środa, 8 kwietnia 2020

Zezowaty baranek

Z cyklu: "jak to kiedyś bywało" Wiech i jego Zezowaty baranek.

Pan Antoni Nóżka jest przedsiębiorcą okolicznościowym.
Przed świętami Bożego Narodzenia sprowadza do stolicy choinki, w Zaduszki handluje wiankami, w okresie Wielkiejnocy wyrabia i sprzedaje na własnym straganie za Żelazną Bramą gipsowe baranki.
W tym roku również ustawił w cieniu pierwszej hali targowej efektowne stoisko, zapełnione po brzegi biało malowanymi barankami. Nie wiadomo, czy zbytnio się pospieszył, czy też kryzys wszechświatowy wywołał zastój w handlu przedświątecznym, dość, że przez pierwsze dni pan Antoni nie sprzedał ani jednej sztuki. Nic zatem dziwnego, że przedsiębiorca był w fatalnym humorze. Na taki właśnie nastrój trafiła pierwsza klientka, pani Helena Kopycińska, która obejrzawszy całą kolekcję, rzekła sceptycznie:
- Żeby te baranki mieli być ładne, to nie można powiedzieć.

 

 - Dlaczego, pani szanowna? Co jem brakuje? Gips w prima gatonku, lakierem obciągnięci jak się należy, rogi złote, na podstawce bukszpan i trawka, co ma być jeszcze więcej?
 - Owszem, nie powiem, robota starowna, ale mordy mają jakieś takie niekonieczne.
 - Co pod jakim względem?
 - Każdy jest inszy.
 - Baranek nie kajzerka, żeby mieli być wszystkie jednakowe.
 - No faktycznie, ale oni są jakieś dziwne. Ten, na przykład, ma zyza w lewem oku, a ten w prawem. Ten znowuż podobny jest więcej na kozę, a tamten z lewej strony to czysty Żyd.
 - Zwracam pani uwagę, że baranek artykuł religijny i nie masz pani go prawa równać ze starozakonną narodowością. Po drugie, żebym ja pani szanownej nie powiedział, jak pani wyglądasz!
 - No, powiedz pan!
 - Chcesz pani!
 - Chce!
 - No to jak stara cholera, dla której szkoda artystycznego wyrobu. Baranek u niej ma zyza. A sama, cholera, dziobata jak durszlak, gdzie wyjątkowo dzioba nie posiada, trzy piegi siedzą i czwartem poganiają. No, już zjeżdżaj, owieczko, bo tak cie tem zyzowatem barankiem w ucho dmuchnę, że piegi pogubisz.


Pani Kopycińska nie czekała na wykonanie groźby, chwyciła swój pełen prowiantów kosz i wyrżnęła nim pana Nóżkę w głowę. Z kosza wypadła ćwiartka cielęciny i potoczyła się między baranki, szerząc w stadzie prawdziwe spustoszenie. Na ten widok serce w panu Nóżce zamarło. Energicznym ruchem oderwał nogę od swego straganu i począł się znęcać w sposób wyrafinowany nad grymaśną klientką.
Oczywiście nadbiegł policjant, rozbroił powaśnionych, sporządził protokół i sprawa w amerykańskim tempie znalazła się przed sądem starościńskim.
Pan Nóżka w wymownych słowach dowodził, że jako artysta i kupiec nie mógł inaczej postępować słysząc obelgi miotane pod adresem reprezentowanego przez siebie artykułu.
Mimo to razem z p. Kopycińską został skazany na grzywnę po 30 złotych. Procesy o wzajemne pobicie odbędą się po świętach.
________________________________________________
Stefan Wiechecki, Wiech na 102!, Warszawa 1987, s. 58


36 komentarzy:

  1. Hehe, ja mam podobny "problem niepowtarzalności" z bułkami, które niedawno zaczęliśmy wypiekać z dziewczyną. Każda inna, ale z drugiej strony wszystkie smaczne, dlatego zaprzestałem wszelkich prób produkcji identycznie wyglądających :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przynajmniej gołym okiem widać, że robota rzemieślnicza, a nie taśmowa.;)

      Usuń
  2. U nas w domu kultowy tekst co roku przy każdym baranku: "ma zyza w lewem oku" :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli Wiech był powszechną lekturą w domu?;)

      Usuń
    2. POwiedzmy, że wszyscy kojarzyli z czego to. Nie wiem, czy ten dialog się nie pojawia w filmie Cafe Pod Minogą.

      Usuń
    3. No proszę, a ja filmu nie widziałam, przynajmniej w całości. Chyba raczej słyszałam jakieś audycje.

      Usuń
    4. Jakiś czas temu film wisiał w necie, chyba nawet legalnie. Skuś się, to urocze jest :)

      Usuń
    5. Na święta będzie jak znalazł.😊

      Usuń
    6. Oj będzie. https://www.ipla.tv/wideo/film/Cafe-pod-Minoga/8231938549d3cd3f733a76a4b2e22004

      Usuń
    7. Teraz już nie mam wyjścia😏. Dziękuję!

      Usuń
    8. Miłego :) Ja niestety będę oglądał jakieś rosyjskie ponuractwo w ramach pracy domowej.

