Za motto i tytuł powieści posłużył utwór Lou Reeda o przewrotnym tytule "Perfect day". Wybór znakomity, bo piosenka świetnie współgra z treścią książki: powolny, jakby rozleniwiony wstęp, podszyty dużą ilością smutku, z czasem przechodzi w intensywniejsze, bardziej zdecydowane tony, żeby zabrzmieć wreszcie z pełną mocą i silnym akcentem. Tak jest u Mazzucco: godzina po godzinie, od wczesnego piątkowego poranka 4 maja 2001 r. do świtu kolejnego dnia, śledzimy losy kilkorga mieszkańców Rzymu, powiązanych ze sobą uczuciowo lub zawodowo. Bardzo się od siebie różnią, ale łączy ich jedno: wszyscy o coś walczą, szamocą się z życiem. Samotną matkę z dziećmi nęka były mąż, polityk rozpaczliwie zabiega o głosy wyborców, młody antyglobalista buntuje się przeciw całemu światu, nauczyciel gej stara się wyżebrać u żonatego kochanka kilka wspólnych chwil. Są jeszcze dzieci, które nie potrafią odnaleźć się w świecie sprokurowanym przez rodziców.
Przyznam, że z dużą rezerwą podeszłam do pełnych zachwytu recenzji tej powieści, ale dość szybko sama uległam jej urokowi. Czyta się ją z ogromną przyjemnością, głównie dzięki ciekawym bohaterom i starannie przemyślanej akcji, która w niewinny sposób nabiera tempa i nie wytraca go aż do końca. Na dobrą sprawę "Taki piękny dzień" to powieść polifoniczna - wszystkie osoby dramatu otrzymały szansę wypowiedzenia się. Daje to lepszy pogląd na wydarzenia i pozwala spojrzeć na bohaterów z różnych, a tym samym odmiennych, perspektyw. Niemal każdy pod oficjalną maską skrywa marzenia i tęsknoty, nawet ci, którzy udają, że jest zupełnie inaczej. I choć od początku wiadomo, że historia nie może skończyć się dobrze, a sportretowani Rzymianie wcale nie wydają się sympatyczni, za niektórych trzymałam kciuki.
W powieści bardzo spodobał mi się również Rzym - można go właściwie uznać za jednego z bohaterów. Przez cały czas wraz z poszczególnymi osobami czytelnik przemierza wymieniane z nazwy ulice, place, mosty i parki. Poznajemy dzielnice eleganckie, robotnicze i te biedne. Pojawiają się konkretne miejsca - od kościołów przez stacje metra i więzienie aż po wille i pałace. Książkę śmiało można - a może nawet trzeba - czytać z planem miasta pod ręką. Jeśli dodać do tego kilka włoskich hitów muzyki pop pobrzmiewających w tle wydarzeń, to nietrudno poczuć się jak w Rzymie. W mieście, które wzbudza ambiwalentne odczucia, bo można widzieć go na przykład tak:
Rzym był miastem zgrzybiałym i nieruchomym, zachwycającym bagnem. Przeszłość nie pozwalała mu mieć przyszłości. Mieszkańcy krążyli w kółko, jak potępieni. Nikt nie wydostawał się z piekielnego kręgu, który został mu przydzielony. [s. 141].
albo inaczej:
Najlepszym sposobem na to, żeby uczynić miasto swoim, jest utracić w nim nadzieje, przewlec przez nie własne cierpienie. O, Rzymie, twoja ascetyczność wspaniała i gościnna. Twój duch surowy, a jednak tak mądry, twoja istota nieprzenikniona, twoja zdolność trwania, przetrzymania - każdej zmiany i każdej katastrofy. O, najbardziej włoskie z włoskich miast, nieporównywalne w swoim pięknie - o smaku przepychu, rozkoszy, winy i przebaczenia. [s. 445]
Jedno jest pewne: to miasto nikogo nie pozostawia obojętnym. I tak jak Rzym zasługuje na miłość, tak powieść Mazzucco zasługuje na lekturę. Myślę, że liczne pochwały na jej temat są w pełni uzasadnione. Cieszy również, że książka została sfilmowana przez Ferzana Ozpetka - znając jego wcześniejsze dokonania, to może być dobry film.
