Oby tylko kelner, z nakrochmalonymi mankietami i równie surową, zimną niczym lód twarzą, nie nakładał jej teraz na talerz owych ekstrawagancji, nigdy przedtem niewidzianych hors d'oeuvres, schłodzonych oliwek, kolorowych sałat, srebrzystych ryb, piramidek karczochów, niezgłębionych kremów, delikatnego musu z gęsiej wątróbki i różowych płatów łososia - a wszystko to oczywiście lekkie, pyszne i rozpływające się w ustach. Bo którym z tuzina ułożonych na stole sztućców zabrać się do obcych frykasów? Małą czy może okrągłą łyżeczką, delikatnym nożykiem czy szerokim nożem? Jak je rozdrabniać, aby za nic na świecie nie zdradzić się przed tym opłaconym obserwatorem, czy też równie doświadczonymi sąsiadami, że pierwszy raz w życiu zasiada do posiłku w tak wykwintnej restauracji? Jak tu nie popełnić jakiejś większej niestosowności?*)
Dla zainteresowanych ściągawka dot. przeznaczenia poszczególnych sztućców na stole:
(*) Stefan Zweig "Dziewczyna z poczty" przeł. Karolina Niedenthal, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2012, s. 55
No pięknie:) na śniadanie za późno, na obiad za wcześnie:P
OdpowiedzUsuńStarałam się, żeby było bliżej 13.00 czyli pory na wczesny obiad.;)
UsuńNawet nie mam żadnego sklepu pod bokiem, żeby skoczyć po łososia, albo choćby po puszkę śledzia w pomidorach:(
UsuńJak myślę o tych wszystkich nożach i widelcach, to się stresuję i apetyt mija. W czym wody się napić dla zabicia głodu?;)
UsuńWody to prosto z butelki:)
UsuńTo byłby dopiero skandal nad skandale.;)
UsuńSzczególnie że pewnie woda w karafkach:D
UsuńNa 100%.
UsuńCiekawe w ilu restauracjach w Polsce jest taki zestaw? :-)
OdpowiedzUsuńKiedyś w restauracji rodzeństwa K. trafiłam na gotowe nakrycie z trzema kielichami. Była to średnio drogie miejsce, więc w tych b. eleganckich pewnie można trafić na pełen zestaw. Kurs zachowania się przy stole na pewno by się przydał.;)
UsuńSpoko, spoko, Christine sobie poradziła to my nie damy rady?! :-)
UsuńTak, najlepiej naśladować tych bardziej doświadczonych. Ale karczoch to już wyzwanie.;)
UsuńChyba w "Ogrodniku i jego chlebodawcach" Andersena jego kwiatem zachwycali się państwo, do czasu ... kiedy dowiedzieli się, że to nie lotos hidnostański - tak mi się przypomniało :-)
UsuńBo i jest się czym zachwycać - karczochy wykorzystuje się (z powodzeniem) do tworzenia oryginalnych bukietów kwiatowo-warzywniczych.;)
UsuńAniu, poproszę książkę życzeń i zażaleń! Nie ma noża do ostryg! Co za oburzające niedopatrzenie. :D
OdpowiedzUsuńDelikatnego musu z gęsiej wątróbki nie zazdroszczę, ale pozostałe elementy jadłospisu bardzo ciekawe!
Fakt, nie ma. Ale to tylko jeden z kilku możliwych układów sztućców na stole, instruktor zapewne nie brał pod uwagę, że komuś zachce się jeszcze ostryg.;)
UsuńInteresujące, ale karczochy skutecznie mnie odstraszają.;(
We Włoszech jadłam karczochy w wersji marynowanej i były przepyszne.
UsuńZastanawiam się, czym zaatakowałby ostrygę Wokulski. :)
Tak? To może i ja spróbuję, bo widziałam kiedyś w sprzedaży. A skoro do Włoch na razie się nie wybieram...
UsuńWokulski mógłby zaatakować ostrygę zwykłym nożem, tak nakazywałby zdrowy rozsądek.;)
Spróbuj koniecznie. Mam nadzieję, że Tobie też posmakują.
