sobota, 23 czerwca 2018

Mój ojciec

Zbigniew Herbert

Mój ojciec bardzo lubił France’a
i palił Przedni Macedoński
w niebieskich chmurach aromatu
smakował uśmiech w wargach wąskich
gdy pochylony siedział z książką
mówiłem: ojciec jest Sindbadem
i jest mu z nami czasem gorzko

przeto odjeżdżał Na dywanie
na czterech wiatrach Po atlasach
biegliśmy za nim zatroskani
a on się gubił W końcu wracał
zdejmował zapach kładł pantofle
znów chrobot kluczy po kieszeniach
i dni jak krople ciężkie krople
i czas przemija lecz nie zmienia

na święta raz firanki zdjęto
przez szybę wyszedł i nie wrócił
nie wiem czy oczy przymknął z żalu
czy głowy ku nam nie odwrócił
raz w zagranicznych ilustracjach
widziałem jego fotografię
gubernatorem jest na wyspie
gdzie palmy są i liberalizm


2 komentarze:

  1. Piękny wiersz! Właśnie mi przypomniałaś, że z okazji roku Zbigniewa Herberta chciałam wrócić do jego wierszy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękny i niekoturnowy, jak to bywa u Herberta. na dodatek przyjemnie się kojarzy.

      Usuń