Jeżeli miałeś szczęście mieszkać w Paryżu jako młody człowiek, to dokądkolwiek się udasz przez resztę życia, idzie on za tobą, bo Paryż jest świętem ruchomym.
Ernest Hemingway do przyjaciela, 1950
„Ruchome święto” to garść wspomnień Hemingwaya spisanych pod koniec życia, opowiadających o pobycie w Paryżu w latach 20. ubiegłego wieku. Był świeżo upieczonym mężem i ojcem, pracował tam wówczas jako korespondent zagraniczny i z otwartością charakterystyczną dla młodego wieku chłonął wrażenia, jakich na każdym kroku dostarczała mu francuska metropolia.
Na te wrażenia składały się miejsca, a więc m.in. kawiarnie, w których Hemingway pisał przy filiżance café crème lub café au lait, Szekspir i Spółka czyli księgarnia i wypożyczalnia książek w jednym, namiętnie odwiedzany tor wyścigowy, a także nabrzeża Sekwany, gdzie niedrogo można było kupić używane książki albo świeże ryby. Hemingway bywał często głodny, razem z żoną żyli wyjątkowo oszczędnie, niemniej zdarzały się sute i smakowite obiady, obficie podlewane winem. Na alkohol pisarzowi chyba zresztą nigdy nie brakowało funduszy.
Paryż to także spotkania z nietuzinkowymi postaciami, wywodzącymi się z różnych środowisk. Interesujący mógł okazać się rybak, inwalida wojenny czy połykacz ognia, poznawani najczęściej na ulicy. Osobne rozdziały autor poświęcił kilku znajomym, nie zawsze sympatycznym i godnym zaufania. Jest sfrustrowany i schorowany Francis S. Fitzgerald oraz jego rozkapryszona małżonka Zelda, jest Gertruda Stein prawiąca o straconym pokoleniu oraz uczący się boksu Ezra Pound. Ten ostatni cieszył się bodaj największą sympatią Hemingwaya, w przeciwieństwie do ledwie tolerowanego Forda Madoxa.
Lata 20. to okres, w którym przyszły noblista odchodzi powoli od dziennikarstwa na rzecz literatury pięknej i próbuje pisać opowiadania. Kilkakrotnie mowa jest o opowiadaniu "W Michigan" uznanym przez miss Stein za inaccrochable, pod koniec książki wspominane są już prace nad pierwszą powieścią tj. "Słońce też wschodzi". Mamy okazję podejrzeć mękę twórczą pisarza, poznać źródła jego inspiracji albo opinię na temat pisania, jak w przypadku rozmowy z Fitzgeraldem:
Uważałem, że przed trzema laty pisywał do „Saturday Evening Post” udane opowiadania, ale nigdy nie miałem go za poważnego pisarza. W „Closerie des Lilas” mówił mi, że pisywał dla „Post” opowiadania, które jego zdaniem były dobre i które rzeczywiście były dobre, a potem zamienił je na uległość, wiedząc dokładnie, jak ma stosować te chwyty, które czyniły z nich pokupne opowiadania tygodnikowe. Byłem tym oburzony i powiedziałem, że uważam to za kurwienie się. Odrzekł, że to jest kurwienie, ale że musi tak robić, bo z czasopism czerpie pieniądze, które musi mieć na zapas, żeby pisać porządne książki. Powiedziałem, że nie wierzę, aby ktokolwiek mógł pisać inaczej, niż najlepiej jak umie, nie niszcząc swojego talentu. Odparł, że ponieważ najprzód napisał prawdziwe opowiadanie, psucie go i zmienianie, które robił na końcu, nie wyrządzało mu szkody.
„Ruchome święto” czyta się z przyjemnością, mimo że Bronisław Zieliński nie spisał się dobrze i jego przekład chwilami męczy dosłownością. Tekst oryginalny nie wyróżnia się specjalnie pod względem stylistycznym, bo jest napisanym językiem bardzo prostym, niemniej nostalgia autora udziela się czytelnikowi. Po przeczytaniu tych wspomnień nie mam wątpliwości, że - jak twierdził Hemingway - Paryż nigdy nie ma końca.
