Czas szybko płynie i chyba mało kto dzisiaj pamięta, że pod koniec stycznia 2005 r. społeczeństwo żyło tzw. listą Wildsteina. Wielu ciekawskich sprawdzało wtedy w IPN-ie, kto ze znajomych miał niechlubną przeszłość, ponieważ według mediów było się ubekiem, TW, ewentualnie figurantem. Co było zresztą nieprawdą – wymienione osoby mogły mieć status pokrzywdzonych. Anda Rottenberg wystąpiła z wnioskiem o weryfikację informacji zebranych na jej temat; prezentowane w książce zapiski obejmują okres od chwili ogłoszenia listy do uzyskania odpowiedzi.
W życiu ex-szefowej Zachęty dużo się wówczas działo, głównie zawodowo: starania o powołanie do życia Muzeum Sztuki Współczesnej, udział w międzynarodowym panelu w Paryżu, organizacja konferencji w Krakowie. Do tego nieoficjalne pomaganie: Doradzam z drugiego rzędu. Na ławce. Na kolacyjce. Przez telefon. Przez komputer. Anonimowo. Z poczucia obowiązku. Z przywiązania do dobrego smaku. [s. 171] Opis jednego dnia pracy w Instytucie Adama Mickiewicza najlepiej oddaje jej szalony charakter: wiele rzeczy nie idzie zgodnie z planem, co rusz trzeba improwizować.
Naturalnie oprócz obowiązków jest i sfera prywatna, w przypadku autorki tak czy owak silnie związana z artystami i sztuką. Ale nie ma się co dziwić, Rottenberg to muzealniczka z zamiłowania, z pasją. Obok lakonicznych notatek o spotkaniach, rodzinie, sprzedaży domu i chorobach pojawiają się cierpkie uwagi o dawnych szefach i choć są dyskretne, widać, jak często trafiali się Polsce niekompetentni ministrowie kultury i jak wiele wystaw zależy nie tylko od ich zapatrywań politycznych, ale i od własnego widzimisię.
Warto wspomnieć też o drugim istotnym wydarzeniu, które w pierwszej połowie 2005 r. poruszyło Polaków bardziej niż lista W. czyli śmierć papieża. Już wtedy Rottenberg zauważała, że uroczystości żałobne inicjowane oddolnie były często teatralne, nieautentyczne: Im więcej pompy, tym mniej smutku. Zewsząd padają słowa. Dużo słów. Bardzo dużo słów. Za dużo. [s. 131] Szybko się okazało, że z narodowej żałoby wypełnionej modlitwami i zapewnieniami o pojednaniu niewiele zostało, skończyło się właśnie na słowach.
Świetna lektura, po raz kolejny dowodząca, że Anda Rottenberg ma oko do sztuki i życia w ogóle, a ponadto wyśmienicie pisze.
_______________________________________________________________________
Anda Rottenberg, Lista. Dziennik 2005, Wyd. Krytyki Politycznej, Warszawa 2019
Ja zupełnie nie w temacie, ale jak zobaczyłem okładkę, to pomyślałem: "Kurczę, co też James Hoffmann napisał nowego o kawie?". :D
OdpowiedzUsuńWcale się nie dziwię.;(
UsuńPomyśleć, że pół roku temu nie widziałem kto zacz Hoffmann, a na wzmiankę o kawie plułem przez lewe ramię i szukałem wzrokiem wody święconej :P
UsuńTylko pół roku zajęła Ci "konwersja" i to dość zaawansowanego poziomu?🙂 Jestem pod wrażeniem, bo sama dopiero po ok. 20 latach doszłam do wniosku, że mój typ to podwójne espresso.😉
UsuńJa zacząłem "kawować" regularnie od pewnego czasu, ale widzę, że wciąż jestem na poziomie amatora, bo pojęcia zielonego nie mam kim jest wspomniany James Hoffmann :)
UsuńA sama okładka, wg mnie b. klimatyczna - lubię tego typu kreskę, a z tego co pisze Anna, to i zawartość godna bliższego poznania. Szczególnie ciekawią mnie te przemyślenia poświęcone śmierci JP II, bo faktycznie z tamtej podniosłej atmosfery nic nie pozostało.
