To nie opowieści dla dzieci, tylko ostatnie pozostałości mitów. Jeszcze sto lat temu opowiadano je dorosłym. Zawarte w nich treści były dla dorosłych, to „sposób na stawianie czoła życiu". [s. 340]
Tak P.L. Travers postrzegała swoje książki o Mary Poppins, choć doskonale wiedziała, że jej niania najwięcej zwolenników miała właśnie wśród najmłodszych. Dość rzadkie podejście, dobrze wpisuje się w teorię, według której literaci traktują pisanie jak terapię. Travers odreagowywała przede wszystkim brak ojca, który zmarł, gdy miała 7 lat. Namiastką kochanego tatki, który miał i fantazję, i silny pociąg do alkoholu, był w dużym stopniu powieściowy pan Banks. Ojca szukała prawdopodobnie także w partnerach – przeważnie byli sporo starsi, piekielnie inteligentni i obdarzeni charyzmą. Jeśli nie partner, zawsze istniał jakiś duchowy przewodnik, z których najbarwniejszy był chyba Gurdżijew – dla jednych guru, dla innych oszust.
Bez względu na to, czy Travers próbowała odnaleźć „ojca zastępczego” czy własną tożsamość, jej wytrwałość jest godna podziwu: poszukiwania trwały właściwie do końca jej długiego życia i zawiodły Pamelę aż do klasztoru buddyjskiego w Japonii. Czy były satysfakcjonujące, trudno stwierdzić jednoznacznie, w świetle książki Lawson można się domyślać, że raczej nie. Schorowana, dręczona bliżej nieuzasadnionym niepokojem, wymagająca dla siebie i innych, sprawia wrażenie osoby niespełnionej. Co nie przeszkadzało jej być również twardym graczem na płaszczyźnie zawodowej: uparcie dążyła do celu, który najczęściej wiązał się z promowaniem jej twórczości. Między wierszami da się wyczytać, że bywała także szorstka i apodyktyczna.
Nie wiem, jak książkę Lawson odbierają zwolennicy Mary Poppins, mnie, nieobeznaną z serią o niani z ulicy Czereśniowej, wciągnęła opowieść o jej pomysłodawczyni. Dostałam dokładnie to, czego oczekiwałam, a więc biografię postaci nietuzinkowej, o dużych możliwościach twórczych (w młodości Travers zapowiadała się jako niezła aktorka, później jako całkiem dobra poetka i dziennikarka), do tego odważnej w kategoriach obyczajowych. Jedynym poważnym minusem tej biografii są fabularyzowane wstępy do rozdziałów – są tak infantylne na tle przyzwoicie napisanej całości, że chyba sama Pamela zgrzytałaby podczas lektury zębami.
____________________________________________________________
Valerie Lawson To ona napisała Mary Poppins. Życie P. L. Travers
przeł. Bogumiła Nawrot
Wyd. Marginesy, Warszawa 2014
Książka czeka na półce na przeczytanie :)
OdpowiedzUsuńJestem fanką serii o Mary Poppins, chyba ją sobie odświeżę, bo nie mogę się jakoś doszukać tych odniesień między ojcem pisarki a panem Banksem. Może jako dziecko nie zwracałam na to uwagi, ale wydaje mi się, że pan Banks nie był specjalnie obecny na kartach powieści.
Może właśnie o to chodzi, że był ledwie widoczny?;)
UsuńInterpretacja pierwszych tomów to jest nic w porównaniu z ostatnim - mity, legendy, wielka głębia. Z ciekawości chyba sięgnę po niego.;)
Pan Banks pasuje idealnie. Wiecznie właśnie wychodzi do pracy i nie ma na nic czasu albo właśnie wrócił i nie życzy sobie, by mu zawracano głowę. Czasem strofuje żonę albo służącego, ale z dziećmi nie ma wiele do czynienia. Interesuje go głównie, żeby nie zawracały głowy.
OdpowiedzUsuńCzyli taki jak miliony innych ojców, przynajmniej kilka dekad temu.;)
UsuńPan Travers chyba był podobny, jeśli idzie o nieobecność. Ale jeśli już był, to potrafił opowiadać córce piękne historie. Może go idealizowała, ale ewidentnie "figury ojca" brakowało jej w życiu.
