Na portalu Lubimyczytac.pl zamieszczono interesujący wywiad z Przemysławem Dębowskim, projektantem książek i współwłaścicielem wydawnictwa Karakter. Fragmenty poniżej:
Sebastian Frąckiewicz: Projektowanie okładek w Polsce straszliwie
opiera się na schematach. Jeśli mamy tytuł z dziedziny literatury faktu, to na
99% u nas znajdziemy na okładce zdjęcie. Tymczasem na przykład okładka
brytyjskiego wydania „Białej gorączki” Hugo-Baddera opiera się na sugestywnej
ilustracji. O wiele odważniejsze projekty graficzne znajdziemy także na czeskim
rynku wydawniczym. Czy zatem w Polsce nie bierze się tej adekwatności zbyt
dosłownie?
Przemysław Dębowski: Na pewno tak, bo jak wydajesz w Polsce
romans, to musi być młoda dziewczyna i kwiat, a jak reportaż to właśnie – jak
już wspomniałeś – zdjęcie, najlepiej mocne. Kontrast, którego doświadczamy, gdy
zestawimy polskie księgarnie z brytyjskimi czy czeskimi, wynika z tego, że w
obydwu wymienionych przez Ciebie krajach udział małych wydawców w rynku jest o
wiele większy niż u nas. A mały wydawca może sobie w większym stopniu pozwolić
na ryzyko. Tymczasem polski rynek jest płytki, duzi wydawcy nie chcą ryzykować,
więc nadal wolą wybierać projekty bezpieczne, konwencjonalne. Wychodzą z
założenia, że może nie zadowolą wszystkich, ale na pewno nie odstraszą. Możemy
powiedzieć, że w pewien sposób nie docenia się inteligencji czytelnika.
Oczywiście taka okładka jak „White fever” nie mogłaby się ukazać w Polsce,
ponieważ nasz rodzimy zwyczaj wydawniczy mówi, że na okładce literatury faktu
musi być zdjęcie, no bo zdjęcie oznacza prawdę. Ale dziś tego nie przeskoczymy.
Potrzeba więcej małych wydawców.
Ale ty przecież projektujesz sporo dla dużych wydawców.
Owszem, ale jestem przy tym bardzo grzeczny i trzymam się reguł. Wiem na
przykład, że nie mogę zaproponować tytułu, który jest mniejszy niż 10% okładki,
bo coś takiego nie przejdzie. Takie numery mogę sobie robić u siebie w
Karakterze – nawet okładkę bez tytułu. Ale wiem, że w przypadku dużych
wydawnictw to się nie sprawdzi.
A ostatnia edycja Italo Calvino w W.A.B?
To jest chwalebny wyjątek. Tu mnie złapałeś. Inna sprawa, że nie jest to
tytuł o masowym zasięgu, ale dla osób, które już wiedzą, czego się po tej
literaturze spodziewać.
Widziałem też modernistyczną, bardzo odważną okładkę nowego wydania
Kundery.
I znowu to kolejny, szczególny przypadek. Owoc współpracy wielu osób: mnie,
Wojtka Kwietnia-Janikowskiego, z którym to projektowałem, działu marketingu
wydawnictwa i samego Milana Kundery, który akceptował ostateczne projekty
okładki. Nie była to prosta sprawa. Tym bardziej, że takiej osobie jak Kundera
wydawnictwo nie może się sprzeciwić. Co w tym wypadku działało chyba na naszą
korzyść.
Ok, mówiliśmy o tej wielkości tytułu. Jakie są jeszcze inne żelazne reguły projektowania okładek w Polsce?
Nazwisko autora musi być bardzo duże. Nie można robić brązowych okładek – to
jest podobno wręcz jakieś tabu, że brązowe okładki się nie sprzedają. Z tym
spotkałem się wiele razy. Kiedyś unikało się ilustracji i nadal przeważają
zdjęcia, szczególnie w romansach i literaturze kobiecej, choć muszę przyznać,
że tej ilustracji pojawia się coraz więcej. Nie możesz działać wbrew
konwenansom, możesz je co najwyżej twórczo wykorzystać. […]
Czy kody kolorystyczne mają duże znaczenie przy projektowaniu okładki?
