Kiedy na początku roku przeczytałam zapowiedź, że warszawski Teatr Konsekwentny planuje wystawienie "Zaklętych rewirów", pomyślałam, że to dość odważny pomysł. Zmierzyć się z powieścią Worcella, znaną z ekranizacji Janusza Majewskiego oraz znakomitych ról Romana Wilhelmiego i Marka Kondrata, to duże wyzwanie. Później zreflektowałam się, że grupa widzów, którzy widzieli film, może być niewielka, więc dla większości spektakl będzie całkowitą nowością. Mnie do jego obejrzenia skłoniło głównie nazwisko reżysera (Adam Sajnuk), który z powodzeniem wystawił niedawno "Kompleks Portnoya", a wcześniej m.in. sztuki Ionesco. Ciekawość, jak wypadnie porównanie obu adaptacji, też zrobiła swoje.
W "Zaklęte rewiry" Sajnuka wchodzi się natychmiast: kelnerzy z kurtuazją wskazują widzom miejsca przy nakrytych stolikach, na zapleczu restauracji trwają przepychanki, jazz band zaczyna grać. I tak będzie już do końca - barwnie, głośno, w szybkim tempie. Gra świateł, czerwone kostiumy, pomysłowe układy choreograficzne i muzyka na żywo to mocne akcenty w spektaklu, które cieszą oko i ucho. Wśród ogólnego rozbuchania stopniowo rysuje się opowieść o władzy i poddaństwie oraz o godności i poniżeniu. Historia Boryczki zdobywającego kolejne szczeble kariery jest tylko pretekstem do pokazania niejednoznacznych zależności społecznych. I takie ujęcie bardzo mi się podobało.
Podobało mi się zresztą całe przedstawienie, choć jest kilka wyjątków. Po pierwsze, przydałyby się drobne skróty. Po drugie, żadna z ról nie zachwyca w szczególny sposób. Mariusz Drężek jako brutalny Fornalski może się i wybija, ale to nie jest trudne w przypadku roli czarnego charakteru. Dla mnie to jego kolejna dobra, jednak bardzo podobna do poprzednich rola. Mateusz Banasiuk jako Boryczko bez zarzutu odgrywa wchodzącego w życie chłopaczka, niestety w pewnym momencie ewidentnie zaczyna mu brakować środków wyrazu. Z pozostałej obsady dał się zauważyć Marek Kossakowski w roli Tarasa.
Podsumowując - "Zaklęte rewiry" Teatru Konsekwentnego to spektakl zrobiony bardzo sprawnie i świadczący o dużej inwencji reżysera. Zdecydowanie jeden z najlepszych, jakie ostatnio widziałam w stolicy.
************************************************************************************
"Zaklęte rewiry" w Teatrze Konsekwentnym w Warszawie
wg powieści Henryka Worcella
Reżyseria i scenariusz: Adam Sajnuk
Obsada:Mariusz Drężek, Mateusz Banasiuk, Bartosz Adamczyk, Mateusz Znaniecki, Sebastian Cybulski, Marek Kossakowski i in.
Koprodukcja: Teatr Studio (Warszawa)
Premiera: 11 września 2011 r., Teatr Studio (Warszawa).
fot. Marta Ankiersztejn
więcej informacji na stronie Teatru Konsekwentnego
Czy widzowie otrzymali wyłącznie strawę duchową, czy na talerzach pojawiły się jakieś frykasy? :) Spektaklu nie ogladałam, ale film znam i cenię.
OdpowiedzUsuńPewnie należało sobie przynieść własne kanapki:)) Film uwielbiam i jest to jeden z tych przypadków, kiedy ekranizacja bije pierwowzór literacki, przegadany miejscami i rozłażący się pod koniec:) Jest (była?) w Warszawie restauracja śpiewających kelnerów, a teraz są też tańczący:)
OdpowiedzUsuńCieszy mnie, że fanów filmu jest więcej;)
OdpowiedzUsuń--> Lirael
Przyznam, że liczyłam na herbatę;) Niestety talerze pozostały do końca puste, choć jedna pani dostała kieliszek z czerwonym płynem.
