poniedziałek, 16 grudnia 2013

Luminarz

Dorastałam w przekonaniu, że Andrzej Wajda jest wielkim reżyserem, jako że w domu, szkole i telewizji wypowiadano się o nim zawsze z estymą. Owszem, niektóre z jego filmów zrobiły na mnie kiedyś duże wrażenie ("Kanał", "Ziemia obiecana", "Wielki Tydzień"), inne najzwyczajniej lubię ("Niewinni czarodzieje", "Bez znieczulenia", "Z biegiem lat, z biegiem dni"), ale zdarzyło się też kilka większych rozczarowań. Z czasem pojawiły się wątpliwości co do samej osoby reżysera i jego niezakłóconej kariery, w końcu nakręcenie i zgoda na pokazy kinowe „Człowieka z marmuru” albo „Człowieka z żelaza” w czasach PRL-u musiały być czymś okupione. Pytanie: czym?


Książka Beresia i Burnetki częściowo wyjaśnia tę sprawę. Otóż Wajda uprzywilejowany nie był, natomiast wraz z rosnącą popularnością, szczególnie na Zachodzie, stał się twórcą dość niewygodnym dla polskich władz. Z przeczytanych przez autorów materiałów IPN jasno wynika, że służby bezpieczeństwa nie tylko kontrolowały reżysera (na przestrzeni lat 1950-1989 doczekał się kryptonimu „Luminarz” i pięciu tomów akt), ale na różne sposoby starały się utrudnić mu pracę i życie. Oprócz cenzury, podsłuchów i donosów stosowano bardziej finezyjne środki prewencyjne: odsuwano Wajdę od pełnionych funkcji, próbowano skłócić ze środowiskiem, czasem nie zezwalano na wyjazdy zagraniczne. Posuwano się nawet do prześwietlania kont bankowych oraz upubliczniania statusu majątkowego „podejrzanego”, aby go zdyskredytować w oczach potencjalnych widzów.

W tym opisie potyczek z socjalistyczną władzą szczególnie interesująca, a chwilami wręcz zabawna, jest kwestia cenzury. Z jednej strony stosowni urzędnicy kwestionowali drażliwe wątki i zalecali cięcia, z drugiej swoje uwagi zgłaszali także przedstawiciele władzy. Zastrzeżenia bywały rozmaite, bo bulwersować mogła roznamiętniona Kalina Jędrusik w „Ziemi obiecanej”, Rosjanin strzelający do Jaśka w finale „Wesela”, a nawet główny bohater „Niewinnych czarodziejów” wyłączający palcem u nogi polski (!) magnetofon. Okazuje się, że niecenzuralna bywała też gra aktorska: np. Cybulskiego, który ubrany w dżinsy, kurtkę i pionierkę grał w „Popiele i diamencie” z niesamowitą wewnętrzną wolnością czy Jandy i Radziwiłowicza, którzy do „Człowieka z marmuru” wnieśli autentyczność i ogromne zaangażowanie.

Rewelacje Beresia i Burnetki czyta się z zainteresowaniem, niemniej trudno oprzeć się wrażeniu, że portret Wajdy jako obiektu wieloletniego śledztwa służb bezpieczeństwa jest niepełny. Między wierszami można wyczytać, że w pewnych sytuacjach reżyser stosował uniki, aby nie narazić się władzy, jednak całościowo przedstawiony jest postać bez skazy. Czy tak było w rzeczywistości – nie mam pewności, zwłaszcza że autorzy piszą z wyczuwalną sympatią dla swojego bohatera, a więc nie są do końca obiektywni. tak czy owak, „Andrzej Wajda. Podejrzany” pozostaje świetną opowieścią o życiu artysty w czasach politycznej zawieruchy. Publikacja godna polecenia nie tylko fanom polskiego kina.

