„Maestra” miałam nie czytać ze względu na odstręczający temat, na dodatek sprawa poznańskiego dyrygenta wydawała się oczywista: są ofiary pedofilii, jest prawomocnie skazany przestępca, nie ma zatem o czym dywagować. A jednak. O lekturze przesądził wywiad z autorem zamieszczony w Dużym Formacie (nr 45 z 7.11.2013 r.), a dokładnie dwa fragmenty. W pierwszym Marcin Kącki mówi o zaskakującym odkryciu w śledztwie:
Kiedy miałem zebrany materiał, poszedłem do Kroloppa i usłyszałem od niego coś, co zwaliło mnie z nóg. Kiedy zapytałem go o M., przytoczyłem szczegóły jego opowieści, usłyszałem: "Jeśli to prawda, to po co dał mi do chóru swojego syna?". Później Kroloppa aresztowano, skazano, ale we mnie pozostała masa pytań, na które wtedy, w 2003 roku, nie byłem w stanie odpowiedzieć. To było jedno z nich: jakim cudem ktoś seksualnie wykorzystywany w dzieciństwie wysyła własne dziecko do chóru kierowanego przez swojego prześladowcę? To pytanie wiązało się z kolejnym: dlaczego milczeli?
Drugi fragment był jedną z odpowiedzi na ostatnie pytanie o milczenie, a udzielił jej były dyrektor wydziału kultury w urzędzie wojewódzkim, pełniący za PRL-u kontrolę nad chórem:
Mówił: "Wszyscy wiedzieli". A kiedy pytałem, dlaczego milczał, usłyszałem: "Najważniejszy był poziom i występy. Im więcej było wyjazdów, tym lepsza była prasa, telewizja, a ja byłem z tego rozliczany, bo taka była moja praca. Te sprawy trzymało się pod kocem, bo były inne priorytety. Gdyby to wszystko wyszło na jaw, miałbym duże kłopoty, dlatego jedna czy druga dupa chłopaka mnie nie interesowały, ja wolałem mieć poziom chóru".
W reportażu Kąckiego absolutnie wszystko jest interesujące: główny bohater (nie bez powodu porównywany do szekspirowskiego Jagona), jego bezpardonowa walka o stanowisko w chórze, współzawodnictwo z chórem Stefana Stuligrosza oraz przebieg procesu sądowego. Najbardziej frapująca wydała mi się jednak kwestia milczenia oraz postawa rodziców chórzystów. Niesamowite są tłumaczenia urzędników, że owszem, o obłapianiu chłopców mówiło się, ale nie było skarg na piśmie, że nikt nikogo za rękę nie złapał, że dyrygent był „ustawiony” i nic nie można było mu zrobić, że to przecież taki kulturalny pan.
O wiele bardziej zastanawia stanowisko części rodziców, którzy świadomi pogłosek o niewłaściwych zachowaniach dyrygenta oddawali pod jego opiekę synów. Niektórzy intensywnie zabiegali, aby „maestro” dostrzegł ich dziecko i zapewnił mu wysoką pozycję w chóralnej hierarchii, lekceważąc jednocześnie sygnały o podejrzanych zabawach podczas wyjazdów chóru. Słowo „wyjazd” jest tu zresztą kluczowe: chórzysta zaaprobowany przez dyrygenta mógł liczyć m.in. na lukratywne występy zagraniczne, które w czasach PRL-u zapewniały kilkumiesięczne utrzymanie całej rodzinie w Polsce. Po upadku socjalizmu przelicznik był już inny, motywacja niektórych rodziców wciąż identyczna: szybkie i duże zarobki dziecka. Nie sztuka, nie uznanie, ale pieniądze.
Czyta się to wszystko z szeroko otwartymi oczami, choć nie o
szokowanie Kąckiemu chodziło. W posłowiu pisze o specyfice poznańskiego
wychowania i mentalności, w tym o nawyku przemilczania problemów. Jak pokazuje książka,
przemilczano również przestępstwa, choć znaleźli się nieliczni odważni, którzy
protestowali głośno. „Maestro” to rewelacyjny reportaż o narodzinach zła i jego
bujnym rozkwicie. Bulwersuje treścią, imponuje tytaniczną pracą autora. Czapki z
głów.
__________________________________________________________________________________________
Marcin Kącki "Maestro. 40 lat milczenia o skandalu w mieście
zasłoniętych firanek" Wyd. Agora, Warszawa 2013.
__________________________________________________________________________________________
Mnie tematyka też odstręcza. Wiem, że takie tematy są ważne i trzeba o nich pisać i czytać, ale wiadomo, że nie będzie to przyjemna lektura. Twoja recenzja sprawiła, że jednak wezmę pod uwagę przeczytanie tej książki.
