piątek, 6 grudnia 2013

Utarte ścieżki

Karierę Haruki Murakamiego obserwuję z boku od około dziesięciu lat. Przeczytałam „Sputnik Sweetheart”, który niezbyt mi się podobał oraz „Na południe od granicy, na zachód od słońca”, które podobało mi się bardzo. Ciąg dalszy tej znajomości nie chciał nastąpić, niemniej z zaciekawieniem przyglądałam się rosnącej popularności Japończyka w Polsce i na świecie. Najbardziej w tym wszystkim zaskakują mnie pojawiające się od kilku lat pogłoski, jakoby już, już w tym roku Murakami miał zostać laureatem literackiej Nagrody Nobla. Moim zdaniem pogłoski mocno przesadzone, ale w końcu artyści się rozwijają, a mnie mogło coś umknąć.


W „Bezbarwnym Tsukuru Tazaki…” znalazłam elementy znane z poprzednich powieści tego autora, czyli: samotność, niezamknięte sprawy z przeszłości, pogrążenie w letargu oraz tajemnicze wydarzenia. Styl również wydał mi się znajomy – jest prosty aż do bólu. Niestety Murakami idzie znacznie dalej i prostotę przypisuje także umysłowi odbiorcy. Przekaz powieści jest sformułowany nader wyraźnie, a na wypadek, gdyby czytelnik stracił czujność, powtórzony kilkakrotnie. Podobnie rzecz ma się z budowaniem postaci: nie ma mowy, aby metaforyczna bezbarwność głównego bohatera uszła uwadze czytelnika, ponieważ dokładnie omówi ją i narrator, i sam Tsukuru. Wszystko podane jest na tacy, łącznie z interpretacją tytułu nawiązującego do utworu Liszta „Le mal du pays”, który często w powieści powraca.

Nie wątpię, że bohater z problemami, wątek miłosny i japońska otoczka mają swój urok. Dla mnie najnowsza powieść Murakamiego ma go niewiele – owszem, lektura jest przyjemna, niestety niewiele z niej wynika. Rozczarowuje przede wszystkim dosłowność, tak niezwykła w kulturze, z której autor się wywodzi. Pisarze japońscy na ogół wspaniale łączą prostotę z finezją, tymczasem tej ostatniej brakowało mi w „Bezbarwnym Tsukuru Tazaki…” najbardziej. Nie tędy droga do Nagrody Nobla.

__________________________________________________________________________________________

Haruki Murakami „Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa”, tłum. Anna Zielińska-Elliott, Wydawnictwo Muza, Warszawa 2013
___________________________________________________________________________________________



76 komentarzy:

  1. Nareszcie! Nareszcie jest ktoś, kto nie zachwyca się Murakamim! A myślałam, że to ze mną jest coś nie tak.
    "Na południe od granicy, na zachód od słońca" podobało mi się dosyć, ale inne książki były już straszliwie powtarzalne - niby inna fabuła, inne wątki, ale te same chwyty. Cieszę się naprawdę, że przeczytałam Twój post :-) Pozdrawiam! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że jest nas trochę więcej nielubiących Murakamiego.;)
      Przeczytałam tylko trzy jego książki, ale podobnie jak Ty dostrzegam ich powtarzalność. Ale może to jest coś, co również gwarantuje mu popularność? W końcu czytelnicy dostają zawsze to, czego oczekują.;)
      Również pozdrawiam.;)

      Usuń
    2. Byc może masz rację (co do tych nielubiących) ale ja dotychczas nie trafiłam na nikogo, kto by się do tego przyznał ;-)
      W czasie rozkwitu "mody" na Murakamiego przeczytałam kilka jego książek, znajomi wychwalali, więc czytałam i czekałam, aż się zachwycę, ale nic takieg nie nastąpiło...
      Owszem, książki napisane w dobrym stylu, czyta się szybko, ale równie szybko zapomina. Wierzę, że czymś na tę popularność zasłużył, ale jak dla mnie przygoda z jego twórczością mogłaby skończyć się na jednej-dwóch książkach. Pozostałe nic nowego nie wniosły.

