Zdecydowanie lepiej czytać książki Kapuścińskiego niż o nim samym, bo o ile świetny z niego pisarz, to jako człowiek rozczarowuje. Przez lata uważany za mistrza reportażu i autorytet od spraw Afryki i Ameryki Łacińskiej, często był kreowany na dobrotliwego i skromnego pana, dzięki czemu był nie tylko ceniony, ale także lubiany, a nawet - w moim odczuciu - hołubiony. Lektura biografii Domosławskiego sugeruje, że nieco na wyrost, wszak Kapuściński jak każdy śmiertelnik miał swoje słabości i niejedną łatkę można mu przykleić.
Mnie najbardziej zaciekawiły dwa aspekty: długoletnia fascynacja socjalizmem, z czym wiązały się kontakty z partyjnymi dygnitarzami, oraz skłonność do konfabulacji. Zauroczenie socjalizmem jestem w stanie zrozumieć, wszystko wskazuje na to, że Kapuściński był szczerze oddany idei. Trudno natomiast pojąć, że przez długie lata nie dostrzegał ciemnych stron ustroju, a ocknięcie nastąpiło dopiero po 1980 r. Co więcej, jego "oddanie" bardzo mu w życiu, a zwłaszcza karierze, pomogło. Możliwe, że bez stosownych (i obustronnie pielęgnowanych) znajomości nigdy nie przeczytalibyśmy żadnej książki Kapuścińskiego, bo takie w ogóle by nie powstały. Nie byłoby wyjazdów zagranicznych, a tym samym nie byłoby reportaży z mało znanych rejonów świata.
Jeśli zaś chodzi o konfabulacje, to okazuje się, że pisarz ubarwiał nie tylko swoje teksty, ale również życiorys. Pewne zdarzenia całkowicie zmyślał, pewne przemilczał, inne zaś "tylko" dramatyzował. Domosławski widzi to następująco: Mitotwórcza "metoda" polegała na sugerowaniu, stwarzaniu przeświadczeń w umysłach odbiorców. Kapuściński nie wchodził w szczegóły, nie dopowiadał do końca, w razie przyparcia do ściany mógł się wycofać; nie można mu było zarzucić kłamstwa. Dopowiadali inni. [str. 250]
Słuchacze i czytelnicy chętnie wierzyli opowieściom Wielkiego Reportera, co mnie nie dziwi - pisał znakomicie. Niedobrze, że jego książki przez lata uchodziły za literaturę faktu, w końcu wydarzenia w nich przedstawiane niejednokrotnie mocno odbiegały od prawdy. Niektórzy dziennikarze i krytycy to akceptują, inni - nie. Dość gwałtownie reagowały natomiast osoby będące świadkami opisywanych zajść, a które miały okazję przeczytać ich podkoloryzowaną wersję rozpowszechnianą przez Kapuścińskiego. Można się kłócić o granice fikcji w pracy reportera, warto jednak uwzględnić uwagę amerykańskiego krytyka Johna Ryle'a: Choć Kapuścińskiego przepełnia troska o dobro ludzi i ma aspiracje mówienia w imieniu Afrykańczyków, w istocie lekceważy fakty, akuratność opisu i przez to ukazuje Afrykańczyków w krzywym zwierciadle [str. 436]. Coś w tym jest.
Podobnych tematów do dyskusji oraz faktów odbrązawiających mistrza jest w książce Domosławskiego znacznie więcej. Nie oznacza to, że intencją autora było zepchnięcie autorytetu z piedestału czy też chęć "wypłynięcia" na grzeszkach Kapuścińskiego. Trzeba pamiętać, że Domosławski był jego uczniem i przyjacielem. Biografia jest napisana nadzwyczaj rzetelnie i uczciwie, a wkład wykonanej pracy jest po prostu imponujący (choć czasem aż się prosi o skróty). Przygotowania obejmowały nie tylko lekturę utworów pisarza, dokumentów go dotyczących czy rozmowy z rodziną i znajomymi, ale również podróże śladem tych odbytych dekady wcześniej przez Kapuścińskiego. Wszystko to złożyło się na znakomitą historię o wspaniałym pisarzu i trochę mniej wspaniałym człowieku. Czapki z głów!
Podziękowania dla Sygrydy, której recenzja sprawiła, że książkę przeczytałam prędzej niż później;) Warto było.
