobie urozmaicała nudę klasztornego życia, urządzając pokazowe cyrki. Zresztą mógłby na to wskazywać fakt, że numer z klamką był powszechnie znany. Ale równocześnie wiele wskazuje, że być może to, co miało być spektaklem trochę się jej wymknęło spod kontroli i jej histeria i ataki były autentyczne. Wciąż jednak trzymałbym się wersji o dolegliwościach nerwowych, a nie opętaniu.
    5. Suryn to jest dla mnie ten typ duchownego, który nie jest w swej wierze zbyt szczery. Chowany od dziecka w dewocji, chyba skłaniany przez matkę do wstąpienia do zakonu i życia duchownego - zapewne wbrew własnym skłonnościom, których nie miał szansy sobie uświadomić. Potem te wszystkie studia, posty, dyscyplina - wszystko po to, żeby zagłuszyć w sobie ten czarny orzech zła, który w nim tkwił. To może nawet nie było zło, ale poczucie niespełnienia? jakieś utajone pragnienia innego życia? W każdym razie ta jego wiara jest zbyt wyrozumowana, zbyt wytrenowana, dla mnie niezbyt może nawet szczera. A poniósł klęskę, bo po raz pierwszy w życiu uświadomił sobie, co utracił - pewnie byłby niezłym wojakiem, chciałby kochać.
    7. Film pamiętam dość mętnie. Winnicka zbyt piękna na Joannę, nietrudno się w niej zakochać. Nie wiem, czy to wpływ laickiej epoki, czy może taka interpretacja reżyserska, ale odniosłem wrażenie, że wg Kawalerowicza Joanna jest znakomitą aktorką i manipulatorką, na dodatek dobrze się bawi siejąc grozę swoim opętaniem.

    OdpowiedzUsuń
  13. Co do siostry Małgorzaty, to może jednak zdanie z zakończenia nie jest zjadliwą ironią, tylko jednak doszło w niej, jako pewnie jedynej, do prawdziwej zmiany? To w końcu była realistka, rozsądna, trochę płocha - potem oszukana i uwiedziona musiała znaleźć sobie jakiś kompas życiowy i pewnie sama sobie narzuciła pracę i dyscyplinę.
    Natomiast co do losów Joanny, to zastanawiam się, czy powrót demonów nie nastąpił po uświadomieniu sobie przez nią, że straciła miłość Suryna, może dotarło do niej, że jego czyn miał związek z brakiem szans ich miłości. Niestety Suryn nie wpadł na to, na co wpadł pan Chrząszczewski:P może obyłoby się bez krwawego finału.

    OdpowiedzUsuń
  14. --> Lirael

    Mnie określenie "słynna z ..." przypomina okolicznościowe pisma, w których często ubarwia się prawdę pisząc o kandydacie, nominowanym, zmarłym itp.

    Też nieco mnie dziwiły te nawroty opętania, ale co ja wiem o demonach;) Podobno w rzeczywistości Joanna nie była opętana - była niekonwencjonalna, a wierchuszka wplątała w to diabła, żeby można było pokazać podczas egzorcyzmów wagę kościoła.

    Matka Joanna również nieco mnie irytowała, ale ostatnio wolę "złych" bohaterów, bo - jak stwierdziła Murdoch - są znacznie ciekawsi. I to jak!;)

    OdpowiedzUsuń
  15. --> zacofany.w.lekturze

    1. Nastrój był, a jakże. Jesień, wiatr, ogólny schyłek. I ile tu symboli: dzwony, zajazd na rozstajach, a w nim Cyganka ze swoją wróżbą: horbatu polubisz. Uwielbiam takie elementy.