____________________________________________
Ernest Hemingway Ruchome święto
przeł. Bronisław Zieliński Wyd. Muza, Warszawa 2000
Ładnie opisane. Chociaż nie wiem, czy istnieje jeszcze TEN Paryż, o którym Wielki Ernesto pisze...
OdpowiedzUsuńpzdr
TEN Paryż raczej nie istnieje, każdy może mieć natomiast własny.;)
UsuńCałkowicie zgadzam się z pierwszym cytatem. A jeszcze jak pomyślę, że mowa w książce o latach dwudziestych ubiegłego wieku... Czego chcieć więcej? Trzeba się tylko zaczytać. :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że wystarczy trochę pobyć w Paryżu i zakochać się bezgranicznie.;) Lektura interesująca, podsuwa pomysły na kolejne.
UsuńAch Paryż, Paryż. Ciekaw jestem co ma do powiedzenia na temat tej metropolii Ernet Hemingway. Marzy mi się, żeby wybrać się kiedyś do stolicy Francji i odkrywać ją przez pryzmat takich Hemingwayów, Millerów czy Cortázarów :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że to miasto po prostu trzeba odwiedzić - nie bez powodu inspirowało i nadal inspiruje dziesiątki twórców.;)
UsuńParis nadal zachwyca, inspiruje, to najpiękniejsze muzeum pod niebem, piękni ludzie, kto nie był w Paris ten nie był nigdzie.
UsuńMarco Cristoforo Porovski
Rzecz gustu, to samo mogłabym powiedzieć o Rzymie.
UsuńCzęsto nie miał pieniędzy na jedzenie, a jednak na alkohol zawsze było go stać? :)
OdpowiedzUsuńPrawie nie znam twórczości Hemingwaya. Zraziłam się do tego pisarza po przeczytaniu "Zielonych wzgórz Afryki". Hemingway miał okropny charakter. Nadużywał alkoholu, lubił wojny, zabijanie zwierząt sprawiało mu przyjemność, nie umiał też zaakceptować swojego syna, który przeszedł operację zmiany płci...
Obiad bez wina we Francji to chyba rzadkość.;)
UsuńDawno temu czytałam EH, ale jakoś mnie nie zauroczył. Ale od jakiegoś czasu kusi mnie, żeby do niego wrócić.
Co do charakteru pisarza - faktycznie skomplikowany człowiek. Sądząc po zapisie rozmów z G. Stein homoseksualizm też był dla niego problemem.
O, też teraz literacko siedzę w Paryżu, tyle że tym z przełomu XIX i XX wieku. Czytam o tym mieście i czytam i coraz bardziej mi smutno, że jeszcze tam nie byłam... Rzucić wszystko i lecieć, póki jeszcze jestem młoda? ;)
OdpowiedzUsuńA „Ruchome święto” dobrze że mi przypominasz, bo jeszcze nie czytałam, a póki siedzę w tych paryskich klimatach to może wreszcie nadrobię. Lubię Hemingwaya!
Paryż chyba jest dobry w każdym wieku.;)
UsuńKsiążka na pewno warta lektury - i dla klimatu miasta, i dla samego EH. Mnie zachęciła do odnowienia znajomości z jego książkami.
Czytałam dwie powieści Hemingwaya, nie bardzo to "moja" literatura (choć opowiadania już tak). Ale po te książkę sięgnę z przyjemnością. Nie ma to jak jak lata 20. w Paryżu!
OdpowiedzUsuńW moim przypadku to również nie moja literatura, ale po dwóch dekadach przerwy sprawdzę, jak dzisiaj odbiorę jego prozę. Może własnie opowiadania będą dobrym rozwiązaniem.
UsuńLata 20. w Paryżu to z pewnością fantastyczny okres dla kultury.;)
Okres ciekawy, miasto ukochane, pisarz znany właściwie jedynie przez pryzmat Komu bije dzwon (lektur szkolnych już nie pamiętam), który acz nie powala to jednak ma coś w sobie, co sprawiło, iż książkę uznałam za niezłą- więc Ruchomego święta ciekawam niezwykle.