Artur Domosławski, "Kapuściński non-fiction", Świat Książki, Warszawa, 2010
dziekuje za dobre slowo!
OdpowiedzUsuńwidze, ze jednak doczytalas te cegle do konca? z jednej strony to ksiazka dluga-za-dluga, a z drugiej ciezko ja odlozyc. mysle, ze kazdy móglby sobie zyczyc takiego biografa jak domoslawski
Myślę, że zanim sięgnę po jakąś książkę Kapuścińskiego, postaram się najpierw przeczytać tę pozycję. Lubię wiedzieć, jak to było naprawdę:).
OdpowiedzUsuńKupiłam tę książkę pierwszego dnia, gdy tylko się ukazała, ale szum wokół niej trochę mnie zmęczył i jeszcze do niej nie sięgnęłam. Mam nadzieję, że wkrótce nadrobię zaległości. Twoja i Sygrydy recenzja zdecydowanie motywują do nadrobienia zaległości :)
OdpowiedzUsuńDla mnie Ryszard Kapuściński-reporter, pisarz, podróżnik i Ryszard Kapuściński-człowiek taki jak każdy to dwie różne sprawy. Genialności reportażysty nigdy mu nie odmówię, żadna książka o nim nic w moim postrzeganiu jego pracy pisarskiej nie zmieni. Wystarczy przeczytać jego literacki dorobek, który mówi sam za siebie: nieważne, co tam jest prawdą, a co zmyśleniem. Mądrość i ważkość tych tekstów są porażające. Co do Kapuścińskiego-człowieka: nie będę go oceniała pod żadnym względem, prawo do pomyłek i błędów ma każdy, a doświadczenie interpretowania zjawisk, faktów, idei przychodzi do każdego z nas z czasem. Jego życie osobiste, natomiast, było i pozostaje sprawą rodziny Kapuścińskich. Nie komentuję tego, nie ustosunkowuję się, przyjmuję do wiadomości i nie wyrażam zdania. Zdziwilibyśmy się wszyscy, gdyby tak dane nam było zajrzeć od czasu do czasu za zamknięte drzwi domów i mieszkań znajomych nam i nieznajomych ludzi... Reasumując: książka Domosławskiego to rzetelna, wiarygodna w moim odczuciu relacja, niemniej nie wstrząsnęła mną. Znacznie większy wpływ miała na mnie niepozorna, niewielka książeczka Jarosława Mikołajewskiego "Sentymentalny portret Ryszarda Kapuścińskiego". To tam przeczytałam dwa fragmenty, które pokazały mi Kapuścińskiego w nowym świetle... Przyznaję, że zadziwiłam się i zaniepokoiłam. Kapuścińskim-człowiekiem.
OdpowiedzUsuńSygryda -->
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że każdy życzyłby sobie takiego biografa jak Domosławski, ale czy za życia - nie jestem pewna;) Nie każdy jest na tyle dzielny, żeby znieść prawdę o sobie. A przecież RK różnie sobie z tym radził.
Elenoir -->
To są raczej ogólniki, choć w kilku przypadkach AD zestawił dla porównania kilka relacji na ten sam temat. I jest zasadniczą różnicą, jeśli RK pisze, że w masakrze zginęło kilkadziesiąt tysięcy osób, a wiarygodne źródła podają liczbę 1.400;( Osobiście nie lubię podobnych przekłamań.
Lirael -->
Cieszę się bardzo i cierpliwie czekam na opinię;) A potem urządzimy klub dyskusyjny;))))
Jabłuszko -->
Niestety nie mogę się z Tobą do końca zgodzić. Jeśli pisze się o prawdziwej postaci, to nawet w lit. pięknej nie powinno się podawać nieprawdziwych faktów, które są kluczowe dla historii. Przykładem "Cesarz" - przez lata wiele osób traktowało tę książkę jako historyczną, a tam tyle prawdy, co kot napłakał;) Ale jako studium władzy jest bez wątpienia znakomita. Inna sprawa - na pewno pamiętasz z biografii AD, jak różnie RK pisał o Hajle Sallasje dla prasy w zależności od syt. polit. w PRL, a w szczególności w kontekście stosunków dyplomatycznych z Etiopią. Więc kiedy wierzyć autorowi: gdy pisze, że HS to światły reformator, czy że ograniczony tyran? Dla mnie to są b. ważne kwestie, które niestety budzą pytanie o uczciwość piszącego.
