poniedziałek, 27 stycznia 2020

Dziecko w śniegu

Dzięki znajomości z Markiem Edelmanem utwierdziłem się w przekonaniu, że pamięć o gettach i obozach, w których rozegrała się Szoa, nie ma sensu, jeśli nie służy obronie pokrzywdzonych, wszędzie i zawsze.[…] W przeciwnym razie ta pamięć sprowadza się do pustej retoryki, ceremoniału, który niczemu nie służy, do rytualnego powtarzania „nigdy więcej”, które nie mówi nic nikomu i nie może powiedzieć. [s. 159-160]


Dziecko w śniegu to książka o upamiętnianiu Zagłady. O tym, jak o niej dzisiaj mówić, jak (nie) powinna być przedstawiana i wykorzystywana. Włodek Goldkorn ma do zagadnienia osobisty stosunek: duża część jego rodziny zginęła w Auschwitz i dlatego dawny obóz koncentracyjny traktuje jako cmentarz. Z jednej strony docenia pracę muzealników, z drugiej uważa Auschwitz za muzeum okropności, miejsce zrodzone z potrzeby rekonstrukcji wspomnienia poprzez rzekomy i fałszywy realizm [s. 179]. Co innego pomniki w Sobiborze, Bełżcu i Treblince upamiętniające Zagładę w sposób symboliczny, prawie abstrakcyjny.

Autor bywa miejscami kontrowersyjny, czasem sobie zaprzecza, niemniej jego rozważania świadczą o głębokiej refleksji, co widać m.in. w jego pisaniu o reprezentacji Auschwitz w sztuce. Goldkorn dużo opowiada też o bliższej i dalszej rodzinie – sam urodził się w 1952 r. w Katowicach, matka i ojciec byli przedwojennymi komunistami, którzy wojnę przeżyli dzięki wywózce do obozu w ZSRR. O czymkolwiek pisze, krąży wokół pamięci o prawdziwych ofiarach, a więc tych, którzy zginęli, a nie kolejnych pokoleniach. Znamienne, że zamiast określenia holocaust (gr. całopalna ofiara) upiera się przy używaniu słowa Szoa (hebr. zagłada, unicestwienie).

Na koniec jeszcze jeden cytat z tej znakomitej publikacji:

Szoa jest jedynie pustką. Boję się tej pustki, a ta książka jest próbą stawienia czoła lękowi. Ale zaprzeczanie, że pustka jest pustką, próby wypełnienia jej pozytywnymi znaczeniami i przesłaniem nadziei są gorsze od strachu: jest to niezgoda na zrozumienie, w jakim stopniu Zło jest zakorzenione w każdym z nas.
Powinniśmy badać to Zło. Nie po to, żeby stwierdzić, że wszyscy jesteśmy oprawcami, ale żeby wiedzieć, jak się nimi nie stać. [s. 166]

______________________________________________________
Włodek Goldkorn, Dziecko w śniegu, przeł. Joanna Malawska
Wyd. Czarne, Wołowiec 2018

10 komentarzy:

  1. Ciekawe podejście. Dla mnie o tyle interesujące, że chociaż trochę książek o zagładzie i obozach się naczytałem, to w Muzeum Auschwitz-Birkenau nigdy jeszcze nie byłem, mimo, że mam do tego miejsca całkiem blisko.

    A ta sentencja na temat konieczności badania zła - przednia. Tym bardziej, że owego zła na ogół nie wyrządzali tylko zwyrodnialcy, ale także ludzie, którzy jeszcze kilka lat wcześniej uchodzili za normalnych, praworządnych, itd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor w ogóle ma świeże spojrzenie na kilka kwestii, co skłania do zrewidowania własnych poglądów. Dla mnie to jedna z najciekawszych książek o Holokauście, jakie ostatnio czytałam, a tę czytałam przecież dwa lata temu.