Tak, ale wynikają znów z wydawniczych przyzwyczajeń. Na przykład książki o
II Wojnie Światowej mają zawsze wielkie, czarno-białe zdjęcia na całej
powierzchni okładki. Warto zwrócić również uwagę, jak wyglądają okładki
szwedzkich kryminałów. Gdy pojawiła się trylogia Larssona, to większość
kryminałów skandynawskich autorów wydanych po niej zaczęło ją przypominać –
masywne blokowe pismo na mrocznej okładce i duży format książki, żeby
ludzie mieli poczucie dobrze wydanych pieniędzy. To ewidentne dyskontowanie
sukcesu „Milennium”. I co ciekawe, to działa. Smutne jest natomiast to, jak się
w Polsce wydaje Alice Munro – jej okładki są skandaliczne. Gdy pierwsze jej
tytuły wydawały Dwie Siostry, miała okładki naprawdę w porządku. Natomiast
Wydawnictwo Literackie i W.A.B poprzez sposób, w jaki wydają Munro dziś,
pozycjonują ją jako coś zbliżonego do tzw. ”literatury kobiecej”, w dodatku tej
niskich lotów. To jest ewidentny przykład nieadekwatności, bo zawartość tego,
co znajdziemy między okładkami a samą okładką, jest w przypadku Munro
drastycznie różna.
Pełen tekst wywiadu znajduje się tu.
Projekty okładek autorstwa P. Dębowskiego obejrzeć można na jego stronie.
również zwróciłam uwagę na ten wywiad :) który mnie nieco uspokoił, bo porównując kiedyś okładki Karakteru z okładkami Calvino z WABu pomyślałam sobie, czy ten Karatker nie widzi jak WAB bezczelnie zżyna ich okładki? teraz wiem, że zaprojektowała je ta sama osoba, ufff! ;)
OdpowiedzUsuńU mnie było inaczej - miałam nadzieję, że wreszcie ktoś podwyższył poprzeczkę (sprawdziło się) i że pojawił się nowy projektant (niestety nie sprawdziło się.) Ale i tak świetnie, że WAB zdecydowało się na tak kolosalną odmianę.;)
UsuńPozytywne zmiany widać też w Iskrach, przynajmniej Themerson świetnie się prezentuje:
http://iskry.com.pl/manufacturer.php?id_manufacturer=122
Okładka "Dzienników gwiazdowych" genialna! Dopiero czytając wywiad uświadomiłam sobie, że przestałam zwracać uwagę na okładki, a jeśli któraś już przyciąga mój wzrok, to taka wydana przed 1989 rokiem...
OdpowiedzUsuńPodobno pracując w niektórych instytucjach nie wolno się ubierać na brązowo, bo to kolor biedy (?!?) :-/
Hm, mnie akurat okładki do Lema średnio się podobają, bo mają za grubą kreskę.;( Ale rozumiem, że została ona podyktowana gatunkiem - do sci-fi raczej pasuje.
UsuńOkładki czasem stanowią dla mnie problem, bo potrafią zniechęcić do lektury.
Co do brązu - podobno w biznesie obowiązuje zasada 'never brown after six'.;) Cóż, męskie brązowe garnitury nie wyglądają najlepiej nawet za dnia.;(
Mama opowiadała mi, że kiedyś krawcowa zrobiła jej wykład na temat brązu: ponoć uznawany jest za kolor wyjątkowo nietwarzowy. Szczególnie się tym nie przejęłam, bo brąz bardzo lubię, najbardziej taki mocno czekoladowy. :)
UsuńHa! Mnie też jest dobrze w czekoladowym odcieniu.;) Ale krawcowa chyba miała rację, brąz rzadko podkreśla urodę, przynajmniej bez dodatków.
UsuńBrąz na okładce kojarzę tylko w przypadku "Black Bazar" Mabanckou, autorstwa Dębowskiego zresztą.;) Innych brązowych nie przypominam sobie, bo beż to już jednak inna bajka.