      Usuń
    3. Jak zrobicie "palec pod budkę", to będę tam i ja. Co prawda po lekturze jednej książki, która jest ponoć dobra, a mnie się nie podobała i drugiej, w której na odwrót, ale już nie wróciłem po więcej :)

      Usuń
    4. @ Jeżanna

      Znam bodaj trzy osoby, które prawie zgrzytają zębami na hasło "Murakami".;(
      Był taki czas, że na Murakamiego podobno się podrywało, ale to chyba rzeczywiście na początku jego kariery w Polsce. Tak czy inaczej jest czytany często, przed premierą ponoć duże kolejki ustawiały się do automatów z egzemplarzami "Bezbarwnego...".
      Zgadzam się: szybko się czyta, szybko się zapomina. To nie jest dobra rekomendacja dla autora.

      @ Bazyl

      Przyjmujemy.;) To ciekawe, że coś może się spodobać, jednak nie idzie się za ciosem. W przypadku Murakamiego nie żałuję, mam wrażenie, że wciąż pisze tę samą książkę.

      Usuń
    5. To ja czuję się podbudowana i usprawiedliwiona :-)

      Usuń
    6. ;D
      Chociaż oczywiście byłoby lepiej, gdyby Murakami wielkim pisarzem był.;)

      Usuń
    7. A ja nic nie czytałem, nie ciągnie mnie i nie mam wyrzutów sumienia :) Nic, co o Murakamim przeczytałem, nie wzbudziło we mnie chęci poczytania go. Tak więc ja tu jestem w ogóle outsiderem :P

      Usuń
    8. Bo Ciebie Japończycy chyba w ogóle nie interesują, prawda?:)

      Usuń
    9. Zupełnie. Tylko Szogun mi się podobał, serial znaczy. I Most na rzece Kwai, ale tam Japończycy mało sympatyczni :)

      Usuń
    10. Szogun był niezwykłą atrakcją w czasach dawnej, skromnej telewizji. Serial o niejakiej Oshin (dziewczynce z biednej rodziny, zdaje się) także.;) Most niezły, mimo że wojenny, a za takimi nie przepadam.

      Usuń
    11. Zastanawiam się, ile z tej atrakcyjności serialu jest w książce, jakoś się nie mogę zebrać. O Mostu lepszy jest Król szczurów, chociaż tam akurat i Japończycy, i Brytyjczycy mało sympatyczni. Ale wśród powieści wojennych ta się u mnie plasuje wysoko.

      Usuń
    12. Król szczurów był niezły, po latach zlewa mi się w jedno z Imperium słońca.;) Głównie za sprawą postaci granej przez Malkovicha.

      Usuń
    13. Pojęcia nie mam, czy widziałem film. Jeśli nie było dawno temu w wypożyczalni wideo, to marne szanse.

      Usuń
    14. Był na pewno, w kinach i w telewizji również. Warto obejrzeć.

      Usuń
    15. Na pewno warto, tyle że u mnie oglądanie jest trzeciej kategorii odśnieżania.

      Usuń
    16. Tu rozwiązanie jest proste: można zdecydować się na powieść Ballarda pod tym samym tytułem.;)

      Usuń
    17. Do powieści chyba robiłem bezskuteczne podejście, ale głowy nie dam.

      Usuń
    18. Mam identycznie jak Ty, ZwL, jak dobrze, że Ktoś mnie rozumie..... :)))

      Usuń
  2. Jeszcze nic jego nie czytałam, ale mam właśnie tą ksiżkę i , którą wymienia Jeżanna.
    Ciekawa jestem jak je odbiorę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Na południe..." podobało mi się, do dzisiaj pamiętam ogólny zarys. Myślę, że może być dobrym początkiem znajomości z Murakamim. Powodzenia.;)

