Nie przepadam za ekranizacjami klasyki realizowanymi w tzw. kostiumach z epoki i prawdopodobnie dlatego w ogóle nie zwróciłam uwagi na premierę kinową „Wichrowych wzgórz” (2011) w reżyserii Andrei Arnold. Szkoda, bo obejrzane niedawno na małym ekranie zrobiły na mnie ogromne wrażenie, a domyślam się, że na dużym robią jeszcze większe.
Brytyjska reżyserka (Fish Tank) poszła na żywioł – dosłownie i w przenośni. Przede wszystkim, pozwoliła sobie na istotne zmiany w stosunku do pierwowzoru literackiego: z Heathcliffa zrobiła czarnoskórego młodzieńca, dokonała skrótów fabularnych i inaczej niż Brontë rozmieściła akcenty. Nie należy oczekiwać kolejnej rzewnej historyjki o niespełnionej miłości, której bohaterowie polegują na malowniczym wrzosowisku i z zachwytem patrzą sobie w oczy. U Arnold raczej siłują się w błocie (rewelacyjna scena), czasem ranią nawzajem zachowaniem i milczą. Ich głęboką więź sygnalizują gesty solidarności i opiekuńczość, pamięć o wspólnie spędzonych chwilach.
Catherine i Heathcliff są nieokrzesani, działają impulsywnie i instynktownie, nie zawsze zważając na uczucia drugiej osoby. Ich miłość jest dzika jak przyroda, której są nieoderwalną częścią. W filmie uderza surowość otoczenia, pokazana przy pomocy prostych zabiegów. Zbliżenia na posłanie z owczej skóry, wysuszony oset, szamocącą się w pajęczynie ćmę lub upolowaną zwierzynę bardziej kojarzą się z filmem dokumentalnym niż fabularnym. Przeważają brązy, szarości i zgniła zieleń, słychać wyłącznie naturalne odgłosy: świst wiatru, szum ulewy, trzaskający ogień, z rzadka krótki dialog. W adaptacji Arnold tytułowe wzgórza niewątpliwie zasługują na swoją nazwę, bo wicher, chłód i wilgoć są dla widza namacalne.
Ekranizacja z 2011 r. wydaje się bardzo współczesna, a przy tym wiernie oddaje ducha epoki Brontë. W „Wichrowych Wzgórzach” uczucia górują nad rozumem, natura wypiera cywilizację, a zbuntowany bohater wchodzi w konflikt ze społeczeństwem. W romantyczny światopogląd jak najbardziej wpisuje się także rozdarcie Catherine i tragedia Heathcliffa, żywiołowość natury, tajemniczość i symbolizm. I choć w mojej ocenie jest to film raczej o Innym i zemście niż o miłości, interpretacja Arnold, mimo kilku odstępstw, nie kłóci się z oryginałem. Przeciwnie, jest bardzo „angielska” i to mi odpowiada.
_________________________________________
„Wichrowe wzgórza” (2011) Wielka Brytania
reż. Andrea Arnold
scen. Andrea Arnold, Olivia Hetreed
zdj. Robbie Ryan
obsada: Solomon Glave, Shannon Beer, James Howson, Kaya Scodelario, Nichola Burley, Lee Shaw
źródło
zdjęć: Oscilloscope
chętnie obejrzę :) jeśli chodzi o klasykę to nawet wolę ekranizacje, niż wersje papierowe :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że będą niebawem powtórki w Alekino!
UsuńJa chyba wolę jednak książkę, film wszystkiego nie odda.;(