Pierwsze słyszę o takich uwagach na temat brązu, naprawdę! To na pewno lobby różowych rozsiewało takie plotki! Osobiście stosuję pod wszelką postacią i bardzo sobie chwalę. Choć fakt, nie mam okładki:P
Usuń~ Ania
UsuńAle na okładce "Black Bazar" brąz występuje tylko w roli skromnego tełka dla tyłka. :) Od przeczytania wywiadu rozglądam się za taką naprawdę brązową okładką i niestety nic z tego. :( Bo nawet "Czekolada" jest niebieska. :)
@ momarta
UsuńTu: http://www.savoir-vivre.com.pl/?brazowe-ubranie,1079 ciekawe informacje na temat noszenia brązu. Pasują bardziej do Brytyjczyków, ale podejrzewam, że elity biznesu również hołdują tym zasadom.
@ Lirael
Żeby książka z czekoladą w tytule była niebieska, to już skandal.;))) Okładka jest urocza, zestaw kolorystyczny bardziej kojarzy mi się z ozdobami na choince niż ze słodkościami.;)
Przeczytałam, ale nadal zamierzam chromolić akurat tę zasadę. Ciekawe, kto je wymyśla? Mam kilka brązowych sukienek, które ubieram do pracy i nie zamierzam tego zmieniać. W razie gdybym robiła w nich rzeczy, które innym nie będą się podobały, będą mogli przynajmniej powiedzieć: "nic dziwnego, to zwykła robotnica!":P
UsuńWydaje mi się, że te zasady to spadek po dawnych czasach. Biznesowy savoir-vivre przewiduje pewnie jeszcze wiele podobnych, na oko dziwnych zasad. Mimo wszystko nie wyobrażam sobie głowy państwa w brązowym garniturze.;) Co ciekawe, na tej samej stronie mówi się o doborze kolorów u mężczyzn, natomiast w przypadku kobiet - nie.;) Może brązowa sukienka nie stanowi zatem problemu?
UsuńWłosy stanęły mi dęba na głowie. Szacunek i uznanie mają zależeć od koloru ubrania?! Kolor ma być wyznacznikiem wykształcenia?... No ludzie... Mój zawód bywa określany jako "służba", to mogę twierdzić, że jestem ubrana adekwatnie do profesji :-P.
UsuńCzekoladowy brąz uważam za szczególnie twarzowy, inne odcienie też lubię. Niniejszym przyłączam się do Momarty. Czyli: chromolę. Oraz sobie chwalę.
Mnie zaskoczył ten fragment: "Prawie każdy ignoruje rady, polecenia i opinie, pochodzące od osoby ubranej na brązowo" - będę musiała przeprowadzić wnikliwe obserwacje na ten temat. :)
UsuńDonoszę, że wreszcie znalazłam książkę, która ma jednolicie, niezaprzeczalnie brązową okładkę! "To ja - dąb. Wspomnienia i eseje o Władysławie Broniewskim". :)
Żałuję, że nie czytałam "Mężczyzny w brązowym garniturze" Agathy Christie, być może rzuca zaskakujące światło na problem. :)
A propos brązowych okładek to nowa książka "Prawdziwych przyjaciół poznaje się w Bredzie" jest wzorowana na stary brulion. Na zdjęciu wygląda trochę szaro, ale w księgarni była jak najbardziej brązowa.
Usuńhttp://esensja.stopklatka.pl/obrazki/okladkiks/203911_prawdziwych-przyjaciol-poznaje-sie-w-bredzie_485.jpg
I widziałam jeszcze jakąś inną nowość wydaną w podobnym stylu tylko, że okładka była cała brązowa, tylko tytuł był wytłoczony. Nie mogę sobie przypomnieć co to było, jakaś powieść.
@ Eireann
UsuńWydaje mi się, że to są zasady przestarzałe, a jeśli nie, to dotyczą "wielkiego świata" czyli można traktować je na luzie. Są poważniejsze przewinienia, jeśli chodzi o strój urzędowy/biznesowy np. nagie ramiona, głębokie dekolty. Brązowa sukienka to jest nic!:)
@ Lirael
Faktycznie Broniewski jest brązowy, wreszcie coś.;) Z Agathą Christie to ciekawa sprawa, absolutnie do zbadania - kolor garnituru podkreślony chyba nie bez powodu.;)
@ Magdalena
Kojarzę Bredę, ale tam tylko grzbiet jest brązowy. Niemniej okładka oryginalna, podoba mi się.
