Na dole zadzwonił telefon. Chciałam jeszcze pospać, ale telefon uparcie dzwonił. Był to Joe. Panikował. Czy przyjdę przygotować stypę, ugotować posiłek i podać go do stołu? On musi prowadzić karawan i doglądać trumny. Kobieta spadła ze skutera, kiedy wracali do domu z filmu z Gary Cooperem. Niczego sobie nie połamała, ale przez kilka dni musi pozostać w łóżku. Ledwo co udało się jej skończyć wieniec. Próbowałam wytłumaczyć Joemu, co się stanie, jeśli pojawię się na pogrzebie.
- W porządku – powiedział – nie będę za nimi tęsknił, następnym razem mogą sobie iść do tego ponuraka Alfa.
Alf prowadził zupełnie inny rodzaj zakładu, w którym oferował kompletne pogrzeby po stałych cenach. „Jak jakaś chińska knajpa z żarciem na wynos”, drwił Joe.
Zgodziłam się więc, zabrałam jakieś ciuchy do przebrania i poszłam przygotowywać zrazy z indyka na dwadzieścia osób.
Trzymałam się z dala od ich oczu dopóty, dopóki nie wyruszył kondukt, a potem pospieszyłam nakryć do stołu. Wymyśliłam, że mogę rozstawić koktajl z krewetek, a kiedy każdy dostanie talerz indyka, sami mogą nałożyć sobie warzywa. Czterdzieści pięć minut później byli z powrotem, więc wybiegłam z gorącymi wazami pełnymi dymiących warzyw i porozstawiałam je na stole. Joe mógł teraz wydawać talerze i była szansa, że nam się uda. Wszystko szło dobrze aż do lodów. Porcje stały przygotowane na tacy; Joe obiecał je roznieść, potem poprosić wszystkich, by odeszli od stołu i przeszli do salonu na kawę i ciastka, żebym mogła posprzątać. Nagle wikary z cmentarza wstał i kiwnął na Joego, by podszedł do drzwi. Zdjęty przerażeniem Joe rozejrzał się, po czym podszedł do mnie, kiedy wyglądałam sobie przez kuchenne okno.
- Będziesz musiała podać lody. Chce ze mną porozmawiać.
- Ale Joe… - Byłam przerażona, lecz już go nie było.
Wzięłam pierwszą tacę i starałam się nadać mojej twarzy odmieniony wygląd.
- Waniliowe? – spytałam panią White i z hukiem postawiłam je przed nią.
- Waniliowe, pastorze? - spytała, rozlewając odrobinę.
- Waniliowe, May? Waniliowe, Alice? – Waniliowo przedefilowałam wzdłuż stołu, aż w końcu dotarłam do mojej matki. Wpatrywała się we mnie z lekko otwartymi ustami.
- Ty? – I perły na jej szyi zadrżały.
- Ja. Waniliowe?
Krewni Elsie z Morecambe pomyśleli, że zwariowaliśmy. Pastor wstał.
Jeanette Winterson "Nie tylko pomarańcze", tłum. Waldemar Łyś, Rebis Poznań, 1997 s. 168-169
Koktajl z krewetek
Składniki: 250 g mrożonych krewetek koktajlowych, 100 g majonezu, 100 g śmietany kremówki, 2 łyżki keczupu, 50 ml białego wytrawnego wina, 2-3 ząbki czosnku, słodka papryka, sól, pieprz, ewentualnie: 1 łyżka soku z cytryny.
Przygotowanie: Na patelni zagotowujemy wodę pół na pół zmieszaną z winem. Solimy, pieprzymy i wrzucamy krewetki. Gotujemy 3-5 minut (płyn powinien w tym czasie odparować). Przygotowujemy sos: mieszamy śmietanę, majonez, keczup, sok z cytryny. Doprawiamy papryką, solą i pieprzem. Wrzucamy do sosu krewetki i całość podajemy w pucharkach koktajlowych, udekorowanych wybranymi dodatkami. Gotowe.;)
krewetki niekoniecznie, ale lodów waniliowych to bym zjadła :) nawet słońce wyszło... na minutkę...
OdpowiedzUsuńNa chwilę obecną zjadłabym i krewetki, ale bez ketchupu.;)
UsuńNa Mazowszu słońce świeci od wczoraj, może wreszcie skorupa śnieżna wyparuje.
Tradycyjnie w porze obiadu:) Ja poproszę indyka i lody, jakoś krewetki mnie nie kuszą.
