Och, nie, nie. Ja mam być tylko takim złym duchem, który włóczy się po świecie ku zgubie dusz. [s.74]
Muriel Spark nie zawodzi. Po raz kolejny sprawiła mi dużo frajdy, przede wszystkim za sprawą głównego bohatera, niejakiego Dougala Douglasa vel Douglasa Dougala. Młody Szkot zostaje zatrudniony jako personalny w londyńskiej fabryce, by „wzbogacać życie robotników”, czyli zwalczać bumelanctwo. Od pierwszego dnia pracy czuje się jak ryba w wodzie: tu polukruje, tam wetknie szpilę, gdzie indziej niby przypadkiem powie o dwa słowa za dużo i już powstaje ferment. Pracownice się kłócą, pary rozstają, koledzy urządzają bijatyki. Diabeł wcielony z tego Dougala.
_____________________________________________________________________________
Muriel Spark, Ballada o Peckham Rye; przeł. Halina Carroll-Najder, PIW, Warszawa 1974
Kiedyś czytałam początek tej powieści i o ile dobrze pamiętam, była w niej mowa o dziewczynie porzuconej podczas ceremonii ślubnej. :)
OdpowiedzUsuńTak, książka zaczyna się gwałtownie, by tak rzec.;) A później jest jeszcze ciekawiej.;)
UsuńO proszę, trochę zapomniałem już o pani Spark, a przecież po lekturze "Cieplarni" obiecałem sobie jeszcze po nią sięgnąć. Dzięki za przypomnienie tej autorki.
OdpowiedzUsuńNie ma za co.;) Warto czytać Spark, choćby dla złapania oddechu między lekturami b. serio.
UsuńWiem, że to uwaga mocno od czapy, ale uwielbiam brzmienie imienia Muriel :D
OdpowiedzUsuńMnie też się podoba.;)
Usuń