Setki razy pisano już o wzorowych małżeństwach, które nagle okazują się dalekie od ideału. O tym, że pod gładką fasadą pozytywnego wizerunku kryją się rysy i pęknięcia, że idealny mąż ma grzeszki na sumieniu, a i żonie można sporo zarzucić. Taki jest też punkt wyjścia w "Amerykańskich apetytach", na szczęście autorka nie idzie w stronę sensacji, ale skupia się na zachowaniach otoczenia w sytuacji kryzysowej, jaką jest oskarżenie szanowanego naukowca o zabójstwo. I tu kolejna niespodzianka - Oates nie podąża utartym szlakiem hipokryzji, ona kluczy po bardziej zawiłych ścieżkach ludzkiej natury.
Ciekawie jest obserwować zakłopotanie osób z bliskiego otoczenia oskarżonego, jeszcze ciekawiej jest śledzić ich postawy w miarę pojawiania się nowych faktów ważnych dla śledztwa. Rodzina i przyjaciele przechodzą swoisty test z lojalności, zaufania i miłości, a trudno o zdrowy osąd, gdy w grę wchodzi śmierć przyjaciółki. Pojawia się rozczarowanie własnym środowiskiem, sukcesy i aspiracje poddaje się weryfikacji. Bez względu na wyrok w sprawie, nic już nie będzie takie jak wcześniej - solidne fasady zostały naruszone w sposób trwały.
"Amerykańskie apetyty" dały mi wreszcie coś, czego u Oates wcześniej szukałam, ale nie znalazłam: gęstą od emocji i znaczeń prozę oraz głębię psychologiczną. Podczas lektury przychodziły mi wciąż na myśl moje ulubione "Pary" Updike'a - zbliżone w tematyce i równie boleśnie obnażające prawdę o nas samych. Nie są to książki łatwe, ale wyjątkowo sycące - mój apetyt na intensywne wrażenia czytelnicze został zaspokojony w pełni.
_______________________________________________________________________________________
Joyce Carol Oates "Amerykańskie apetyty" tłum. Regina Triba-Wosik, Wydawnictwo Znak, Kraków, 2001
_______________________________________________________________________________________
A mnie (a raczej nam) Pary jakoś niespecjalnie. Ale może Oates bardziej :)
OdpowiedzUsuńW takim razie na zachętę zaznaczę, że Pary są wg mnie "gęstsze", właśnie ze względu na szczegółowe opisy, o których wspominasz w swojej notce.
UsuńMoże mam za mały staż małżeński i stadło mnie nie nudzi? A może za mało wolnego czasu i zdrowia, żeby dodatkowo komplikować sobie życie, jak bohaterowie Updika? Faktem jest, że nijak nie mogłem ludzi zrozumieć i ciężko czytało mi się o ich "wyemancypowaniu" z ram drobnomieszczańskiej nudy :)
UsuńMyślę, że jesteśmy innym społeczeństwem niż amerykańskie i mimo zmian nadal hołdujemy pewnym wartościom, dlatego sytuacje opisane w Parach mogą być nam obce. Poza tym to były swinging sixties, u nas rzecz raczej nie do pomyślenia jako szersze zjawisko. No, ale wszystko przed nami.;(
UsuńMnie jakoś pociąga w literaturze ta dwulicowość sytej klasy średniej, a Updike pięknie to pokazał, w "Miasteczkach" (wg mnie lepiej przyswajalnych;) - też. Oates znam za słabo, żeby się wypowiadać, ale liczę na podobne klimaty w innych jej książkach.
nie miałam w planach, ale się zastanowię :)
OdpowiedzUsuńNa zachętę dodam, że "Amerykańskie apetyty" szybko się czyta.
UsuńWstyd sie przyznać, ale do 'Par' podchodziłam kilkakrotnie i kapitulowałam pod mnogoscia bohaterów, ale, co ciekawe, ta książka tak mnie przyciąga, ze chyba znowu do niej powrócę :-) Piszesz, że 'ulubione'? Zaufam :-) I choc piszesz o innej książce dzisiaj, to ja jednak najpierw za Updike'a się wezmę :-)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, post jest o Oates, a rozmawiamy o Updike'u.;) Lubię go bardzo. Nie jest łatwy, ale przebrnięcie przez jego większe i b. szczegółowe książki daj mi ogromną satysfakcję. "Pary" czytałam przez kilka miesięcy i było trochę tak jak u Ciebie.;) W którymś momencie zaskoczyło i poszło z górki, czego i Tobie życzę.;)
UsuńMam tą książkę na półce. Raz zaczęłam nawet czytać, ale coś mi przeszkodziło. Spróbuję jeszcze raz, bowiem uwielbiam prozę Oates!