    3. Dolegliwości nerwowe Joanny są niezłym wytłumaczeniem, zgadza się.

    5. Wg mnie Suryn był nieco naiwny i nie miał tzw. życiowej wiedzy, słabo rozumiał ludzi. Być może wynika to z tego, że sam ze sobą nie mógł dojść do ładu. Ma w sobie coś z doktrynera, do porad innych podchodził z dużym dystansem.
    Topór również skierował mnie w kierunku "kariery" woja, miałam wrażenie, że nawet był wcześniej na jakiejś wojnie. Najwyraźniej habit był dla niego podobnym ciężarem jak dla Joanny.
    Poza tym poniósł klęskę, bo zamiast zwalczać przyczyny, wziął "diabła" na siebie, tak więc zagrożenie wciąż istniało - tak mi się medycznie skojarzyło. Zastanawiało mnie, dlaczego Suryna akurat wysłano do Ludynia - to taki słabiak był, zupełnie sobie nie radził;(

    7. Film pamiętam wyrywkowo, ale zbliżenia twarzy Winnickiej najbardziej utkwiły mi w pamięci. Wydała mi się silniejsza duchem niż ksiądz. Plus sceny z karczmy, jako urozmaicenie.

    OdpowiedzUsuń
  16. 1. Ja tam kiepski z symboli jestem, ale na nastrój złożyły się znakomicie:) Właśnie ta cygańska wróżba mi trochę psuła fabułę, ale może to nie miała być zapowiedź dalszych wydarzeń, tylko element, który samemu Surynowi coś zasugerował. Może bez Cyganki uczucie by się nie rozwinęło?
    5. Naiwny był, ale jak sam mówił - świata nie poznał. Był doktrynerem, bo jego wiara nie była do końca szczera, więc musiał się opierać na doktrynie. Wysłano go, bo robił wrażenie jakiego Sawonaroli: fanatyk, wykształcony, zdyscyplinowany, ascetyk. W końcu nikt nie wiedział, co tak naprawdę te cechy maskowały.
    Przy pierwszej scenie z siekierą odniosłem takie samo wrażenie, że był wojakiem, ale potem nic tego nie potwierdza. Można by zaryzykować twierdzenie, że być może siekiera uświadomiła Surynowi (albo/i czytelnikowi), co było jego prawdziwym przeznaczeniem, ale równie dobrze to mogła być ta strzelba z pierwszego aktu, co to wystrzeliwuje w finale:P
    7. Twarz Winnickiej u kraty - tego się nie zapomina: http://www.100latpolskiegofilmu.pl/files/image/Matka-Joanna_194.jpg
    3. Teraz przepraszam za prymitywne trywializowanie, ale moje pierwsze skojarzenie związane z opętaniami wśród zakonnic pochodzi z Seksmisji: "Sfiksowałyście boście chłopa dawno nie miały. Chłopa wam trzeba!" Histeria często miewa takie podłoże (a propos, jest po polsku bardzo dobra "Historia histerii").

    OdpowiedzUsuń
  17. --> zacofany.w.lekturze

    1.

    Wróżba Cyganki mogła pewne rzeczy zapowiadać, ale też pokazuje charakter Suryna: z tekstu wynika, że w ogóle nie zareagował na te "facecje", dopiero później głos Cyganki za nim "chodził".

    Podczas lektury miałam też wrażenie, że z psychologią postaci jest u Iwaszkiewicza średnio. Główne osoby dramatu wydały mi się nie do końca dopracowane. owszem, niedopowiedzenie mogłoby być celowym zabiegiem, ale...

    3. Takie rozwiązanie jest możliwe. Dla mnie to temat dość drażliwy, uważam, że zbyt często i łatwo panowie właśnie w ten sposób tłumaczyli sobie niezrozumiałe zachowania kobiet. Obecnie to się na szczęście zmienia, ale sporo kobiet unieszczęśliwiono wskutek leczenia u nich rzekomej histerii. O metodach leczenia zapewne we wspomnianej przez Ciebie książce (zajrzę do niej z chęcią) wspomniano. Niemniej Twoja sugestia nie jest pozbawiona racji.

