poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Stereo, ale bez koloru


Tym razem Klimko-Dobrzaniecki nie zachwycił mnie. Powiem więcej: nawet nie poruszył. Po bardzo dobrej "Kołysance na wisielca" i zabawnych "Rzeczach pierwszych" mój apetyt był najwyraźniej zbyt mocno pobudzony, stąd rozczarowanie. "Bornholm, Bornholm" czytałam oczekując kolejnego zauroczenia, niestety takowe nie nastąpiło.


Doceniam zabiegi formalne autora czyli fabułę poprowadzoną dwutorowo oraz dyskretnie splatające się historie odległe od siebie w czasie. Doceniam również pomysł na głównych bohaterów odbiegających od stereotypu - u Klimko-Dobrzanieckiego mężczyźni są wrażliwi, zdominowani przez kobiety i niespełnieni. Całość wydała mi się jednak bezbarwna i mimo wartkiej akcji dość monotonna. Opowieść o Horście, niemieckim nauczycielu biologii nie przekonała mnie. Było w niej coś topornego i sztucznego, a zabrakło polotu. O wiele ciekawiej zapowiadał się monolog bezimiennego narratora czuwającego przy matce pogrążonej w śpiączce. Niestety ten także ugrzązł w sosie własnym. Wykaz życiowych niepowodzeń okraszony synowskimi pretensjami wywołał u mnie jedynie otępienie.

"Bornholm, Bornholm" pozostawi w mojej pamięci raczej mdłe wrażenie. Może za sprawą bohaterów bez ikry, może za sprawą fałszu wyczuwalnego w opowiedzianych historiach. Pora odpocząć od pana Huberta.


________________________________________________________________________

Hubert Klimko-Dobrzaniecki "Bornholm, Bornholm", Wydawnictwo Znak, Kraków, 2011
________________________________________________________________________

19 komentarzy:

  1. Hmmm, a ja czytałam raczej same pozytywne recenzje i miałam tę książkę w planach. No cóż, chyba osobiście zrewiduję różnorakie poglądy./Ramona

    OdpowiedzUsuń
  2. ja miałam niestety takie same wrażenia. styl ładny i potoczysty, pomysł dobry, ale co z tego? jakby zabrakło autorowi pomysłu na rozwinięcie i zakończenie. po lekturze zamknęłam książkę, i w ogóle o niej nie myślę. a jego debiut (bo tylko debiut czytałam) zapowiadał się tak ciekawie!
    pocieszasz mnie jednak, że warto zajrzeć do innych utworów autora!

    OdpowiedzUsuń
  3. kurcze a ja właśnie kupiłem i się przymierzam... i po co to to zaglądałem ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. No kurczę, a mam to w schowku po tylu pozytywnych recenzjach. Ale wiesz, może będzie tak jak z Naszą klasą :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Książka na liście "do przeczytania". Dlatego, jak tylko zobaczyłem okładkę na początku tekstu szybko zamknąłem oczy, żeby nie przeczytać recenzji:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj, to potwierdzasz opinię siostry, która po "Rzeczach pierwszych" przeczytała "Bornholm..." i stwierdziła, że to książka wyraźnie słabsza. W takim razie póki co nie szukam dla niej miejsca w kolejce, zwłaszcza, że ta sama siostra upolowała niedawno "Dom róży.Krysuvik", więc jest czym "Bornholm..." zastąpić ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. --> Ramona i Natalia

    Otóż to - w sieci widziałam TYLKO pozytywne recenzje. Mocno się dziwiłam podczas lektury. Niemniej zachęcam do lektury - najlepiej osobiście się przekonać;)

    --> bezszmer

    A już się zastanawiałam, czy czegoś w powieści nie przeoczyłam;)
    Moim zdaniem warto czytać inne książki tego autora, zresztą "Bornholm..." nie jest książką złą. Rozumiem, że może się podobać, tylko do mnie jakoś nie przemówił;(

    --> przynadziei

    Grunt to nie sugerować się cudzymi opiniami. Może znajdziesz w tej książce coś, co Ciebie akurat urzeknie? Ilu odbiorców, tyle wrażeń (powtarzam się;).

    --> kornwalia

    Tego Ci życzę;)

    --> Z życia książek

    Czasem robię podobnie;) Można być mile zaskoczonym.

    --> viv

    Ja też sporo sobie obiecuję po "Domu róży. Krysuvik(u)". Na pewno za jakiś czas ją przeczytam, niech trochę odetchnę od pana HK-D;)

    OdpowiedzUsuń
  8. A mnie zachwycił. I to bardzo

    OdpowiedzUsuń
  9. Pamiętam, że byłaś pod dużym wrażeniem. Ciekawe, co Ci się najbardziej spodobało?

    OdpowiedzUsuń
  10. Skoro nie poruszyło, to nie ma co przekonywać. Ja przynajmniej nie będę próbować :)

    Dla szukających pierwszego kontaktu z prozą autora warto może dodać, iż ta książka jest zupełnie inna od "Rzeczy pierwszych". Tam autor operował w dużej mierze groteską i humorem, co jak najbardziej pasowało do zdystansowanych i barwnych autoanaliz, tutaj "oderwał" opowieść od siebie i spoważniał. Ale to nadal bardzo dobra literatura, bez względu na ocenę samej fabuły czy postaci, prawda?

