wtorek, 7 września 2010

Z pamiętnika niemłodej już mężatki - Magdalena Samozwaniec


Samozwaniec czytałam na etapie szkoły podstawowej czyli wieki temu. Lekturę "Marii i Magdaleny" oraz "Na ustach grzechu" wspominam bardzo dobrze, toteż po obecny zbiór tekstów przeznaczonych do radia sięgnęłam z dużym zainteresowaniem. Nie zawiodłam się - książka jest bardzo ciekawa, aczkolwiek z innych, niż się spodziewałam, względów.


Gawędy Samozwaniec można podzielić na dwie części - wspomnienia dotyczące okresu międzywojennego z rodziną Kossaków w roli głównej oraz teksty dotyczące życia w Polsce powojennej.

Rzeczywiście z dużą przyjemnością czyta się anegdoty o życiu krakowskich artystów (m.in. Jacek Malczewski, Tadeusz Żeleński Boy) i mieszczan. Opowieści rzucają światło na życie dorastających panienek i przedwojenną obyczajowość. Samozwaniec nie byłaby sobą, gdyby nie ośmieszyła przy okazji hipokryzji i kołtunerii ówczesnego społeczeństwa. Przyznać jej jednak trzeba, że do własnej osoby ma dystans i potrafi zakpić również z samej siebie. We wspomnieniach uderza bezgraniczne uwielbienie autorki dla ojca, Wojciecha Kossaka i siostry, Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej oraz ich twórczości. Niewątpliwie postaci interesujące i z talentem, jednak podczas lektury chwilami miałam wrażenie, że większych od nich artystów Młoda Polska nie miała.

Teksty dotyczące czasów późniejszych, prawdopodobnie lat 60-tych ubiegłego wieku (datowania brak), są często porównaniem współczesności z dawnymi zwyczajami. O ile uwagi na temat mody i zdrowia są bardzo cenne i wciąż aktualne, o tyle porady dotyczące wychowania dzieci i męża (sic!) są po prostu anachroniczne. Jeszcze ciekawiej się robi, gdy autorka zaczyna pisać o kobietach w ogóle. Otwarcie przyznaje się, że woli towarzystwo mężczyzn i to niestety daje się odczuć - o paniach pisze z poczuciem wyższości, co mnie akurat bardzo drażni. Można znaleźć na przykład takie "kwiatki":

W moich czasach kobiecie, i to ładnej kobiecie, było lżej, choć nie każda miała drogę usłaną różami, miała może mniej praw na papierze, ale za to więcej możliwości. Nie ma już dzisiaj dla kobiet rzeczy niedostępnych, ale czego one chcą, tego pewno same nie wiedzą... [s. 185]

albo

Dziś, oczywiście, jest wiele kobiet wykonujących męskie zawody, to znaczy zawody, których nie uprawiały współczesne mi dziewczęta. Nie mam wielu rówieśniczek lekarzy, inżynierów, architektów i nigdy żadna moja koleżanka nie marzyła, aby zostać kapitanem statku. Ale też nie wiem, jak godzą małżeństwo i posiadanie dzieci? Czy ta praca daje zadowolenie? Bo jako rekompensatę mają tylko możliwość przesypiania się z każdym, na kogo mają ochotę, więcej satysfakcji nie widzę. Poza tym to, że mają własne pieniądze, pozwala im płacić za siebie i za innych, więc ci inni także nie spieszą się do płacenia. [s. 187]

Będę szczera - dla mnie to są farmazony. Jest ich niestety nieco więcej, choćby taki cytat:

Dzieci z rozbitych gniazd są złośliwe, rozgoryczone, nieufne; ponieważ same zostały skrzywdzone, dlatego chętnie krzywdzą w odwecie innych. Błędne koło. Dawniej jeszcze pozostawały babcie jako ostatnia deska ratunku. Córka czy syn podrzucali dziecko babci, ale teraz, jak babcia ma czterdzieści lub czterdzieści pięć lat i sama szuka trzeciego męża, niechętnie patrzy na wnuka, więc dziecko wychowuje się w domu samo. [s. 193]