      Usuń
    9. Faktycznie malo radosna perspektywa. Rosja kojarzy mi się od lat wyjątkowo sieriozno, nawet ich humor jest wisielczy.😩

      Usuń
    10. Nasza lektorka od rosyjskiego katuje nas samymi ponuractami. Wysokiej klasy, ale ponuractwami. A potem każe wygłaszać monologi i dyskutować :)

      Usuń
    11. Ty uczęszczasz na kurs czy córki?

      Usuń
    12. Ja, pracodawca się szarpnął i zafundował :)

      Usuń
    13. Zazdraszczam, mimo ponurych materiałów do opracowania.;)

      Usuń
    14. :) Filmy nawet niezłe, nagradzane, Lewiatan Zwiagincewa albo Dyrygent Łungina. W życiu tyle filmów nie oglądałem :)

      Usuń
    15. Ambitna lektorka, to się chwali. Po ostatnio nagradzanych filmach rosyjskich można faktycznie dola złapać. Niemiłość, Durak, Wysoka dziewczyna, Plemię - hardkor.

      Usuń
    16. Ambitna i kinomanka. Chyba nudzi ją podręcznik :) Niemiłość jest chyba w planach.

      Usuń
    17. Mnie by tak pracodawca ..., a tak to tylko klepanie lekcji na Duolingo zostaje :P

      Usuń
    18. Zaletą takiej nauki jest kontakt z żywym językiem, ze o poznawaniu kinematografii nie wspomnę.😏

      Usuń
    19. Podwyżek nie daje, to chociaż na kurs się dał naciągnąć. Ale teraz się skończy, skoro budżetówka ma zaciskać pasa :(

      Usuń
    20. @Czytanki.Anki: same zalety, najpierw dyskutujemy problemy moralne i nawiązania biblijne u Łungina, a potem czytanka o bezrobociu i terroryzmie :P

      Usuń
    21. Bez wódki nie rozbieriosz😉

      Usuń
    22. NO nie, a tu musisz na trzeźwo, bo godziny służbowe :D

      Usuń
  3. Kiedyś zaczytywałem się Wiechem i to, wstyd się przyznać, dla dialogów właśnie, nie dla tła :) I bardzo je lubiłem nawet po tym jak dowiedziałem się, że warszawska gwara z książek autora, to bardziej pisarska kompilacja niż etnograficzna czy językoznawcza dokładność :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie to wcale nie dziwi, bo te dialogi są prima sort.;) Je po prostu "słychać" podczas czytania.
      Może i kompilacja, niemniej w przedwojennych filmach dłuższe wypowiedzi Dymszy są niekiedy właśnie w ten deseń.;) Co oczywiście może oznaczać, że scenarzyści też kompilowali.;)

      Usuń
    2. Ważne, że ma ten sznyt. Bo czymże by byli Szczepcio i Tońcio bez swojego zaśpiewu. Mnie u Wiecha urzekały wiązanki przekleństw nieprzekleństw :D

      Usuń
    3. Sznyt ma, a jakże. Szczepcio i Tońcio mieli - oprócz zaśpiewu - przyjemne w oglądaniu emploi (dla mojego szwagra święta bez filmu z ich udziałem się nie liczą;)).
      Wiązanki jak najbardziej, dla mnie świetna też była eskalacja konfliktu, jak powyżej.

      Usuń
    4. Co mi przypomina, że chciałem kiedyś kupić fajną książkę dla dzieci pt. Mała książka o gwarze warszawskiej. Z Babaryby bodajże :) Chętnie też widziałbym takie wydawnictwo o naszej świętokrzyskiej godce :D
      Swoją drogą nie wszyscy idą tą drogą i np. w czytanej przeze mnie książce Boglar "Żeby konfitury ...", mimo występowania rodowitych warszawiaków nikt z mieszkańców kamienicy nie mówi w ten specyficzny sposób. A wg mnie szkoda. Gwarę najczęściej można chyba teraz usłyszeć w muzyce - ostatnio w Kulturze był chyba koncert Warszawskiego Comba Tanecznego :)

      Usuń
    5. Znam tę książkę, bardzo fajna. Bardzo lubię szczególnie "cwaniaczka z miodem w uszach" i "myślę, że wątpię".;) Masz rację, fajnie byłoby zobaczyć podobną publikację o gwarze świętokrzyskiej i innych.
      Rodowity warszawiak - dzisiaj to pojęcie bardzo szerokie chyba.;)
      Widziałam ten koncert i byłam zdumiona, bo niby pokaz na żywo, wszyscy blisko siebie, a przecież nie można się spotykać w grupach powyżej 5 osób. Nie pojmuję tego. A występ fajny, tylko za krótki.

      Usuń
  4. A ja Wiecha nie znam. Nie wiem, jak to się stało, ale widzę wiele dobrego mnie ominęło <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj pisarz niszowy, choć jeszcze niedawno wznawiany. Wystarczy podejrzeć ekranizację dostępną pod linkiem wskazanym wyżej przez Piotra, żeby posmakować tego cymesu.;)

      Usuń