OdpowiedzUsuńSkoro uwielbiasz prozę Oates, tym bardziej zachęcam.;)
UsuńOates mnie jakoś nie kusi i nigdy nie kusiła, ale Updike za to i owszem. tyle tylko, że zaczęłam od 'czarownic' i po kilkudziesięciu stronach mnie rozczarowała i zarzuciłam. za bardzo wszystko wykładał jak kawę na ławę, chociaż może to był przypadek tej jednej książki?
OdpowiedzUsuńMnie się Czarownice podobały, bo czytałam je kilkanaście lat po obejrzeniu ekranizacji. Ta była wg mnie niskich lotów, więc książka mile mnie zaskoczyła.
UsuńDo Oates podchodzę wybiórczo, przeszkadza mi stała obecność przestępstw / morderstw w jej książkach. "Gwałt" mi się średnio podobał, a "Topieli" nie pamiętam.;(
Na książkę wpadłem przypadkiem, za sprawą serii Znaku, która gwarantuje jakośc, nie zważając na nazwisko :-), potwierdzam świetna książka - także dla facetów :-).
OdpowiedzUsuńMiło czytać, że panom też się podoba. Zgadzam się z Tobą, ta seria Znaku prezentowała b. dobre książki.
UsuńPrzeczytam, ale najpierw 'Pary'. Oates wydaje mi się trochę podejrzana, za dużo / za często pisze;) Podobnie jak Bazyl, nie szukam dziury w całym i jestem największą fanką codzienności, jaką znam. Bywają jednak chwile (ostatnie zebranie w szkole panny Z.) kiedy klasa średnia budzi we mnie mordercze instynkty...
OdpowiedzUsuńŚwięte słowa - sama byłam zaskoczona, kiedy przejrzałam listę jej utworów.
UsuńWydaje mi się, że zebrania rodziców mogą takie instynkty pobudzać, to jest prawdziwe pole minowe.;(
Zarówno z Oates, jak i z Updikiem zetknęłam się tylko raz i to powieść Oates wywarła na mnie lepsze wrażenie (Never Let Me Go o dziewczynie gotowej nie dojadać, by przyjęto ją do prestiżowego klubu na uniwersytecie). Powieść Updike'a, na którą zupełnie przypadkowo wpadłam na pewno nie była jego najlepszą, autor zupełnie niepotrzebnie bawił się w science fiction (a i trochę w soft porno). Skoro mówisz, że ulubiony, na pewno dam mu jeszcze jedną szansę, choć ze współczesnych wielkich amerykańskich pisarzy właściwie z żadnym nie jest mi na razie po drodze - ani z Updikiem, ani z Rothem, ani nawet z najbardziej przystępnym Austerem.
OdpowiedzUsuńNiektórzy twierdzą, że Franzen wyrasta na wielkiego pisarza amerykańskiego. Są jeszcze wielkie pisarki - np. Morrison, którą cenisz.;)
OdpowiedzUsuń"Wyjdź za mnie" Updike'a może być dobre na zachętę - krótkie i życiowe. Nie wszystkie jego książki mi się podobają (zresztą aż tak wielu ich nie przeczytałam;)), ale bilans wychodzi na plus.
A może DeLillo?
Zgadzam się, że "Wyjdź za mnie" jest krótkie i życiowe. I warte przeczytania :) Jednakże nie podobały mi się zbyt kwieciste metafory, jakie od czasu do czasu pojawiały się w tekście, np. "okryłaby się płaszczem powściągliwości" albo "poprzez kwiat cierpienia udowodniłaby, że żyje". Może to zresztą wina tłumaczki, pani Cecylii Wojewody.
UsuńA Oates nie lubię. Próbowałam czytać "Pustkowie", ale poddałam się po kiludziesięciu stronach :-)
Nie pamiętam szczegółów z "Wyjdź za mnie", ale książka zrobiła na mnie dokładnie takie wrażenie, o jakim piszesz: życiowa.
UsuńCo do Oates, to proszę Cię, daj jej jeszcze szansę.;) Jej "Topiel" i "Gwałt" - czytane jako pierwsze - nie podobały mi się, ale "Amerykańskie apetyty" - bardzo. Wydaje mi się, że Tobie również mogłyby przypaść do gustu.
Never let me go to książka Ishiguro, książka Oates o niedojadającej to I will take you there
OdpowiedzUsuńZgadza się.;)
Usuń