Osią minipowieści Matsa Traata są poszukiwania odpowiedniego produktu, który pozwoliłby przyrządzić upragniony napój. Niełatwe zadanie, ponieważ główna bohaterka nie wie, czego dokładnie potrzebuje – jest osobą bez wykształcenia, za to pełną uprzedzeń i wątpliwości. Spędzenie z nią jednego dnia, nawet na kartach książki, jest męczące, tak jak męczące potrafi być wysłuchiwanie bzdur i plotek. A Salme lubi sobie pozmyślać: że jest chora, że ktoś zrobił manko w kasie, że sąsiadka zza ściany jest zołzą. Jej tok rozumowania jest co najmniej frapujący, niemniej dopiero interakcja z innymi mieszkańcami wsi daje pełniejszy obraz sytuacji i pozwala domniemywać, że kobieta cierpi na lekką demencję. I tu dopiero robi się ciekawie.
Pozornie Ziarna kawy stanowią opis jednego dnia z życia zwykłego człowieka, który szybko okazuje się dość niezwykły. Dzieje się tak dzięki pogłębionemu portretowi psychologicznemu Selme, jako że sama książka napisana jest językiem prostym, bez stylistycznych ornamentów. Niby książka nie jest odkrywcza, ale jestem przekonana, że o samotnej Salme z Kivira długo nie zapomnę.
__________________________________________________________________
Mats Traat, Ziarna kawy, przeł. Krystyna Borowiecka, PIW, Warszawa 1978
Szukałem kiedyś estońskich książek w odwiedzanych przeze mnie bibliotekach, ale akurat na ten tytuł nigdzie się nie natknąłem, a na podstawie Twojego tekstu jawi się on jako bardzo interesujący. Będę musiał rozejrzeć się w antykwariacie ;)
OdpowiedzUsuńJest dość interesujący, chociaż nie arcydzieło. Na pewno lepszy niż inna przedstawicielka lit. estońskiej, jaką czytałam, czyli "Możliwość wyboru" Beekman - zbyt widocznie chwaliła ustrój socjalistyczny, o ile dobrze pamiętam.;)
UsuńHa, ja czytałem "Katarynkę" tejże autorki i przyznaję, że ta książka także mnie nie powaliła.
UsuńDobrze wiedzieć, nie będę starała się zgłębiać już twórczości tej autorki.;(
Usuń