„Kronikę końca świata” na tle polskich reportaży wyróżnia kilka rzeczy. Po pierwsze, agresywna, jaskrawa okładka (przedstawiająca mural w pobliżu placu Tahrir w Kairze). Po drugie, styl. Książa napisana jest bez zadęcia i bez stylistycznego efekciarstwa, z którym tak często spotykam się w tekstach polskich reporterów. A Jakub Mielnik po prostu jedzie, obserwuje i przelewa wrażenia na papier. Co jest zaletą, bo daje wrażenie autentyczności, ale bywa i wadą, o czym za chwilę.
Pierwsza część książki to migawki z końca lat 80. ubiegłego wieku. Socjalistyczna Europa Wschodnia dogorywa, wyprawy za żelazną kurtynę rozczarowują – nawet Londyn i Paryż nie przypominają wymarzonego raju. Zdecydowanie bliżej im do piekła, jako że autor włóczy się po zapyziałych dzielnicach, podrzędnych klubach i wśród szemranego towarzystwa. Zapowiadanego końca świata czeka się tu jak zmiłowania, wszystko będzie lepsze, jak się wydaje, niż wszechobecna zgnilizna.
Katastrofa jednak nie nastąpiła, więc z początkiem nowego milenium Mielnik zmienia kierunek i rusza do Azji. Będzie w Iraku, Kambodży i Japonii, będzie również na Filipinach i na Sumatrze. Niekoniecznie w centrum ważnych wydarzeń (wojny, procesy zbrodniarzy wojennych, tsunami), na pewno nie w kurortach, ale raczej wśród zwykłych ludzi: taksówkarzy, drobnych handlarzy czy studentów. Ci przygodni towarzysze podróży mówią o specyfice regionu czasem więcej niż doniesienia prasowe czy telewizyjne spoty.
Wszystko to mogłoby złożyć się na dobry, oryginalny zbiór reportaży, gdyby nie chaotyczna narracja, niepotrzebne wtręty z życia prywatnego autora czy drobne niedyskrecje dotyczące znanych osób. Znacząco uprzykrzają lekturę, podobnie jak niezbyt staranna korekta tekstu. Przy ingerencji dobrego redaktora "Kronika..." byłaby niewątpliwie o wiele lepsza, w obecnym kształcie pozostaje niewykorzystaną szansą.
__________________________________________________________________
Jakub Mielnik "Kronika końca świata", Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2013
__________________________________________________________________
Okładka znakomita. Co do treści - czy to jest po coś, czy tylko tak sobie? Tytuł sugerowałby głębszy sens, niż tylko puszczenie kilku migawek.
OdpowiedzUsuńDobre pytanie: po co to jest? Teksty nie są nowe, bo były pisane na gorąco na przełomie tysiącleci i można odnieść wrażenie, że zostały wygrzebane z szuflady. Na pewno pokazują powolny rozpad świata, ponadto niewiele wnoszą.
UsuńWtręty z życia prywatnego autora przy takim doborze tematyki to rzeczywiście chyba nie najlepszy pomysł.
OdpowiedzUsuńZwłaszcza że dotyczą relacji z narzeczoną.;(
UsuńNie czytałam tej książki, ale zauważyłam tendencję do tego typu narracji. Bardzo rzadko podoba mi się to, najczęściej jest to irytujące i zwyczajnie niepotrzebne. Nie wiem z czego to wynika, czy to moda czy trochę przerośnięte ego po prostu.
UsuńMnie też zaskakuje taki styl. Na pewno jest to znak czasu (pisać każdy może), może też celowy zabieg. Faktem jest, że książka nieco mnie wymęczyła.
Usuń