Gdyby nie Bazyl, też nie wiedziałabym, kto to James Hoffmann.;(
UsuńOkładka klimatyczna, ale za bardzo kojarzy mi się z pośmiertnymi wspomnieniami. Oliwkowa wersja tego samego projektu użyta w Berlińskiej depresji prezentuje się wiele lepiej.;)
Lektura w całości zasługuje na uwagę, a wpisy dot. żałoby dają dzisiaj do myślenia. Ciekawe, co AR napisała(by) w czasie pandemii.;)
@czytanki anki E tam, od razu konwersja. Opowiem. U mnie w fabryce pita jest wyłącznie parzocha z żółtej czibo lub innego pedrosowego cuda, której zapach po zaparzeniu przypominał mi znoszone onuce żołnierza napoleońskiego wracającego spod Moskwy. Pewnego jednak razu, kiedy robiłem za kierowcę w wyprawie na zakupy, stwierdziłem że jeśli chcę wygodnie poczytać książkę czekając, to jedyną opcją jest jakaś kawiarnia, bo wszystkie kanapy w galerii były oblężone. Jak kawiarnia, to... wiadomo. Zaryzykowałem jakiegoś mleczaka i, zaskoczenie, to było naprawdę niezłe. Więc postanowiłem sobie, że kaw zażywał będę na takich wyjazdach. Tylko, że to dość droga zachcianka, a smaki i spożycie, rosły. I tak trafiłem na kawowe forum, kupiłem najtańszy sprzęt i dobrą kawę i zacząłem parzyć i eksperymentować w domu sam. Jestem zadowolony, Kitek też, trzymamy rygor jednej poobiedniej kawy dziennie. A Hoffmana znam z YT, bo lubię go oglądać, ale nie mam cierpliwości do aż takiego aptekarstwa w przyrządzaniu, więc ten, z tym poziomem to bez przesady :D
UsuńInteresująca historia.;)
UsuńMasz rację, kawa w sieciówkach jest droga. Sama w zasadzie omijam, za to odkryłam, że czasem w kawiarniach przy muzeach mają dobrą kawę - często dlatego, że mają swoje mieszanki.
Jak bez przesady z poziomem, jak mi nawet nie przyszło do głowy szukać informacji na forach.;) Jedyne co robię, to eksperymentuję z gatunkami kaw ziarnistych, a dokładniej ze stosunkiem arabiki do robusty.;)
Aż sobie popatrzę na tego pana na YT.
Ale coraz częściej pojawiają się kawiarnie speciality oferujące shota w dobrej cenie, a co ważniejsze, w wyśmienitej jakości (oczywiście zależy od zdolności baristy). Masz trudniej, bo dobre espresso wymaga ponoć cierpliwości, precyzji i już przytoczonego aptekarstwa. Oraz wcale nietaniego sprzętu :P Już nie wspomnę, że teraz jest z dostępnością małej czarnej na mieście jeszcze gorzej :(
UsuńZ tym forum, to po prostu już tak mam, że jak się do czegoś zapalę to zaglądam, czytam czytam czytam, a i tak w końcu robię po swojemu. Taki typ :) U mnie w zasadzie 100% arabika, zazwyczaj jednorodna, choć mam ochotę zakupić na próbę jakiegoś blenda. Nie szukam w kawie pobudzacza tylko smaku, więc robusta, choć ponoć też może dać fajne wrażenia na języku, na razie jest mi nie znana :D
A Jamesa miło się słucha. No i jak kto lubi brytyjski akcent :P Drugim guru jest Scott Rao, ale jakoś ... :)
Święte słowa, napicie się dobrej zwykłej kawy "na mieście" graniczy z cudem, nie tylko ze względu na zamknięcie kawiarń. Dlatego pije tylko w pracy (z ekspresu szwajcarskiego) i w domu.;)))
UsuńJeśli fora kawowe są tak inspirujące jak niegdyś książkowe, to rozumiem Twoje zaglądanie tamże;) Dla mnie też arabica, goryczy w kawie nie lubię. W sumie i tak najfajniejszy w tym wszystkim jest rytuał i chwile przyjemności.;)
Z forum kawowym jest jak z każdym innym miejscem, gdzie spotykają się ludzie, dla których coś jest zwykłe i ludzie, dla których coś jest święte :) Jest czasem burzliwie, ale w porównaniu do innych tego typu miejsc, dość kulturalnie :P Naprawdę multum wiedzy i porad, co nie znaczy, że do wszystkich trzeba się stosować :P
UsuńA o rytuale parzenia napisałem kiedyś, że chyba wolę go od samej kawy i nie, nie zostałem zbanowany na wieki :) Pisałem prawdę, bo powtarzalność czynności po prostu mnie uspokaja, a ich efekt jest miłym dodatkiem :)
Nie wątpię, że na takim forum można się ściąć, wszak tu idzie o kwestie fundamentalne😉
UsuńTen rytuał parzenia i picia jest już dla niektórych tak wpisany w świadomość, że działa jak nagroda. A jeśli dodamy do tego coś słodkiego, to już mózg się dopomina swego.��
Jak przez mgłę pamiętam publikację tej listy o ogromną aferę medialną jaka wybuchała wówczas. Miałam wtedy 13 lat i nie interesowałam się polityką ani trochę. Nie wiedziałam o co całe zamieszanie. Nazwisko autorki też niestety niewiele mi mówi.