Na zakończenie łyżka dziegciu: tłumaczka mogłaby wykazać się konsekwencją, bo stosowanie określeń "poseł" i "senator" jako synonimów jest rażącym błędem. Warto też się zdecydować, czy nazwy kościołów należy zostawić w oryginale, jak to ma najczęściej miejsce w powieści (np. Sant'Agostino na str. 129), czy też tłumaczyć na polski, co też się w tekście zdarza (np. kościół św. Agnieszki na str. 422).
Melania Mazzucco, "Taki piękny dzień", tłum. Joanna Wachowiak-Finlaison, Wydawnictwo WAB, Warszawa, 2010
brzmi b zachcajaco - zarówno w stosunku do ksiazki jak i rzymu
OdpowiedzUsuńostatni obraz rzymu mam chyba z "rzymianki" moravii; przydaloby sie odwswiezyc
Na pewno warto, zwłaszcza, że autorka najwyraźniej kocha to miasto, co całkowicie rozumiem. Mnie naszła ochota na podróż;)
OdpowiedzUsuńno wlasnie - tam temperatury jakby wyzsze
OdpowiedzUsuńwlasnie ogladam i slucham "just a perfect day" w TV. lou reed spiewa razem z elvisem costello - juz to raz widzialam, ale na tyle tem program lubie, ze nie moge sie powstrzymac
Mnie bardziej jest znana wersja późniejsza, nagrana na potrzeby akcji charytatywnej, z Bono, Eltonem Johnem i Bowiem. Obie świetne;)
OdpowiedzUsuń"Najlepszym sposobem na to, żeby uczynić miasto swoim, jest utracić w nim nadzieje" -to strasznei mądre. A ksiazka do przeczytania na jakies włoskie wakacje :)
OdpowiedzUsuńAlbo po wakacjach we Włoszech, dla odświeżenia klimatu;)
OdpowiedzUsuńWitam:)
OdpowiedzUsuńTej akurat książki pani Mazzucco nie czytałam jeszcze ale poluję na nią w bibliotece (co nie jest wcale takie łatwe) Jestem po lekturze dwóch jej książek. Pierwsza była "Vita" historia włoskich emigrantów lat 30 mnie zupełnie oczarowała i urzekła (świetne pióro i wciągająca akcja) tak więc do drugiej w kolejności przeze mnie przeczytanej książki "Tak ukochana" podeszłam z wielką nadzieją na powtórkę. No i niestety się rozczarowałam. Męczyłam chyba z miesiąc te kobyłę książkową nie chcąc odpuścić (bo nie potrafię) i wierząc, że tych lepszych fragmentów będzie więcej. Książka nie była zła to moje wymagania były chyba zbyt wygórowane. Teraz jestem ciekawa jaka jest "Taki piękny dzień"? Czy koleżanka czytaczka zna inne jej powieści i mogłaby się łaskawie w kilku słowach odnieść? Pozdrawiam serdecznie podglądaczka (zbierająca się już dłuższy czas do założenia bloga własnego) Patrycja:)
Już się robi;)
OdpowiedzUsuńKiedyś zaczęłam czytać "Tak ukochana", ale miałam podobne doświadczenie do Twojego;( Jakoś niezbyt odpowiadał mi jej styl. Ale zamierzam do niej powrócić, bo może to ja byłam w słabszej formie czytelniczej? ;)Temat wydaje mi się b. ciekawy.
Z "Vitą" było podobnie, ale tu już ewidentnie ja zawiniłam, bo książce nic nie mogę zarzucić. Kilkadziesiąt stron przeczytałam, odłożyłam na później, a potem nadszedł termin zwrotu do biblioteki i tak się ta przygoda skończyła. Naturalnie do tej powieści też chcę wrócić;)))
Do założenia bloga gorąco zachęcam, to fajna sprawa;)
Mazzucco to jedna z moich ulubionych autorek. Poznalam ja po polsku, dostalam w prezencie "Tak ukochana" i po trudnych poczatkach wsiaklam kompletnie. Reszte przeczytalam juz w originale, najpiekniejsza ksiazka to chyba "Pocalunek Medusy", niestety nie tlumaczona na polski. Ostatnio przeczytalam "Dlugie oczekiwanie na Aniola" o rodzinie Tintoretto, o corce Marietcie (jak to napisac po polsku nie wiem). Mazzucco wydala rowniez opasle tomisko na temat rodziny Tintoretto, sadze, ze powstalo na bazie poszukiwan zrodlowych do powiesci. Do czerwca w Rzymie, w "Scuderie del Quirinale" jest wystawa Tintoretto, opatrzona tekstami Mazzucco. Polecam, jesli macie w planach podroz. W ksiegarni widzialam nowosc Mazzucco "Oblio" ("Zapomnienie"), jak tylko wyczerpie zapasy z Polski, z pewnoscia kupie. Chcialam dodac, ze Mazzucco pisze w pieknym, bardzo bogatym wloskim, a w "Pocalunku Medusy" na potrzeby fabuly zostal przez nia wymyslony nawet dialekt.