    5. No właśnie - nic tezy o wojaku nie potwierdza. Pojawia się za to nowy trop - kiedy Suryn był dzieckiem, szaleniec zabił siekierą ulubionego parobka na dworze jego rodziców, parobek był b. pobożny.
    Myślę, że siekiera jako zapowiedź nieszczęścia w finale to pewnik;)

    OdpowiedzUsuń
  18. 1. Jestem z psychologią na bakier, więc póki nie przeczy zdrowemu rozsądkowi, to nic albo prawie nic nie zauważam. Suryn był najlepiej dopracowany i w nim akurat sprzeczności nie zauważam, zagadką jest Joanna, którą obserwujemy wyłącznie oczami innych. Natomiast trochę mnie drażniło niedopowiedzenie postaci Kaziuka - kto to miał być? Odpowiednik tego pachołka z dzieciństwa Suryna? Anioł stróż? Erotyczna fascynacja?
    3. Histerię diagnozowano też u panów:) Zwróć uwagę, że mamy tu idealne środowisko do rozwoju zaburzeń psychicznych: grupa kobiet, raczej niepracujących, o skłonnościach dewocyjnych, może znudzonych, odciętych od świata - akurat wystarczy, żeby jakaś być może chęć zwrócenia na siebie uwagi przekształciła się w jakieś zaburzenia umysłowe. Pewnie zaczęła Joanna, a potem reszta mniszek uznała, że nie chcą być gorsze od przełożonej. Jednej Małgorzacie się nie nudziło, mogła sobie na plotki wyskoczyć:P
    5. Ciekawe, dlaczego zabił właśnie parobków, a nie grzeszną zakonnicę i uwodziciela. Najpewniej zadecydował ten epizod z dzieciństwa, ale znowu za mało o tym wiemy i możemy tylko gubić się w domysłach.
    4. Cadyk - dla mnie to typowy żydowski mędrzec, który ma wyjątkową okazję okazać wyższość katolickiemu duchownemu, który pewnie wyraża się o nim per "ten parch". No to korzysta z okazji, by udowodnić Surynowi niższość i niewiedzę, a rozgorączkowany duchowny zaczyna w nim widzieć wcielone zło.

    OdpowiedzUsuń
  19. --> zacofany.w.lekturze

    1.

    Mnie też Kaziuk wydał się zagadkowy. Również skłaniam się ku temu, że był odpowiednikiem/nowym wcieleniem pachołka z dzieciństwa. Teraz pojawia się pytanie: dlaczego zginął jak jego pierwowzór? Bo Suryn aż tak się zasugerował, coś sobie wmówił?

    Natomiast najbardziej irytującą postacią był dla mnie Wołodkowicz - miałam skojarzenia z paparazzim;)

    3.

    O panach histerykach właściwie nie słyszałam, to kobietom się zarzuca, że histeryzują, nawet jeśli tylko np. wyolbrzymiają pewne fakty;)
    Środowisko dla tej choroby faktycznie było, dodam jeszcze frustrację spowodowaną przymusowym wręcz zamknięciem w klasztorze. I też myślę, że siostrzyczki głownie naśladowały Joannę, z czystej zazdrości;)

    4.
    Dla mnie również cadyk jest mędrcem, który niejedno w życiu widział i wiedzę czerpie nie tylko z ksiąg. Podobały mi się dwie jego uwagi:

    Anioł odleciał od matki Joanny i oto została sama z sobą. Może to tylko własna natura człowiek?

    oraz fundamentalne dla mnie w tym opowiadaniu:

    Miłość jest na dnie wszystkiego, co się w świecie dzieje.

    No, ale kobiet to cadyk nie uważa, oj nie uważa;) Zresztą jak i Suryn Żydów - takie miałam wrażenie;).

    5.

