niedziela, 15 marca 2020

Na różowo

Jak zwykle po cichu, bez rozgłosu (a szkoda) ukazał się kolejny numer „Literatury na Świecie". W różowym tomie z chybotliwym stolikiem na okładce zamieszczono wyjątkowo dużo fajnych rzeczy. Przede wszystkim obszerne fragmenty dwóch powieści Ivy Compton-Burnett (1884-1969), znanej u nas głównie dzięki Domowi i jego głowie, ale też Teraźniejszości i przeszłości. Do tego wywiad pod wielce wymownym tytułem „Jak wytniesz dialogi, niewiele zostanie” - kto czytał jej książki, wie, o co chodzi.;)


A że fragmenty w LnŚ bardzo często oznaczają przekład i późniejszy druk całego utworu, ogromnie cieszy mnie obecność Jean Rhys (1890-1979) w tym numerze. U nas autorka prawie nieznana – jej mini-powieść Szerokie Morze Sargassowe (nawiązujące do Jane Eyre Charlotte Brontë) przeszła właściwie bez echa. Twórczość Rhys z pewnością zasługuje na większą uwagę, Good Morning, Midnight (w numerze zyskało tytuł Dzień dobry, mroku) to według mnie rzecz wyborna, podobnie jak i After leaving Mr Mackenzie.

Są jeszcze wyimki z dzieł Miklósa Szentkuthyego (1908-1988) i przyznam, że pierwszy raz spotykam się z tego rodzaju eksperymentem literackim. Otóż pisarz posługuje się głównie równoważnikami zdań, czasowniki stosuje sporadycznie i daje to naprawdę interesujący efekt.

Przeczytać zdecydowanie warto, pismo dwumiesięcznik dostępny jest również w wersji elektronicznej. Dla zainteresowanych pełny spis treści numeru 1-2/2020:

Ivy Compton-Burnett, Służący i służąca, przeł. Marcin Szuster
"Jak wytniesz dialogi, niewiele zostanie", z Ivy Compton-Burnett rozmawia Kay Dick, przeł. Marcin Szuster
Ivy Compton-Burnett, Matka i syn, przeł. Jerzy Skwarzyński
Miklós Szentkuthy, Spisy treści (Prae, przeł. Filip Sikorski, Marginalia do Casanovy, przeł. Anna Górecka, Krwawy Osioł, przeł. Anna Górecka, Odbicie Narcyza, przeł. Elżbieta Cygielska)
Filip Sikorski, O poetyce spisu treści
Jean Rhys, Dzień dobry, mroku, przeł. Julia Fiedorczuk i Andrzej Sosnowski
"Och, Anglia wydała mi się wściekle zimna", z Jean Rhys rozmawia Elizabeth Vreeland, przeł. Andrzej Sosnowski
Tomasz Swoboda, Lorca dla „kształcącej się młodzieży”
Ewa Kobyłecka-Piwońska, Pacto ambiguo
Jerzy Jarniewicz, Hamlet z Nottingham
Katarzyna Osińska, Wrócić do Dostojewskiego

45 komentarzy:

  1. No ciekawe, czy ktoś zaryzykuje nowy przekład Compton-Burnett, Dom raczej furory nie zrobił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierzę, że znajdą się śmiałkowie.;) Literatura retro ma się chyba całkiem nieźle.

      Usuń
    2. Burnett to taka nie bardzo retro, pod względem formy wciąż całkiem nowatorska :)

      Usuń
    3. Ale tu akurat jest o służących, może temat chwyci.;)

      Usuń
    4. Zaiste, służący ostatnio na topie.

      Usuń
    5. A wydawałoby się, że po 3-4 latach można mieć dość.;)

      Usuń
    6. Takie mody są zaskakująco trwałe.

      Usuń
  2. Przypomniałaś mi o Literaturze na świecie, którą kupowałam lata świetlne temu i rzucałam się na nią wygłodniała. Teraz nie pamiętałam nawet, że coś takiego istniało. Równoważniki zdań- czy tak nie pisała Gertruda Stein, choć może mi się coś myli. Wydawało mi się, że spore fragmenty jej "dzieła" czytałam w jakiejś biograficznej książce poświęconej jej związkowi z Alicją Toklas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się rzucałam na wybrane numery, choć żadnego nie przeczytałam w całości. Na stare, w kieszonkowym wydaniu, do dziś się rzucam.😉
      Nie czytałam nic G. Stein, będę musiała to sprawdzić.