Przypomniało mi się: Czytelnik ma kilka brązowych okładek w serii Nike, "Wydanie poprawione" Esterhazy'ego i "Kompleks Portnoya" Rotha też były głównie w tym kolorze. Więcej grzechów nie pamiętam.;(
Jeśli kiedyś przeczytam, zwrócę baczną uwagę na dress code. :)
UsuńDla mnie dress code to ciekawe zagadnienie, ale jestem szczęśliwa, że w pracy nie obowiązuje.;)
UsuńO ile Calvino cieszy mnie oryginalnością, to te wektorki dedykowane Kunderze lekko niepokoją. Wygląda to jak podręcznik fizyki dla studentów. Kolorki też jakieś takie, z działu pokarmów dla niemowląt. Ech, pewnie się nie znam ;)
OdpowiedzUsuńMasz rację, ostre linie w przypadku Kundery niepokoją, a przecież to dość "ciepły" pisarz.;) Z tej samej serii jest jeszcze okładka niebieska, bardzo mi się podoba:
Usuńhttp://www.wab.com.pl/?ECProduct=1597
Ale i tak się cieszę, że wreszcie coś drgnęło, bo zdjęcia już mi się przejadły.;(
Ta dla odmiany wgląda jak zbiór ćwiczeń do pracowni chemicznej. Wyraźnie widzę tam menzurkę i jeszcze ten kolor H20 ;)
UsuńMnie się kojarzy ze spinaczem biurowym - ot, skrzywienie zawodowe.;)
UsuńŚwietna jest ta rozmowa, przeczytałam z przyjemnością. Szczególnie mnie zaciekawił fragment, w którym Dębowski opowiada, jak technicznie wygląda wymyślanie projektu. gdyby wszyscy podchodzili do tego tak poważnie...
OdpowiedzUsuńGdyby podchodzili! Ale grafik to jest koszt, więc często okładki robi się na kolanie, kupując najtańszą grafikę albo zdjęcie z jakiegoś banku obrazków. A potem mamy tę samą fotkę na trzech różnych okładkach :(
UsuńNiestety metoda "kopiuj i wklej" chyba jest najpopularniejsza. Dziwi mnie to zwłaszcza w przypadku dużych wydawnictw, z wieloletnimi tradycjami jak np. Wyd. Literackie (wyjątkiem są dla mnie okładki Karpowicza). Dobrze, że PIW i Czytelnik trzymają jeszcze fason, choć t dzisiaj prawie niszowe wydawnictwa.
UsuńZdjęcie na okładkę to jest chodzenie po linii najmniejszego oporu, a już okładki filmowe wywołują tylko wycie.
UsuńA zwróciliście uwagę, że chyba ostatnio rzadko podaje się projektanta okładki? Zwykle tylko źródło obrazka figuruje.
Okładki filmowe powinny być prawnie zakazane.;) Ciekawe, czy wydawcy weszli w kooperację z kiniarzami - czasem wznawiają książkę pod zmienionym tytułem tj. takim, jaki wybrano dla filmu (np. "Idealne matki" Lessing).
UsuńZauważyłam to źródło zdjęć, Getty Images rządzi.;(
Współpraca pewnie jest, wszyscy chcą zarobić parę złotych na premierze filmu. Ale ponoć i tak najlepiej sprzedają się gadżety typu figurki, kubki i koszulki :)
UsuńTu jedna z wielu galerii z serii "to samo zdjęcie na różnych okładkach": http://ksiazki.onet.pl/te-same-okladki-zupelnie-rozne-ksiazki/cftbg
Gadżety są fajne. Filmowych pewnie bym nie kupiła (może płytę ze ścieżką dźwiękową), ale literackich mi brakuje. Torby, notesy, kubki/filiżanki byłyby mile widziane. Powoli na szczęście i to się zmienia (z akcentem na "powoli") - np. Karakter ma swoje pocztówki, Czarne ma kubki.
