Śniadania Henry'ego były, mówiąc oględnie, godne uwagi. Apostołowie zdrowego żywienia, obsesjonaci liczenia kalorii i wyznawcy diety Waerlanda mogliby godzinami rachować, oniemiali, by ze składników tych posiłków wyciągnąć zawartą w długich formułach istotę nowej recepty na samobójstwo. Zwykle wyobrażamy sobie, że stary kawaler w wieku Henry'ego połyka na stojąco kubek neski zalanej letnią wodą z kranu, do tego papieros w biegu. To jednak bynajmniej nie była melodia Henry'ego-gourmanda. Nabrał tego zwyczaju w młodości, podczas długiego pobytu na kontynencie. Nie wiem, czy jego śniadanie by anonsowano jako "kontynentalne" - jeśli tak, to czy jako duńskie, angielskie, niemieckie, czy francuskie? - ale na pewno pod każdym względem monumentalne.
Henry zarzucił na siebie wytłuszczony fartuch, a jego ręce profesjonalisty w oszałamiającym tempie śmigały po kuchni w rytm radiowej muzyki niczym pałeczki werbla, gdy wyjmował wszystko, co tylko mogła skrywać jego zawsze niezmiennie uboga spiżarnia: najpierw dwie szklanki zawiesistego, odżywczego soku z gujawy dla zaspokojenia najpilniejszych żądz, potem dwie kroki domowego francuskiego razowca przypieczone tak, że słone masło ściekało obficie, ementaler miękł i topniała marmolada agrestowa firmy Wilkin & Sons; potem szklanka soku marchewkowego, pół opakowania bekonu i jajko sadzone z niemieckim ketchupem cynamonowym, popite słuszną ilością soku pomarańczowego; do tego dorzucał talerz zsiadłego mleka ze śmietanką i müsli, by wszystko ukoronować filiżanką rozpuszczalnej kawy zbożowej wsypywanej do gorącego tłustego mleka.*)Ufff.;)
[*] Klas Östergren "Gentlemani" przeł. Anna Topczewska, DodoEditor, Kraków 2010, s. 51-52
Mógłbym jadać śniadania z tym panem:)) A samo dzieło zapowiada się równie smakowicie jak ten opis?
OdpowiedzUsuńSerio? Myślałam, że zostanę zakrzyczana za propagowanie niezdrowych trendów.;)
UsuńTak, książka jest smakowita, niedługo coś więcej o niej napiszę.
Jakbyś prowadziła bloga dla superekologicznych anorektyczek, to pewnie zginęłabyś marnie pod falą obelg:) A tak, to ja pochwalę, Bazyl pewnie wpadnie i pochwali:P
UsuńNie ukrywam, że lubię dobrze pojeść.;) Nie w monumentalnych ilościach, ale smacznie. Poza tym śniadanie wzmiankowanego Henry'ego można zawsze podciągnąć pod zalecenie: jedz śniadanie jak król, obiad jak książę, a kolację jak żebrak.;)
UsuńCzyli jednak element porady dietetycznej się pojawił:)) Swoją drogą, czy współczesna polska literatura w ogóle zawiera opisy jedzenia? Opisywani frustraci chyba głównie piją kawę:) Wyjątek stanowi Szwaja, tam o jedzeniu sporo.
UsuńTak, bohaterowie często piją kawę na pl. Trzech Krzyży, albo raczą się sushi. Wyjątkiem jest Mock Krajewskiego, ale to opis innej rzeczywistości.
UsuńRaczenia się sushi nie zaliczam do jedzenia:P Czyli kuchenne szaleństwa, ciasta, pieczone mięsa i szynki oraz majonezy to już wyłącznie domena obyczajówek dla kobiet? O ile bohaterka nie jest fanatyczką odchudzania:P
UsuńW tym rzecz, że w obyczajówkach wielkomiejskich kobiety najczęściej liczą kalorie.;( Jak to strata dla literatury! Ale będę zwracać uwagę i donosić o odkryciach.;)
UsuńCzyli trzeba czytać obyczajówki wiejskie:)) Taka Stateczna i postrzelona Szwai - wyprowadzają się kobity w góry i od razu pierożki, gulasze, zasmażka, konfiturki:)
UsuńA żebyś wiedział.;) Albo czytać o zwykłych zjadaczach chleba, a nie pracownikach korporacji.