Samozwaniec zdarza się pewna niedokładność - w niektórych fragmentach chwali tworzywa non-iron jako ułatwienie przy nadmiarze obowiązków domowych oraz telewizję jako pomoc naukową, a kilkadziesiąt stron dalej piętnuje je jako elementy zagrażające zdrowiu. Podobnie jest z jej stosunkiem do pracujących kobiet: początkowo pisze z przyganą, że doszło do tego, że same zarabiają na swoje utrzymanie [s. 143], a pod koniec wychwala ambitne i chcące się kształcić dziewczęta. Niestety notatki nie są datowane, trudno więc stwierdzić, ile czasu zajęła autorce zmiana zdania; czy to naturalna "ewolucja" światopoglądu czy brak konsekwencji.

Zastanawia mnie również swego rodzaju naiwność autorki. Otóż miała to szczęście lub pecha żyć w dwóch różnych systemach politycznych i właściwie w obydwu nieźle sobie radziła. Mam jednak wrażenie, że nie zdawała sobie sprawy ze swojej uprzywilejowanej pozycji. Pisze tak, jakby nie dostrzegała, że społeczeństwo to w głównej mierze klasa niższa, a tym samym skromniej sytuowana. Nie wiem, czy pogadanki o eleganckich kostiumach Chanel czy zwyczajach żywieniowych paryżanek w dobie siermiężnego PRL-u mogły trafić na podatny grunt. Swoją drogą ciekawi mnie również, jak Samozwaniec udawało się wówczas wyjeżdżać na Zachód i być wydawaną w kraju, w końcu nie miała "właściwego" w oczach władzy pochodzenia klasowego.

Książka dała mi dużo do myślenia, zatem uznaję ją za interesującą lekturę. Co do walorów literackich mam wątpliwości, ale wszak Samozwaniec to przede wszystkim satyryczka, więc może zbyt wiele wymagam. Jedno jest pewne - wydanie aż się prosi o przypisy czy krótkie wyjaśnienia, razi też brak zakończenia, choćby od redagującego zbiór Rafała Podrazy (bądź co bądź z rodziny Kossaków). Dużym plusem są liczne fotografie i reprodukcje obrazów (wszystkie czarno-białe) ściśle powiązane z poruszanymi w tekstach zagadnieniami.

Magdalena Samozwaniec, "Z pamiętnika niemłodej już mężatki", opr. Rafał Podraza, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa, 2009

16 komentarzy:

  1. Bardzo racjonalnie 'rozprawiłaś' się z tekstem. U mnie ta książka dopiero jest w kolejce lektur, jednak miałam styczność z innymi fragmentami powojennej prozy Samozwaniec i moje odczucia były zbliżone do tego, o czym tutaj piszesz. Szkoda trochę psuć sobie obraz energicznej gawędziarki zadomowionej w artystycznych kręgach epoki międzywojnia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytałam żadnej książki Magdaleny Samozwaniec, choć przymierzam się do tego od jakiegoś czasu. Teraz już wiem, że na pewno nie zacznę od tej:) Lubię czytać o anachronizmach życia codziennego, które zresztą nie w każdej rodzinie są już przeżytkiem.

    OdpowiedzUsuń
  3. z podstawówki znam zbiory opowiadan typu "malenkie karo piescila mi zona". czytalam "miedzy ustami", a w domu mam "lyzka za cholewa a widelec na stole" popelnione wspólnie z berezowska i przypkowskim (nazwisko innowiercy przypkowskiego pojawia sie u Jasienicy). ALE - kropke nad i postawila niezawodna krzywicka. nie miejsce tu na cytaty, wiec tylko streszcze, ze podobno "miedzy ustami" napisala lilka i odpalila siostrze. oprócz tego madzia byla podobno osoba tepa, zlosliwa i o ciezkociosanym humorze - natomiast zdolna w tworzeniu legendy o sobie i podczepianiu sie pod zdolniejszych czlonków rodziny. w podstawówce jej humor mnie bawil. "lyzka" j b fajna za wzgledu na ilustracje, anegdoty oraz przepisy przypkowskich (piersi perlicze z lososiem itp). przasny humor samozwaniec ilustruje kwestia otwierajaca dzielo: "Pierwsza sztuka swiata byla - sztuka miesa!". koniec cytatu. kurtyna!