UsuńTo samo zdjęcie na kilku okładkach - zdarza się, oj tak. Tu panowie piszą o kilkukrotnym recyklingu: http://poczytane.blog.onet.pl/2013/10/15/recycling-okladkowy/
Z gadżetów to ewentualnie zakładki. No może kubki. Ale akurat wielbicielem nie jestem. Chociaż do dziś mi ołówki stoją w kubku, który dostałem pierwszego dnia praktyk w wydawnictwie :)
UsuńFajne ołówki w fajnym kubku mogą stanowić interesujący element wystroju wnętrza.;) Sama nie jestem fanem gadżetów, ale filiżanki b. lubię. Zwykła biała z cytatem wypisanym niebanalną czcionką w zupełności by mnie zadowoliła.;)
UsuńA płócienna torba chyba każdemu molowi książkowemu się przyda.;)
Ołówki z Ikei w plastikowym kubku z nazwą wydawnictwa:)) Nieszczególnie to ozdobne. Filiżanki z cytatem mogą być niebezpieczne, kawa się wylewa podczas czytania.
UsuńKredki w bezbarwnej, drewnianej oprawie w szerokim, szklanym naczyniu wyglądają moim zdaniem nieźle, ale to rzecz gustu.
UsuńPo stu kawach wypitych z tej samej filiżanki cytat zna się na pamięć, więc ryzyko rozlania bliskie będzie zeru. A jak ktoś ma pecha, to i z kubka niekapka mu się uleje.;)
Owszem, nieźle. Pod warunkiem, że kredki będą nieużywane, a naczynie nie wymazane małymi łapkami :P
UsuńGospodarzom taka filiżanka nie straszna, ale jak trafi na czytającego gościa?
Tak, myślałam o niepokalanych kredkach, używanych wyłącznie do celów ozdobnych.;) Z modelowo zaostrzonymi czubkami.
UsuńGoście przychodzą "w gości", nie czytać.;)
No to mnie lepiej nie zapraszaj, bo pierwsze, co robię, to wbijam się w regał z książkami i trudno mnie oderwać :D
UsuńSpoko, spoko - też tak mam.;) A książki leżą nawet w kuchni, choć dla niepoznaki na wierzchu królują "Pizze i tosty".
UsuńJa mam wzrok niczym rentgen, żadne Pizze i tosty mnie nie zmylą:)
UsuńWierzę.;) Tu wychodzi na jaw jeden z niewielu mankamentów e-booków - nie można się napawać okładkami w takim samym stopniu, jak w przypadku papierowych książek. Na dodatek większość urządzeń daje tylko czarno-biały obraz.;(
UsuńW ogóle nie można się napawać zbiorami. No bo jak? Mam 1000 Mb książek na dysku?
UsuńMasz np. 458 książek, co więcej cały czas przy sobie.;)
UsuńTiaa, 458 książek i pół godziny jazdy tramwajem. Z czego przez kwadrans zastanawiam się co poczytać? :D W telefonie mam chyba ze 20 i taki właśnie problem.
UsuńNa dobrą sprawę ten sam problem mógłbyś mieć w domu: 1789 woluminów na półkach i nie wiadomo, za co najpierw chwycić.;)
UsuńOczywiście:) Tylko w domu nie ponagla mnie myśl, że za pięć przystanków muszę wysiąść :D
UsuńOj tam, otwierasz to, co ostatnio czytałeś i jedziesz. W chwilach głębokiej rozterki zawsze możesz poprosić przygodnego współpasażera o podanie dowolnej liczby od 1 do 20.;)
UsuńOd 1 do 458 :P I trafiasz na cudzoziemca, który nie rozumie, o co Ci chodzi :P
UsuńNo ale będę się martwił, jak będę miał czytnik. A chwilowo muszę pamiętać, żeby wozić coś niegrubego.