UsuńPierożki - mniam.;) Ostatnio co prawda mam ciąg na placki ziemniaczane.;)
Też bym zjadł placka:)
UsuńNie ma to jak smażone potrawy skąpane w tłuszczyku.:)
UsuńZ nowych to u Wiktora Hagena sporo o jedzeniu. Ale fakt, przy niczym nowym polskim chyba nie dostałam takiego ślinotoku jak swego czasu przy "Chłopach"... Pamiętam jak dziś, bo byłam wtedy w trakcie pierwszego w swoim życiu prawdziwego nastoletniego odchudzania i burczenie z brzucha przeszkadzało mi w lekturze! A tam dużo o smażonych potrawach skąpanych w tłuszczyku, oj dużo! (co pisząc, czym prędzej sięgnęła po zabraną z domu marchewkę; placki strasznie świnią torebkę)
UsuńHagen? Muszę zapamiętać. U Reymonta swojskiego jadła faktycznie sporo. Kasze, skwarki - no, no.;)
UsuńWrócę do Mocka - mocnego alkoholu właściwie nie lubię, ale jak Krajewski pisał o śledziu podlewanym wódką, to ślinka mi ciekła. Po hektolitrach trunków różnych u Bukowskiego też mi się chciało sięgnąć po jakiś napitek.;)
Mi przy Krajewskim ślinka nie cieknie - otoczenie nie za bardzo. Na co można spojrzeć też z drugiej strony: jest tam tak obrzydliwie, że nic tylko się upić. U Bukowskiego takoż.
UsuńAle Mock czasem jadał w dobrym towarzystwie, nie tylko w spelunkach.;) Chyba był fragment o piwnicy pod ratuszem wrocławskim.
UsuńA Bukowski - wiadomo.;)
Śledzik podlewany wódką to jednak piękny element w "Złym" Tyrmanda. Plus te klimatyczne warszawskie knajpki z lat 50-tych :-)
UsuńZe Złego to pamiętam przede wszystkim rzodkiewki, bardzo apetyczne:)
UsuńCholerka, wygląda na to, że nastolatka nie zwracałam zbytnio uwagi na potrawy w literaturze.;) Pamiętam za to lekko mętne galarety i sałatkę warzywną w majonezie nie pierwszej świeżości w knajpianych chłodniach PRL-u.
UsuńTo polecam klasyk, bardzo a propos: http://www.waligorski.art.pl/proza.php?myk=b&nazwa=314 Tylko raczej nie należy jeść przy lekturze:P
UsuńOmszałych jajek na szczęście nie pamiętam, w końcu w takie miejsca trafiałam na chwilę od wielkiego dzwonu, ale wierzę, że bywało podobnie jak u Waligórskiego.
Usuń@ZWL Cykl zacny, ale ja bym wolał:
Usuń- zestaw kolacyjny, bo jak mawia moja Mama, jadam jak gąsior, czyli napycham kałdun po nocach,
- coś bardziej klasycznego w smaku, bo na samą myśl o ementalerze z agrestową marmoladą mam ciary (podobnie zresztą jak na myśl o zawiesistym soku).
A tak w ogóle, to ja mało wybredny jestem i działam w myśl reguły śp. Chrzestnego, że "wełna nie wełna, byle kicha pełna". I owszem, chciałbym celebrować jedzenie i umieć je doskonale przyrządzać, ale niestety nie potrafię ani tego, ani tego.
PS. A fajnie o jedzeniu pisze Scott Lynch, ale że rzecz dzieje się w wymyślonym świecie, to i składniki są dość egzotyczne :)
PS. Ketchup cynamonowy?! Próbowałem już kiedyś ogórkowego i dziękuję, postoję :(
Co za maksyma! Muszę zanotować.;)
UsuńKetchup ogórkowy? Trudno mi sobie nawet wyobrazić to połączenie smakowe. Chyba wolałabym ketchup cynamonowy.;)
@Bazyl: można się napychać po nocach, ale to wcale nie wyklucza porządnego śniadania:)) Śniadanie podstawowym posiłkiem dnia!
UsuńPodstawowy posiłek, absolutnie.;)
UsuńNie wiem w zasadzie jak to jest, bo będąc na urlopie śniadania spożywam solidne i bez wstrętu. Natomiast po powrocie do kieratu codzienności jakoś tak dziwnie się dzieje, że nie mam na nie czasu :(
UsuńI to potem negatywnie odbija się na Twojej wydajności pracy:P Pracodawca powinien za to udzielić Ci upomnienia z wpisem do akt:)
UsuńAlbo zorganizować pomieszczenie socjalne, bo na stoliczku metr na metr, to raczej kontynentalnie trudno poszaleć. I bez kuchenki :(
UsuńUruchom związki zawodowe, niech naciskają na władzę:)
Usuń@ Bazyl
UsuńNie ma się co dziwić, że wieczorem nadrabiasz niedobór substancji odżywczych w organizmie.;)
"Niezmiennie uboga spiżarnia", wyborne! A "niemiecki ketchup cynamonowy" brzmi trochę jak oksymoron; we wszystko uwierzę, tylko nie w to, że Niemcy wymyśliliby takie kulinarne zestawienie:)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że to składnik, który mnie b. zafrapował, ale okazuje się, że nie jest wymysłem pisarza. Tu przepis na ketchup cynamonowy własnej roboty. Ale skoro Niemcy mają ketchup o smaku curry, to może 30 lat temu (tego okresu dotyczy książka) mieli cynamonowy.;) Podobno dobrze pasuje do dań z kuchni indyjskiej.;)
UsuńTo, że Niemcy mają taki ketchup, nie czyni go od razu niemieckim:) Ale być może ich krzywdzę, Entschuldigung! (Często mam okazję zaglądać do ich koszyków w polskich supermarketach i finezją nie trąci, oj nie!)