OdpowiedzUsuńMoże dlatego, że jestem głodna, padło na taką porę.;) Na twaróg jakoś nie mam ochoty, może być cokolwiek treściwego.;)
UsuńMoże przewidując taki wpis powinnaś mieć pod ręką menażkę z zupą i stos kanapek?
UsuńZa zupami nie przepadam, więc zostają kanapki. Mogą być nawet z serem i cebulą, które występują w powieści na str. 23.;)
UsuńProszę nie opowiadać treści, Winterson zacznę za dwa dni najwcześniej:)
UsuńNie zamierzam.;) Może warto zaopatrzyć się w pomarańcze na czas lektury?;)
UsuńPomarańcze akurat w stałym asortymencie mam - znaczy mus pojadać, tak?
UsuńPojawiają się w powieści dość często, czytelnika może najść apetyt na cytrusy.;) Ja tak miałam, a w lodówce tylko połówka cytryny.;(
UsuńDzięki za ostrzeżenie, dokupię w takim razie:)
UsuńNie zawadzi.;)
UsuńA ja mam wielki głód dowiedzenia się co było powodem tej stypianej schizy :)
OdpowiedzUsuńZ pewnych względów obecność głównej bohaterki była w tym gronie niepożądana.;)
UsuńKrewetki to ja owszem, ale koktajlowe akurat niechętnie. Lodów też nie, bo tuczą:( Lektura dopiero przede mną, więc zakup większej ilości pomarańczy staje się w takiej sytuacji niezbędnie i pilnie potrzebny!
OdpowiedzUsuńSądząc po numerach stron, z których pochodzi cytat, po tej stypie (na tej stypie?) może nastąpić tylko wybuch...
Koktajlowe niechętnie? A czemuż to?
UsuńJest jeszcze indyk.;)
O ew. wybuchu nic nie napiszę, trzeba sprawdzić osobiście.;)
Pewnie dlatego, że to co można kupić u nas zazwyczaj smakuje niczym? Za to takie duże, smażone na oliwie, z czosnkiem i pietruszką, mniam, mniam!
UsuńWiem, że o wybuchu nie napiszesz; najpóźniej pojutrze zaczynam lekturę, więc sprawdzę samodzielnie i własnoocznie:)
Jak dla mnie krewetki z mrożonek smakują głównie wodą morską, ale raz na kilka lat kupuję. Pietruszka czyni cuda, zgadzam się.;)
UsuńMój koktajl z krewetek mógłby się składać wyłącznie z białego wina. Za resztę składników uprzejmie podziękuję. :) Lody waniliowe bardzo mnie rozmarzyły, a dziś u nas pojawiło się nawet coś na kształt słońca. :)
OdpowiedzUsuńWiem, że niektórzy dodają majonez zamiast śmietany - dla mnie do przyjęcia, bo mogę jeść go łyżkami.;) Ketchup jest wg mnie kompletną pomyłką.
UsuńSłońce ma się pojawiać coraz częściej i coraz obficiej, głowa do góry.;)
Niestety, obecność krewetek wyklucza moje praktyczne zainteresowanie koktajlem, nie znoszę ich w żadnej postaci. :(
UsuńKrewetki zasmażane w cieście naleśnikowym są moim zdaniem wyborne.;) Kto wie, jeśli trafię dzisiaj w sklepie na mrożonkę, może się nie zawaham.;)
UsuńCzy była dziś krewetkowa fiesta? :)
UsuńNiestety sklep, który miałam na myśli, nie oferował owoców morza.;( Ale szpinak odpowiednio przyrządzony też jest dobry, prawda?:)
UsuńSzpinak pod każdą postacią! :)
UsuńZgadza się.;)
Usuńjak oglądam come dine with me (pierwowzór naszych "Ugotowanych") to zawsze tam koktajl z krewetek występuje jako symbol brytyjskiej kuchni lat 70. Czyli do czasów opisywanych prze Winterston pasuje pewnie jak ulał. A czytałaś może jej autobiografie? Bo mam na półce i nie wiem czy się do niej spieszyć.
OdpowiedzUsuńW powieści koktajl z krewetek jest czymś wytwornym, a w kontekście stypy nawet awangardowym. Wikipedia podaje, że koktajl cieszył się dużą popularnością w od lat 60-tych do końca 80-tych, więc wszystko się zgadza.;)
UsuńBiografii jeszcze nie czytałam, chciałam odświeżyć sobie wcześniej Pomarańcze. Teraz już mogę się za nią zabrać.;)
Bardzo przyjemny blog, będę tutaj wpadał częściej : )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Kamil.
Dziękuję za miłe słowa i zapraszam.;)
Usuń