    Z perspektywy czasu dodam, że sama wolałam w trakcie lektury opowieść syna, ale teraz gdy wracam myślami do tej książki (a wracam), to jednak losy Horsta pozostawiły więcej pytań. I wyrazistsze obrazy niektórych scen.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak dotąd najbardziej spodobała mi się "Kołysanka dla wisielca", równie melancholijna i chłodna co "Bornholm, Bornholm".

    W części Horsta dobiły mnie opinie o Polakach wkładane w usta hitlerowców. Że my tacy niepokorni, waleczni itp. Zapachniało mi tanim lizusostwem;(.

    Ale masz rację - to nie jest zła literatura.

    OdpowiedzUsuń
  12. w sumie nie pamiętam, co mi się najbardziej podobało:-) nie mogłam się od tej książki oderwać, ale przede mną wciąż Kołysanka i Rzeczy pierwsze, które ostatnio zdobyłam na all.

    OdpowiedzUsuń
  13. W takim razie tym bardziej jestem ciekawa Twojej opinii co do pozostałych książek HK-D. Myślę, że "Kołysanka..." może Ci się b. spodobać;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Bornholm, Bornholm czytałam jakiś czas temu i bardzo mi się podobał, niestety do tej pory nie udało mi się przeczytać żadnej innej książki tego autora i nie mam porównania, ale mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni

    OdpowiedzUsuń
  15. Mam nadzieję, że nie będziesz rozczarowana. Jedno trzeba przyznać autorowi: potrafi snuć opowieści;). A czy one usypiają, wzruszają czy bawią to już kwestia indywidualnego odbioru.

    OdpowiedzUsuń
  16. Dziwna sprawa jest z Bornholm, Bornholm.
    Jakiś czas temu książkę wypożyczyłam. Leżała,leżała, 2 razy ją przedłużałam, ale nie przeczytałam. I nie dlatego, że mi się nie podobała, nie zapoznałam się z jej treścią w ogóle. Nie ciągnęło mnie do knigi ani troszkę, ale jednocześnie nie chciałam jej oddać. W końcu nie przeczytana, bez żalu wróciła do bibliotecznego domku.

    Wczoraj natomiast w nocy wciągnęłam w 2 godziny jego Rzeczy pierwsze i się zachwyciłam. Tak mnie do książki ciągnęło, że musiałam ją kilka godzin po zdobyciu przeczytać. A wybór miałam duży.(przecież nic o jego pisaniu nie wiedziałam w obu przypadkach) czyżbym miała aż tak rozbudowany instynkt? hihi

    Przyznam, że trochę się przestraszyłam początku, że cała powieść będzie utrzymana w takiej stylistyce (pomimo tego, że bawił mnie pierwszy rozdział niezmiernie nie bardzo miałam chęć na taką całość). Wszystko jednak w książce jest idealnie wyważone. Świetny język i styl, się płynie po stronach, brak mielizn. No i fabuła dobrze poprowadzona, słowem TO SIĘ CZYTA!:)
    No bardzo, bardzo mi było dobrze w tej powieści:)
    Szkoda, że to takie maleństwo:)
    Do Bornholm zrobię kiedyś drugie podejście:)
    Pozdróweczka:)

    OdpowiedzUsuń
  17. To bardzo ciekawe, co piszesz. Sama też miałam oddać "Bornholm..." do biblioteki bez czytania, ale jakoś się przemogłam. Ze skutkiem wiadomo jakim;)

    Podobnie jak Ty w przypadku "Rzeczy pierwszych" obawiałam się, że całość będzie utrzymana w stylu pierwszego rozdziału. Na szczęście stało się inaczej - humor wyważony ze smutkiem, niesamowite historie wymieszane z tymi prozaicznymi. Całkowicie się z Tobą zgadzam.

    Obyś miała więcej szczęścia niż ja przy Bornholmie;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Przyznam, ze "Bornholm, Bornholm" to ksiazka, ktora niesamowicie mnie zirytowala - sztuczne dialogi, bohaterowie, ktorzy ciagle mowia albo "oschle", albo "lubieznie", mizoginizm bijacy z kazdej strony, nienawisc obydwu narratorow do reszty swiata (z wyjatkiem ich ukochanych dzieci), postaci kobiece to albo kochanki bez twarzy (najlepiej, zeby nie znaly w ogole jezyka kochanka, wtedy zwiazek ma szanse sie udac), albo jakies karykatury... Brrr...

    Wierze na slowo, ze autor napisal rowniez lepsze rzeczy, ale nie sadze, bym kiedykolwiek nabrala ochoty na leture jego innych dziel ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Mnie raziło także podlizywanie się Polakom. Wyglądało to tak, że np. nazista mówił: z Czechami poszło łatwo, ale Polacy - nie, oni zawsze muszą się buntować. Coś w tym stylu.
    Plus ciąg samych nieszczęść...

    Jeszcze mi niechęć do pana K-D nie przeszła, ale za Krystavika pewnie sięgnę;)

    OdpowiedzUsuń