UsuńJakkolwiek Wokulski zaatakowałby nieszczęsną ostrygę i tak spotkałby się ze wzgardą panny Łęckiej. :(
Otóż to - nawet gdyby biedak zabrał się do ryby właściwymi sztućcami, pewnie by się okazało, że np. nie trzymał ich pod odpowiednim kątem w stosunku do nadgarstka.;)
UsuńNa pewno. A skoro poległ na konsumpcji sandacza, z ostrygą nie miałby i tak żadnych szans. :)
UsuńZ jedzenia ostryg, i innych potraw trudnych w obsłudze, można się wymigać kłopotami gastrycznymi na przykład.;)
UsuńTym razem nie nabrałam ochoty na jedzenie - odstraszyły mnie karczochy :-) Ale po książkę za to bardzo chętnie bym sięgnęła!
OdpowiedzUsuńMoja reakcja jest podobna.;) W tym fragmencie dobrze widać, jak nastrój bohaterki może wpływać na apetyt czytelnika.;)
UsuńZnowu! Wykończysz mnie tymi kulinariami w porach wielkiego głodu :)
OdpowiedzUsuńPS. A ten zestaw, mnie, człowiekowi który drugie dania jada jedną ręką i jednym sztućcem, będzie śnił się po nocach.
Nic nie poradzę - co otwieram książkę, to po kilku stronach piszą coś o jedzeniu.;( Jak żyć, jak żyć?;)
UsuńI mam podobne do Twoich odczuć odnośnie tego akurat zestawu, ja też najchętniej ograniczam się do jednego sztućca. Jedzenie bez sztućców też lubię.;)
o, widzę kolejną lekturę z serii nyrb :)
OdpowiedzUsuńZgadza się.;) A ile jest książek z listy NYBR wydanych u nas lata temu, dzisiaj dostępnych za marne grosze!;)
UsuńNie mogę się doczekać tej książki, już zamówiłam, ale jeszcze nie dotarła. A Tobie się podobała?
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że nie nawiązuję do fragmentu, ale nie wiem, co bym miała napisać? Zawsze, jak pokazywali zagubienie kogoś w świecie, do którego nie należeli, to od razu piszą o restauracji i nadmiarze naczyń i sztućców niewiadomego przeznaczenia. I w Pretty Woman, i w Czterech pancernych, i w literaturze też się spotkałam, ale nie pomnę tytułów. Od razu wiadomo, że bohaterka się męczy, haha. Ja jakoś nigdy nie miałam takich zdarzeń ani rozterek, ale czuję bluesa.
Kasiu, książka podobała mi się, w przyszłym tygodniu może coś więcej na jej temat napiszę. Zapewniam Cię, że zagubienie bohaterki jest u Zweiga pokazane nie tylko w tej scenie.;) Najcenniejszy w powieści jest dla mnie opis biedy i powodowanej nią frustracji. Myślę, że Ci się spodoba.
UsuńRany, aż wstyd przyznać, ale ja wciąż mam problem by, trzymanym w lewej ręce, widelcem trafić do otworu gębowego, choć trenuję od długich lat. Dlatego jem "po niemiecku": najpierw wszystko kroję (nóż w prawej, widelec w lewej), a potem przekładam widelec do prawej ręki i wcinam. No ale w jakichś "elegantszych" okolicznościach, to się muszę mordować tym widelcem w lewej łapie :/
OdpowiedzUsuńNo popatrz, nigdy nie zwracałam uwagi, jak to właściwie jest u mnie z tym trafianiem widelcem do ust.;) W domu jem tak, żeby było mi wygodnie, ale w większym towarzystwie trzeba się już wysilić. A jedzenie pałeczkami? Dla mnie to duże wyzwanie.;)
UsuńA z pałeczkami, to dziwna rzecz właśnie. Poszłam kiedyś pierwszy raz do restauracji na sushi zaproszona przez pewną osobę z gatunku "ą ę" i strasznie się spociłam zanim podali danie, bo już wyobrażałam sobie jak ja- nietrafiająca widelcem- zjem to sushi pałeczkami. Towarzysz uśmiechał się nieco złośliwie i zapewnił, że w tym przybytku nie ma ani jednego widelca. Podali i... udało się! Nie wiem jakim cudem, ale posługiwałam się pałeczkami całkiem swobodnie. Jakiś talent wrodzony, czy co? A mój "oprawca" miał fajną minę... ;p
UsuńPewnie wrodzony.;) Ja niestety za każdym razem muszę uczyć się od nowa, ale idzie w sumie coraz lepiej. Nigdy nie wiadomo, kiedy taka umiejętność się przyda.;)
Usuń