    OdpowiedzUsuń
  4. niewatpliwie najlepszą książką wspomnieniową Samozwaniec jest (właśnie wznowiona) Maria i Magdalena. Z pamietnika jest w stosunku do niej wtorne, ale trzeba chyba wziac na poprawke ze sa to jakies "smiecie" z dna szuflady, ktore ktos wydał mając nadzieje, ze z TYM nazwiskiem rzecz sie sprzeda. No i mial racje ;). Sporo z zycia Madzi jest opisane w "Magdalenie, córce Kossaka". Mowa tam jest m.in. o tym, ze Madzia pisanie traktowała bardzo komercyjnie od poczatku: za jeden artykuł miał byc szal, za drugi rekawiczki itd. Nic dziwnego, że z czasem ilosc nie dorównywała jakosci. Ale, mimo wszytko ja lubie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. maiooffka -->

    Szkoda, a jakże;) Ale wspomnienia rodzinne są na szczęście b. ciekawe.

    Elenoir -->

    Myślę, że faktycznie "Z pamiętnika..." można przeczytać w dalszej kolejności;) Co do anachronizmów wiecznie żywych - ciekawy temat;) Pani Madzia w młodości wyśmiewała się z krakowskich matron, a na starość sama zaczęła zrzędzić i mawiać "w moich czasach to..." i różne dyrdymały opowiadać;) Chociaż może to przychodzi z wiekiem? ;)))

    Sygryda -->

    Prawda, ze coś jest w tym czytaniu i zachwycaniu się Samozwaniec w podstawówce? ;) Z czasem człowiek otwiera oczy;) O "Łyżce" nie słyszałam, brzmi ciekawie.

    peek-a-boo -->

    Naturalnie zdaję sobie sprawę, że książka powstała z "odpadów" i tym bardziej dziwią mnie przeważające zachwyty czytelniczek (patrz: komentarze w merlin.pl). Rzeczywiście twórczość MS robi wrażenie pisania na ilość, to ciekawe, co piszesz o przeliczniku;) Z chęcią przeczytam tę książkę.

    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  6. dzieki "lyzce" zrobilam sobie rewelacyjne "borowiki w smietanie" (pod zóltym serem) i na wszelki wypadek popilam zebrana nad bugiem kocanka. z ciekawych rzeczy samozwaniec przeplotkowala (bo to pierwsza plotkara PL), ze dawniej wszytskie panienki byly mocna pryszczate. wiec te z gladka twarza mialy powodzenie gwarantowane. moze dlatego gladki to synomim piekny??
    lyzke wydawlo wydawnictwo literackie w 1977 z podtytulem: mala kulinarna silva rerum

    OdpowiedzUsuń
  7. "Łyżkę" wypatrzyłam już w jednej bibliotece. Ale bardziej zainteresował mnie tytuł "Czy pani mieszka sama?" ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. tytuly rzeczywiscie samozwaniec miala niezle. poza tym, gwoli prawdzie, trzeba jej przyznac plus za lobuzernosc. bo w koncu niewiasta w wieku srednim, nienamolnie przystojna, ale nie wahala sie wyrazac swoich opinii oraz pisac o rznieciu w karty czy szukaniu trzeciego meza. teraz zycie zdaje sie konczyc po trzydziestce i jakos nie ma miejsca dla rubasznych pan w wieku balzakowskim

    OdpowiedzUsuń
  9. Pewnie dzisiaj umiałaby się nieźle sprzedać;)
    Jak to nie ma miejsca dla rubasznych pań po 30-tce? Myślę, że zagarniają go coraz więcej. Jeżdżą choćby po świecie, uprawiają sporty. Jest coraz więcej pisarek ok. 50-tki (poziom prozy to inna sprawa;)) Tylko aktorki mają pod górkę.