      Usuń
  3. Przeczytałam kilka książek Murakamiego (zaczynałam od "Przygody z owcą"). Nie wpadłam po uszy, od czasu do czasu po coś sięgałam (zazwyczaj przy okazji kupowania prezentu dla taty-bardzo go lubi) i tak też było z najnowszym tytułem, który zasilił biblioteczkę taty. Zanim mu książkę wręczyłam miałam kilka dni więc postanowiłam przeczytać. I było to bardzo miłe doświadczenie, absolutnie bezkolizyjne. No ale ot takie po prostu. Przeczytałam i zapomniałam. Niektóre frazy czuć było mistrzem, ale niektóre były tak banalne, że ocierały się o grafomaństwo. Wątek przewodni rzekomego gwałtu miałam wrażenie służył tylko za pretekst i pewnie taką funkcję miał pełnić. Jednak gdyby trop przyjaciółki został jakoś ładniej, głębiej pociągnięty książka byłaby być może pełniejsza. Odczuwałam przyjemność z obcowania z książką, ale nic poza tym. No i ok. Tak widać miało być acz nie podzielam zachwytów nad tą powieścią:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkowicie się z Tobą zgadzam. Co do powodu rozłamu grupy - kuriozalne było dla mnie, że jak się okazało, przyjaciele głównego bohatera nie uwierzyli w oskarżenie, tylko ot, tak, po prostu nie kontaktowali się z nim przez całe lata. Nie przekonuje mnie to.
      Bezkolizyjne doświadczenie to dobre określenie.;(

      Usuń
  4. Nie czytam Murakamiego. Najpierw tak po prostu, a gdy już zaczął być popularny, to nie czytam go być może z przekory, a pewnie dlatego, że nie przekonują mnie wątki japońskie. Poza tym, coś trzeba w końcu odrzucić. Dlatego nie zabiorę głosu w dyskusji. Nareszcie napisałaś coś "na nie". Ostatnio widziałam takie automaty, jak z kawą, na Dworcu Centralnym, z samym (najnowszym) M. Znak czasów, czy aluzja do autora, że piszę wciąż tak samo (nie koniecznie) dobrze? Swoją drogą, to ciekawy pomysł, z takimi automatami, tylko dlaczego tylko Murakami?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie lit. japońska interesuje, bo w bardzo przyjemny sposób mnie wycisza.
      Widziałam zdjęcie z takim automatem, podobno stojąca przed nim kolejka ustawiła się właśnie po nowego Murakamiego.;) Dlaczego akurat ten autor, trzeba spytać dystrybutora, ale zakładam, że chodzi o popularność, bo tej autorowi nie można odmówić.

      Usuń
    2. Jest w moich zbiorach jedna książka dot. Japonii. W dodatku, którą z przyjemnością przeczytam. I pooglądam, "Erotyczne obrazy japońskie 1700-1820. :) Na szczęście się różnimy, Murakamiego sobie odpuszczam, z ulgą, że nie przybędzie mi kolejna książka.

      Usuń
    3. Obrazy japońskie też lubię, nawet z samurajami.;) Erotyka b. ciekawa, mają inne (czyli bardziej otwarte) podejście do seksu.

      Usuń
    4. Tak, mają inne podejście do seksualności, ale to złożony problem, kiedyś o tym napiszę zdań parę, a książka była kiedyś dostępna w D. za strasznie niską cenę, jak na takie wydawnictwo. Teraz patrzyłam i jej nie ma. Piszą,że nakład wyczerpany...Ale w M(atrasie) jest.

      Usuń
    5. Sprawdzę, bo może w naziemnej jeszcze jest, katalog online nie pokazuje wszystkich pozycji (sic!). Czekam na tekst o japońskiej seksualności.;)

      Usuń
    6. Gdybym kupowała książki, powiedziałabym, że to z jednej strony szczęście. (Dla mojego portfela) Najpierw tekst o Neurotyku. :) Wiem, że książka szła jak świeże bułki , bo kiedyś byłam i widziałam jak leżał tam stos. A potem byłam i już go nie było. Ale to dawne czasy, nie zdziwiłabym się gdyby podrożała.

      Usuń
    7. Oszczędność dla portfela zawsze cenna.
      Cóż, zawsze mogę pooglądać ryciny w sieci.;(

      Usuń
    8. Myślę,że to Ci nie grozi :) Chyba, że bardzo byś chciała :)

      Usuń
    9. Prędzej zaoszczędzę na jedzeniu i ciuchach niż na książkach.;)

      Usuń
  5. i ja się przyłączę do grona nielubiących Murakamiego, a przeczytawszy Twój wpis pomyslałam: nareszcie! nie jestem sama! 1Q84 mnie tak zdenerwowało, że po kilkudziesięciu stronach poszłam oddać książkę do księgarni. tak, autor pisze cały czas jedną i tę samą książkę, poza tym miałam wrażenie, że akurat w 1Q84 potraktował jak terapię na kryzys wieku sredniego... literaturę japońską bardzo lubię, tylko Murakami zdaje mi się mało japoński. za dużo chyba w tej Ameryce siedział, i pisze pod przeciętnego (i to bardzo) tamtejszego czytelnika....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, że Murakami jest mało japoński i to chyba jeden z sekretów z jego sukcesu. Dla Japończyków trochę zachodni, ale jednak swojski, dla reszty świata trochę japoński, ale wciąż dostępny.

      Usuń
    2. ;D
      Właśnie przed chwilą natknęłam się na podobne stwierdzenie: dla Japończyków zbyt europejski, dla Europejczyków akuratnie "egzotyczny". Niezła nisza.;)

      Usuń
  6. Pierwszą książka Murakamiego jaką przeczytałam była Kronika ptaka nakręcacza, która bardzo mi się spodobała. W przypływie zachwytu kupiłam jeszcze Pogoń za owcą (czy jakoś tak) i Kafkę nad morzem. Żadnej nie skończyłam, bo były słabe i tak skończył się mój romans z Murakamim. Ale kiedy czytałam Kronikę mieszkałam z koleżanką, która po tym jak już przestałyśmy razem mieszkać nie dowiedziała się o moim rozczarowaniu i na przestrzeni lat sprezentowała mi jeszcze Norwegian Wood i 1Q84. Norwegian Wood słabiutkie, ale skończyłam bo prezent. Pierwszą część 1Q84 nawet przeczytałam i chociaż chciałabym się dowiedzieć co stanie się dalej to jednak jest to tak nudne, że wiem, że nie przebrnę. Nie wiem tylko jak powiedzieć koleżance, że Murakami już mnie nie kręci, żeby nie czuła się urażona. Ale szkoda by było gdyby znowu wydała kasy na jego książki dla mnie. Oto dylemat.

    Jeśli zaś chodzi o wymienianie go jako kandydata na Nobla to rzeczywiści co roku w brytyjskiej prasie jego nazwisko się pojawia, ale tylko dlatego, że w Ladbrokes, firmie przyjmującej zakłady, ludzie stawiają na niego kasę. I potem pojawia się w rankingach i artykułach co powoduje, że ludzie myślą, że naprawdę jest kandydatem i w następnym roku stawiają na niego znowu etc. Koło się zamyka. Wielu ludzi nie wie, że te artykuły są pisane na podstawie zakładów, a nie żadnej wiedzy wewnętrznej, która sugerowałaby, że Murakami jest rzeczywiście na liście. Osobiście myślę, że nigdy nie był brany pod uwagę, ale jego nazwisko pewnie się wielu kojarzy z Noblem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sytuacja patowa: ryzykuje się albo zrobienie koleżance przykrości, albo otrzymywanie kolejnych tomów Murakamiego. Faktycznie dylemat.

      Miałam nadzieję, że Norwegian Wood jest akurat w porządku, tak wynikało przynajmniej z licznych zachwytów w sieci.;( Do tego jeszcze powstała ekranizacja.

      Myślałam, że te zakłady bukmacherskie wynikają z przecieków, o których także się ostatnio słyszy. Ale skoro pogłoski o nagrodzie Nobla są tylko pobożnym Życzeniem, mogę spać spokojnie.;) Swoją drogą, błędne koło.

      Usuń
    2. Przecieki najprawdapodobniej są, ale dotyczą one zwycięzcy i zdarzają się w ostatniej chwili. Kilka razy w ciągu ostatnich latach ponoć w ciągu ostatnich 30 minut były nagłe skoki w rankingu osób, które potem dostawały nagrodę.

      Norwegian Wood było moim zdaniem naprawde słabe. To jedna z niewielu książek, które przeczytałam gdzie jakiekolwiek zachwyty nad nią naprawdę mnie dziwiły.