Przeczytałem charakterystykę pana Banksa i jakby o sobie pisał :( Czyli moje córki albo napiszą powieść o niani-wróżce, albo wylądują na kozetce u psychoanalityka :(
UsuńNa pewno nie będzie tak źle.;) Córki raczej nie zapomną Ci np. wspólnie czytanych książek, a to - jak podejrzewam - już w więcej niż godziny idzie? A ewentualne narowy rodziciela tylko dodadzą kolorytu ogólnemu portretowi.;)
UsuńU Młodszej do 40 minut co wieczór, nie licząc szybkich czytanek w ciągu dnia. Starsza miała czytane dłużej, bo z większym trudem zasypiała. W ramach poprawiania ojcowskiego imidżu poszedłem z nimi wczoraj na rolki. No to może faktycznie chociaż psychoterapeuta im nie grozi :P
UsuńNo proszę: ojciec od rozrywek intelektualnych i sportowych, dwa w jednym.;) Jak nic psychoterapeuta tutaj nie zarobi.;)
UsuńOby:)
UsuńPrzeczytałem Twój pierwszy komentarz i miałem właśnie napisać Twój drugi komentarz, ale skoro już go napisałeś, to ja się tylko pod nim podpiszę. I od razu dodam, że biorę do siebie te usprawiedliwienia, którymi tu koleżanka próbuje ratować obraz takich ojców jak my :P
UsuńKoleżanka jest miła i nie nazwie nas patologicznymi potworami :D
UsuńJeszcze chwila i zacznę się zastanawiać, czy aby na pewno nie jesteście potworami, czytającymi dzieciom, jeżdżącymi na rolkach/rowerach itp., ale potworami.;)
UsuńNie wiem, czy do mojego postrzegania ojca można przyłożyć współczesną miarę a jeśli tak to może was pocieszy, iż do dziś opowiadam wszem i wobec, jak to tatuś miał dla mnie zawsze czas, bo czytał mi książki, opowiadał bajki, przygotowywał kukiełkowe spektakle, zbierał żołędzie i kasztany i robiliśmy razem ludziki. Mama, kiedy to słyszy tylko się uśmiecha boleśnie, bo twierdzi, iż tata poza czytaniem i opowiadaniem bajek pozostałe czynności wykonał jeden jedyny raz, a mnie to urosło we wspomnieniach do nie wiadomo jakich, niebotycznych rozmiarów. Więc może wystarczy raz, aby się utrwaliło w pamięci dziecka- zwłaszcza zakochanej w tatusiu córeczki, bo dziewczynki zawsze kochają się w tatusiach:)
UsuńAnia: tak, potworami z rowerami :)
UsuńGuciamal: to mamy jakieś szanse z Bazylem :)
W takim razie założę się, że nasi koledzy już zapunktowali na wieki u swoich latorośli.;)
UsuńGuciamal, mimo wszystko zazdroszczę (i to jak!), z moim Banksem mogłam co najwyżej wykonywać prace techniczne, choć zdarzyło się, że i o T. Kantorze mieliśmy pogadankę.;)
ZwL: Ty masz jednakowoż większe albowiem jam jednak ojcem dwóch synów :) Ja bym punktował, gdybym umiał grać i grał w "nogę". Niestety z "nogi to ja niestety jestem noga :D
UsuńBazyl, ale który ojciec z takim poświęceniem zdobywałby autografy pisarzy dla dzieci? Albo ciągał synów na spotkania autorskie? Piłka przy tym to jest nic.;)
UsuńTja, dla dzieci :D Poza tym to jest niewskazane ponoć, żeby w osobach swoich dzieci realizować własne pasje i pragnienia :P Piłka, to jest właśnie coś :)
UsuńTak, sama do dzisiaj się cieszę, że nie wybrałam żadnej z profesji sugerowanych przez rodziców.;)
UsuńPiłka nożna, ręczna, wodna, do metalu i takie tam.;)
Mary Poppins to jedna z ulubionych postaci mojego dziecinstwa. Dlatego biografia autorki już od jakiegoś czasu czeka na czytanie. Z tego co piszesz wynika że nie powinnam się zawieść.
OdpowiedzUsuńPamiętam, kiedy pisałaś o tym zakupie i bardzo liczę na Twoje wrażenia.;) Wydaje mi się, że fani Mary Poppins znajdą tu więcej smaczków niż taki laik jak ja.
UsuńA ja oglądałam film i jestem zachwycona. Już dawno nie widziałam tak ciepłego i uroczego filmu. Muszę przeczytać książkę :)
OdpowiedzUsuńWidziałam zwiastun filmu i jeśli trafi się w telewizji pewnie obejrzę całość, bo b. lubię Thompson. Nie wiem tylko, czy historia nie została w nim aby podrasowana pod amerykańskiego widza.;(
UsuńNiestety, akurat Mary Poppins nie poznałam w dzieciństwie - a szkoda. Za to biografia Travers bardzo mnie intryguje.
OdpowiedzUsuńMoże w takim razie Tobie też się spodoba.;)
UsuńA propos Mary Poppins: niestety, do tej pory jej nie znam. Albo inaczej: znam archetyp czy ikonę. A propos filmu: oczywiście, że jest amerykański. :)
OdpowiedzUsuńPowiedziałabym: stylizowany na amerykański, czyli amerykański do kwadratu i to paradoksalnie daje dobry efekt. Bo skoro Tom Hanks gra Walta Disneya, a intryga dotyczy przeniesienia na ekran książek Travers (przez Hollywood), to nie ma mocnych.
Potwierdzam jednak, że uroczy. Właśnie ze względu na zawsze świetną Thompson. Pan Banks jest też ciekawy - Colin Farrell. W filmie to ambasador wyobraźni.
Rzeczywiście, skoro film traktuje o hollywoodzkiej ekranizacji, to powinien być b. amerykański.;) Colin Farrell jako p. Banks? Bardziej pasowałby mi Colin Firth, ale filmu nie widziałam, więc może i Farrell był dobrym wyborem. Dla samej Thompson chętnie kiedyś obejrzę.
UsuńKurczę, zawsze ilekroć widzę tę panią, odczuwam coś na wzór wyrzutu sumienia, że nigdy nie uległem czarowi Mary Poppins.
OdpowiedzUsuńMoże niepotrzebnie? Uważam, że bohaterowie Andersena, Lindgren, Brzechwy i paru innych pisarzy nie są gorsi.;)
Usuń