_____________________________________________________________________________

Witold Bereś, Krzysztof Burnetko "Andrzej Wajda. Podejrzany", Wyd. Agora, Warszawa 2013
_____________________________________________________________________________


29 komentarzy:

  1. Oni to napisali tylko na podstawie akt IPN? To faktycznie obraz uzyskali mało zniuansowany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na dodatek komentował główny zainteresowany.;)

      Usuń
    2. O matko kochana :( To doskonale znam tę poetykę, w tym samym klimacie są Filmowcy w matni bezpieki Gańczaka.

      Usuń
    3. Teoretycznie wszystko jest OK, bo postać AW jest rozpatrywana w kontekście znalezionych dokumentów, więc nie trzeba pytać o zdanie kolegów czy innych świadków zdarzeń. Ciekawe, jakie akta zniszczono, bo podobno dokumentacja (ponad 1000 stron) nie jest pełna.

      Usuń
    4. Kolegów i świadków zawsze warto zapytać, ale wypytywanie samego AW znacznie potaniło i skróciło cykl przygotowywania książki do druku :P

      Usuń
    5. W zasadzie mogłoby się obejść bez komentarzy AW, bo niewiele wniosły do ogólnego obrazu.

      Usuń
    6. Pewnie potrzebowali zatwierdzenia tekstu przez AW:P

      Usuń
    7. Nie jestem przekonany, prawdę mówiąc.

      Usuń
    8. A gdzie rzetelność dziennikarska?;(

      Usuń
    9. Wiem, wiem, naiwna jestem jak dziecko.;(

      Usuń
    10. Może ja jestem przesadnie cyniczny, ale jakoś tak nie wierzę, żeby ktoś chciał się AW narażać.

      Usuń
    11. Tu akurat się zgodzę. AW wydaje się taką postacią, o której nie wypada wręcz mówić źle.

      Usuń
    12. No właśnie, bezpieczniej mieć imprimatur od bohatera.

      Usuń
    13. Mam nadzieję, że książka o Marku Edelmanie jest inna, on chyba nie pozwoliłby na laurkę.

      Usuń
    14. Oby, ale pośmiertnie też coś panowie o Edelmanie wydali.

      Usuń
    15. Książka o Edelmanie na pewno laurką nie jest: czytałam kilka lat temu, wersję, oczywiście, bez "dodatku pośmiertnego" jeszcze i mogę zapewnić, że jest dokładnie tak, jak napisała Anna - rozmówca pp. Beresia i Burnetki na cukrowanie zdecydowanie się nie zgadza. W ogóle: niełatwy to rozmówca, często przywołujący do porządku i ustawiający bez pardonu właściwą optykę patrzenia na ludzi i wydarzenia. A przy tym nagminnie usuwający siebie w cień i niechętny wszelkiej apologetyce. No, ale taki on ci już był :)
      Wersji z "dodatkiem pośmiertnym" jeszcze nie czytałam (chociaż też nabyłam), więc jak tam dodatek wypada, nie wiem.
      W każdym razie, bardzo polecam, bo to świetny wywiad jest - bez względu na dodatki :)

      Usuń
    16. Jabłuszko, dzięki za słowa pociechy.;) Wydawało mi się właśnie, że książka o Edelmanie to wywiad, ale okazuje się, że nie tylko - przeplata się z biografią. Książka obszerna, starczy za kilka innych.
      Podoba mi się Twoje stwierdzenie: ustawiający bez pardonu właściwą optykę patrzenia na ludzi i wydarzenia - nic dodać, nic ująć. Edelman był taki w każdym wywiadzie, jaki widziałam lub czytałam. To, co mówił, mogło szokować albo boleć, ale było prawdziwe.

      Usuń
    17. Ja go za ten zdecydowany odpór wszelkiemu mizianiu się bardzo cenię. Nie szokował mnie, bo myślę, że to co przeżył i widział skutecznie porządkowało kwestię sposobu patrzenia na ludzi i gradacji priorytetów. Masz rację: stawiał przede wszystkim na prawdę. No, ale po tym pokoleniu, uwikłanym w taką a nie inną przeszłość, nie spodziewałabym się innej postawy. Chociaż, jak wiadomo, regułą to nie było i nie jest.