    Może chodziło o ofiarę z niewinnych ludzi? Z jednej strony pokazuje to moc diabła, który każe Surynowi zaatakować Bogu ducha winne osoby, a z drugiej, może Suryn sobie wymyślił, że dzięki przedwczesnej śmierci jego ofiary pozostaną bezgrzeszne. No, ale to są tylko moje domysły;)

    OdpowiedzUsuń
  20. 1. W gruncie rzeczy taki Kaziuk powinien być Surynowi obojętny, o tym drugim nie wspominając. Za mało mamy danych:(
    5. W sumie nie wiemy, jakie były szczegóły układu Suryna z diabłem. Ta bezgrzeszność ofiar do mnie nie przemawia, po co miałby Bogu aniołów przysparzać:P Grzeszna zakonnica to by było co innego:)

    OdpowiedzUsuń
  21. 1.

    Trudno nie zauważyć w tekście, że Kaziuk był uczynny i miły dla Suryna. Suryn to też zauważył, jego (chyba) ostatnie słowa do chłopaka:

    Dobre dziecko jesteś - powiedział - litujesz się nad biednym grzesznikiem. Czym ja ci się odwdzięczę?

    I z powodu takich właśnie niejasności uważam, że psychologia postaci szwankuje.

    5.

    Jak to jakie były szczegóły układu z diabłem? Oddał się diabłu, żeby ocalić Joannę. A dusza księdza chyba cenniejsza niż zwykłego parobka? Gdybym była diabłem, tak bym przynajmniej kombinowała;)

    OdpowiedzUsuń
  22. Miałam na myśli, że można poświęcić jedną duszkę panu Bogu, bo dusza księdza dla diabła ma większą wartość;)

    OdpowiedzUsuń
  23. o rany to juz? jeszcze nie zdarzyłam ponownie przejrzeć lektury ...

    OdpowiedzUsuń
  24. Ad. 4
    Cadyka odebrałam jako mędrca. Suryn uznaje za oznakę upadku to, że zwraca się o pomoc do Żyda. Odniosłam wrażenie, że go ta sytuacja upokarza.
    Scena u cadyka mnie nie zachwyciła, odniosłam wrażenie, że została "przyszyta" trochę na siłę.

    Ad. 5
    Suryn był tylko człowiekiem, a uważał się za postać świetlaną i rozziew między jego wyobrażeniami o sobie a rzeczywistością wessał go niczym kosmiczna czarna dziura. Uważał, że miłość przebiega jak mistyczne zaślubiny: „”trzeba tylko trochę otworzyć duszę swoją, a miłość napełni ją jak zapach jaśminu”(s. 150). Tymczasem uczucie, które mu się przytrafiło miało siłę mrocznego tajfunu i nie mogąc wydostać się na zewnątrz, doprowadziło do kataklizmu.

    Ad. 6
    Wysoko oceniam "Matkę Joannę..." między innymi dlatego, że odpowiedzi czytelników na to pytanie mogą się bardzo różnić.
    W warstwie "naskórkowej" odebrałam opowiadanie Iwaszkiewicza jako gwałtowny protest przeciwko celibatowi i ogólnie rzecz biorąc bardzo krytyczną ocenę instytucji kościoła.
    To również opowieść o tym, że tłumione pragnienia i namiętności zmieniają człowieka w potwora. Suryn czuł w sobie „nieustanną pracę pulsujących wrzodów”(s. 163).
    Wyczuwam też podobieństwo "Matki Joanny..." do "Dzwonu" Iris Murdoch w przekonaniu autora, że mimo "wzbierających wód niedoskonałości" człowiek stroi się w anielskie skrzydła i próbuje szybować na niebie, co kończy się bolesnym upadkiem. Odniosłam wrażenie, że według Iwaszkiewicza kapłaństwo i życie zakonne stawiają przed ludźmi zbyt wysoką poprzeczkę, co prowadzi do nieszczęść.

    Ad. 7
    Nie oglądałam adaptacji, ale ja też uważam, że Joanna powinna być zdecydowanie mniej atrakcyjna fizycznie.

