Jean Rhys podobno oparła historię na własnych, na ogół trudnych, przeżyciach, którymi można by obdarzyć co najmniej kilka osób. Książka nie cieszyła się zbytnim powodzeniem, szybko o niej zapomniano, ale na szczęście po latach twórczość autorki odkryto i doceniono. Moim zdaniem słusznie, bo jest to literatura wysokich lotów. Przede wszystkim świetnie oddany jest klimat epoki (od pince-nez po absynt;) oraz samego Paryża okresu międzywojennego, podobnie zresztą jak stan emocjonalny głównej bohaterki. Narracja jest rwana, pełna niedopowiedzeń i jak na strumień świadomości przystało, ściśle podąża za tokiem myśli Sashy. Atmosfera powieści jest mroczna i duszna, uderza w niej poczucie rezygnacji i beznadziei. Wszystko nakreślone delikatną kreską, bez dosłowności i egzaltacji.
Niezwykle ciekawy jest portret kobiety z przełomu lat 20-tych i 30-tych ubiegłego wieku. Kobiety samotnej, niebogatej, zdanej na los innych, przeważnie mężczyzn. Niestety Sasha stoi na przegranej pozycji także ze względu swój wiek: na niezamężną czterdziestolatkę przychylnym okiem nikt nie patrzy, to indywiduum w społeczeństwie najwyraźniej niepotrzebne, a nawet niewygodne. To młodość i atrakcyjność są w cenie, bo dają szansę na znalezienie męża, a tym samym zakotwiczenie się w życiu i uzyskanie akceptacji ze strony towarzystwa. Powieść Rhys dobitnie pokazuje, że ciało kobiety jest towarem o określonej cenie (nie chodzi tu bynajmniej o prostytucję); towarem, który się zużywa lub psuje, a więc można się go pozbyć. Gorzkie, ale prawdziwe, w wielu przypadkach również obecnie.
Ta książeczka licząca zaledwie 160 stron była dla mnie przypadkową lekturą (moją uwagę przyciągnęła reprodukcja obrazu Williama Nicholsona na okładce), okazała się jednak prawdziwą perełką. Satysfakcjonuje od strony formy i treści, urzeka swoją obrazowością. Może niezbyt przyjemna w odbiorze, ale kto powiedział, że musi taka być? Na zakończenie wiersz Emily Dickinson, którego fragment posłużył za tytuł powieści:
Good morning, Midnight!
I'm coming home,
Day got tired of me –
How could I of him?
Sunshine was a sweet place,
I liked to stay –
But Morn didn't want me – now –
So good night, Day!
Jean Rhys, 'Good Morning, Midnight', Penguin Books, 1987
o, brzmi b zacheccajaco!
OdpowiedzUsuńa dickinson da sie czytac - ku mojemu wielkiemu, pozytywnemu zaskoczeniu. kiedys sobie wypozyczylam jej wiersze, ale niestety nie dalam im rady. skadinad szwedzki slabo wypada w poezji
Ta książka musi być niezwykle przygnębiająca... Skądinąd to temat wciąż aktualny. Może i granica wieku "zużywalności" kobiety nieznacznie się przesunęła, ale, jak wiemy, w środowisku zawodowym wciąż młodość święci triumfy. Zresztą kobiety często same usuwają się w cień zamiast walczyć.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że przypomniałaś mi o Dickinson!
Pozdrawiam
Z wielką przyjemnością połknęlam twoją recenzję.
OdpowiedzUsuńDzięki za przypomnienie tej ciekawej pisarki.
Czytałam "Szerokie Morze Sargassowe" Jean Rhys i byłam pod sporym wrażeniem. Polecam, nie tylko ze względu na ciekawy związek z "Dziwnymi losami Jane Eyre".
Chyba specjalnością autorki są sugestywne portrety nietuzinkowych, nieszczęśliwych kobiet.
Faktycznie, okładka nie pozwala przejść obok tej powieści obojętnie.
Sygryda -->
OdpowiedzUsuńJa gorąco do lektury zachęcam, sama na pewno do Rhys jeszcze powrócę. O Dickinson wiem za mało, żeby się wypowiadać. Niemniej cytowany wiersz jest b. nastrojowy i doskonale dopasowany do powieści.
Inez -->
Przygnębiająca, ale wyborna;) Znakomita powieść modernistyczna.
Masz rację co do przesunięcia granicy wieku, ale niestety nadal kobiety samotne, a co gorsza bezdzietne, są często uważane za towar wybrakowany;(
Nie ma za co dziękować, cała przyjemność po mojej stronie;)))
Lirael -->
Czytasz w moich myślach - "Morze..." jest na liście do przeczytania, z powodu, o którym piszesz;) Liczę na kolejną ucztę literacką.
Też mi się wydaje, że Rhys celuje w sugestywnych portretach.
Cieszę się, że nie tylko do mnie okładka przemawia;) choć np. "Demon" Weissa byłby także adekwatny.
Esther Greenwood podrózuje w czasie ;). Czyli jeszcze jeden sympatyczny depresant do zapamietania. Dzieki za odkrycie :)
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością zapoznam się z tą autorką, tylko nie wiem, czy dam radę po angielsku, bo jeśli częściowo jest to strumień świadomości, to mogę z tym strumieniem odpłynąć:). Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńpeek-a-boo -->
OdpowiedzUsuńEG była bardziej zdeterminowana, Sasha wbrew pozorom nie chciała umrzeć, co niektórzy mieli jej nawet za złe;( Autorka jak najbardziej godna zapamiętania, jeśli lubisz książki o mrokach duszy (ja - tak;), ze streszczeń wynika, że większość jej bohaterek to kobiety podobne do Sashy.
Iza -->
Zachęcam do czytania w oryginale, akurat w omawianej powieści strumień świadomości nie jest zbyt uciążliwy. Myślę, że dasz się łatwo porwać;)
Nazwisko autorki kojarzę tylko z "Szerokim Morzem...", i były to dość sprzeczne opinie na temat jej umiejętności literackich. Zaciekawiłaś mnie, ale książka pewnie dostępna jest tylko w oryginale, prawda? Coraz częściej żałuję, że pozwoliłam mojemu angielskiemu tak zgnuśnieć :(
OdpowiedzUsuńRzeczywiście książka nie została przetłumaczona polski, a szkoda. Z tego, co wiem, tylko "Morze..." doczekało się u nas przekładu. Sprzeczne opinie? Tym bardziej muszę przeczytać;)
OdpowiedzUsuń