Wiem jedno: książek RK nie będę traktować już jako lit. faktu czy też nawet reportaży. Dla mnie to wyjątkowo piękna lit. piękna;)
A za wspominaną przez Ciebie książką rozejrzę się, to może być ciekawy kontrapunkt.
Dziękuję za głos w sprawie, dla mnie to ciekawe poznać odmienny punkt widzenia.
Mnie trochę zmęczyłą ta biografia, choć też chylę czoła przed Domosławskim za ogrom rzetelnej pracy. Jednak fragmenty dotyczące życia rodzinnego uważam, że nie powinny się tam znaleźć.
OdpowiedzUsuńAnno: właśnie to mnie zawsze dziwiło u czytających prozę Kapuścińskiego - poszukiwanie w tych książkach nauki, kontekstu historycznego. W porządku, zgodzę się: uprawia on ten rodzaj twórczości, w której, ktoś niezorientowany szerzej, głębiej, może doszukiwać się elementów stricte poznawczych. Problem jednak w tym, że ten, kto zna tę twórczość nie z jednej czy dwóch książek, ale ogarnia większość lub całość dzieła RK, nigdy nie przyzna jej takiego miana. Powszechna jest opinia, że K. uprawia tzw. "reportaż literacki": już to określenie zakłada istnienie w jego książkach marginesu na własne notatki, elementów koloryzowania, niejednoznaczności, migotliwości, tak, nawet konfabulowania - czyli czegoś, co literackości właściwe. Poza tym: czytając K. warto jednak sięgnąć i do innych pozycji, do omówień źródłowych, tematycznych, słowem - kierując się zdrowym rozsądkiem i pasją poznania, nie poprzestawać na jednej relacji. Z tej perspektywy zawsze było wiadomo, że książki K. nie są tożsame z wiedzą historyczną, że są raczej zapisem jego wrażeń, jego interpretacji, jego spojrzenia na zastane fakty, jego subiektywnych odczuć i definicji. Tak na to patrzę.
OdpowiedzUsuńCo do uczciwości Kapuścińskiego, o której piszesz w swojej odpowiedzi... Jest to kwestia związana raczej z jego człowieczeństwem, nie kreacją autorską... Cóż, przyczyn wspomnianej przez Ciebie postawy ciężko dociec, można się ich jedynie domyślać. W każdym razie, jak już pisałam, człowieka oceniać nie chcę... Pisarzowi, reportażyście nie mam nic do zarzucenia, bo pamiętam, żeby nie odnosić się do jego dzieła jako do wyroczni, a jedynie w sposób nieskrępowany podziwiać dzieła tego walory pozanaukowe :)
Wreszcie, w kwestii książki przyjaciela K., pana Mikołajewskiego... Są to, z grubsza traktując, wspomnienia M. o przyjacielu i człowieku... Cenne również i przez to, że dotyczące ostatnich chwil pisarza, jego pobytu w szpitalu i walki z chorobą. Książeczka zawiera także zapiski szpitalne Kapuścińskiego i kilka fotografii. Uwagę moją zwróciły szczególnie w dwóch miejscach (jeżeli przeczytasz, będziesz wiedziała o co mi chodzi): we fragmencie z "Gazetą Wyborczą" oraz wtedy, kiedy K. przywołuje znane powiedzenie: "żeby w Polsce chorować, trzeba mieć doskonałe zdrowie". Dały mi do myślenia te sceny, ich szczególny wydźwięk, ich rzutowanie na K. jako na człowieka... Nie chcę Ci narzucać żadnych interpretacji przed lekturą, więc nic na ten temat więcej nie napiszę, dodam tylko, że mnie zastanowiły i uderzyły w kontekście życia i działalności K. bardzo niemiło... Przeczytaj sama, może tym razem się zgodzimy :) Dzięki i Tobie za opinię :)
Mag -->
OdpowiedzUsuńGdyby autor nie napisał nic o życiu prywatnym RK, biografia byłaby niepełna, a tym samym zafałszowana. Poza tym po śmierci RK w prasie było kilka wywiadów z wdową i ona sama o życiu prywatnym sporo opowiadała. O kochankach AD napisał z kolei moim zdaniem dyskretnie. Temat niewygodny (podobnie jak nieudane relacje z córką), ale to jednak część życia RK.