      Usuń
    3. To samo słyszałam o przeciekach, trochę to smutne.
      Coś widzę, że po naszej dyskusji będę musiała odpocząć od Murakamiego i sięgnąć po starszych Japończyków. Ale przyglądać się z boku nadal będę.;)

      Usuń
    4. Japończyków zdecydowanie warto czytać. Polecam Tajemną Historię Pana Musashiego (Tanizaki) jeżeli nie czytałaś. Niedługa książka z niecodzienną fabułą.

      Usuń
    5. Tanizaki jest już w domu w kilku tomach, czeka na swoją kolej.;) Ciekawi mnie Oe, bo jest mi zupełnie nieznany, a recenzje są zachęcające.
      Ale dziękuję za podpowiedź, będę miała na uwadze p. Musashiego.;)

      Usuń
    6. Oe polecam z czystym sumieniem. Jestem po lekturze powieści "Futbol ery Man'en" i przyznaję, że książka bardzo przypadła mi do gustu.

      Usuń
    7. Czytałam Twoją recenzję i bardzo mnie zachęciła. Przyjdzie czas i na Oe.;)

      Usuń
  7. Ha. No dobrze, jak szczerze, to szczerze. Uwaga! Lubię Murakamiego ;) Zgodzę się co do zarzutu powtarzalności jego powieściach, dlatego nie jest tak, że uważam go ogólnie za świetnego pisarza (choć z nawyku czytam wszystko), jak również nawet jako jego wielbicielka byłam zdziwiona pogłoskami odnośnie Nobla, tak jednak mogę z całym przekonaniem polecić Ci "Kronikę ptaka nakręcacza". Jeśli oczywiście będziesz chciała zajrzeć do jego najlepszej powieści. Bo tytuły, które wymieniłaś.. cóż, faktycznie nie są najlepsze, ani nawet specjalnie reprezentatywne dla jego prozy. Ale "Kronika.." to zupełnie inna bajka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niewykluczone, że kiedyś będę chciała jeszcze do niego zajrzeć, więc może padnie na "Kronikę...", zwłaszcza że rekomendujesz.
      Kasiu, napisz proszę, za co lubisz Murakamiego, brakuje tu kontr-opinii.;)

      Usuń
    2. Gdybym miała wymienić w skrócie to za:
      -muzykę
      -samotność
      -oniryczny sposób prezentowania fabuły
      Tytuły, którymi mnie "kupił" to wspomniana wyżej "Kronika..", "Tańcz, tańcz, tańcz" i "Kafka nad morzem". Niestety cała reszta jest dużo słabsza i mocno wtórna, nie da się ukryć.
      Lubię hermetyczny świat, nazwijmy to po imieniu, głównego bohatera Murakamiego, który po prostu pojawia się w każdej jego powieści. Jest samotnikiem, lubi muzykę na ogół klasyczną, relacje z kobietami ma na ogół bardzo skomplikowane i często trafia w niezwykłe światy równoległe, do których prowadzą ciekawe przejścia. Schody w "1Q84", las w "Kafce nad morzem", czy studnia w "Hear the wind sing" czy "Kronice ptaka nakręcacza". To przejście bywa na ogół takie niepozorne, niedostrzegalne, ale zmieniający się klimat opowieści wprowadza senną, spokojną narracją w tę zmianę, by za chwilę zaskoczyć zdarzeniem, które nie mogłoby wydarzyć się realnie. I fakt, raz jest to naprawdę ciekawe, intrygujące, zgoła w stylu Davida Lyncha (scena zjadania kocich główek z "Kafki nad morzem" czy ze studni w "Kronice.." nieodmiennie tak mi się kojarzą, a tu warto dodać, że mam słabość do filmów Lyncha, choć dziś to raczej z sentymentu), a czasami mocno popkulturowe, słabe, pełne klisz (ot chociażby słabsze "1Q84").
      Ale to Murakami zaraził mnie "Sinfoniettą" Janecka, to on zwrócił uwagę na "Srokę złodziejkę" Rossiniego, na jazz, w którym co prawda już mniej się odnalazłam, ale lubię to jak czytanie jego książek idzie w parze ze słuchaniem muzyki, która do mnie przemawia.
      A samotność.. Sama jestem typem samotnika. Odnajduję się w takiej fabule po prostu ;-) Nawet gdy nie zawsze jest to tak interesujące, albo tak słabe jak "Norwegian wood", to nadal.. gdzieś tam przemawia ten klimat do mnie najbardziej.