      Usuń
    18. Nie wyraziłam się precyzyjnie: Edelman czasem szokował nazywaniem rzeczy po imieniu. Proszony o opinie na przeróżne tematy nie bawił się w poprawność polityczną czy eufemizmy, tylko mówił wprost, co myśli.
      Co do postaw pokolenia wojennego bywało rozmaicie, takie życie.

      Usuń
  2. Myślę, że Wajda był wtedy dla władz osobą niewygodną, ale na szczęście miały związane ręce: to twórca znany na całym świecie i bezpośrednia przemoc skończyłaby się międzynarodowym skandalem, więc chyba nie było o tym mowy. Miał szczęście. Zaraz przypomniały mi się fragmenty dziennika Brandysa o tym, jak bezwzględnie i z premedytacją psychicznie wykańczano Mikołajską.
    Gdzieś słyszałam, że planowane jest wydanie korespondencji Wajdy z Iwaszkiewiczem, to może być ciekawa rzecz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Święte słowa - władze miały związane ręce. Wajda miał jeszcze tę pewność, że od biedy mógł reżyserować zagranicą, a premier - premierować - nie.;) Trzeba też zaznaczyć, że np. min. Tejchma go wspierał, Rakowski też pozytywnie oceniał jego filmy (w tym "Człowieka z ...").
      Korespondencja z Iwaszkiewiczem to może być świetna sprawa, wchodzę w to.;)

      Usuń
    2. Też wchodzę, ale niestety wciąż cisza na ten temat.

      Usuń
    3. Właśnie sprawdzałam, w sieci cisza.

      Usuń
  3. Podziwiam Twoje samozaparcie w czytaniu kolejnych książek wydawanych przez Agorę. Tej nie wzięłabym nawet przez bibułkę.
    Po pierwsze, podzielam sceptycyzm ZWL wobec rzetelności dziennikarskiej tej pozycji. Po drugie, grzebanie się w biografii Wajdy (a już zwłaszcza za pośrednictwem akt IPN; zawodowo miewam wątpliwą przyjemność, toteż zdanie na temat miarodajności ich zawartości mam wyrobione) nie interesuje mnie ani trochę. Podobnie jak to, co i czym zostało okupione. Wajda niewątpliwie zrobił kilka wielkich i ważnych filmów i dlatego ma miejsce w naszej historii. A to, czy będzie to miejsce czy Miejsce, to dla mnie rzecz nieistotna.
    A dzięki codziennemu obcowaniu z kolegą z pracy - wiernym czytelnikiem Gazety Polskiej oraz Gazety Polskiej Codziennie - sądzę, że ta książka została wydana wyłącznie jako odpowiedź na zamieszczane tam publikacje dotyczące Wajdy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się nie mieć uprzedzeń, może kiedyś się przemogę i przeczytam nawet "Imperatora".;)
      Pomijając stronniczość autorów, najciekawszy w tej książce był opis metod działania SB. Odkryciem było dla mnie to, że władze nie mogły Wajdy ot, tak uciszyć, co zdarzyło się przecież wielu innym artystom. A prawdy o AW pewnie i tak się nie dowiem, przynajmniej za jego życia.
      O publikacjach GP nie miałam pojęcia, może powinnam porozmawiać z moim wujkiem.;)

      Usuń
    2. Przepraszam za wtrącenie się :), ale "Imperatora" szczerze polecam, chociaż do bohatera książki jestem niezmiennie od lat uprzedzona i niechętna - przyznaję bez bicia. Warto się przemóc, chociaż lektura raczej uprzedzeń nie rozwieje. Mimo wszystko, autorzy starają się naświetlać osobę i działalność z różnych perspektyw.

      Usuń
    3. Ależ nie ma za co, wtrącanie się jest tu na miejscu.;) We mnie też bohater książki wzbudza głęboką niechęć (czasem wściekłość), ale może się przemogę. Zaczekam, aż książka trafi do biblioteki, bo do tego tytułu nie będę dopłacać.;)

      Usuń