Wierzę, że znajdziesz dobre rozwiązanie.;)
UsuńNiegrubego, albo z rozdziałami, opowiadaniami, felietonami itp. Nie lubię, kiedy akapit ciągnie się przez dwie stron - jestem w środku, a tu trzeba wysiadać.;(
Dobór lektury do długości trasy to jest prawdziwa sztuka:) Nie może przynudzać, nie może za bardzo wciągać, nie może zbytnio rozśmieszać :P
UsuńJak żyć, jak żyć?:)
UsuńNo tragedia. Albo się człowiek próbuje zatkać rękawiczką, żeby nie śmiać się w głos, albo zapomina wysiąść, bo tam akurat Harry Potter walczy z Voldemortem.
UsuńEwentualnie zalewa łzami, bo nieszczęśliwie zakochana Iksińska umiera z żalu. A czytając Kareninę boi się w ogóle wysiąść z pociągu.;(
UsuńTo może już lepiej gapić się za okno. Same problemy z tymi książkami :)
UsuńA mnie np prześladuje myśl, że jeśli spojrzę na swoje książki z półkami, to wiele z tych pierwszych jest nieprzeczytanych. Nie mam (jeszcze) czytnika, ale myślę, że to (niestety) tylko kwestia czasu (i pieniędzy), ale nie prześladuje mnie myśl co do ebooków. Nie mam ich dużo, a i analogowych książek nie mam wiele. Starzeje się, A ołówki w kubku,dobrze zaostrzone fantastyczna rzecz.
UsuńCzytniki są cudownym rozwiązaniem w przypadku małego metrażu mieszkania i oszczędnych wydatków. Jestem zaskoczona, jak wiele nowości szybko można kupić po przyzwoitej cenie np. 15 zł. Promocji więcej niż na papierowe książki - takie mam wrażenie.
UsuńFajnie, że zamieściłaś ten wpis inaczej przeoczyłabym ten wywiad.
OdpowiedzUsuńOkładki Karakteru to jedna z lepszych rzeczy jakie się pojawiły na rynku wydawniczym w Polsce w ostatnich latach moim zdaniem. Nie dość, że wydają rzeczy niesztampowe to jeszcze robią to z klasą. Tyle się mówi i pisze o upadku czytelnictwa w Polsce, ale fakt, że takie wydawnictwo istnieje i sobie radzi świadczy, że chyba jeszcze nie jest tak źle.
Ostatnio zauważyłam w księgarni Kunderę w nowych okładkach. Podobają mi się. Dobrze wiedzieć, kto je zaprojektował.
Całkowicie się z Tobą zgadzam - Karakter to wyjątkowe wydawnictwo. Okładki książek z prozą mają wg mnie fantastyczne, dobór tytułów - wyszukany. To są rzeczy, które przyjemnie wziąć do ręki. Przypomniało mi się, że Dodo Editor również miał ciekawą oprawę książek, fragment widać tu: http://czytankianki.blogspot.com/2012/08/sniadanie-la-klas-ostergren.html
UsuńWłaśnie: KTO zaprojektował. Wiele lat temu projektanci okładek byli dość znanymi i uznanymi twórcami. Był Lenica, Młodożeniec, Ihnatowicz, Świerzy, itp., a dzisiaj? Oby Dębowski mógł zaistnieć na dłużej.
Polska szkoła tak projektowania okłądek jak łamania tekstu leży, no oczywiście są wyjątki, no ale, trudno tu mówić o linii kształcenia, jak np nie wie jak poprawnie zastosować czcionkę itd. No, ale. Trochę z innej beczki, ubóstwiam Olbińskiego.
OdpowiedzUsuńNie jestem pewna, czy szkoła leży, na ASP kształci się ludzi w takim kierunku. Moim zdaniem mamy b. dobre wzornictwo, tylko mało kogo na nie stać.;( W przypadku okładek chyba też wszystko rozbija się o pieniądze.
UsuńOlbińskiego kiedyś b. lubiłam, ale mi przeszło.;(
Ja do niego mam sentyment, od czasu gdy byłam na jednej konferencji naukowej i w podziękowaniu dostałam właśnie jeden z jego albumów. Nie wiem, jakoś zauroczenie trwa, może z czasem minie. Myślę, że te dwie powyższe, kwestie, tj, kasy i (braku) wykształcenia w tej materii (raczej piszę tu o łamaniu tekstu) idą w parze.
