Z cyklu: "jak to kiedyś bywało" Wiech i jego Zezowaty baranek.
Pan Antoni Nóżka jest przedsiębiorcą okolicznościowym.
Przed świętami Bożego Narodzenia sprowadza do stolicy choinki, w
Zaduszki handluje wiankami, w okresie Wielkiejnocy wyrabia i sprzedaje na
własnym straganie za Żelazną Bramą gipsowe baranki.
W tym roku również ustawił w
cieniu pierwszej hali targowej efektowne stoisko, zapełnione po brzegi biało
malowanymi barankami. Nie wiadomo, czy zbytnio się pospieszył, czy też kryzys
wszechświatowy wywołał zastój w handlu przedświątecznym, dość, że przez
pierwsze dni pan Antoni nie sprzedał ani jednej sztuki. Nic zatem dziwnego, że
przedsiębiorca był w fatalnym humorze. Na taki właśnie nastrój trafiła pierwsza
klientka, pani Helena Kopycińska, która obejrzawszy całą kolekcję, rzekła
sceptycznie:
- Żeby te baranki mieli być
ładne, to nie można powiedzieć.
- Dlaczego, pani szanowna? Co
jem brakuje? Gips w prima gatonku, lakierem obciągnięci jak się należy, rogi
złote, na podstawce bukszpan i trawka, co ma być jeszcze więcej?
- Owszem, nie powiem, robota
starowna, ale mordy mają jakieś takie niekonieczne.
- Co pod jakim względem?
- Każdy jest inszy.
- Baranek nie kajzerka, żeby
mieli być wszystkie jednakowe.
- No faktycznie, ale oni są
jakieś dziwne. Ten, na przykład, ma zyza w lewem oku, a ten w prawem. Ten
znowuż podobny jest więcej na kozę, a tamten z lewej strony to czysty Żyd.
- Zwracam pani uwagę, że baranek
artykuł religijny i nie masz pani go prawa równać ze starozakonną narodowością.
Po drugie, żebym ja pani szanownej nie powiedział, jak pani wyglądasz!
- No, powiedz pan!
- Chcesz pani!
- Chce!
- No to jak stara cholera, dla
której szkoda artystycznego wyrobu. Baranek u niej ma zyza. A sama, cholera,
dziobata jak durszlak, gdzie wyjątkowo dzioba nie posiada, trzy piegi siedzą i
czwartem poganiają. No, już zjeżdżaj, owieczko, bo tak cie tem zyzowatem
barankiem w ucho dmuchnę, że piegi pogubisz.
Pani Kopycińska nie czekała na wykonanie groźby, chwyciła swój pełen
prowiantów kosz i wyrżnęła nim pana Nóżkę w głowę. Z kosza wypadła ćwiartka
cielęciny i potoczyła się między baranki, szerząc w stadzie prawdziwe
spustoszenie. Na ten widok serce w panu Nóżce zamarło. Energicznym ruchem
oderwał nogę od swego straganu i począł się znęcać w sposób wyrafinowany nad
grymaśną klientką.
Oczywiście nadbiegł policjant, rozbroił powaśnionych, sporządził
protokół i sprawa w amerykańskim tempie znalazła się przed sądem starościńskim.
Pan Nóżka w wymownych słowach
dowodził, że jako artysta i kupiec nie mógł inaczej postępować słysząc obelgi
miotane pod adresem reprezentowanego przez siebie artykułu.
Mimo to razem z p. Kopycińską
został skazany na grzywnę po 30 złotych. Procesy o wzajemne pobicie odbędą się
po świętach.
________________________________________________
Stefan Wiechecki, Wiech na 102!, Warszawa 1987, s. 58
:)))))))))))))
OdpowiedzUsuńWiech zawsze chyba wywołuje uśmiech.;)
UsuńHehe, ja mam podobny "problem niepowtarzalności" z bułkami, które niedawno zaczęliśmy wypiekać z dziewczyną. Każda inna, ale z drugiej strony wszystkie smaczne, dlatego zaprzestałem wszelkich prób produkcji identycznie wyglądających :)
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej gołym okiem widać, że robota rzemieślnicza, a nie taśmowa.;)
UsuńU nas w domu kultowy tekst co roku przy każdym baranku: "ma zyza w lewem oku" :D
OdpowiedzUsuńCzyli Wiech był powszechną lekturą w domu?;)
UsuńPOwiedzmy, że wszyscy kojarzyli z czego to. Nie wiem, czy ten dialog się nie pojawia w filmie Cafe Pod Minogą.
UsuńNo proszę, a ja filmu nie widziałam, przynajmniej w całości. Chyba raczej słyszałam jakieś audycje.
UsuńJakiś czas temu film wisiał w necie, chyba nawet legalnie. Skuś się, to urocze jest :)
UsuńNa święta będzie jak znalazł.😊
UsuńOj będzie. https://www.ipla.tv/wideo/film/Cafe-pod-Minoga/8231938549d3cd3f733a76a4b2e22004
UsuńTeraz już nie mam wyjścia😏. Dziękuję!