Jabłuszko -->
A nie wydaje Ci się, że w latach 60-tych i 70-tych jego teksty dot. wydarzeń w Afryce i Ameryce Łac. były traktowane właśnie jako źródło informacji? Dzisiaj jest inaczej, różne dane są na wyciągnięcie ręki, wtedy PRL to była informacyjna pustynia (sam RK ruszając na pierwsze wyprawy o wielu państwach nie wiedział nic;), więc nie dziwi mnie wiara czytelnika w słowo pisane. Wydaje mi się, że uznawano (i nadal się uznaje), że reportaż przedstawia fakty, nie fikcję. Obecnie, jak słusznie piszesz, wiele rzeczy da się łatwo zweryfikować i na szczęście podejście do książek RK uległo zmianie.
Inna kwestia: skąd u RK potrzeba tworzenia legendy własnej osoby? Ewidentnie uderzał czasami w sensacyjne tony;)
Książka Mikołajewskiego coraz bardziej mnie interesuje;)
Anno: w perspektywie "kiedyś", przyznaję Ci rację, chociaż istniały, zapewne, możliwości - oczywiście, nie o obecnym charakterze. Rację tę przyznaję jednak połowicznie, ponieważ, kiedy czyta się teksty Kapuścińskiego, ich literackość przede wszystkim narzuca się w odbiorze. Wydaje mi się, że trzeba być wyjątkowo naiwnym, aby zaklasyfikować je sobie jako teksty źródłowe i wyczerpujące wiedzę o tamtych rejonach świata. Każdy, kto dysponuje nawet odrobiną kultury literackiej, zorientuje się, że nie ma do czynienia z tego rodzaju pisarstwem. Ich informacyjny walor bowiem przejawia się w ukazaniu pewnych smaków, już zinterpretowanego przez autora obrazu świata, zdarzeń, kontekstów. To nie są teksty obiektywne, opis jest przefiltrowany i ukształtowany przez twórcę, każdy czytający to czuje i widzi. Reportaż, istotnie, ma przedstawiać prawdę, tyle tylko, że jest to gatunek, którego w czystej postaci K. nie uprawia. Jego książki to, napisałabym, misz-masz gatunków. "Reportażystą" określa się autora na zasadzie natychmiastowych skojarzeń, umownie raczej, niż w zgodzie z kanonem teorii gatunków prasowych.
OdpowiedzUsuńNa kwestię stwarzania sobie przez RK własnych legend, zapatruję się tak: może to była forma reakcji na swój etos, może była to potrzeba kreacji pewnych elementów swojego życia, która usprawiedliwiłaby to wszystko, co mu przypisywano, czym/kim go czyniono? Nie wiem... Fakty, oczywiście, są nagie, a interpretacji mogą być tysiące.
Książkę Mikołajewskiego szczerze Ci polecam. Jest ważna.
Jako teksty źródłowe - nie, ale oddające realia opisywanego kraju - owszem. W końcu po to są reportaże czy gatunek lit. uprawiany przez RK:)I będę się upierać, że tzw. twardych danych nie powinno się drastycznie zmieniać.
OdpowiedzUsuńTak czy owak, RK pisał świetnie, tego mu nie odmówię. Póki co moim faworytem jest "Imperium".
Co do tworzenia własnej legendy, to myślę, że autor chciał "uatrakcyjnić" swoją osobę i tyle.
Książka Mikołajewskiego jest dostępna w mojej bibliotece, więc może jeszcze w tym ją przeczytam:)
Wlasnie przypomniałaś mi, że kupiłam te ksiazke i zapodzialam gdzies jeszcze przed przeczytaniem! inna sprawa, ze w Kapuscińskim nigdy sie nie zaczytywalam, wiec chyba ta, podobno tak kontrowersyjna biografia, nie wzbudzi u mnie specjalnych emocji.
OdpowiedzUsuńJa też się w Kapuścińskim nie zaczytywałam i może dlatego wydaje mi się, że ta biografia nie jest kontrowersyjna;)))) Ot, normalny człowiek, z wadami zaletami;)
OdpowiedzUsuń