W witrynie cukierni zobaczyłem czekoladę po dwie korony czterdzieści. Bosa, jasnowłosa dziewczynka, o dziecięcych niebieskich oczach, z których patrzył głód, stała przed wystawą. Na widok czarnobrązowych lśniących kostek czekolady fames vulgaris (głód pospolity) przemienił się w uskrzydloną tęsknotę, bezwstydne fizyczne pożądanie przeobraziło się we wzniosłe pragnienie nieba, coś o charakterze animalnym w sprawę czysto duchową. Zapewne tak wygląda niebo dziecka: jest brązowe i wyścielone czekoladą. A ten mały plasterek za dwie korony czterdzieści to próg, przez który wstępuje się do królestwa niebieskiego...Czekolada! Przemycona niewątpliwie ze Szwajcarii, z wytłoczoną marką Zurychu, tkwi teraz w witrynie cukierni. Jednak w tej chwili i choćby tylko dla tego widoku zapominam o nędznym procederze windowania cen przez przemytników i wybaczam im. Dla stojącej obok mnie rywalki ta kostka czekolady jest progiem do raju, dla mnie - progiem bramy na drodze ku przyszłości.Przez ile granic, z cłami, repetycjami, kontrolami, poświadczeniami musiała przewędrować ta czekolada, zanim trafiła na wystawę cukiernika Tomasza Helferdinga! I oto, na przekór wszelkiej wrogości narodów, podburzaniu jednych przeciw drugim, ów ciemnobrązowy błyszczący znak odwiecznej wspólnoty narodów jest wreszcie tutaj!Staliśmy w milczeniu, smakując wspaniałości przyszłych czasów, mlekiem i miodem płynących. Nasze oczy lśniły miłością, tęsknotą i uwielbieniem. Nasze spojrzenie stawało się modlitwą.Wszedłem do sklepu i kupiłem kawałek czekolady. Przełamałem go starannie i wręczyłem połówkę bosonogiej dziewczynce. A sam zjadłem tę drugą. I rywalizowałem z dzieckiem o bycie dzieckiem...
[18 V 1919]
Joseph Roth, Wiedeńskie przechadzki, przeł. Małgorzata Łukasiak-Zięba, w: „Literatura na świecie” (2015, nr 07-08), s. 6-7
wtorek, 12 kwietnia 2016
Migawka z Wiednia
W Dniu Czekolady przypomniał mi się taki oto mini-reportaż Josepha Rotha z powojennego Wiednia:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przypomniały mi się peerelowskie dzieci na kolonii w Czechosłowacji, gdzie w wiejskim samie było pewnie więcej różnych słodyczy, niż widzieliśmy w życiu. W odróżnieniu od dziewczynki z Wiednia my jednak mieliśmy po parę koron do wydania i wykorzystywaliśmy to bezwstydnie.
OdpowiedzUsuńZaopatrzenie w Czechosłowacji było niemal legendarne. Pamiętam czekolady i orzeszki przywożone przez znajomych. Ale też pamiętam gierkową "hojność" - podobne rzeczy nagle stały się i un as przez chwilę dostępne.
UsuńNa lokalny dobrobyt świadomie się nie załapałem, a w latach 80. to wiadomo, co było. Kubańskie zielone pomarańcze.
Usuńto byłem ja, ZWL :D
U mnie pod choinką były już pomarańczowe.;) A poza tym wyrób czekoladopodobny - kojarzę tabliczkę w białym opakowaniu, z jakimś czerwonym kwiatkiem z boku czy czymś podobnym. Ponieważ od dziecka miałam słabość do czekolady, musiałam się erzacem zadowolić.
UsuńPOmarańczowe też się zdarzały, ale jakby rzadziej. Tabliczka była żółto-zielona, faktycznie z jakimiś kwiatkami. Tu znalazłem: http://wolneforumgdansk.pl/files/wedel_ze_zb_dr_b_190.jpg ale widzę, że to sie nazywało "Popularna śmietankowa" i mogło być czekoladą. Chyba że podobne opakowania były.
UsuńPamiętam te opakowania, ale to jest wyższa półka.;) Teraz widzę, że mój wyrób był w niewielkim stopniu czekoladopodobny, nawet nie używano słowa "czekolada", tylko Chrupka: http://www.iswinoujscie.pl/artykuly/17603/. Ale i tak z siostrą się zajadałyśmy.
UsuńNa szczęście było kakao i mama robiła nam tzw. kaszankę z płatkami owsianymi.;)
Chrupka nic mi nie mówi :( Za to pamiętam próby robienia domowej czekolady, wybitnie nieudane.
UsuńMoże to była krótka seria.;(
UsuńMy raczej szliśmy w kierunku bloku czekoladowego, ale to pewnie już po stanie wojennym było.
Blok to raczej na pewno po stanie wojennym, przecież mleko w proszku już musiało być w sprzedaży :) Sam kruszyłem wafle i mieszałem masę...