OdpowiedzUsuńAga
Zaczynam żałować, że nie znam włoskiego.:) Mam nadzieję, że WAB wyda jeszcze jakąś książkę tej autorki. Dziękuję za informację.;)
UsuńNo właśnie - też miałam kłopot z początkiem "Tak, ukochana" i odłożyłam ją, z zamiarem powrotu w przyszłości. Ostatnio w ogóle lit. włoska zaczęła mnie interesować, ale ta starsza i w męskim wydaniu: Pavese, Moravia.
Ja jeszcze czekam az zaczna wydawac w Polsce rowniez Margaret Mazzantini, to druga bardzo interesujaca pisarka. Na podstawie jej ksiazki "Nie ruszaj sie" powstal swietny film wyrezyserowany przez meza Mazzantini Sergio Castelitto z Penelope Cruz. Niedawno powstal rowniez film na podstawie chyba najlepszej ksiazki tej autorki "Przyszedl na swiat" tez z Penelope Cruz. Pierwsza ksiazka, ktora napisala, wygrala bardzo prestizowa nagrode literacka "Campiello" jako debiut: "Cynkowana miednica". No a Pavese i Moravia to klasyka. Z klasyki polecam rowniez Else Morante i Sibille Aleramo (nie mam pewnosci czy zostala przetlumaczona na polski), jej jezyk jest doprawdy estetyczna uczta.
UsuńAga
Dziękuję Ci bardzo za podpowiedzi - okazuje się, że pierwsza książka została w Polsce wydana pod tytułem "Zatrzymaj się", już rozpoczynam poszukiwania w bibliotekach.;)
UsuńMorante została wydana w Polsce w ilościach śladowych, Aleramo faktycznie brak. W ub. roku trafiłam jeszcze na "Mój Michele" N. Ginzburg - szkoda, że przetłumaczono tylko jedną jej książkę.;(
Czy Luca Doninelli to dobry pisarz? Ostatnio kupiłam "Wracaliśmy znad morza" i trochę niepokoi mnie słaba obecność w sieci tego pana.;)
Luca Doninelli nie czytalam, wiec osobiscie nic nie moge powiedziec. Otrzymal prestizowa nagrode literacka "Premio Selezione Campiello" wiec sadze, ze warto.
UsuńAga
Cóż, trzeba przeczytać i się przekonać.;) Jeszcze raz dziękuję za tropy.
UsuńSkończyłem wczoraj i przyznaję, że poczułem się trochę wstrząśnięty - tak jak słusznie zauważyłaś, od początku wiadomo, że nie ma co liczyć na miłe zakończenie, ale jakoś do ostatnich chwil nie mogłem zaakceptować tego, co ma się wydarzyć, chyba podświadomie licząc na jakiegoś deus ex machina. A patrząc na książkę z nieco szerszej perspektywy, to dla mnie jest to zbiorowy portret ludzi uwikłanych w konwenanse i maski, które w pewnym momencie biernie się akceptuje w imię pokojowego współżycia w społeczeństwie.
OdpowiedzUsuńTak, ta książka na pewno jest świetnym portretem społeczeństwa, czy też raczej pewnej grupy. I w ogóle b. dobrze napisana rzecz. Chyba będę musiała wrócić do tej pisarki, bo ostatnio mam ciągoty do lit. włoskiej. Na szczęście od czasu ww. powieści jeszcze kilka innych się u nas ukazało.
UsuńJa właśnie czytam "Tak ukochana", ale póki co (zbliżam się do połowy) książka raczej męczy i nuży. Utwór to fabularyzowana biografia Annemarie Schwarzenbach, pisarki, dziennikarki, fotografki, podróżniczki, bliskiej przyjaciółki Eriki i Klausa Mannów, ale postać jaka wyłania się z kart dzieła razi infantylnością, neurotycznością i intelektualną płaskością...
UsuńDo tej książki nie podchodziłam. Schwarzenbach to interesująca postać, jeden z numerów Zeszytów Literackich był jej poświęcony. No i wydano jej zapiski z podróży.
Usuń