      Usuń
    2. Jeszcze w prastarych czasach grup dyskusyjnych zauważyłem, że w dobrym tonie jest czytać LnŚ. Mnie jako pseudointeligenta niestety lektura omijała :P

      Usuń
    3. Hyh, skądś to znam. W początkach liceum sobie zarzucałem LnŚ, ale doszedłęm do wniosku, że podoba mi się jednen, góra trzy teksty na numer, więc nie ma co przesadzać.

      Usuń
    4. @ Bazyl
      Mnie się zawsze wydawało, że to czasopismo dla zainteresowanych literaturą niedostępną w Polsce. A że było słabo dostępne, to pewnie niektórzy się nań snobowali.;(

      Usuń
    5. Tylko ta literatura niedostępna nader często okazywała się też niedostępna intelektualnie :D W moim przypadku na pewno.

      Usuń
    6. @ Piotr
      Przyznam szczerze, że czytanie kilku tekstów z numeru to u mnie norma w przypadku czasopism w ogóle.;( Chciałabym więcej, ale w końcu wygrywa jakaś książka.;) Co do samej LnŚ - dzisiaj może co trzeci numer kupuję, niektóre są dla mnie zupełnie nieinteresujące ze względu na autorów.

      Usuń
    7. Ejże, Havla byś nie zrozumiał? Albo Millera?;)

      Usuń
    8. Numer z Havlem, ten pomarańczowy, to była druga LnŚ, jaką kupiłem, po dysydentach radzieckich. Czytałem tego Havla, i czytałem, i nic. Któraś sztuka nawet mi się podobała, ale szału nie zrobił.

      Usuń
    9. Na mnie szał zrobił Kosiński. Chodziłam w Zakopanem (akurat na wakacjach to było) do czytelni, żeby czytać numer dostępny w czytelni. Millera też wspominam jako coś nowego i robiącego piorunujące wrażenie (składam to na karb młodego wieku;))). Później zachwytów już nie było, ale ciekawość pozostała do dziś.

      Usuń
    10. :D Ja sobie kupiłem kilkanaście numerów na bibliotecznej wyprzedaży i męczyłem się potem nad nimi, więc ostatecznie zarzuciłem. Nic na siłę. Ani Kosińskiego, ani Millera akurat nie miałem.

      Usuń
    11. Gdybyś miał zamiar się pozbywać tych numerów (o ile już tego nie zrobiłeś), to daj proszę znać.;)

      Usuń
    12. Niestety poszły precz wieki temu przy przeprowadzce, sam żałuję, patrząc na ceny na allegro :)

      Usuń
    13. Ha! Obecnie najdroższy jest wspomniany przez Ciebie numer z Havlem.;) Ciekawe, czy jeszcze go mam.;)

      Usuń
    14. A nie, poprawka - Brodski za 600 zł. No ludzie!

      Usuń
    15. Tak, oko mi kiedyś padło na cenę. Jak się domyślasz, plułem sobie w brodę nader intensywnie, ale przepadło.

      Usuń
    16. Swoją drogą dziwne, bo i Havel, i Brodsky przecież doczekali się wydań książkowych.

      Usuń
    17. Ale jak się przyjrzeć dobrze, to akurat te numery w zestawach są do kupienia za b. przyzwoite pieniądze.;)

      Usuń
    18. Faktycznie dziwne. To chyba oferty dla niedoświadczonych kupujących.
      Co do plucia sobie w brodę - nie wierzę, że miałbyś serce zdzierać z ludzi.;)

      Usuń
    19. Może niektórzy mają marzenie, żeby mieć komplet i sobie nim umeblować salon. A zdzierać z ludzi już mi się parę razy zdarzyło, mimo ogólnego braku jakichkolwiek zdolności handlowych. No ale sami chcieli, licytowali do upadłego.

      Usuń
    20. Tak, a później po latach ktoś to odziedziczy i odda na makulaturę.;( Chociaż stare okładki były często kapitalne, dla mnie mają urok i dzisiaj.
      Skoro chcieli.;) W sumie pocieszające, że mowa o licytacji książek.

      Usuń
    21. Właściwie to album ze starymi okładkami byłby niezłym pomyslem.