UsuńPewnie masz rację, moja pamięć wyparła takie drobiazgi.;) Ale dobremu blokowi nie odmówię i dziś. I trochę bawi mnie, że producenci czekolad wprowadzili jakiś czas temu coś podobnego do chrupki.;)
UsuńMoja mama do dziś robi blok na rodzinne imprezy i oczywiście najbardziej się nim zajada najmłodsze pokolenie, wydawałoby się, że zupełnie zblazowane słodyczowo :P Czekolady z chrupkami są, ale jakoś nie przepadam.
UsuńWłaśnie - wydawałoby się, że dziatwa ma teraz do wyboru o niebo lepsze czekolady, a tu proszę, niespodzianka.;)
UsuńJa też jakoś nie przepadam za tymi czekoladami, masa krytyczna została przekroczona dekady temu.;)
Babcia nie żałuje cukru najwidoczniej :)
UsuńSkoro nie musi już kupować go na kartki, można zaszaleć.;)
UsuńU nas w domu cukier nigdy nie schodził, tyle co do herbaty, więc można go było sypać w blok :D
UsuńWłaściwie u nas było podobnie, herbatę tylko my z siostrą słodziłyśmy. A dzisiaj mijając dział ze słodyczami w dowolnym supermarkecie, zastanawiam się, po co aż tyle tego towaru.;) Zawrotu głowy można dostać.;(
UsuńJa to akurat bym wiedział, po co tyle towaru i chętnie bym testował wynalazki :)
UsuńUwielbiam czekoladę, ale ten nadmiar mnie przytłacza.;)
UsuńMnie przytłaczają tylko braki w portfelu i myśl o tym, że łatwo się zje, a trudno się schudnie, niestety.
UsuńNadmiar kalorii faktycznie działa zniechęcająco. To już nie te lata, kiedy można było bezkarnie zjadać kila tabliczek na tydzień.;(
UsuńJa to nigdy nie mogłem bezkarnie, niestety.
UsuńTaka karma.;(
UsuńEch. Może w następnym wcielenie urodzę się jako smukły atleta z ponadprzeciętną przemianą materii :P
UsuńCzego Ci życzę z całego serca.;)
UsuńNie dziękuję, żeby nie zapeszyć :D
Usuńokej, okej;)
UsuńA ja akurat z tych co mogą :P Co ciekawe, pacholęciem będąc wypinałem się ponoć na podrabiane frykasy, którymi, wzgardzonymi przez wnuka, babcia podkarmiała moich znajomych :) Pamiętam za to jak w salce katechetycznej zostaliśmy poczęstowani przez księdza batonikami z "darów". Nie wiem czy to był Milky Way, czy inna marka, ale pamiętam, że podzielonym na kawałeczki, zachwycałem się bodaj tydzień. Dziś mam na raz, bo odrabiam straty z dzieciństwa :P
UsuńW mojej parafii dary były chyba mocno przebrane, bo kojarzę tylko mleko sojowe. Pamiętam za to dwie czekolady przywiezione przez kogoś ze Stanów - smak zwykły, ale postaci z kreskówek Disneya na opakowaniu oraz te same motywy wytłoczone na tabliczce uważałam za cud świata.;) Te opakowania były przechowywane przeze mnie później przez lata, wąchane zresztą też często były.
UsuńA "przepustowości" Ci zazdroszczę, Bazyl.;)
Nie ma czego zazdrościć. Waga jest niezłym wskaźnikiem, a jak go brakuje, bo jest "przepustowość", to nie ma hamulców. I potem człowiek się dziwi, że cholesterol podchodzi pod trzy setki :(
UsuńNiech Ci będzie.;)
UsuńPodwyższony cholesterol brzmi dla mnie jak bajka o żelaznym wilku (jeszcze;)), tylko wzrost wagi jakoś przemawia mi do rozsądku.;)
Spodobał mi się ten fragment.
OdpowiedzUsuńNie mogę sobie przypomnieć jak to z czekoladą było jak byłam dzieckiem, ale dzieckiem byłam ponad pół wieku temu.....obawiam się, że jej prostu nie jadłam, bo jej nam nie kupowano. Cukierki i owszem, bo pewno były tańsze.
Ale za to, gdy poszłam mając 18 lat do swojej pierwszej pracy to w niej klienci wywdzięczali się nam właśnie czekoladą. Później były kartki, później jakoś jej nie jadaliśmy w mojej rodzinie a od jakiegoś czasu nie ma wyjścia do sklepu, by ona nie została włożona do koszyka.
Wiwat czekolada.
Spodobał mi się Roth, którego nie znam w tym fragmencie.
Pamiętam czasy, kiedy dorośli bombonierki nosili do urzędów, chcąc załatwić jakąś sprawę. Cukierki rzeczywiście były dostępne, zwłaszcza te landrynki i miętusy.
UsuńNie powiem, sama też często kupuję czekoladę, choć staram się ograniczać zapędy. Co innego testowanie nowych połączeń typu czekolada z wasabi, solą lub chili.;)
Cytowany fragment pochodzi z większej całości, która prawdopodobnie zostanie wydana przez Austerię.