Dałam się nabrać Kišowi jak dziecko. Tak sprytnie szafował cytatami, przypisami i wycinkami z prasy, tak często powoływał się na archiwa policyjne i zapiski biografów, że pierwsze dwa z siedmiu tekstów w „Grobowcu dla Borysa Dawidowicza” wzięłam za literackie opowieści o autentycznych postaciach i wydarzeniach. Autor co chwila utwierdzał mnie w tym przekonaniu, a to odsyłając do bibliografii, a to wtrącając wypowiedzi typu: świadectwa są nieliczne i sprzeczne, według wiarygodnych źródeł itp. Gdyby nie bajeczna opowieść o browarze urządzonym przez komunistów w kijowskim Soborze Sofijskim, Kiš zapewne długo by jeszcze mnie zwodził. Historie przytoczone w „Grobowcu…” są jednak fikcją. Fantastycznie upozorowaną na literaturę faktu, ale fikcją.
Nie ma dla mnie znaczenia, czy pisarz skopiował pomysł Borgesa (co zarzucali mu zażarci oponenci), czy nie; ważne, że mistyfikacja udała się. Kiš jest na tyle przekonujący, że czytelnik podejmuje grę i bez większego oporu poddaje się jej regułom, by na koniec skapitulować. Lekturę kończyłam z poczuciem obcowania z p r a w d ą, a przynajmniej bardzo chciałam w to wierzyć. Bo czy wymyślone przez Serba życiorysy nie mogły mieć autentycznych pierwowzorów? Przecież nie jeden żyd zmuszony został przemocą do chrztu, nie jeden zamachowiec zgnił w kazamatach, a niesłusznie posądzonych i straconych rzekomych wrogów komunizmu historia zna tysiące. W tym sensie Kiš mówi prawdę: za każdym razem totalitaryzmy pożerały morze ofiar, łamiąc kręgosłupy nieposłusznym, nierzadko także oprawcom. Ideologia mogła być dowolna, mechanizm działania pozostawał z grubsza identyczny.
„Grobowiec dla Borysa Dawidowicza” powstał w 1976 r. i był przejawem „obsesji” autora, który przy pomocy wiarygodnych opowieści starał się otwierać oczy młodym ludziom uważającym zbrodnie stalinowskie, w tym łagry, za kłamstwo. Czas zrobił swoje i wątki obozowe u Kiša nie mają już takiej siły rażenia jak mogły mieć trzy dekady temu. Owszem, robią wrażenie, głównie za sprawą kunsztu literackiego pisarza, mnie przede wszystkim poruszyła jednak smutna prawda o powtarzalności historii – o ile stalinizm, legalny antysemityzm należą do przeszłości, na inne –izmy grunt jest niestety wciąż podatny.
W moim odczuciu w „Grobowcu…” forma wzięła górę nad treścią, co bynajmniej nie jest zarzutem. Kiš rozbroił mnie swoją finezyjną mistyfikacją i ujął urodą niektórych zdań oraz całych akapitów, choćby tego:
Zajęty byłem czytaniem i pisaniem, kiedy do mego pokoju wtargnęło mnóstwo ludzi zbrojnych w niewiedzę tępą jak bat i nienawiść ostrą jak nóż. Nie od moich jedwabi czerwieniły im się oczy, ale od książek ustawionych na półkach. Jedwab pochowali pod opończe, książki zaś pozrzucali na podłogę, zaczęli deptać je i drzeć na moich oczach. A były te książki oprawne w skórę i oznaczone cyframi, napisane przez uczonych; gdyby owi zechcieli je czytać, znaleźliby w nich tysiąc powodów, by mnie zabić na miejscu. I znaleźliby, gdyby zechcieli je czytać, lek i balsam na swoją nienawiść. [s. 140-141]
Ten serbski pisarz potrafi kapitalnie budować napięcie (jak w opisie morderczej gry w karty w łagrze), zaskakiwać poetyckością, ale też wzbudzać odrazę (np. w scenie polowania na mordercę kur) – a wszystko to na kartach paradokumentalnych opowieści, napisanych w stosownym dla tego gatunku stylu. Jak głoszą ostatnie słowa z „Grobowca…”: nie wystarczy mieć jaja, aby pisać. Kiš bez wątpienia dysponował nie tylko jajami.
___________________________________________________________________________
Danilo Kiš, Grobowiec dla Borysa Dawidowicza. Siedem rozdziałów wspólnej historii
przeł. Danuta Cirlić-Straszyńska
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2005
Ha! Nie wiedziałam, że Czarne wydało coś jeszcze D. Kisa. "Cyrk rodzinny" (http://bazgradelko.blogspot.com/2011/09/cyrk-rodzinny-danilo-kis.html) bardzo mi się podobał, "Grobowiec ..." wydaje się jeszcze lepszy. Dziękuję za polecenie!
OdpowiedzUsuńProszę bardzo.;)
UsuńKsiążka chyba nie cieszyła się dużą popularnością, przez długi czas zalegała w taniej księgarni. O "Cyrku..." poczytam, za jakiś czas mam zamiar wypożyczyć go z biblioteki.
Cenię sobie Twój blog, bo zawsze mogę tu znaleźć coś nowego i pouczającego. O tym pisarzu jeszcze w ogóle nie słyszałem, ale widzę, że warto zawrzeć z nim bliższą znajomość - ogromnie cenię sobie utworu z pogranicza fikcji i faktów. W tego typu dziełach, kiedy dane zdarzenia nie zaszły, ale tylko w takim sensie, że nie zostały one udokumentowane, ogromną rolę odgrywa potencjał, tj. miejsce w rzeczywistości, by takie wydarzenia faktycznie miały miejsce (kto wie, może w jakimś równoległym świecie, akurat tego miejsca było dla nich wystarczająco dużo i historie, o których pisze autor są tam twardymi faktami?)
OdpowiedzUsuńP.S. Pisanie o zbrodniach stalinowskich w 1976 po TEJ stronie Żelaznej Kurtyny to naprawdę rzecz godna podziwu.
Bardzo Ci dziękuję za miłe słowa.
UsuńKiš na pewno zasługuje na większą uwagę, niestety chyba nie miał u nas szczęścia. Chwilami trudno czytało mi się "Grobowiec...", bo autor potrafi zasypać czytelnika "faktami" (co pewnie jest kolejnym przemyślanym zabiegiem), ale warto było się wysilić.;) I jest tak, jak piszesz: opisane historie mogły być twardymi faktami, tylko nie w życiu siedmiu osób, a siedemnastu albo siedemdziesięciu.;)
"Grobowiec..." był wydany u nas najpierw w drugim obiegu, to też o czymś świadczy. Tłumaczka określa go mianem książki fatalnej, a dlaczego - najlepiej sprawdzić w posłowiu, to też interesująca opowieść.;)
Zapowiada się ciekawa lektura:)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem taka jest.;) Zachęcam do sprawdzenia.
Usuń