UsuńMnie się wydaje, że Niemcy lubią cynamon (wnioskuję z ich przepisów kulinarnych), więc szansa na to, że produkowali taki ketchup jest.;) Zgadzam się co do braku finezji w koszykach i na stołach, kuchnię (i humor) mają raczej ciężką. Ale i tak ich lubię.;)
UsuńMoże niemiecki ketchup to jak ryba po grecku i barszcz ukraiński, lokalny wynalazek promowany jako cudzoziemski przysmak:)
UsuńWszystko jest możliwe.;)
UsuńA tak już odchodząc od zastawionego stołu, to ten Ostergren się zapowiada nieźle - czy tylko ja nic nie słyszałem o tej książce? I drugi tom widzę nawet.
OdpowiedzUsuńMało tego - niedługo ukaże się jego trzecia książka "Ostatni papieros".;) Dla mnie czytanie "Gentlemanów" to jak przeniesienie się w czasy nastoletnie i czytanie Dumasa.;)
UsuńZnaczy jednym tchem i z latarką pod kołdrą?:)
UsuńPrawie - obeszło się bez latarki.;)
UsuńUroki dorosłości, można bezkarnie czytać do rana.
UsuńAlbo przy lampce do późna w nocy. A dzieci niech patrzą i się uczą.;)
UsuńDzieci to niech o tej porze śpią i nie przeszkadzają w lekturze, o.
UsuńTeż racja.
UsuńA ja pójdę pod prąd :-) - wolę jeść niż czytać o jedzeniu :-) polecam "jabłkową Chimichangę" :-)
OdpowiedzUsuńKiedy jestem głodna, to na pewno wolę jeść niż czytać o smakołykach.;)
UsuńChimichanga już ze względu na nazwę zasługuje na uwagę (i spróbowanie), ale nie jestem pewna czy wytrzyma konkurencję z szarlotką.;)
Zapewniam, że przebija zarówno szarlotkę jak i apfelstrudel :-)
UsuńCzy wersja dostępna w polskich knajpach jest godna uwagi?
UsuńJa znam właśnie tylko taką :-), ściślej rzecz biorąc z jednej polskiej knajpy :-)
UsuńPierwsze, co mi się wyświetla, to Blue Cactus. Jeśli nie to miejsce, podaj proszę właściwe. Niech będzie, że to kryptoreklama.;)
UsuńI bardzo dobrze Ci się wyświetla :-)
UsuńDzięki, zajrzę w miarę możliwości. Obadam, czy owa chimichanga nie jest dostępna w innych meksykańskich restauracjach w Śródmieściu.
Usuńooo też to zaczynam czytać! nie dość, że niezłe to jeszcze jak wydane!
OdpowiedzUsuńPrawda?;) Książkę można rozkładać i nie pęka.;)
UsuńAch, śniadanka Henriego to poezja nawet dla kogoś kto nie lubi porannych posiłków. Niestety, po pewnym zwrocie akcji nie zostaje po nich ani okruszynka.
OdpowiedzUsuńAle jak pewnie pamiętasz, trafia się jeszcze coroczna uczta z gęsiną w roli głównej.;)
Usuńpyszne! ja lubię celebrować sniadanka :) swoją drogą, nie przestaje mnie zadziwiać, że nieważne ile zjem wieczorem, rano wstaję głodna! a czasami by się wydawało, że na tydzień się najadłam!
OdpowiedzUsuńementaler z dżemem agrestowym - jak najbardziej, dobre połączenie!
Śniadania są przyjemne, u mnie zwłaszcza sobotnie (jajka muszą być i basta).
UsuńDżemu agrestowego nigdy nie jadłam. Mało tego, czytając ten fragment zdałam sobie sprawę, że agrest ostatnio jadłam ok. 20 lat temu.;( Bo galaretka się nie liczy;)
prawda, galaretka się nie liczy, proponuję wyprawę na njabliższy bazarek, agrest powinien jeszcze być w sezonie :)
UsuńTak myślisz? U nas przeważnie w czerwcu dojrzewał. Ale dżemem nie pogardzę.;)
Usuńno właśnie próbowałam sobie przypomnieć, kiedy jest sezon na agrest, ale skoro można jeszcze dostać maliny, to i agrest na pewno gdzieś się znajdzie! ;)
UsuńMaliny i jagody, zaczynają się już śliwki - moje ulubione. I gruszki też.;)
UsuńNie uff, tylko mniam?
OdpowiedzUsuńDla mnie jednak za dużo.;)
OdpowiedzUsuń