      Końcowa sentencja b. dobrze współgra ze słowami Mariana Turskiego wygłoszonymi wczoraj w Auschwitz. Niestety, sądząc po znudzonych minach polskich notabli, ten przekaz do niech zupełnie nie trafia.

      Usuń
  2. A ja ostatnio przeczytałem gdzieś głos sprzeciwu przeciwko komercjalizacji Auschwitz i wykorzystywaniu go jako kanwy do pisania kolejnych bestsellerów w stylu Tatuażysty itp., które to książki, w rzeczy samej, pojawiają się jak grzyby po deszczu.
    A wystąpienia obozowiczów rzeczywiście traktowane były z uwagą tylko przez część widowni. Dla reszty to była raczej pusta retoryka i ceremoniał, o których mowa w przywołanym cytacie. Takie odniosłem wrażenie :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam te głosy i zgadzam się. Widać boom na powieści krążące wokół tematu i robi się to już nieznośne. Jakie tatuażysta, to fryzjer, jak nie fryzjer, to położna itp. Co innego literatura faktu.
      Warto poczytać, co Goldkorn ma ten temat na myśli, napiszę tylko, że liczą się dla niej dwaj "obozowi" pisarze: Borowski i Levi. Pozytywnie zaskoczył mnie swoją interpretacją prac Bałki i Żmijewskiego, które tak wiele osób uznało za skandaliczne (Goldkorn widzi to inaczej).
      Wiesz, reakcje niektórych osób z polskiej delegacji były dla mnie po prostu zasmucające. Zabrakło zwykłego szacunku dla przemawiajaących.

      Usuń
    2. Borowskiego czytałem w liceum i pamiętam, że jego opowiadania dosłownie mnie oszołomiły. Szczególne wrażenie wywarł na mnie zbiór "Kamienny świat".

      Usuń
    3. Miałam podobnie, te opowiadania robiły ogromne wrażenie. Zresztą do dzisiaj robią. Może sobie przypomnę te mniej znane.

      Usuń
    4. Na pewien sposób fascynująca jest ta droga. Przez większość czasu literatura obozowa czy w ogóle pokrewna traktowana była z powagą i rewerencją, a czytane w liceum lektury z tego zakresu robiły mocne wrażenie na większości czytających. To, co się dzieje ostatnio pokazuje doskonale, że spora część światka wydawniczego to po prostu biznes i nic więcej. W tym segmencie wystarczy jeden bestseller i taboo znikają. Nieważne, czy to obóz zagłady, zombiaki czy inna "Zaginiona dziewczyna".

      Usuń
    5. Niestety to prawda. Nawet jeśli nie mówimy o poważnych tematach, to liczba "klonów" danego tematu jest zdumiewająca. Na szczęście są wydawnictwa, które poniżej pewnego poziomu nie schodzą.
      Swoją drogą pamiętam te czasy, gdy literatura obozowa pisana była głównie przez dawnych więźniów.

      Usuń
    6. Trochę to zaskakujące, że tylko dwaj obozowi pisarze liczą się dla niego. A Imre Kertész? A Zofia Posmysz? Znalazłoby się więcej doskonałych autorów. Jeśli chodzi o Leviego i Borowskiego, ich obozowe utwory były na początku źle przyjmowane. Levi miał problem z wydaniem, Borowskiego krytykowała chociażby Zofia Kossak, która uważała, że nie powinno się pisać o obozach w taki sposób, jak on to zrobił.

      Usuń
    7. Cóż, takie jego prawo. Pisze, że ci dwaj są dla niego najważniejsi, pisze też dlaczego. Tradycyjnie odsyłam do książki, żeby osobiście sprawdzić.;)
      O Kerteszu różnie się pisze, Posmysz chyba nie była zbyt popularna przed ekranizacją Pasażerki?
      Co do złego przyjmowania, to myślę, że czas robi swoje, w chwili premier pamięć o obozach była jeszcze b. żywa. Dzisiaj inaczej się to odbiera.

      Usuń