    OdpowiedzUsuń
  25. Wracając do zakończenia, nie wierzę w nawrócenie Małgorzaty. Nie była podlotkiem, a przypuszczam, że pan Chrząszczewski nie był pierwszym mężczyzną jej życia. Sadzę, że niejeden mężczyzna uległ czarowi jej szlagieru "Wolę ja mniszką być". :) O uwiedzeniu mowy być nie mogło, jeśli już to raczej Chrząszczewski wpadł w jej sidła niż odwrotnie. :)

    Historia Joanny i pozostałych sióstr kojarzy mi się z całkiem świeżą awanturą z betankami, rozgrywającą się niedaleko Lublina.

    OdpowiedzUsuń
  26. Ja też zastanawiałam się nad obecnością dwóch młodzianków. Przypuszczam, że opis ich wyglądu i wspólnego spania sprawiał niekłamaną przyjemność Iwaszkiewiczowi. :) Poza tym byli niewinnymi ofiarami i przez to zbrodnia Suryna nabiera charakteru jeszcze większego zła, niż gdyby zamordował moralnie dwuznaczną Małgorzatę czy Chrząszczewskiego. Wtedy jego czyn można by rozpatrywać w kategorii surowej kary dla grzeszników. Brutalny mord na chłopcach bez skazy to zło w czystej postaci.

    OdpowiedzUsuń
  27. --> Dea

    Na pewno dużo pamiętasz, tej książki tak łatwo się nie zapomina;)

    OdpowiedzUsuń
  28. --> Lirael

    4.

    Absolutnie tak - Suryn najwyraźniej musiał się przemóc, aby pójść do cadyka. Traktował chyba to spotkanie jako ostatnią deskę ratunku.

    5.

    O, naprawdę odniosłaś wrażenie, że Suryn uważał się za postać świetlaną? Owszem, sprawiał wrażenie surowego, chwilami nawet się wywyższał, ale dla mnie to była maska - wciąż walczył ze swoją słabością, nieporadnością.

    Pięknie napisałaś o jego zakochaniu!;)

    Co do Małgorzaty - również mi się wydawało, że to spryciula była, całkiem odważnie zachowywała się w karczmie, jak stała bywalczyni;).
    Skojarzenia z betankami też się u mnie pojawiły;)

    Młodzianie - ależ tak, znać tu pewną przyjemność w opisie. Suryn dokładnie obejrzał sobie Kaziuka w drodze na spoczynek;)

    OdpowiedzUsuń
  29. --> Lirael

    6

    Już myślałam, że krytyka kościoła w opowiadaniu to moje widzimisię;) Podobał mi się taki fragment:

    On (ojciec Laktancjusz) twierdzi, że skoro lud widzi diabła - to lepiej wierzy w Pana Boga i w Kościół katolicki. Toteż pokazuje ludowi, co tylko może - jak sztuki na jarmarku!

    Tak, książka daje wiele możliwości interpretacyjnych. Jeśli wziąć pod uwagę, że została ukończona w 1943 r., można rozpatrywać ją także jako komentarz do wydarzeń wojennych.

    Dla mnie "Matka..." jest o tym, jak niewinnie może wyglądać diabeł/zło, bo rzeczywiście Miłość jest na dnie wszystkiego, co się w świecie dzieje. To może być piwko, piękna panna, cokolwiek.

    OdpowiedzUsuń
  30. A czy zwróciliście uwagę na dzieci u księdza Bryma? Niby to sieroty po ks. Garncu, ale po co je Iwaszkiewicz w ogóle wprowadził do opowiadania?

    OdpowiedzUsuń
  31. Mnie też dzieci u księdza zdziwiły. Wydaje mi się, że miały być żywym dowodem grzesznych skłonności mniszek.
    W ogóle mimo otoczki religijnej to wszystko wydaje się dzikie i pogańskie. Nazwiska księży brzmią jak imiona bogów prasłowiańskich (Suryn, Garniec, Brym), Joanna i inne zakonnice zachowują się jak stadko zdradliwych dziwożon, które doprowadza męski ród do upadku, a już ten stos, na którym spłonął Garniec, pachnie mi obrzędami rodem ze "Starej baśni".