OdpowiedzUsuńByła afera, oj tak.
UsuńPani Anda jest od dawna na emeryturze, w mediach na pewno jej nie uświadczysz, choćby dlatego, że ma skłonność do mówienia prawdy.;) A tak w ogóle jest zasłużoną dla Polski muzealniczką i specem od sztuki.
O, to ciekawy wyimek polskiej, coraz smutniejszej, historii współczesnej ujęty we wspomnieniach. Choćby z tej racji ciekawą się lektura wydaje.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy, zwłaszcza że z innej perspektywy, tj. osoby obracającej się wśród artystów i urzędników państwowych.
UsuńNazwisko kompletnie mi nie znane. Może dlatego, że Zachęta zawsze kojarzyłam ze sztuką współczesną, czytaj jak dla mnie niezrozumiałą. I tak jak w MNW bywam za każdym niemal pobytem w stolicy, tak do Zachęty nigdy nie dotarłam. I jak patrzę na stronę Galerii to chyba raczej to nie ulegnie zmianie, co nie wyklucza, że pani Anda może być fascynującą osobą, więc do książki być może uda mi się kiedyś dotrzeć. A kontakt artystów ze światem urzędników - to jak mieszanka wybuchowa - trzeba dużego talentu, aby umieć się z nimi dogadać (jedni z drugimi).
OdpowiedzUsuńNie kojarzysz nawet z nagonki antysemickiej i nie tylko? To za jej kadencji Olbrychski z szabla się rzucił na swoje foto filmowe w niemieckim mundurze i jacyś posłowie zdejmowali głaz z postaci Wojtyły. Przykre były te ataki.
UsuńSztuka współczesna, ale czasem zdarzają się wystawy rzeczy starszych np. Boznańska w 2004 r. Nie ma takiego roku, żeby nie trafiła się dobra wystawa, tak więc zachęcam.;)
Rottenberg jest zdecydowanie fascynującą osobą, warto przeczytać jej książkę autobiograficzną "Proszę bardzo", bo losy rodziny były ciekawe.
Z opisów AR wynika, że kontakty artystów z urzędnikami to raczej orka na ugorze.;(
Czytałam kiedyś przeprowadzony z nią wywiad rzekę. No i przyznam że byłam zawiedziona, bo więcej opowiadała o polityce Ni z o sztuce
OdpowiedzUsuńTen z Krytyki Politycznej? Mnie się podobał, choć trochę o polityce faktycznie było. I pewnie inaczej się nie dało tj. pominąć w rozmowie, skoro polityka niejednokrotnie dała się we znaki AR.;(
UsuńTak, właśnie o to wydanie chodzi. Zupełnie czego innego oczekiwałam niz mi tam zaoferowano
OdpowiedzUsuńW takim razie - jeśli jeszcze nie czytałaś - "Proszę bardzo" może Ci się spodoba. Tam było więcej o rodzinie.
UsuńA ja się skuszę na wspomniane w komentarzach "Proszę bardzo". Mam nadzieję, że jest tam trochę o PRLu, zawsze mi mało historii z tego okresu, zwłaszcza jeśli są autentyczne, a nie spod znaku "wszystko za komuny było złem" :)
OdpowiedzUsuńJest i to sporo. AR dorastała w Legnicy i ciekawie tam się żyło.;) Później przeprowadzka do Warszawy itp. Na pewno miała bogate w doświadczenia życie, choć wiele z nich było przykrych.
Usuń