OdpowiedzUsuńWłaśnie - trzeba pisać i czytać, a także mówić zwłaszcza, że temat jest trudny. Główny bohater uważał np. że dzieciom krzywdy nie robił, same do niego przychodziły. Wydawało mu się, że skoro nie wykręcał im rąk, wszystko odbywało się za przyzwoleniem. Obawiam się, że wiele osób może myśleć podobnie i choćby z tego względu trzeba pewne rzeczy nagłaśniać.
UsuńZachęcam do lektury, "Maestro" czyta się jak książkę o mafii.
Po idącej na łatwiznę "Lepperiadzie" podchodziłem do Kąckiego z dużą nieufnością - ale trzeba przyznać, że "Maestro" jest bez porównania lepszy. "Szeroko otwarte oczy" to mało powiedziane.
OdpowiedzUsuńAnegdotka trochę "w temacie"
Mecz chyba Legii Warszawa z Lechem Poznań - mecz się rozpoczął, kibice Kolejorza rozpoczęli doping, a kibice Legii milczą, kibice Lecha ciągle swoje, kibice Legii dalej nic i tak mijają kolejne minuty, wreszcie po kolejnej zaśpiewce kibiców Lechii, kibice Legii rozpościerają wielki transparent: "A was jeb... dyrygenci". Na trybunach kibiców Lechii zapada cisza.
Może dla porównania sięgnę po "Lepperiadę".
UsuńWydaje mi się, że anegdota może być prawdziwą historią, Kącki pisze o obraźliwym i nawiązującym do sprawy Kroloppa banerze rozwieszanym na trybunie przez gości.;(
A zasłyszana opinia twierdzi, że kiedyś to pedofilów nie było, wszystko przez ten TVN. Ile to jeszcze takich "artystycznych" sekretów nie zostało wyjawionych?
OdpowiedzUsuńW książce zacytowano reakcję Austriaczki, która była w Polsce, gdy aresztowano Kroloppa i sprawa trafiła do mediów. Kiedy jej wytłumaczono, o co chodzi, skwitowała to: "W chórze? To normalne". W domyśle: tak jest we wszystkich chórach na świecie.
UsuńSmutne to, ale rzeczywiście trudno oprzeć się wrażeniu, że świat artystyczny jakoś bardziej jest podatny na podobne zachowania.
Nie wiem, czy bardziej podatny, czy może raczej bardziej się przymyka oczy, bo to przecież "artyści". A poza tym kiedyś słowo teatr czy balet równało się niemoralność. Czasy się zmieniły, ale mity zostały.
UsuńObawiam się, że nie tylko mity.;( O warszawskim balecie różnie się mówi.
UsuńBalet, jak wiadomo, zawsze służył raczej rozrywce pewnych konkretnych kategorii nadzianych panów niż sztuce, przynajmniej tak nam mówi literatura i memuary.
UsuńW ten sam sposób można powiedzieć, że chór to historie a la Farinelli. Dla mnie to zbyt duże uproszczenie, wierzę jeszcze w sztukę.;)
UsuńTeż wolę wierzyć, że codzienność raczej wygląda inaczej niż w Nanie i Maestrze.
UsuńI tego się trzymajmy.;(
UsuńAle to może trzymajmy się z jakąś bardziej optymistyczną miną?
UsuńWyłącznie z optymistyczną. Choć zdaję sobie sprawę, że to trudne środowisko.
UsuńPocieszające jest to, że progenitura nie wykazuje skłonności artystycznych.
UsuńW tym kontekście na pewno pocieszające.
UsuńSędzia prowadzący proces Kroloppa podobno obiecał sobie, że syna akurat mu się urodził) do żadnego chóru nie odda. A ponoć w Poznaniu trudno trafić na mężczyznę, który nigdy w żadnym chórze nie występował.
Nie brzmi to optymistycznie, ale może jednak Krolopp był raczej wyjątkiem niż regułą. A wracając do meritum, najbardziej wstrząsające jest to zamiatanie sprawy pod dywan, bo sukcesy i sława (włodarze miejscy), i diety z zagranicznych występów (rodzice). A oburzamy się na amerykańskie matki, które kilkulatkom robią operacje plastyczne, żeby lepiej wypadły w konkursach piękności.
UsuńNiestety nie był wyjątkiem. Sprawa zaczęła się od aresztowania dwóch bibliotekarzy z tego samego chóru.
UsuńMasz rację, to jest wstrząsające. Mnie tu chyba najbardziej szokują ojcowie, którzy sami byli molestowani przez WK, a jednak własnych synów oddają jego ręce. Dobiła mnie wypowiedź ojca, który jeździł na wyjazdy razem z synem, aby go strzec: Pijemy. Krolopp zamyka się z jakimś chłopcem, ale mam to w dupie, ważne, że nie z moim. (s.168)
Miałem na myśli chór Kroloppa.
UsuńU ojca widzę pokłady empatii, potworne.
Potworne. Zastanawiam się, jak ci rodzice mogli się później mijać na ulicy itp. Z czasem doszła jeszcze kwestia ew. zarażenia wirusem HIV.
