piątek, 13 grudnia 2019

Ślad wewnętrznego nurtu

Zdaję sobie sprawę, jak dalece te zapiski nie są dziennikami. Nie mam potrzeby zapisywać tego, co się wydarza. Jest to tylko ślad wewnętrznego nurtu, wszystkiego tego, co się właściwie nie da wypowiedzieć, tylko czasami przebija się na powierzchnię słowa. Wysiłek, aby nie tracić kontaktu z tym wewnętrznym nurtem, z sobą w samej głębi, czy z tym kimś, kto mieszka we mnie.[s. 281]

Zapiski Anny Kamieńskiej (1920-1986) to rzeczywiście bardziej notatnik niż dziennik, ale za to jaki! Gdyby chcieć zacytować co bardziej frapujące fragmenty, musiałabym przepisać grubo ponad połowę książki, bo w dużej mierze to zbiór złotych myśli. Część pochodzi od czytanych filozofów (Kierkegaard, Pascal, Weil), większość jest jednak autorstwa samej poetki i muszę przyznać, że błyskotliwość jej spostrzeżeń imponuje.


W Notatniku 1965-1972 na próżno szukać odbicia ważnych wydarzeń, co najwyżej od czasu do czasu trafiają się wpisy o tych pomniejszych jak np. złotym weselu Jarosława Iwaszkiewicza, wyjeździe do Warny czy obejrzanym w kinie „Źródle” Bergmana. Znajdziemy tu również liczne, na ogół bardzo zwięzłe, zapisy stanu ducha, uwagi dotyczące wychowania dzieci, tworzenia, spotkań ze znajomymi, albo refleksje takie jak te poniżej:

W „Kulturze” anonimowa recenzyjka z mojego „Od Czarnolasu”. Najgorsze są lekceważące pochwały. I to ma być ocena pracy całego roku, tych przemyśleń. Albo nieodpowiedzialne noty, z których nic nie wynika, albo kumoterskie zachwyty. Przy nieumiejętności odczytania żadnej myśli omawianej książki. Chyba że jest całkowicie nieważne, co się myśli.

Usadzono koło mnie panią, która jest pracownikiem naukowym Uniwersytetu, humanistką. Nie słyszała nic o poezji lingwistycznej, nie orientuje się wcale w literaturze współczesnej. Szymborska? – mówi, tak, tak, to chyba z Łodzi. I ta osoba uczy, i egzaminuje młodzież polonistyczną, i przyszłych nauczycieli. I kochaj tu bliźniego swego. [s. 205]

W książce dadzą się jednak wyodrębnić dwa główne wątki, kluczowe w życiu pisarki w tamtym okresie. Pierwszy dotyczy religijnego nawrócenia, drugi śmierci męża, Jana Śpiewaka (1908-1967), również poety. A ponieważ Kamieńską – jak sama stwierdza – interesuje moment przełomu, radykalne duchowe przemiany, stajemy się świadkami owych rewolucji. Jej zapiski rejestrujące proces dochodzenia do wiary, a później kolejne etapy głęboko przeżywanej żałoby robią ogromne wrażenie, dla mnie to świadectwo nie do przecenienia.

Kamieńska pisała o swoich notatkach jako o błyskach świadomości potrzebnych do budowania siebie i do utrzymania postawy stojącej. Wierzę, że tak było, że temu właśnie służyło jej notowanie. Co daje ono postronnym? Sporo. Notatnik to książka bez początku i bez końca, można go otworzyć na dowolnej stronie i po prostu poddać się płynącym słowom. Mimo bolesnej tematyki mają kojącą moc, jest w nich i prawda, i piękno. 

______________________________________________________________
Anna Kamieńska, Notatnik 1965-1972, Wyd. W drodze, Poznań 1982 

8 komentarzy:

  1. Co do refleksji o recenzjach - czyli widzę, że to się działo już w dobie przed internetem? ;) Smutne. Dziś, kiedy wszystko może być byle jak, byle szybciej, specjalnie by taki komentarz nie dziwił...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to ktoś ujął, wszystko już było, tylko nam się wydaje, że to się zdarza po raz pierwszy.;)

      Usuń
    2. To ja, to ja! No dobrze, może nie dokładnie ja, ale zdanie mam bardzo podobne. Od dawna powtarzam, że wszystko wraca - od zawsze jest narzekanie na "tę dzisiejszą młodzież", zawsze jest jakieś szatańskie zagrożenie dla młodzieży (rock'n'roll, gry RPG, MTV, tablety itp.). Podobnie i z napięciami na linii recenzent-autor czy też kumoterstwem i niekompetencją.

      Usuń
    3. Pełna zgoda.;) "Kiedyś tak nie było", "jak ja byłam mała to..." - skąd ja to znam. A to takie naiwne - natura ludzka nie zmienia się od tysiącleci.;(

      Usuń
    4. "Nie widzę nadziei dla przyszłości naszego narodu skoro polegamy na bezmyślnej dzisiejszej młodzieży, bez wątpienia wszyscy młodzi są lekkomyślni ponad wszelką miarę... Gdy ja byłem młody, uczono nas dyskrecji oraz szacunku dla starszych, ale dzisiejsza młodzież jest coraz bardziej pogardliwa i nie zna umiaru."

      Hezjod ;)

      Usuń
    5. No proszę!;) Śmiać mi się chce, oczywiście z ludzkiej natury i mojej naiwności, że kiedyś było jednak inaczej.;)

      Usuń
  2. Kiedyś czytając komentarze, z których ewidentnie wynikało, że komentujący nie przeczytał wpisu nieco się irytowałam, potem mi przeszło. Ktoś chciał być miły i dać wyraz tego, że zajrzał, obejrzał, coś tam poczytał (nie chcę myśleć, że wpadł po to, aby zareklamować swoją osobę). Ale rozumiem, że na gruncie zawodowym takie lekceważenie drugiej osoby i jej pracy będzie wkurzające mocno. I rozumiem tę potrzebę spisywania uczuć, takie rozmowy wewnętrzne, które są najbardziej potrzebne nam samym, a które jak czas pokazuje mogą zainteresować też innych. Z wiekiem doceniam bardziej wszelkiego rodzaju dzienniki, listy, wywiady, biografie. Jakby nawet najlepsza fikcja nie była w stanie dotrzymać kroku rzeczywistości. Są oczywiście wyjątki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to - na gruncie zawodowym takie zdawkowe uwagi chyba mogą być irytujące. Może lepsza byłaby krytyka niż "dobre, polecam"?
      Oj tak, dzienniki, biografie i reportaże od dłuższego czasu wydaja mi się lepsze od fikcji. Patrząc na czytających znajomych odnoszę wrażenie, że to przychodzi z wiekiem.;) A tak na serio: po wciągającym dzienniku albo tomie listów czasem jakby lepiej widać mielizny w prozie.

      Usuń