UsuńRzecz gustu, obecnie po prostu wolę bardziej ascetyczne "obrazki", ale z ciekawości przejrzę sobie ostatnie prace Olbińskiego.
UsuńMyślisz, że łamanie tekstu wymaga długich studiów?:)
Nie, myślę, że 1,5 roku dobrze poprowadzonych zajęć wystarczy. Dzień dobry, nowego Olbiińskiego nie znam, jeśli wydał coś w przeciągu lat dwóch.
UsuńDzień dobry.;) Obudziłam się o podobnej porze dzisiaj.;)
Usuń1,5 roku powinno starczyć, z powodzeniem, ale to tylko moje przypuszczenia.
Dopiero teraz przypomniało mi się, że kilka lat temu rozmawiałam z autorem kilku okładek Świata Książki (to były ilustracje autorskie) - powiedział, że w tej pracy skórka nie jest warta wyprawki.
Nie przypuszczenia bo takie kształcenie już istnieje, tyle, że mało specjalistek_ów w tej dziedzinie. Co do kosztów to masz rację. A zapowiada się, że będę tak wstawała.
UsuńWiem, że istnieje, moje przypuszczenia odnoszą się do zdobycia kwalifikacji.
UsuńStudenci tworzą niesamowite prace, widziałam wiele zgłaszanych na przeróżne konkursy. Niestety tylko nieliczni doczekają się realizacji.
Wczoraj zmarł Waldemar Świerzy.
Ja może jakaś tępa i ograniczona jestem, ale wolę polską okładkę "Białej gorączki", naprawdę. Co nie znaczy, że tę anglojęzyczną uważam za brzydką:)
OdpowiedzUsuńZgadzam się natomiast z uwagami na temat wydań Munro. Niby różnica jest niewielka (tu kobiety na zdjęciach, i tam kobiety na zdjęciach), ale wiele zmienia.
Najbardziej jednak, po przeczytaniu fragmentów rozmowy i Waszych komentarzy, nurtuje mnie teraz to, czy w obliczu czekającej mnie wielogodzinnej podróży pociągiem, powinnam postawić na nowoczesny okładkowy design, który będę mogła podziwiać do upojenia, czy też wykazać się konserwatyzmem i spakować Biblię, która jest jedyną znaną mi książką, jaka objętościowo i treściowo powinna wystarczyć na całą podróż?:P
Mówisz o kolorowej czy czarno-białej okładce "Białej gorączki"? Ta druga jest dla mnie przygnębiająca.;( Ja już tak przyzwyczaiłam się do zdjęciowych okładek Czarnego, że innych sobie nie wyobrażam. Ale brytyjska "Gorączka" podoba mi się, zwłaszcza ten mały samochodzik i ślad za nim.;)
UsuńMyślę, że czytanie Biblii w publicznym środku lokomocji może wzbudzać małą sensację. Sam Stary Testament dostarczy z pewnością wielu mocnych wrażeń, tyle tam krwawych historii.;(
Mówię o kolorowej, bo taką mam w domu, drugiej chyba nie widziałam. Samochodzik i ślad są ok, w tym przypadku wolę jednak zdjęcia, zwłaszcza że widziałam sporo zdjęć z tej wyprawy prezentowanych przez Hugo-Badera, w tym to okładkowe i dobrze pamiętam część historii, które przy okazji opowiadał.
UsuńTak, tak, Stary Testament przede wszystkim! Jako dziecko uwielbiałam. Sensacji chyba bym nie wzbudziła, w końcu nawet Varga przyznał się ostatnio do napawania się tą lekturą:)
Zdjęcie ściśle nawiązujące do reportażu, a właściwie będące jego częścią, zmienia postać rzeczy, jestem za. Może wreszcie się ośmielę i przeczytam ten zbiór - jak dotąd zniechęcały mnie alkoholowe klimaty.;(
UsuńZgadzam się z Vargą - Biblia może być książkowym odpowiednikiem kina akcji.;)
Książki wydane przez Karakter mam ochotę schrupać najczęściej. Estetyczna uczta. Lubię jeszcze okładki Axelsson i Murakami. Ostatnimi czasy jestem w zachwycie nad okładkami Czeskich klimatów. Są rewelacyjne:)
OdpowiedzUsuńOkładki Karakteru są cudne, jak najbardziej do schrupania. Chyba żadne inne wydawnictwo nie używa tak soczystych kolorów.;)
UsuńMurakami ma całkiem niezłą szatę graficzną, co do Axelsson mam pewne opory. Kojarzy mi się z portretami Modiglianiego, ale coś mi nie gra, może zbyt gruba kreska (nudzę już z ta kreską;))).