Lata temu w Studio była grana "Tamara" o Łempickiej - bilety były b. drogie, bo uwzględniały kolację - można było próbować wszystkiego, co na stole Tamary się znalazło, a ponoć to były rarytasy. Spektakl w ogóle był nowatorski, bo m.in. chodziło się za aktorami po foyer itp. Publika ponoć waliła drzwiami i oknami;)
--> zacofany.w.lekturze
Kanapki nie bardzo pasowałyby do elegancko nakrytych stołów;) I proszę ni kpić z panów aktorów, tańczyli sporadycznie;) To na szczęście nie był spektakl tańczony, ale przyznam, że od kilku lat rzadko udaje mi się trafić na sztukę, w której nikt nie pląsa choćby przez minutę. Cała Polska tańczy po prostu;(
Taniec jest ostatnio modnym środkiem wyrazu i bez niego ani rusz:)
OdpowiedzUsuńNiestety;) Ciekawe, jaką modę wylansuje kolejny teleturniej;)
OdpowiedzUsuńBardzo żałuję, że nie wiedziałam o "Tamarze", bo nie wiem, czy bym się ze swoich rubieży nie wygruziła w celu obejrzenia spektaklu i zaznaczam, że nie chodzi mi o część konsumpcyjną. :)
OdpowiedzUsuńA propos produktów żywnościowych w teatrze to koleżanka opowiadała mi kiedyś, że była na awangardowym przedstawieniu, które polegało na tym, że pan aktor monologował robiąc jajecznicę, a potem rzucał nią w publiczność. :]
Pląsy królują też na szkolnych akademiach, czasem nie mając z ich treścią kompletnie nic wspólnego.
Aniu, biorąc pod uwagę Twoje teatralne zainteresowania, ponawiam postulat włączenia jakiegoś dramatu do Klubu. Te różne "Żabusie", "Nory", "Panny Julie" wręcz proszą się o takie zastosowanie. :)
Wydaje mi się, że w "Zgadze" smażyła coś na żywo Stalińska, ale o obrzucaniu widzów potrawą nie było mowy. Smażenie służyło m.in. reklamie patelni konkretnej firmy.
OdpowiedzUsuńTak mi się właśnie wydaje, że tańce na scenie są przeważnie atrakcyjnym przerywnikiem. Dobrze, że Hamlet jeszcze nie tańczy;) Bo takie wiedźmy w Makbecie śmiało mogą;)
"Panna Julia" nie byłaby taka zła. I nie kuś, bo zapodam w okolicy 24 czerwca;)
W "Shirley Valentine" Janda obierała ziemniaki, ale nie rzucała w publikę:P Strindberg to nuuuda, litości:) Ale Zapolską chętnie:D
OdpowiedzUsuńStridberg to nuda? Jakiś czas temu oglądałam spektakl w tv i dialogi Peszka z M. Niemczyk ubawiły mnie;) Ale może mam ostatnio wypaczone poczucie humoru, bo duże fragmenty "Sonaty Kreutzerowskiej" też mnie rozbawiły.
OdpowiedzUsuńStrindberg i śmiech? On się w grobie przewraca:P Sonatę pamiętam jako jakieś ponuractwo, może zdążę sobie przypomnieć do piątku:)
OdpowiedzUsuńUwierz mi, Peszek może wiele;) Fakt, że dialog nie miał wesołego wydźwięku, ale w wykonaniu tej pary w moim odczuciu był zabawny.
OdpowiedzUsuńNiektóre opinie Pozdnyszewa mogą z dzisiejszego punktu widzenia być zabawne, zwłaszcza te o kojarzeniu ludzi w pary.
Jak ktoś ma talent, to i ksiądz Kitowicz będzie zabawny:)
OdpowiedzUsuńBa! Niektórzy podobno nawet świetnie książkę telefoniczną potrafią przeczytać;)
OdpowiedzUsuńMuszę wreszcie przeczytać tę powieść (film bardzo mi się podoba), ale obawiam się, że obrzydzi mi ona już do końca jedzenie na mieście.
OdpowiedzUsuńMyślę, że nie obrzydzi, o "zanieczyszczaniu" potraw nie mówi się tu dużo;). Sama też muszę zabrać się za powieść, mimo ostrzeżeń zacofanego.w.lekturze.
OdpowiedzUsuńCzytalam kiedys recenzje tego spetkaklu o Lempickiej i strasznie chcialam go zobaczyc, niestety sie nie udalo.
