poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Lunch à la Stefan Zweig

Mam ostatnio szczęście do opisów posiłków w literaturze. Tym razem coś w klimacie retro, prosto z powieści Stefana Zweiga "Dziewczyna z poczty". Rzecz dzieje się w 1926 r. w eleganckiej restauracji hotelowej w Szwajcarii.


Oby tylko kelner, z nakrochmalonymi mankietami i równie surową, zimną niczym lód twarzą, nie nakładał jej teraz na talerz owych ekstrawagancji, nigdy przedtem niewidzianych hors d'oeuvres, schłodzonych oliwek, kolorowych sałat, srebrzystych ryb, piramidek karczochów, niezgłębionych kremów, delikatnego musu z gęsiej wątróbki i różowych płatów łososia - a wszystko to oczywiście lekkie, pyszne i rozpływające się w ustach. Bo którym z tuzina ułożonych na stole sztućców zabrać się do obcych frykasów? Małą czy może okrągłą łyżeczką, delikatnym nożykiem czy szerokim nożem? Jak je rozdrabniać, aby za nic na świecie nie zdradzić się przed tym opłaconym obserwatorem, czy też równie doświadczonymi sąsiadami, że pierwszy raz w życiu zasiada do posiłku w tak wykwintnej restauracji? Jak tu nie popełnić jakiejś większej niestosowności?*)

źródło zdjęcia

Dla zainteresowanych ściągawka dot. przeznaczenia poszczególnych sztućców na stole:

źróło ilustracji



(*) Stefan Zweig "Dziewczyna z poczty" przeł. Karolina Niedenthal, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2012, s. 55


34 komentarze:

  1. No pięknie:) na śniadanie za późno, na obiad za wcześnie:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starałam się, żeby było bliżej 13.00 czyli pory na wczesny obiad.;)

      Usuń
    2. Nawet nie mam żadnego sklepu pod bokiem, żeby skoczyć po łososia, albo choćby po puszkę śledzia w pomidorach:(

      Usuń
    3. Jak myślę o tych wszystkich nożach i widelcach, to się stresuję i apetyt mija. W czym wody się napić dla zabicia głodu?;)

      Usuń
    4. To byłby dopiero skandal nad skandale.;)

      Usuń
    5. Szczególnie że pewnie woda w karafkach:D

      Usuń
  2. Ciekawe w ilu restauracjach w Polsce jest taki zestaw? :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś w restauracji rodzeństwa K. trafiłam na gotowe nakrycie z trzema kielichami. Była to średnio drogie miejsce, więc w tych b. eleganckich pewnie można trafić na pełen zestaw. Kurs zachowania się przy stole na pewno by się przydał.;)

      Usuń
    2. Spoko, spoko, Christine sobie poradziła to my nie damy rady?! :-)

      Usuń
    3. Tak, najlepiej naśladować tych bardziej doświadczonych. Ale karczoch to już wyzwanie.;)

      Usuń
    4. Chyba w "Ogrodniku i jego chlebodawcach" Andersena jego kwiatem zachwycali się państwo, do czasu ... kiedy dowiedzieli się, że to nie lotos hidnostański - tak mi się przypomniało :-)

      Usuń
    5. Bo i jest się czym zachwycać - karczochy wykorzystuje się (z powodzeniem) do tworzenia oryginalnych bukietów kwiatowo-warzywniczych.;)

      Usuń
  3. Aniu, poproszę książkę życzeń i zażaleń! Nie ma noża do ostryg! Co za oburzające niedopatrzenie. :D
    Delikatnego musu z gęsiej wątróbki nie zazdroszczę, ale pozostałe elementy jadłospisu bardzo ciekawe!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, nie ma. Ale to tylko jeden z kilku możliwych układów sztućców na stole, instruktor zapewne nie brał pod uwagę, że komuś zachce się jeszcze ostryg.;)
      Interesujące, ale karczochy skutecznie mnie odstraszają.;(

      Usuń
    2. We Włoszech jadłam karczochy w wersji marynowanej i były przepyszne.
      Zastanawiam się, czym zaatakowałby ostrygę Wokulski. :)

      Usuń
    3. Tak? To może i ja spróbuję, bo widziałam kiedyś w sprzedaży. A skoro do Włoch na razie się nie wybieram...
      Wokulski mógłby zaatakować ostrygę zwykłym nożem, tak nakazywałby zdrowy rozsądek.;)

      Usuń
    4. Spróbuj koniecznie. Mam nadzieję, że Tobie też posmakują.
      Jakkolwiek Wokulski zaatakowałby nieszczęsną ostrygę i tak spotkałby się ze wzgardą panny Łęckiej. :(