    OdpowiedzUsuń
  32. Akurat dzieci po Garncu mnie nie zdziwiły. To żywy dowód dobroci księdza Bryma, który jak prawdziwy chrześcijanin nie potępia, tylko pomaga. Poza tym sceny z dziećmi łagodzą nieco napięcie i ponurą atmosferę utworu. Garniec natomiast spłonął na stosie inkwizycyjnym, chociaż wydaje mi się to niejaką przesadą, w końcu POlska była krajem bez stosów. No ale w dziczy i do tego mogło dojść przy oskarżeniu o czary.
    @Lirael: przecież to nie mniszki urodziły dzieci Garncowi:)

    OdpowiedzUsuń
  33. --> Lirael

    Nazwiska zostały spolszczone: - w rzeczywistości było Loudun, był jezuita Surin, Garniec to Grandier, matka Joanna to Jeanne des Agnes.

    Więcej tu.

    Niemniej masz rację co do pogańskiej otoczki, coś w tym jest.

    --> zacofany.w.lekturze

    Też przychylam się do dobroci Bryma - to ludzki ksiądz. Wydaje mi się, że dzieci miały być przeciwwagą dla wszechobecnego zła.
    Po Twojej uwadze o stosach nie mam innego wyjścia jak wreszcie zajrzeć do pracy doktoranckiej koleżanki, która pisała o procesach czarownic na ziemiach polskich.;)

    OdpowiedzUsuń
  34. Ad.1. Podobało mi się. Czytałam dawniej inne opowiadania Iwaszkiewicza i lubię w nich m.in. to, że się nie powtarza, że rozpisuje historie na kilka głosów, że nie dopowiada. Cenię również nastrojowość prozy tego autora.

    Ad.2. Parafrazując słowa rebego Isze: może zło to tylko brak dobra, własna natura człowieka. Nie wierzę w żadne demony, anioły czy bóstwa, manicheizmy i inne izmy, które wymyślono chyba tylko po to, żeby choć częściowo usprawiedliwić ludzką irracjonalność. Szczerze mówiąc, rozważania bohaterów tego opowiadania na te tematy trochę mnie nużyły, trochę irytowały, a trochę śmieszyły - no ale taki już mam światopogląd.

    Ad.3. W żadne tam opętania sama nie wierzę, ale tu kluczowe są raczej poglądy Iwaszkiewicza na tę kwestię, a tych nie znam. Moim zdaniem w opowiadaniu autor niczego nie przesądził, różnie można interpretować zachowanie sióstr. z lekkim wskazaniem na zbiorową psychozę. Szlachcianka ze zubożałego, ale książęcego rodu, nieco garbata, zesłana pewnie przez rodzinę do klasztoru, leczyła w ten sposób swoje kompleksy.

    Ad.4. Zgadzam się z tym, co napisał o cadyku zacofany.w.lekturze.

    Ad.5. Moim zdaniem ksiądz Suryn był osobą zbyt słabą psychicznie i bardzo niestabilną emocjonalnie, łatwo ulegał wpływom. Te jego mistyczne widzenia, wyobrażenie o czyhającym wciąż na niego czy też w nim szatanie, biczowanie się... Krótko mówiąc: uważam go za niespełna rozumu. Człowiek chory psychicznie nie mógł pomóc innym trwającym w podobnym stanie. Uważam, że gdyby te zakonnice i ci księża zajmowali się na co dzień czymś pożytecznym, to nie mieliby czasu na głupoty. Wzięliby się lepiej do roboty zamiast pławić się we własnej "duchowości".

    Osobną kwestią jest to, że nikt mu nie pomagał, zwłaszcza pozostali egzorcyści, którzy może nie chcieli by Suryn odniósł sukces tam, gdzie im się nie powiodło.

    Ad.6. Nigdy nie byłam dobra w interpretacji tekstów, zwłaszcza w tego rodzaju podsuwowaniach, no ale spróbuję:).