OdpowiedzUsuńWłaśnie, nie powala. Pewnie byłam za młoda, kiedy czytałam Hemingwaya, bo jakoś mnie zachwycił. Ale opowiadania były interesujące, to pamiętam. "Ruchome święto" jest tak specyficzne, że ma szansę spodobać się wielu czytelnikom, więc zachęcam.;)
UsuńTo jedna z naprawdę niewielu książek Hemingwaya, których lektura jest jeszcze przede mną ;) uwielbiam jego twórczość, kocham ten prosty styl.
OdpowiedzUsuńWreszcie trafiła się wielbicielka Hemingwaya.;) Jeśli go lubisz, nie ma chyba możliwości, żeby ta książka Ci się nie spodobała.;)
UsuńWprost z mojego uwielbienia dla Hemingwaya, wynika fascynacja prozą Hłaski. Uważam, że najlepsi są w stanie pisać, nie używając przymiotników, a uzyskując efekt lepszy niż niejeden barwny i kwiecisty utwór :)
UsuńZgadzam się.;) Taki Bukowski też nie używa przymiotników (przynajmniej w powieściach), a potrafi trafić prosto w serce czytelnika.;)
UsuńU mnie lektura książek Hłaski wynikła z innych powodów, ale twórczość obu panów na pewno coś łączy (poza literą H w nazwisku;))). Powoli zabieram się do następnej powieści Ernesta, muszę przyjrzeć się kobietom w jego książkach.
Znalazła się i druga wielbicielka Hemingwaya - moi ;). Zgadzam się z Wami w sprawie przymiotników - nie napiszę, że im ich mniej, tym lepiej, ale umiejętność pisania niekwecistego, a pięknego, podchodzi już pod dar od Boga - niewielu go posiada/posiadało.
UsuńMasz rację - pisać pięknie bez ozdobników to duża sztuka. Ale chyba niewielu pisarzy decyduje się na taki styl, częściej chyba można spotkać się z kwiecistością.
UsuńZnam Hemingwaya oczywiście głównie z "Komu bije dzwon" i " Pożegnania z bronią" a także z biografii napisanej przez Monikę Warneńską "Eliksir Papy Hemingwaya ", ale mam jeszcze "Sygnowane Ernest Hemingway" i "Zielone wzgórza Afryki" a także i tę co zaprezentowałaś...udało mi się kupić stare wydanie ze zdjęciami. Te ostatnie jeszcze przede mną.
OdpowiedzUsuńHemingway i jako pisarz i jako człowiek intrygował mnie bardzo.
O "Eliksirze..." nic nie słyszałam, dziękuję Ci za ten trop, może kiedyś przeczytam.
UsuńChyba sobie poczytam pana H., ciekawie będzie sprawdzić, jak się go odbiera w dorosłym życiu.
"Ruchome święto" jest przyjemną lekturą, warto poczytać.
"Eliksir...." się bardzo dobrze czyta. Polecam.
UsuńBędę pamiętać.;)
UsuńUsiłowałam to kiedyś przeczytać i nie pamiętam nic oprócz uczucia nudy. Zdaje sie ze porzuciłam książkę mniej więcej w połowie. Lektura utwierdziła mnie tylko w przekonaniu ze nie cierpię Hemingway'a ;)
OdpowiedzUsuńMoje pierwsze podejście tez skończyło się fiaskiem - rozczarował mnie styl Hemingwaya. Tym razem się zawzięłam i poszło jak z płatka.;)
UsuńZachęcam, choćby ze względu na dwa rozdziały o G. Stein, chyba Cię interesowała ta postać?
Gertuda Stein na pewno jest interesująca, ale absolutnie nie pamiętam jej z tej książki. Może się zniechęciłam zanim była o niej mowa? Za to kojarzę opis jakiejś corridy, który zadziałał na mnie wyjątkowo odstręczająco.
OdpowiedzUsuńMoże.;) Pojawiła się w drugim albo trzecim rozdziale, i później jeszcze dwukrotnie.
UsuńO corridzie tu w ogóle nie ma mowy.;)