      Usuń
    3. A przepraszam, zapomniałam dodać, że w prawie każdej jest to mężczyzna. W "1Q84" główną bohaterką jest wyjątkowo kobieta.

      Usuń
    4. W takim razie "Bezbarwny..." też może Ci się spodobać, bo jest Liszt, sny co prawda b. realistyczne, ale kilka niewyjaśnionych też się znajdzie.;) O samotności głównego bohatera już pisałam.
      Oniryczność lubię głównie w kinie, ale też tylko od czasu do czasu. Lyncha kiedyś b. lubiłam, ostatnio niestety straciłam go z oczu. Oniryczne klimaty u Muarakamiego były dla mnie do przyjęcia w trzech znanych mi teraz powieściach, bo były subtelnie zaznaczone. Zaczęłam czytać jedno z jego opowiadań i to była pomyłka: ludzie zamieniający się w zwierzęta i odwrotnie to dla mnie zbyt wiele.;(
      Podoba mi się, z jakim żarem o nim piszesz, zwłaszcza odnośnie muzyki. Takie inspiracje są b. cenne, sama tydzień temu szukałam dwóch wspomnianych przez HM wykonań utworu Liszta.;) Muzyka potrafi b. wzbogacić książkę, Murakamiemu w "Bezbarwnym..." ten zabieg na pewno się udał.
      Samotność bohaterów mi nie przeszkadza, raczej się w niej odnajduję.:) Ale ile razy można pisać wciąż tę samą książkę?:(
      Zaskoczyłaś mnie opinią o "1Q84" - wydawało mi się, że wzbudziła szczególne zachwyty. I bardzo Ci dziękuję za wyczerpującą odpowiedź.;)

      Usuń
    5. Zobaczymy, jak będzie z "Bezbarwnym.." ;-) na razie czeka na półce.
      Wiesz z tym pisaniem ciągle o tym samym.. Cóż, niewielu znam pisarzy naprawdę wolnych od jakiegoś wiodącego tematu. Nawet przy roszadzie wątków fabularnych, bo przecież tego nie brakuje u Murakamiego, jest jednak często ciągle ten sam bohater, bądź problem, bądź jakiś motyw. Teraz czytam jak leci Gombrowicza, którego cenię dużo, dużo wyżej (ale, tu też muszę dodać, że w ogóle polską literaturę cenię najwyżej, z tej prostej przyczyny, że trafia do mnie bezpośrednio, bez wszelkich strat związanych z najlepszym nawet tłumaczeniem) i tu też niestety pojawia się wrażenie, że pisze ciągle o tym samym. Ciągle jest jakaś prowokacja, ciągle zabawa formą, minami, słowem, choć ubrana w inną szatę fabularną. A jednak, jednak, nie mogę przestać ;-) Nie chcę tu oczywiście bronić strasznie japońskiego pisarza, ani zachęcać na siłę, ale zwyczajnie przyznać, że akurat ta wada jego prozy dotyczy też wielu innych, o wiele lepszych od niego twórców.
      Co do "1Q84" - przeczytałam tę powieść znając w zasadzie całą wcześniejszą twórczość Murakamiego. Może dlatego dla mnie była trochę słabsza :-) To, że go lubię nie znaczy, ze jestem bezkrytyczna bądź bezrefleksyjnie przyjmuję wszystko co napisze. Ale nadal go lubię. Pomimo ;-)

      Usuń
    6. Zgadzam się, wielu pisarzy pisze wciąż tę samą książkę, ale też wielu z nich stosuje całkiem dobry kamuflaż.;) Inna rzecz, że trudno wyjść poza ramy tego, co zna się dobrze i napisać powieść o świecie totalnie obcym.
      Gombrowicz, Mrożek, Witkacy i wielu innych pisali wciąż o tym samym, też to dostrzegam. Ale za to jak pisali!;)
      I to jest piękne, że mimo sympatii potrafisz jednak dostrzec słabości swojego ulubieńca. Znam takich, którzy się obrażają.;(

