Szybkie randki, kojarzenie par przez biura matrymonialne, szkolenia z podrywania to tylko niektóre z form zarabiania na samotności opisane przez Oktawię Kromer. Niby nic nowego, niemniej dobrze było poczytać o doświadczeniach osób korzystających z podobnych usług. Indywidualne historie pokazują, że zawieranie nowych znajomości stanowi czasem barierę na tyle ogromną, że ludzie często skłonni są płacić nie tylko za bliskość fizyczną w postaci np. przyjacielskiego dotyku, ale nawet za wysłuchanie online opowiastki o tym, co ktoś zupełnie obcy danego dnia zjadł albo ile godzin spał (sic).
I choć Usługa czysto platoniczna odsłoniła przede mną tajniki kilku nowych zjawisk, to zbiór uważam za nieporadny miszmasz. Pod hasłem „zarabianie na samotności” autorka upchnęła kilka tekstów raczej luźno zahaczających o temat (reportaż o towarzyszeniu w żałobie) albo wcale (reportaż o sprzedaży rzekomo leczniczych produktów). Zamiast czytać długi tekst o biurach matrymonialnych, wielokrotnie opisywanych już w mediach, wolałabym poczytać o wynajmie osób towarzyszących na wesela oraz usłudze odzyskiwania byłych partnerów, z których to tekstów Kromer, jak pisze w posłowiu, z braku miejsca w książce zrezygnowała. Szkoda, bo pasowałyby do całości jak ulał.
_________________________________________________________________
To hurtowe produkowanie reportaży na dowolny temat robi się męczące, coraz więcej czytelników to zauważa, a wydawcy i autorzy i tak robią swoje :( Strach wziąć do ręki polski reportaż, naciąłem się ostatnio na Krahelską Gitkowskiej, tym mizerniejszą, że chwilę potem czytałem Schodów się nie pali Tochmana.
OdpowiedzUsuńŚwięte słowa. Nawet Czarne obniżyło poprzeczkę, coraz więcej niedopracowanych rzeczy wydają. A chętnych do pisania coraz więcej.;(
UsuńKrahelską zaczęłam czytać, niestety nie dałam rady.
Bym powiedział, że zwłaszcza Czarne, ostatnio masa skarg na Podhale jest. Dowody na Istnienie to, umówmy się, krewni i znajomi Królika, więc i selekcja tam zawsze była raczej towarzyska :P Zbieram się do napisania o tych Krahelskich, ale na samą myśl o tej książce chce mi się ziewać.
UsuńZwłaszcza Czarne, mówisz. Ech, wszystko się psuje.
UsuńZ Podhala przeczytałam dwa teksty, interesujące. Jeszcze nie wiem, jak było dalej.;)
Tego lata sporo się dowiedziałam o powiązaniach towarzyskich w DnI. Przykre to. Pora wrócić do nieżyjących autorów.;)
Ostatnio coraz częściej się mówi o sitwach i powiązaniach, nie tylko w wydawnictwach, ale też o mizianiu się autorów z krytykami, dziennikarzami i w ogóle. Wątpię, żeby to oczyściło atmosferę, ale dobrze, jeśli chociaż kilka dodatkowych osób zda sobie z tego sprawę.
UsuńKilka lat temu kolega mówił mi o sitwach w środowisku teatralnym i uważałam, że przesądza, ale teraz dochodzę do wniosku, że może to powszechne zjawisko w świecie artystów. Traci odbiorca, który na dodatek w jakimś ułamku finansuje sztukę.
UsuńOj, straszycie tym Czarnym straszycie. Tym bardziej, że miałem ochotę przeczytać "Podhale. Wszystko na sprzedaż". Teraz to już sam nie wiem, co robić - wprawiliście mnie w konfuzję :)
Usuń@Ambrose Przeczytaj i zdecyduj sam :P
Usuń@Czytanki.Anki Brakuje u nas rozdziału krytyki od artystów/piszących, po prostu środowisko za małe, podobnie jak standardy. Te same osoby prowadzą spotkania z autorami i te same osoby przyznają tymże autorom nagrody, bo należą do jury. Powiedziałbym, że to chore.
@ Ambrose
UsuńCzytaj, porównamy wrażenia.;)
@ Piotr
UsuńNiedawno Twardoch pisał na FB, jak to w Niemczech wygląda - oczywiście zupełnie inaczej. Daleko nam do takich standardów.
Między innymi o tę wypowiedź mi chodziło. Obserwowanie tego chowu wsobnego jest jednocześnie fascynujące i odrzucające :(
UsuńCiekawe, co musi się zdarzyć, żeby wróciła uczciwość.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńMusiałby nastąpić jakiś silny wstrząs połączony z odgórną kontrolą standardów etycznych. Nie zanosi się.
UsuńRzeczywiście marne szanse.
UsuńU nas to chyba wszędzie tych standardów brak. Małżonka ma kończyła uczelnie medyczną i tam katedry to w zasadzie są zawsze rodzinne grajdołki.
UsuńA co do światka wydawniczego... To dla mnie "ulubionym" przykładem jest Wojciech Szot - autor książki, recenzent, prowadzący spotkania, szef dwóch wydawnictw, właściciel portalu i sklepu Gildia.pl Potencjalnych konfliktów interesów pod dostatkiem. Tylko, oczywiście, nikt zainteresowany nic zdrożnego w tym nie widzi, bo przecież on(a) nic złego nie robi.
Już raczej były szef, ale reszta pełna zgoda. Że już afery Dunik-Karpowicz-Kurkiewicz nie wspomnę.
Usuń@ Pożeracz
UsuńO uczelniach też słyszałam podobne rzeczy; o szpitalach również.
Że Szot jest/był szefem dwóch wydawnictw, nie miałam pojęcia, o posiadaniu portalu Gildia zresztą również nie. Za to o prowadzeniu jakichś kursów pisania w jakiejś prywatnej szkole - owszem. Otwiera się kolejna furtka chyba.
@ Piotr
UsuńAfera D-K-K swego czasu była mocnym sygnałem w kwestii konfliktu interesów, ale oprócz utrącenia autora niewiele wniosła. Po branży chyba to spłynęło.
Utrącenie autora? no chyba też nie, przecież potem na bezczela dostał książkę roku "Książek", też było trochę szumu i heheszków, a potem przyschło.
UsuńNagrodę chyba na otarcie łez.;( "Sońka" w tamtym roku przepadła, późniejsza "Miłość" miała szanse zarobić, ale mimo ww. nagrody nie doczekała się stosownej promocji.
UsuńMiłość się chyba doczekała promocji negatywnej w związku z tą nagrodą Książek.
UsuńWydaje mi się, że sprawa była głośna tylko wśród czytelników tychże Książek. Nie wiem, na ile szerokie to grono. Ale fakt, przez chwilę wrzało.
UsuńOdzyskiwanie byłych partnerów jako usługa? W sensie jakiegoś doradztwa? Zaciekawiło mnie to - nie żebym tęskniła za którymś eksem, ale rzeczywiście to ciekawa sprawa, o której pierwszy raz słyszę.
OdpowiedzUsuńWięcej niż doradztwo, konkretne działania.;) Niestety w książce padło tylko kilka zdań na ten temat, a też chętnie bym poczytała. Też wyłącznie z ciekawości.;)
Usuń