      Usuń
    22. Taką publikację chciałabym nawet mieć.;)

      Usuń
    23. Koło LnŚ nawet nie stałem, a z prenumerat to tylko ŚM, a i to tylko dla komiksów :) Ogólnie to chyba nawet jakbym chciał, to na moim zapupiu dostępność byłaby zerowa. A co do cen, to jak to z cenami, dyktuje je rynek. Poluję na jeden tytuł, ale albo pojawia się jeden tom w ludzkiej cenie albo oba w wywindowanej pod niebiosa. Co dziwne pojedynczo pojawia się zawsze ten sam tom (II), więc nie radźcie mi kompletować pojedynczo :D

      Usuń
    24. Wiem, że z dostępem do prasy bywało różnie - im większe miasto, tym lepiej i odwrotnie. Ja miałam tylko zaprzyjaźnioną kioskarkę, która różne pisma odkładała, ale LnŚ to już tylko w stolicy była do obejrzenia, i to w starym MPiK-u.
      Czy poszukiwane przez Ciebie dzieło jest tak trudne w odbiorze, że większość czytelników odpadła po pierwszym tomie i stąd brak zainteresowania drugim?;))

      Usuń
    25. To były jeszcze czasy niedoboru wszystkiego, sam pamiętam jak raz pani kioskarka nie dostała wystarczającej ilości gazet i znalazłem się w gronie obdarowanych, bo "ty to na pewno czytasz". :) A dzieło nie jest trudne w odbiorze, to książka dla dzieci :P Liczę, że wydawca który teraz wydaje tego autora dotrze z czasem i do tej pozycji i pozbawi ją nowym wydaniem statusu białego kruka :D

      Usuń
    26. Doskonale pamiętam te czasy.;) Jak się później hołubiło te numery, sama latami potrafiłam składować.
      Niektórzy wydawcy śledzą allegro pod tym kątem, więc szansa na wznowienie jest.

      Usuń
  3. Czasopismo znam, ale głównie za sprawą starszych numerów. Kupowałem te dotyczące japońszczyzny. I niestety z nich wiem, że początek przekładu nie zawsze oznacza tłumaczenie całej powieści - tak było choćby ze "Spaloną mapą" w przekładzie dr Krystyny Okazaki :(

    A Ivy Compton-Burnett ("Dom i jego głowa") siedzi u mnie na półce i ciągle czeka na lekturę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale np. część Japończyków z numeru z 2002 r. ukazała się później drukiem. Nie upadaj na duchu, może PIW zdecyduje się wydać tę powieść.;)
      IC-B powinna Cię zainteresować, bo lubisz eksperymenty literackie.;)

      Usuń
    2. Dobrze zatem, będę silny, szczególnie, że czasy ciężkie. A panią Compton-Burnett przesuwam w swojej wirtualnej kolejce o kilka pozycji do przodu. W sumie każdą lekturę z Nowego Kanonu bardzo ciepło wspominam, więc i z "Domem i jego głową" powinno być podobnie :)

      Usuń
    3. Zgadzam się, w Kanonie były prezentowane b. dobre rzeczy. Wszystkich nie czytałam, niemniej rozczarowań większych nie pamiętam.

      Usuń
  4. Tak, ja również nie czytałam całości, ale zawsze miałam nadzieję, że kiedyś doczytam resztę. Dziś nie pamiętam co się z nimi stało. Znaczy tymi starymi numerami. Ale zawsze czułam jakiś rodzaj radości pomieszanej z podnieceniem, że coś wyjątkowego trafia do moich rąk.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pełna zgoda co do poczucia wyjątkowości - format, okładka, wybór utworów/autorów. Właściwie dzisiaj jest podobnie, tylko format większy.;)

      Usuń
  5. O świetnie że Ivy nie została zapomniana. Oby Twoje przewidywania kolejnych publikacji się spełniły. Do dziś wspominam Dom i jego głowę jako książkę jedyną w swoim rodzaju. Oczywiście w pozytywnym znaczeniu tych słów ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już sobie obiecałam, że jeśli samoizolacja jeszcze potrwa, Dom będzie czytany.😊
      Mocno wierzę w to, ze jakiś nowy przekład się pojawi.

      Usuń
  6. Tak, czekam na przekład czegokolwiek Jean Rhys w całości na polski (nie ma nic poza "Szerokim Morzem Sargassowym", które uwielbiam), mam nadzieję, że ten przekład "Dzień dobry, mroku" (to fragment?) to początek.

    A i z rozpędu napisała Pani "Good Morning, Sorrow" zamiast "Godd Morning, Midnight". A to przecież nie Françoise Sagan (nieco podobny tytuł), prawda? :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, "dzień dobry, mroku" to fragment, ale myślę, że zapowiada przekład całości.
      Zgadza się, Sorrow pewnie wziął mi się i od Sagan, i od wyjątkowo smutnego nastroju książki.;) Dziękuję za czujność, poprawiłam błąd.

      Usuń