    OdpowiedzUsuń
  10. moja wiedza j, sila rzeczy, dosc ograniczona. czesciowo pochodzi z rozmaitych chat'ow tematycznych na GW. czesciowo z obserwacji. i owszem, kobietki dbaja o siebie w kazdym zakresie - ale ich brzuchaci faceci nadal ogladaja sie za panienkami zaraz po studiach. co najgorsze, takie panienki reflektuja czesto na uklad, traktujac uklad jako pomoc w karierze. mlode szwedki zazwyczaj nie wiaza sie z "tatusiem". w TV tez sa starsze prezenterki i reporterki. powiedz mi która z polek w twz.srednim wieku wiedzie bujne zycie i dobrze na tym wychodzi? kobiety pierwsze d jej obsmaruja. ksiazki z wyeksponowanym seksem pisze pan wisniewski, narzucajac meska seksualnosc jako norme dla kobiet (bo pisze niby jako kobieta)

    OdpowiedzUsuń
  11. Czytałam tę książkę, nie podobała mi się ze względów, które tak sprawnie wymieniłaś w recenzji. I przyłączam się do osób czytających Samozwaniec ("Marię i...") w szkole podstawowej. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Sygryda -->

    Może ja Cię źle zrozumiałam - chodzi Ci o bujne życie erotyczne kobiet w dojrzałym wieku? Niestety muszę się z Tobą zgodzić - korzystającą z TAKICH uciech panią pierwsze napiętnują kobiety, i to chyba głównie z zazdrości. Do tej pory więcej uchodzi mężczyznom i raczej na zmiany się nie zanosi.

    kasjeusz -->

    Witaj w klubie;)

    OdpowiedzUsuń
  13. mnie chodzi w ogóle o bujne ZYCIE kobiet w dojrzalym wieku - z erotycznym wlacznie. w klimakterium i rozstepami wlacznie. byla kiedys taka kobieta w moim smaku: nazywala sie bodajze lucyna legut. rewelacja!
    przeczytaj tylko dzisiejsza (?) j kwasniewska - "dresik od ralpha lauren'a" i kuchnia. zgroza!
    a bujne zycie erotyczna to ma, a przynajmniej miala, nina terentiew. z tym, ze wymuszala uslugi na swoich mlodych podwladnych, wiec NIE j moi idolem...

    OdpowiedzUsuń
  14. Myślę, że każdy ma tak bujne życie, jak sobie je ułożył;) Finanse są ważne, ale wiele zależy od pomysłu. Panią Legut kojarzę tylko z książeczkami dla dzieci, poczytam o niej. Dwóch pozostałych pań nie lubię (prezydentowej chyba nawet bardziej) i jakoś niczym mi nie imponują. Ale choćby taka Janda czy Grochola (pal licho kaliber literatury) potrafiły już zapracować na własną markę, a życie nie szczędziło im problemów. Kiedyś poznałam historyczkę gimnazjalną 50+. Otóż ma grupkę koleżanek na wyjazdy zagraniczne, jogę, wspólne gotowanie itp. Mieszkają na Śląsku i bynajmniej nie są rekinami biznesu;) Więc jednak można. Ale z życiem damsko-męskim krucho u nich, fakt. Choć osobiście jestem zdania, że mężczyźni nie są w życiu nieodzowni - przynajmniej w pewnym wieku;)

    OdpowiedzUsuń
  15. z ciekawością przeczytałem komentarze do recenzji. w temacie przypisów, będą one - bardzo obszerne - w lisach samozwaniec, które szykuję na przyszły rok. to miała być książka lekka, łatwa i przyjemna.
    rafał podraza

    OdpowiedzUsuń
  16. Bardzo dziękuję za odwiedziny. Książka BYŁA łatwa, lekka i przyjemna, ale mnie brakowało głównie dat i choćby drobnych przypisów dla lepszego zrozumienia autorki;) Skoro listy mają takowe posiadać, tym chętniej je przeczytam.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń