poniedziałek, 18 czerwca 2018

Widziano, słyszano

To mógłby być dowolny zbiornik, niekoniecznie trzynasty. Nie odegra on w powieści Jona McGregora większej roli, choć tytuł zdaje się tak sugerować. Co więcej, trudno pozbyć się odczucia, że trzynastka jest tu kluczem, skoro Rebecca Shaw w chwili zaginięcia miała 13 lat i przez tyle kolejnych lat obserwujemy następstwa tego zdarzenia, wszystko skrupulatnie opisane nomen omen w trzynastu rozdziałach. Żeby było ciekawiej, w okolicy znajduje się trzynaście zbiorników, które idealnie nadają się na miejsce zbrodni lub nieszczęśliwego wypadku.


Szybko okazuje się, że autor nie poszedł utartym „kryminalnym” szlakiem, a jedynie wykorzystał ograną konwencję literacką i przy okazji zabawił się oczekiwaniami czytelnika. Fabuła koncentruje się bowiem na życiu miasteczka i gdzieś w połowie lektury staje się jasne, że nastolatka prawdopodobnie się nie odnajdzie i że nie o rozwiązanie zagadki jej zniknięcia tu chodzi. Gdy już pogodzimy sie z tą myślą i kolejne meldunki o życiu mieszkańców będziemy śledzić z rozpędu, między jedną a drugą beznamiętną relacją trafiamy nagle na coś, co może być nowym tropem w poszukiwaniach. Pełni nadziei rzucamy się na te łakome kąski, bo przecież gałgan wygrzebany przez psa w lesie mógł być kiedyś bluzą zaginionej dziewczynki, dzieciaki półgębkiem wspominające spotkania z Becky niewątpliwie mają coś na sumieniu, a już pornografia dziecięca znaleziona w komputerze pracownika szkoły będzie na pewno przełomem w śledztwie. Nic z tego.

Pomysł na Zbiornik 13 jest równie nieszablonowy co jego realizacja. Krótkie, ściśle informacyjne zdania stłoczone w długich akapitach przypominają ciąg niemych scen z filmu dokumentalnego. Wszechobecny narrator rejestruje wydarzenia z cierpliwością i obojętnością kamery, z każdym rozdziałem coraz wyraźniej uwypuklając cykliczność rządzącą światem ożywionym i nieożywionym. Nawet jeśli nic arcyważnego się nie dzieje, zmiany zachodzą. Pozostaje uznać, że głównym bohaterem tej wysmakowanej powieści jest po prostu czas.

P.S. Nurtuje mnie, dlaczego w polskim przekładzie na str. 63 pojawia się Isobel Broad i Wiktor Muchlowski, skoro w oryginale takie postaci w ogóle nie występują.

___________________________________________________________________
Jon McGregor, Zbiornik 13, tłum. Jolanta Kozak, Czytelnik, Warszawa 2018

8 komentarzy:

  1. Brzmi ciekawe, jak kiedyś ta książka trafi w me ręce to na pewno ją przeczytam. Lubię nieoczywiste zagadki kryminalne, a lato to idealny czas na ich czytanie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest b. dobra książka, naprawdę warto po nią sięgnąć. Po "Nawet psy" tego samego autora - także.;)

      Usuń
  2. Ach, przyznaję, że Twoją recenzję przeczytałem z ogromną przyjemnością, przekonując się, że lektura "Zbiornika 13" będzie tak samo miłym doświadczeniem jak obcowanie z książką "Nawet psy".

    A swoją drogą, jak już wspominałem o wcześniejszej powieści McGregora to czy zwróciłaś uwagę, że "Zbiornik 13", jeszcze przed wydaniem, zrobił całkiem spore zamieszanie w literackim światku? Spora różnica w porównaniu do dzieła "Nawet psy", które przeszło bez większego echa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz na myśli przed wydaniem w Polsce? Chyba dlatego, że książka była w finale nagrody Bookera.

      Mam nadzieję, że zainteresowanie "Zbiornikiem 13" spowoduje powrót polskich czytelników do "Nawet psy" - nadal uważam, że są znakomite. Nowa powieść nie powinna Cię rozczarować, chociaż jest zupełnie inna.;)

      Usuń
    2. Tak, tak, chodziło mi o oficjalną polską premierę. A Brooker faktycznie sporo tłumaczy.

      Usuń
    3. Wydawnictwo też się postarało - widziałam kilka recenzji przed oficjalną premierą.;)

      Usuń
  3. Translatorsko spytam - ta Isobel Broad i Wiktor Muchlowski nie pojawiają się w oryginale nawet w zbliżonej formie? To jakieś pełne inwencje tłumaczowe?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pojawiają się, choć w fabule występuje James Broad. Swojsko brzmiącego Muchlowskiego ani widu, ani śladu.;(

      Usuń