      Usuń
  8. Czytałam "Na południe od granicy, na zachód od słońca” i wspominam ze sporym sentymentem, więc nie przyłączę się do większości. :) Co nie zmienia faktu, że w najbliższym czasie raczej nic Murakamiego nie przeczytam, bo źle działa na mnie szał wokół jego twórczości. Co ciekawe, wydaje mi się, że Polska przoduje w tej modzie. Czytam naprawdę sporo blogów anglojęzycznych na temat literatury i szczerze mówiąc nie zauważyłam, żeby Murakami był masowo czytany. Ba, nie pamiętam, kiedy w ogóle ostatnio tam czytałam jakąś opinię o jego książce. Wydaje mi się, że takie wmawianie przez wydawcę, że jesteśmy uczestnikami światowego szału, to jest przykład bardzo sprytnego marketingu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślisz, że z Murakamim jest podobnie jak z Whartonem?:) Zajrzałam na amazon.com i amazon.co.uk - opinie nieco bardziej wyważone w porównaniu z polskimi. Może HM trafił w jakiś czuły punkt Polek.;)
      Z trzech czytanych książek właśnie "Na południe..." podobało mi się najbardziej. I także do dzisiaj wspominam je z sentymentem.;)

      Usuń
    2. Na Good Reads sytuacja wygląda tak:
      https://www.goodreads.com/author/show/3354.Haruki_Murakami?from_search=true
      Podoba się, ale bez szaleństw. Akurat "Na południe..." ocenione jest najniżej. :)
      Nie pamiętam, czy Wharton był typowany do Nobla. :)

      Usuń
    3. Faktycznie oceny wstrzemięźliwe, pewnie bliższe prawdy.
      Może w czasach Whartona zakłady nie przewidywały takiej kategorii jak laureat literackiej nagrody Nobla.;)

      Usuń
  9. widzę, że nie tylko ja nie wpadłam w zachwyt czytając Murakamiego :) wprawdzie mam za sobą jedynie Sputnik Sweetheart, ale jakoś nie mam ochoty na więcej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, uzbierała nas się mała grupa sceptyków.;)

      Usuń
    2. To macie jeszcze jednego sceptyka na wyrost - planowałam przeczytać choć jedną z książek Murakamiego, nie jestem uprzedzona, ale jakoś mi nie po drodze z literaturą japońską.

      Usuń
    3. Coraz bardziej mnie intryguje, co zniechęca potencjalnych czytelników do zgłębiania lit. japońskiej.;) To taka wspaniała kultura.

      Usuń
    4. Może to, że nie czuję wspólnoty doświadczeń? Czytałam kiedyś Kawabatę (Tysiąc żurawi i Śpiące piękności), kompletnie do mnie nie trafił.

      Usuń
    5. Jak dla mnie to jest zimna proza, czytałem Oe "Zabić pąki", czy jakoś tak, i zupełnie mnie nie ruszyło. Być może to kwestia tłumaczenia, bo wydawnictwa Amber nie podejrzewam o tłumaczenie z japońskiego, prędzej przez angielski. W każdym razie "Władca much" lepszy.

      Usuń
    6. @ Eireann

      Z Kawabatą miałam podobnie, odpadłam po kilkunastu stronach "Śpiących piękności". Zamierzam jednak do nich wrócić, bo wiem, że czytałam je w nieciekawym dla siebie okresie.
      Brak wspólnoty doświadczeń - coś w tym jest. Kultura tak odmienna od naszej, chyba łatwiej zrozumieć chińską.;)

      @ ZWL

      Zgadzam się, to proza zimna, w najlepszym wypadku chłodna, jak japońska elegancja. Trudno tu o żarliwe emocje, dominuje sterylność. Cóż, taka kultura. Od czasu do czasu lubię sobie jednak zaaplikować coś z tego kręgu. Lektury zazwyczaj wymagają uwagi, ale przez to wyciszają.

      Usuń
    7. Do mnie takie klimaty jakoś nie przemawiają, może za mało czytałem.