UsuńMiłego :) Ja niestety będę oglądał jakieś rosyjskie ponuractwo w ramach pracy domowej.
UsuńFaktycznie malo radosna perspektywa. Rosja kojarzy mi się od lat wyjątkowo sieriozno, nawet ich humor jest wisielczy.😩
UsuńNasza lektorka od rosyjskiego katuje nas samymi ponuractami. Wysokiej klasy, ale ponuractwami. A potem każe wygłaszać monologi i dyskutować :)
UsuńTy uczęszczasz na kurs czy córki?
UsuńJa, pracodawca się szarpnął i zafundował :)
UsuńZazdraszczam, mimo ponurych materiałów do opracowania.;)
Usuń:) Filmy nawet niezłe, nagradzane, Lewiatan Zwiagincewa albo Dyrygent Łungina. W życiu tyle filmów nie oglądałem :)
UsuńAmbitna lektorka, to się chwali. Po ostatnio nagradzanych filmach rosyjskich można faktycznie dola złapać. Niemiłość, Durak, Wysoka dziewczyna, Plemię - hardkor.
UsuńAmbitna i kinomanka. Chyba nudzi ją podręcznik :) Niemiłość jest chyba w planach.
UsuńMnie by tak pracodawca ..., a tak to tylko klepanie lekcji na Duolingo zostaje :P
UsuńZaletą takiej nauki jest kontakt z żywym językiem, ze o poznawaniu kinematografii nie wspomnę.😏
UsuńPodwyżek nie daje, to chociaż na kurs się dał naciągnąć. Ale teraz się skończy, skoro budżetówka ma zaciskać pasa :(
Usuń@Czytanki.Anki: same zalety, najpierw dyskutujemy problemy moralne i nawiązania biblijne u Łungina, a potem czytanka o bezrobociu i terroryzmie :P
UsuńBez wódki nie rozbieriosz😉
UsuńNO nie, a tu musisz na trzeźwo, bo godziny służbowe :D
UsuńProza życia😉
UsuńKiedyś zaczytywałem się Wiechem i to, wstyd się przyznać, dla dialogów właśnie, nie dla tła :) I bardzo je lubiłem nawet po tym jak dowiedziałem się, że warszawska gwara z książek autora, to bardziej pisarska kompilacja niż etnograficzna czy językoznawcza dokładność :P
OdpowiedzUsuńMnie to wcale nie dziwi, bo te dialogi są prima sort.;) Je po prostu "słychać" podczas czytania.
UsuńMoże i kompilacja, niemniej w przedwojennych filmach dłuższe wypowiedzi Dymszy są niekiedy właśnie w ten deseń.;) Co oczywiście może oznaczać, że scenarzyści też kompilowali.;)
Ważne, że ma ten sznyt. Bo czymże by byli Szczepcio i Tońcio bez swojego zaśpiewu. Mnie u Wiecha urzekały wiązanki przekleństw nieprzekleństw :D
UsuńSznyt ma, a jakże. Szczepcio i Tońcio mieli - oprócz zaśpiewu - przyjemne w oglądaniu emploi (dla mojego szwagra święta bez filmu z ich udziałem się nie liczą;)).
UsuńWiązanki jak najbardziej, dla mnie świetna też była eskalacja konfliktu, jak powyżej.
Co mi przypomina, że chciałem kiedyś kupić fajną książkę dla dzieci pt. Mała książka o gwarze warszawskiej. Z Babaryby bodajże :) Chętnie też widziałbym takie wydawnictwo o naszej świętokrzyskiej godce :D
UsuńSwoją drogą nie wszyscy idą tą drogą i np. w czytanej przeze mnie książce Boglar "Żeby konfitury ...", mimo występowania rodowitych warszawiaków nikt z mieszkańców kamienicy nie mówi w ten specyficzny sposób. A wg mnie szkoda. Gwarę najczęściej można chyba teraz usłyszeć w muzyce - ostatnio w Kulturze był chyba koncert Warszawskiego Comba Tanecznego :)
Znam tę książkę, bardzo fajna. Bardzo lubię szczególnie "cwaniaczka z miodem w uszach" i "myślę, że wątpię".;) Masz rację, fajnie byłoby zobaczyć podobną publikację o gwarze świętokrzyskiej i innych.
UsuńRodowity warszawiak - dzisiaj to pojęcie bardzo szerokie chyba.;)
Widziałam ten koncert i byłam zdumiona, bo niby pokaz na żywo, wszyscy blisko siebie, a przecież nie można się spotykać w grupach powyżej 5 osób. Nie pojmuję tego. A występ fajny, tylko za krótki.
A ja Wiecha nie znam. Nie wiem, jak to się stało, ale widzę wiele dobrego mnie ominęło <3
OdpowiedzUsuńDzisiaj pisarz niszowy, choć jeszcze niedawno wznawiany. Wystarczy podejrzeć ekranizację dostępną pod linkiem wskazanym wyżej przez Piotra, żeby posmakować tego cymesu.;)
Usuń