    Zła i dobra nie powinno się rozpatrywać w kategoriach filozoficznych czy teologicznych. Jedno i drugie tkwi w każdym z nas i przejawia się bardzo konkretnie, namacalnie w naszych czynach, i na nich właśnie trzeba się skupiać, a nie nie na teoretycznych rozważaniach czy krzykach i tańcach chorych kobiet. "Nie należy mnożyć bytów ponad potrzebę". Co nam po aniołach, skoro istnieje taki Kaziuk? Po co doszukiwać się diabła, skoro pod ręką mamy Wołodkowicza?

    Ad.7. Oglądałam, ale zbyt dawno temu, żeby zapamiętać coś poza klimatem i zdjęciami, więc na ten temat się nie wypowiem.

    OdpowiedzUsuń
  35. Ad.8. Co sądzicie o mojej hipotezie, że to ksiądz Suryn, wtedy młody chłopaczek, zabił pobożnego parobka Mykitę i w jakiś sposób obciążył tą zbrodnią "oszalałego chłopa"?

    Chwycił ją spod stóp chwiejącego się Wołodkowicza i przez chwilę ważył w ręce. Odstawił ją zaraz na swoje miejsce, mówiąc do szlachciury:
    - Uważaj, panie bracie!
    Ale przez moment, kiedy trzymał siekierę w ręce, odżyły w nim dawne i nieoczekiwane uczucia. Poznał w ręku oręż i odczuwał, jak ten oręż zrastał się z jego ramieniem w jedną całość, i chciało mu się tym ramieniem zamachnąć potężnie.
    Zdławił w sobie szybko te uczucia, ale przekraczając próg karczmy, obejrzał się. Siekiera błyszczała na swoim miejscu.


    Tu narzędzie zbrodni pojawia się po raz pierwszy w opowiadaniu, ale wydaje się, że nie jest ono obce księdzu Surynowi.

    - Co mam czynić - spytał z boleścią ksiądz Suryn.
    - Oddaj mi się na zawsze - powiedział szatan.
    - Co mam czynić - znowu zapytał Suryn i doznał zawrotu głowy. Zalały go nagle wspomnienia dzieciństwa, siano pachniało wokoło i czuł, że ten zapach siana dane mu jest czuć po raz ostatni na tym świecie i do woni lubej, przypominającej dawno miniony czas, poczyna się mieszać inny zapach, Boże, jakiż mdły, słodkawy i okropny.
    - Nie wzywaj Boga - powiedział szatan.
    - Co mam czynić? - spytał po raz ostani.
    - Oddaj mi się na zawsze - powtórzył szatan i przysiadł na skraju łóżka. Ksiądz Suryn uczuł jednocześnie pod stopami chłód podłogi.
    - Pamiętasz siekierę? - szepnął cichutko zły.
    - Pamiętam! - gwałtownie odpowiedział ksiądz Suryn i nagle ujrzał w wyobraźni błyszczący przedmiot, oparty w sieni o pniak służący do rąbania drew. - Pamiętam - powtórzył i stanął na nogi.

    Wyciągnął ręce w ciemności, zrobił parę chwiejnych kroków. Jak ślepy posuwał się przez chwilę, ale potem uczuł, że ktoś go wspiera mocnym ramieniem. Ruszył raźniej i znalazł po omacku drzwi. Przekroczył próg alkierza.
    - To tu - to tu - to tu - powtarzał cicho szatan, z wolna prowadząc jego kroki.
    I ksiądz Suryn przeszedł w ciszy przez pustą oberżę i znalazł się w sieni, potem namacał siekierę; spoczywała w tym samym miejscu, gdzie ją postawił przed paru tygodniami. Potem cicho skrzypnęły drzwi wejściowe, potem wrota stajni ukazały się, czarniejsze od nocy, konie prychały od czasu do czasu w ciemnej ciszy. Siekiera zrastała się z ramieniem Suryna w pewne, niezawodne narzędzie. Czuł, jak krew, która krążyła w jego żyłach, przechodzi w drzewce siekiery i krąży w jej ostrzu. Szatan wspierał coraz mocniej jego ciało i ściskał kurczowymi łapami za serce. Jak mucha dokuczliwa, ze wszystkich stron oblatująca, krążyły wokół głowy księdza szeptane słowa:
    - Na zawsze, na zawsze, na zawsze...