      Usuń
    8. To tak jak sci-fi do mnie.;(

      Usuń
    9. Przyłączam się do sceptyków w sprawie szanownych Noblistów. Ani Oe (Zerwać pąki,...) ani Kawabata (Kraina Śniegu, Śpiące Piękności) do mnie nie trafili. Akurat te tytuły zostawiły mnie obojętną. Natomiast wielu innych pisarzy bardzo dobrze wspominam. Soseki, Tanizaki, Yoshiumura, Mishima, Abe zrobili na mnie bardzo dobre wrażenie i to były jedna z lepszych książek jakie czytałam w ostatnich latach.

      Usuń
    10. Yoshimura, Mishima i Abe podobali mi się. Wiele dobrego obiecuję sobie po Sosekim, dobrze, że go wznowiono. Szczególnie interesuje mnie "Jestem kotem".:) No i wciąż czekam na nowe nazwiska z młodego pokolenia.

      Usuń
    11. Jestem kotem zaskoczyło mnie poczuciem humoru. Jest to bardzo przyjemna lektura.

      Usuń
    12. Na humor właśnie liczę.;) To taka rzadkość w literaturze japońskiej.

      Usuń
  10. Właśnie zamówiłam dla jego entuzjastki pod choinkę. Myślałam jednak, że wcześniej sama też przeczytam. teraz już nie jestem tego taka pewna. Swoją ścieżka zawsze mnie dziwił pomysł podsuwania Murakamiego do literackiego Nobla.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nawet się cieszę, że przeczytałam, bo wiem, że nadal wystarczy podglądać HM tylko z boku.;)

      Usuń
  11. A ja będę czarnym łowcą i stwierdzę, że książkę, mimo pewnych jej niedociągnięc, pochłonęłam. Może to kwestia tego, że kreacja bohatera wydaje mi się bardzo realistyczna, co z kolei może wynikac z podobnych moich osobistych doświadczeń, a także z faktu, że jestem człowiekiem, który wygrzebał się z depresji, walczy z nerwicą i wcale mnie nie dziwią takie a nie inne zachowania Tsukuru Tazakiego. To ciągłe powtarzanie, że jest bezbarwny wcale nie oznaczało dla mnie, że autor ma czytelnika za idiotę o krótkiej pamięci, tylko dobrze prezentowało pewien typ psychiki (pamiętajmy, że narratorem jest właśnie Tsukuru) - psychiki lubiącej babrac się w sobie (niestety) i analizowac swoje prawdziwe lub wyimaginowane niedoskonałości. Oczywiście rozumiem, że może to męczyc, nie każdy lubi taki typ narracji (i bohatera). Nie mówię, że to literatura nie wiadomo jak wysokich lotów, ma swoje zdecydowanie naiwne momenty (zwłaszcza rozmowa z Czarną mi zgrzytała, zakończenie też pozostawia trochę do życzenia, chyba było pisane pod presją deadline'u ;) ), ale jak dla mnie była to książka przyjemna, dośc realistyczna i ciekawa. I nie mówię tego jako wielka fanka Murakamiego, bo o ile niektóre jego książki lubię, o tyle inne uważam za średnie. Tak czy siak dzięki za recenzję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor na pewno nie ma czytelnika za idiotę i na pewno celowo skonstruował swojego bohatera tak, a nie inaczej. Dla mnie to była po prostu powtórka, takich bohaterów spotykałam u HM już wcześniej, stąd moje rozczarowanie.
      Zgodzę się, że to książka przyjemna w odbiorze, jak chyba każda tego autora, tyle że po przeczytaniu jego kilku innych - wtórna. Ale może powinnam przeczytać wreszcie "Kafkę nad morzem", ponoć najlepsza. Czytałaś ją może?
      Na koniec gorzka refleksja - dzisiaj z "Bezbarwnego..." prawie nic nie pamiętam.;(

      Usuń
    2. Niestety, nie czytałam. Może gdybym przeczytała więcej jego książek, to by mnie bardziej uderzyła wtórnośc :)

      Usuń
    3. Może się wreszcie przemogę i przeczytam.;)

      Usuń
  12. Bardzo ciekawy wpis. Jestem pod wrażeniem !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie zachęcam do lektury, mimo moich zarzutów.;)

      Usuń