UsuńSkoro mógł spokojnie siedzieć, kiedy krzywdzono cudze dziecko, to pewnie nie miał problemów z mijaniem jego rodziców na ulicy (przecież "nic nie widział i nic nie wie").
UsuńNiestety tak też mogło być. Przyznam, że nie pojmuję, jak można być tak obojętnym na los cudzych dzieci.
UsuńA można. Obserwuję to np. we wpychaniu własnych dzieci na darmową karuzelę poza kolejką. Co z tego, że inne maluchy czekają? Od takich rzeczy się zaczyna.
UsuńOczywiście. A jeśli jest przyzwolenie, hulaj dusza. Zbyt często udaje się ślepotę.
UsuńTo chyba była kwestia środowiska - pamiętam jako młody chłopak w tamtych czasach podwórkowe napiętnowanie takich zboczeń, no ale też nikt ani z mojego podwórka ani z sąsiednich nie śpiewał w chórze ani nawet nie myślał o wyjazdach za granicę.
OdpowiedzUsuńJa jako dziecko o tego typu zboczeniach w ogóle nie słyszałam. Ale już jako nastolatka kilka razy miałam naskórkowy kontakt z takimi osobnikami. Niemniej o podobnych dewiacjach nie mówiło się, ale może dlatego, że ich w okolicy nie zauważano i/lub byłam za mała, żeby brać w takich rozmowach udział.
UsuńNa podwórku i na ulicy i to takiej z przedmieść, wiadomo, co innego dziewczyny, co innego chłopaki - nikt też nie prowadził rozmów i dyskusji to były raczej krótkie i dosadne przesłania.
UsuńMyślę, że szybciej dzieciaki rozmawiałyby (w tonie sensacji) między sobą. U nas tak było w przypadku ekshibicjonistów, do dzisiaj nie mam pewności, czy rodzicie byli świadomi naszych odkryć.;(
Usuńksiążki nie czytałam za to wywiad tak. faktycznie wygląda na to, ze prawie wszyscy brali wykorzystywanie dzieci za "Mniejsze zło". Tymczasem zło jest zawsze złem. Poza tym niestety, swoje robił image i sława pana od najlepszego chóru w Polsce. Czasem miałam wrażanie, że jego "zainteresowanie" dzieckiem uważano nie za niebezpieczeństwo, ale swojego rodzaju wyróżnienie i to jest dopiero chore.
OdpowiedzUsuńMasz rację, image zrobił swoje, Krolopp przy swoim odrażającym wyglądzie mógł robić wrażenie człowieka z klasą. I tak jak napisał autor: czym nagradzał, tym karał.
UsuńMnie w tej postaci poraziła bezczelność i nieustanna żądza sławy, nawet w okresie po skazaniu.
Nurtuje mnie sprawa tytułu "najlepszego chóru polskiego" - z dzieciństwa pamiętam jednak telewizyjne koncerty Słowików Stuligrosza.
Też czytałam ten wywiad, ale mnie nic nie musiało do Kąckiego zachęcać. Po przeczytaniu "Lepperiady" wiem, że jego książki to mistrzostwo reportażu śledczego. Facet jest niesamowity. Mam Maestro na półce, ale ciągle się trochę boję po niego sięgnąć. Emocje, jakie wywołują we mnie teksty Kąckiego mogę tylko porównać do tych, które wywoływał we mnie Tochman.
OdpowiedzUsuńWidzę, że masz inne zdanie niż Marlow w przypadku "Lepperiady":) Jak złapię oddech po "Maestrze", pewnie po nią sięgnę.
UsuńMasz rację, Kącki wywołuje silne emocje, choć nie stosuje żadnych sztuczek. Z podobnym odczuciem czytałam "Gomorrę" Saviano, co do Tochmana waham się.;(
Tochmana poznałam przez "Wściekłego psa" i to jest wg mnie obok "Dzisiaj narysujemy śmierć" jego najlepsza książka. Nie polecam zaczynać przygody z Tochmanem od najnowszej Eli, Eli, to jego najsłabsza pozycja. A Kąckiego właśnie zaczęłam. Aż się boję :)
UsuńZnam Tochmana z "Bóg zapłać", które mi się podobało. Do dalszych lektur zniechęca mnie głównie sam autor, którego ostatnio sporo było w mediach - przeszkadza mi jego kaznodziejski ton.;( "Eli, eli" na pewno pójdzie na pierwszy rzut, bo już je mam.
UsuńNajpierw Mrożek teraz to, doprawdy... Ręce mi odpadły, wracam do Sławomira.
OdpowiedzUsuńMasz na myśli, że przybyła Ci kolejna książka do przeczytania?
UsuńTak, i to ta, której całkowicie nie planowałam.
UsuńTo zupełnie jak ja, też nie planowałam.;)
Usuń