Zupełnie zapomniałam o Czeskich Klimatach, a mają świetne okładki. Seria Czarnego "Proza świata" też mi się podoba.
Hm, jeśli poszukać, okazuje się, że tak tragicznie nie jest. Szkoda, że w tej branży dyskryminuje się autorki - panowie (np: Kundera, Calvino, Houellebecq) szybciej doczekają się stylowej okładki niż panie.
Specyficznemu rodzajowi okładem polskich książek jest poświęcona strona http://najgorsze-okladki.blogspot.com/ - w celach poznawczych gorąco polecam. Włos jeży się na głowie.
OdpowiedzUsuńZnamy, znamy.;) W wywiadzie wspomniano o niej.
UsuńMasz rację - włos się na głowie jeży. Zastanawiam się, skąd się bierze u niektórych tak zły smak.
Tu chyba działa prawo popytu i podaży :-) I to chyba ogólniejszy trend, niestety, bo przecież przesłodzone okładki romansów to tylko wyższy stopień zaawansowania.
UsuńMyślę, że wydawcom tylko się wydaje, że okładki muszą być przesłodzone albo krzykliwe. Na pewno takie książki łatwiej sprzedać, ale gdyby stopniowo podwyższać poprzeczkę, nabywcy przyzwyczailiby się. W końcu paniom muszą się kiedyś znudzić fotografie kobiet na okładkach, toż to jest kalka kalki.;(
UsuńAż takim optymistą bym nie był ale wydaje mi się, że w ogólnym trendzie narzekań myślę, że jest światełko w tunelu bo ciągle nieźle się trzyma grafika w książkach dla dzieci, a jak ktoś ma fanaberie i gruby portfel to może sobie poszaleć z design'em okładkowym indywidualnie u jednego z najlepszych polskich introligatorów http://introligatornia-tylkowski.blogspot.com/ :-)
UsuńA ja owszem. Gusty można rozwijać, tylko to wymaga czasu i przede wszystkim chęci.
UsuńTak, książki dla dzieci są coraz ciekawiej i ładniej wydawane. Okładki introligatorskie fantastyczne, ale chyba rzeczywiście dla koneserów.;)
Obyś miała rację ale zważywszy, że "Trędowata" jest "wiecznie żywa" to nie robię sobie wielkich nadziei :-). A co do opraw, to niestety samo bycie koneserem nie wystarcza :-)
UsuńWydaje mi się, że skoro romanse i kryminały niezmiennie dobrze się sprzedają, można od czasu do czasu zaryzykować i wprowadzić nowe pomysły. Nie można wciąż obarczać winą klienta. Paradoksalnie to małe wydawnictwa mają coraz lepsze okładki, a nie giganci.;(
UsuńNiech Ci będzie - trzeba być bogatym koneserem.;)
Francuscy wydawcy upodobali sobie jednokolorowe okładki z jakiegoś powodu. Wiele nowych tytułów (nie wszystkie jednak) ukazujących się nakładem uznanych wydawnictw takich jak Grasset czy Gallimard ma żółte okładki i identyczną oprawę graficzną.
OdpowiedzUsuńhttp://www.slate.fr/sites/default/files/photos/couleurs.jpg
Projektanci serii wydawniczych też nie zaszaleli jeżeli chodzi o design.
http://www.slate.fr/sites/default/files/photos/IMG_4384.JPG
http://www.slate.fr/sites/default/files/photos/IMG_4359.JPG
Francuzi w ten sposób chyba od lat wydają książki, podoba mi się ta asceza. Z podesłanych linków najbardziej przemawia do mnie seria z trzeciego źródła - rewelacja.
Usuń