W Islandii Klimko-Dobrzanieckiego jest chłodno i wietrznie, pola niebieszczą się od łubinu, a w powietrzu oprócz bryzy czuć czasem zapach powideł agrestowych. Wyspa wydaje się senna, nikt się tutaj nie spieszy. Jeśli już, to ucieka - od niepowodzeń, od bólu wywołanego stratą albo od poczucia beznadziei.
"Kołysanka dla wisielca" to liryczna opowieść o przyjaźni trzech mężczyzn. Przyjaźni trudnej, bo naznaczonej chorobą, a przez to bardziej wymagającej. Autor układa historię z drobiazgów, które przypominają lśniące szkiełka znalezione na drodze. Choć to tylko odpryski z większej całości, cieszą oko i stają się małym skarbem. I tak właśnie jest w tej niebieskiej książeczce, przynajmniej ja takie mam skojarzenia. Drobne zdarzenia, odrobina humoru, dużo empatii - w rezultacie czytelnik otrzymuje poruszającą opowieść. Poruszającą także dlatego, że nie do końca są zmyśloną.
W "Kołysance..." najbardziej podoba mi się "wstrzemięźliwość" słowna i prostota. Jest tu pewna dyskrecja, skromność. Do tego niezwykła sugestywność opisu. Dla mnie będzie to początek nowej - i raczej dłuższej - znajomości literackiej.
*****
Dopisek z 16.03.2011: Do książki doskonale pasują zdjęcia z ostatniego DF.
_______________________________________________________________________________
Hubert Klimko-Dobrzaniecki "Kołysanka dla wisielca", Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, 2007
_______________________________________________________________________________
Ciekawi mnie ta powieść, a gdy wspomniałaś, że akcja rozgrywa się w Islandii... przepadłam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
{http://biblioteczka-pandorci.blogspot.com/}
Ja też coraz bardziej chcę tam pojechać:)
OdpowiedzUsuńTak kusisz recenzją, i ta okładka - taka pięknie bajkowa... Jak tu nie ulec? :)
OdpowiedzUsuńMogę tylko dodać, że wyjątkowo dobrze korespondują z tą książką zdjęcia z reportażu z ostatniego DF;):
OdpowiedzUsuńhttp://wyborcza.pl/1,75480,9232019,Ukryci_ludzie,,ga.html
Tytuł mało apetyczny, choć po "Badylu na katowski wór" klimaty w sumie swojskie, ale Islandia bardzo nęci.:)
OdpowiedzUsuńPo "Rzeczach pierwszych" tego autora byłam zachwycona jego prozą. A potem doszły mnie słuchy, że to była jego najsłabsza rzecz. Zatem "Kołysanka...", jako ta lepsza, powinna pozostawić mnie oniemiałą z wrażenia. Bo zamierzam przeczytać - niewielu polskich autorów do mnie przemawia.
OdpowiedzUsuńLirael -->
OdpowiedzUsuńTak, tytuł lekko koszmarny, ale zawartość zupełnie inna. Zachęcam;)
maiooffka -->
Na fajerwerki raczej bym się nie nastawiała;) Ot, skromna, ale dobrze napisana historia.
Co do polskich pisarzy - złapałam się na tym, że od dłuższego czasu czytam głównie polską literaturę i dobrze mi z tym;)
Polecam Ci w takim razie zbiór dwóch opowiadań tego autora: ,,Dom Róży" i ,,Krýsuvík". Napisane są w podobnym chyba klimacie co ,,Kołysanka...", po którą, po Twojej recenzji, muszę koniecznie sięgnąć:)
OdpowiedzUsuńNa pewno po nie sięgnę, czekam aż zostaną zwrócone do biblioteki;) Dziękuję;)
OdpowiedzUsuńCzekam na wrażenia po lekturze "Kołysanki";)
U mnie z tym czytaniem polskich autorów niezbyt tęgo, przyznaję bez bicia :) I żadne odgórne plany nie potrafią tego zmienić - bardziej ciągnie mnie w świat póki co.
OdpowiedzUsuńAle do książek Klimko-Dobrzanieckiego wracać mam zamiar, bo naprawdę dobrze mi się go czytało.
Każdemu według potrzeb;)
OdpowiedzUsuń