      Usuń
    5. Otóż to - nawet gdyby biedak zabrał się do ryby właściwymi sztućcami, pewnie by się okazało, że np. nie trzymał ich pod odpowiednim kątem w stosunku do nadgarstka.;)

      Usuń
    6. Na pewno. A skoro poległ na konsumpcji sandacza, z ostrygą nie miałby i tak żadnych szans. :)

      Usuń
    7. Z jedzenia ostryg, i innych potraw trudnych w obsłudze, można się wymigać kłopotami gastrycznymi na przykład.;)

      Usuń
  4. Tym razem nie nabrałam ochoty na jedzenie - odstraszyły mnie karczochy :-) Ale po książkę za to bardzo chętnie bym sięgnęła!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja reakcja jest podobna.;) W tym fragmencie dobrze widać, jak nastrój bohaterki może wpływać na apetyt czytelnika.;)

      Usuń
  5. Znowu! Wykończysz mnie tymi kulinariami w porach wielkiego głodu :)
    PS. A ten zestaw, mnie, człowiekowi który drugie dania jada jedną ręką i jednym sztućcem, będzie śnił się po nocach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie poradzę - co otwieram książkę, to po kilku stronach piszą coś o jedzeniu.;( Jak żyć, jak żyć?;)

      I mam podobne do Twoich odczuć odnośnie tego akurat zestawu, ja też najchętniej ograniczam się do jednego sztućca. Jedzenie bez sztućców też lubię.;)

      Usuń
  6. o, widzę kolejną lekturę z serii nyrb :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się.;) A ile jest książek z listy NYBR wydanych u nas lata temu, dzisiaj dostępnych za marne grosze!;)

      Usuń
  7. Nie mogę się doczekać tej książki, już zamówiłam, ale jeszcze nie dotarła. A Tobie się podobała?
    Przepraszam, że nie nawiązuję do fragmentu, ale nie wiem, co bym miała napisać? Zawsze, jak pokazywali zagubienie kogoś w świecie, do którego nie należeli, to od razu piszą o restauracji i nadmiarze naczyń i sztućców niewiadomego przeznaczenia. I w Pretty Woman, i w Czterech pancernych, i w literaturze też się spotkałam, ale nie pomnę tytułów. Od razu wiadomo, że bohaterka się męczy, haha. Ja jakoś nigdy nie miałam takich zdarzeń ani rozterek, ale czuję bluesa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, książka podobała mi się, w przyszłym tygodniu może coś więcej na jej temat napiszę. Zapewniam Cię, że zagubienie bohaterki jest u Zweiga pokazane nie tylko w tej scenie.;) Najcenniejszy w powieści jest dla mnie opis biedy i powodowanej nią frustracji. Myślę, że Ci się spodoba.

      Usuń
  8. Rany, aż wstyd przyznać, ale ja wciąż mam problem by, trzymanym w lewej ręce, widelcem trafić do otworu gębowego, choć trenuję od długich lat. Dlatego jem "po niemiecku": najpierw wszystko kroję (nóż w prawej, widelec w lewej), a potem przekładam widelec do prawej ręki i wcinam. No ale w jakichś "elegantszych" okolicznościach, to się muszę mordować tym widelcem w lewej łapie :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No popatrz, nigdy nie zwracałam uwagi, jak to właściwie jest u mnie z tym trafianiem widelcem do ust.;) W domu jem tak, żeby było mi wygodnie, ale w większym towarzystwie trzeba się już wysilić. A jedzenie pałeczkami? Dla mnie to duże wyzwanie.;)

      Usuń
    2. A z pałeczkami, to dziwna rzecz właśnie. Poszłam kiedyś pierwszy raz do restauracji na sushi zaproszona przez pewną osobę z gatunku "ą ę" i strasznie się spociłam zanim podali danie, bo już wyobrażałam sobie jak ja- nietrafiająca widelcem- zjem to sushi pałeczkami. Towarzysz uśmiechał się nieco złośliwie i zapewnił, że w tym przybytku nie ma ani jednego widelca. Podali i... udało się! Nie wiem jakim cudem, ale posługiwałam się pałeczkami całkiem swobodnie. Jakiś talent wrodzony, czy co? A mój "oprawca" miał fajną minę... ;p

      Usuń
    3. Pewnie wrodzony.;) Ja niestety za każdym razem muszę uczyć się od nowa, ale idzie w sumie coraz lepiej. Nigdy nie wiadomo, kiedy taka umiejętność się przyda.;)

      Usuń