OdpowiedzUsuńNie ruszylam jeszcze z "Sonata", ale rozmawialam wczoraj z kolezanka, ktora wlasnie ja czyta i bardzo sie denerwuje. Nie wiem, dlaczego, ale jakos zachecilo mnie to do lektury ;)
Dla mnie Tamara była nieosiągalna ze względów finansowych, jeszcze wtedy nie zarabiałam.
OdpowiedzUsuń"Sonata..." może denerwować, wierzę w to;) Na szczęście czyta się ją szybko. Zapraszam do dyskusji;)
Pamiętam świetny film z M. Kondratem.
OdpowiedzUsuńWidzę, że spora grupa fanów tego filmu by się uzbierała;)
OdpowiedzUsuń"Rewiry" raczej nie zniechęcają do jadania w restauracjach, a jeśli - to na krótko:) Najmętniejsze jest w niej filozofowanie autora:)
OdpowiedzUsuńJeszcze dwie sztuki, które uwielbiam: "Nasze miasto" Thorntona Wildera i "Szklana menażeria" Tennessee Williamsa, ale obawiam się, że z dostępnością tekstów nie jest dobrze. :(
OdpowiedzUsuń--> zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńDywagacje dot. zawodu kelnera i hierarchii społecznej w spektaklu są. Czy Worcell filozofuje na jeszcze inne tematy?
--> Lirael
Faktycznie obie sztuki byłyby jak znalazł. Możemy poszukać jeszcze w dramatach europejskich, albo mało znanych polskich.
@Ania: on filozofuje o życiu ogólnie, brrr:P I oczywiście "kelner a zbawienie ludzkości" oraz "stosunek do kelnera wyrazem ogólnego poziomu cywilizacyjnego":) Na dodatek te dywagacje zwykle są toczone po pijaku:)
OdpowiedzUsuńA z krótkich rzeczy dramatycznych - może GB Shaw?
No tak, co za pytanie: o czym filozofuje? O życiu, bo o czym innym;)
OdpowiedzUsuńShaw to jest b. dobry pomysł - sprawdzę dostępność.
Pigmalion jest pewnie wszędzie, tylko że to takie ograne:) Z resztą może być gorzej, niestety. Kusząca jest Profesja pani Warren, podobał mi się niegdyś.
OdpowiedzUsuńTo samo pomyślałam;) "Profesja..." jest b. kusząca, wersja oryginalna do pobrania z gutenberg.org. Kto wie, może w grudniu?;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że mam to na półce:)
OdpowiedzUsuńChomikowe strony pozwalają na ściągnięcie pliku;)
OdpowiedzUsuńKto je tam wie, te chomiki, co się ściąga razem z plikiem:) Ale mam zabytkowe wydanie na półce, więc problem się rozwiązuje, przynajmniej jeśli o mnie chodzi:)
OdpowiedzUsuńOK, w stosownej chwili poproszę o zdjęcie okładki, jeśli to nie problem;) Super byłoby zobaczyć jeszcze spektakl tv.
OdpowiedzUsuńProszę uprzejmie, chociaż żadna rewelacja:)
OdpowiedzUsuńWiem, ale lepsza niż żadna;)
OdpowiedzUsuńObsada spektaklu rewelacyjna!!! http://www.tvp.pl/kultura/teatr/teatr-telewizji/archiwum/profesja-pani-warren/594616
OdpowiedzUsuńFragment przedmowy GBS z okładką: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/101599/profesja-pani-warren
Oprócz wydania oddzielnego, które może być trudne do zdobycia (np. na Allegro w tej chwili brak), "Profesja pani Warren" jest jeszcze w łatwiej dostępnych "Sztukach przyjemnych i nieprzyjemnych" GBS, w tomie I "Sztuki nieprzyjemne". :D
OdpowiedzUsuńLirael,
OdpowiedzUsuńto świetnie, że dostępność jest kapkę większa niż myślałam;). Rozumiem, że jest nas już troje do rozmowy o sztuce;)
Obsada świetna, zgadzam się. Mam nadzieję, że powstanie kiedyś wirtualna wypożyczalnia archiwalnych programów TVP i będzie można obejrzeć różne cuda.
Myślę, że chętnych znajdzie się więcej. :) Wypożyczalnia, o której piszesz, byłaby spełnieniem marzeń.
OdpowiedzUsuńPocieszyłaś mnie;) Myślę, że dożyjemy takiej wypożyczalni;)
OdpowiedzUsuń