Można nie cenić literatury pokroju „Pięćdziesiąt twarzy Greya”, ale trudno odmówić cyklowi E.L. James popularności. Ponad 70 milionów egzemplarzy sprzedanych na całym świecie (z czego połowa w samych Stanach Zjednoczonych) to wyjątkowo dobry wynik, który zaskoczył nie tylko branżę wydawniczą. W „Hardkorowym romansie” Eva Illouz próbuje pokrótce wyjaśnić ten fenomen z socjologicznego punktu widzenia.
Spostrzeżenia izraelskiej socjolożki nie zaskakują: trylogia James trafiła w swój czas, ponieważ porusza problematykę ważną dla całej rzeszy czytelników (patrz: niezaspokojone potrzeby seksu i miłości), oferując jednocześnie ponętną fantazję romantyczną oraz zakamuflowany instruktaż mogący naprawić relacje damsko-męskie. A skoro sukces książki zaowocował również zauważalnym wzrostem sprzedaży gadżetów erotycznych, coś chyba jest na rzeczy.;)
W tym wszystkim najbardziej zafrapowały mnie okoliczności powstawania „Pięćdziesięciu twarzy Greya”. James zaistniała najpierw na amatorskim portalu literackim jako autorka fan fiction inspirowanej sagą "Zmierzch", z czasem zaczęła publikować pierwsze fragmenty „właściwej” powieści. Internauci czytali, komentowali i proponowali zmiany, a pisarka ponoć je uwzględniała. Pierwszy tom wydała nakładem własnym w formie ebooka oraz druku na żądanie (2011), a kiedy tytuł stał się bestsellerem, prawa do wydania papierowego wykupiło renomowane wydawnictwo. Dzisiaj „Pięćdziesiąt twarzy” bije wszelkie rekordy sprzedaży.
Praca Illouz nie jest zbytnio odkrywcza, niemniej pozwala zrozumieć (bez konieczności zgłębiania samej powieści), dlaczego opowieść o miłości ubrana w kostium seksu urzekła miliony czytelników. Co cenne, autorka zachowuje neutralny ton, przeszkadzać może jedynie chwilami aż nadto naukowy język. Książka interesująca, a polskie wydanie w opracowaniu graficznym Agaty Muszalskiej to prawdziwe cacko – aż chce się je wziąć do ręki.
____________________________________________________________________________
Eva Illouz Hardkorowy romans. Pięćdziesiąt twarzy Greya, bestsellery i społeczeństwo
przeł. Jacek Konieczny, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2015
Ciekawe mogłoby być spojrzenie na ewolucję czytelniczych gustów pań, które lubią romanse: od "Trędowatej" do "50 twarzy Greya".
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe! Illouz dla porównania przywołuje "Przebudzenie" Kate Chopin, które ponad sto lat temu oburzało publikę ze względu na śmiałość.
UsuńTak naprawdę nie chodzi o gusty literackie, ale potrzeby czytelników, które literatura w pewnym stopniu zaspokaja - czy mowa o romansach, kryminałach czy fantasy.
No nie wiem, przecież wcale nie tak dawno triumfy święciła Jane Austen a przecież nie ma u niej śladu bezeceństw, którymi stoi E.L. James.
Usuń"Bezeceństwa" u James są tylko przykrywką, to jest wciąż opowieść o miłości. Tak przynajmniej wynika ze streszczeń Illouz.
UsuńNie czytałem "Greya" więc nie czuję się niekompetentny, jeśli chodzi o jego analizę i dekodowanie ukrytych treści :-) Miałem wrażenie z tego co się zorientowałem z opisów, że tam raczej chodzi o "ruję i poróbstwo" ale że podobno na końcu jest ślub więc chyba rzeczywiście chodzi o miłość :-)
UsuńJa również nie czytałam Greya, bazuję na streszczeniach Illouz. Okazuje się, że oprócz rui i poróbstwa jest jeszcze ważna przemiana bohaterów, odkrywanie/przepracowywanie traumy oraz ślub.;) Myślę, że sam seks szybko znudziłby się czytelnikom, więc siłą rzeczy potrzebna była fabuła.