    Dlaczego właśnie zabicie Kaziuka i Juraja miało przypieczętować pakt z szatanem? Może dlatego, że to była recydywa? A przecież pobożny katolik podczas spowiedzi obiecuje poprawę...

    Suryn obawiał się powrotu jakichś wspomnień, w opowiadaniu wciąż powraca motyw siana, który kojarzy mu się z dzieciństwem, ale i z jakimś lękiem. Zapach siana odczuwa podczas podróży wozem do Ludynia; potem w komorze w ludyńskim zajeździe - był nim wypchany siennik, ale ksiądz nie odważył się na nim spać; wreszcie bezpośrednio przed popełnieniem zbrodni, kiedy zdaje się przenikać z wonią krwi i rozkładu.

    Siano samo w sobie niczym złym nie jest, ale Surynowi kojarzyło się jakoś nieszczególnie - może coś niedobrego stało się podczas sianokosów albo w stodole?
    Coś między młodym Surynem i Mykitą? Może Suryn chciał ukarać wspólnika "zbrodni", "zbrodniarza", a może uciszyć ofiarę? I może Kaziuk i Juraj uosabiali, w jego pokrętnej wyobraźni, jego samego i Mykitę?
    Nie twierdzę, że Suryn zamordowałby kogokolwiek całkowicie świadomie, na zimno, ale mógł to zrobić powodowany manią religijną, która nieobca była członkiniom jego rodziny.

    Zdaję sobie sprawę z tego, że to daleko idąca hipoteza, prawdopodobnie klucz do interpretacji jest inny, i właśnie dlatego chciałam Was zapytać o zdanie.

    OdpowiedzUsuń
  36. Elenoir: świetny pomysł:) Ja co prawda miałem wrażenie, że ten oszalały chłop dokonał masakry w biały dzień na oczach wszystkich, ale chyba nie jest to napisane nigdzie wprost. Wszystko inne natomiast mogłoby się zgadzać:)

    OdpowiedzUsuń
  37. --> Elenoir

    2.

    Właśnie ta wypowiedź cadyka spodobała mi się najbardziej. W końcu w każdym tkwi i zło, i dobro.
    I wiesz, sama też miałam chwilami dość tych dywagacji na temat diabła. Zwłaszcza dzisiaj takie pogadanki mogą śmieszyć, poza tym mam wrażenie, że w naszej kulturze szatan nie jest tak okropny jak w innych. Mnie się bardziej kojarzy z psotnikiem typu Boruta i Rokita niż demonem czyhającym na ludzką duszę.

    3.

    Zbiorowa psychoza - o, to mi się podoba. Bardziej niż histeria;)

    5. Co do Suryna mam podobne zdanie, przy czym nie uważam go za niespełna rozumu. Przez chwilę miałam wrażenie, że może chorować na depresję, ale to chyba za daleko posunięta hipoteza.

    OdpowiedzUsuń
  38. --> Elenoir

    Tak, tak - siano! Także zwróciłam na ten motyw uwagę. Ono ewidentnie z czymś się kojarzyło Surynowi.

    Myślę, że właśnie na sianie mogło dojść do zabójstwa, a wcześniej do męskiego zbliżenia. Fascynacja młodzieńcami jest w tekście wyczuwalna. Twoja hipoteza jest jak najbardziej uzasadniona.

    Co do śmierci Mykity - podobnie jak zacofany.w.lekturze zapamiętałam ją jako zabójstwo dokonane w szale w biały dzień.

    OdpowiedzUsuń