UsuńTak, ślub wszystko zmienia :-) Przypomniał mi się stary kawał (jeśli zobaczysz coś siwego i długiego na śmietniku, to będzie broda od niego) jak to blondynka i brunetka oglądają film "tylko dla dorosłych". Film się skończył a blondynka nagle wybuchnęła płaczem. Brunetka pyta ją - dlaczego płaczesz? A w odpowiedzi słyszy - bo myślałam, że wezmą ślub! :-). Mam przeczucie, że to jakoś dziwnie pasuje do "50 twarzy Greya" :-)
UsuńChyba pasuje.;) Swoją drogą muszę zapytać znajomą, co ją urzekło w tej powieści, bo ponoć czytała z koleżankami nawet cichaczem w pracy.;)
UsuńNie wątpię, że głębokie przemiany bohaterów bo chyba nie opisy erotycznych ekscesów i to jeszcze, o zgrozo, z jakimiś akcesoriami! :-)
UsuńDlaczego "o zgrozo"? Trzeba sobie urozmaicać życie.;)
UsuńAt, dałabyś waćpani pokój... słuchać hadko! :-)
UsuńBądźmy tolerancyjni.;)
UsuńPrzecież to nie objaw braku tolerancji (jestem bardzo tolerancyjny!) tylko wstydliwości, w dodatku nie mojej tylko Longinusa Podbipięty :-)
UsuńTo jest chyba wstydliwość do kwadratu, skoro trzeba używać kamuflażu w postaci cytatu (znanego mi, owszem).;)
UsuńChyba nie jesteś zaskoczona, przecież wiadomo, że mężczyźni to wrażliwcy :-)
UsuńTak, zwłaszcza w obecnych czasach.;)
UsuńHa, przyznaję, że interesuje mnie fenomen tej książki, chociaż nie na tyle, żeby marnować czas na jej lekturę. Takie opracowanie wydaje się zatem idealnym rozwiązaniem :)
OdpowiedzUsuńU mnie było podobnie, stąd lektura tej książki. Warto wiedzieć, skąd gdzie tkwi siła rażenia "50 twarzy".;)
UsuńAni rozważania (nie, że Twoje), ani tym bardziej pierwowzór do mnie nie przemawia, chociaż gdyby książka mówiła (i nie był by to audiobook) to było by ze mną źle. Może kiedyś sięgnę po opracowanie, ale niech ta burza trochę ucichnie. Zastanawiałam się, czy nie jest to książka napisana na fali popularności "50 Twrazy"
OdpowiedzUsuńOczywiście, że jest napisana na fali popularności Greya. Autorka jednak nie pierwszy raz zajmuje się relacjami międzyludzkimi i związkami, w Polsce ukazała się wcześniej jej książka "uczucia w dobie kapitalizmu".
UsuńOj, mam takie wrażenie, że pani Illouz po prostu chciała się podpiąć pod nośny temat, a nie dokonać rzetelnej analizy zjawiska. Tylko wrażenie, bo żadnej z tych książek nie czytałam (i zresztą nie zamierzam). Ale z tego, co słyszałam, "50 twarzy..." to nie jest opowieść o miłości, no chyba, że ktoś uważa, że miłość polega na tym, że on kontroluje całe twoje życie. Być może E.L. James i miliony kobiet tak to widzą - i to jest właśnie zjawisko, moim zdaniem bardzo niepokojące, które warto byłoby poddać analizie.
OdpowiedzUsuńNie mam takiego wrażenia. Illouz jest socjologiem i nie ma w tym nic dziwnego, że zainteresowała ją popularność "50 twarzy", zwłaszcza że dotyczy tematu, którym zajmuje się od lat. To jest w końcu naukowiec.
UsuńZe streszczeń Illouz wynika, że główna bohaterka stopniowo wymyka się spod kontroli kochanka i układ sił ulega zmianie. Myślę, że warto przeczytać "Hardkorowy romans" choćby dlatego, żeby uniknąć pochopnych wniosków.;)
No skoro pani Illnouz jest socjolożką(czy socjologiem) to może i warto przyjrzeć się jej książkom (nie żeby nie było warto gdyby była kucharką, albo księgową) tylko podzielam takie obawy jak Tarnina, pewnie je także zweryfikuje czas.
UsuńWarto, zaręczam.;)
UsuńZ chęcią bym się zapoznała z ta książką, choć "Pięćdziesiąt..." nie czytałam i nie zamierzam tego zmieniać ;)
OdpowiedzUsuńNa "Pięćdziesiąt twarzy..." też byłoby mi szkoda czasu, ale Illouz pisze tak, że znajomość trylogii nie jest potrzebna. Zachęcam do lektury.;)
Usuń