środa, 4 sierpnia 2010

Posłaniec - L. P. Hartley


Leo ma niespełna 13 lat, niby jest dobrym chłopakiem, a jednak podczas lektury nie mogłam uwolnić się od skojarzeń z karłem i eunuchem. Ten mały egotyk kieruje się w życiu dość niskimi pobudkami (czyli własnym interesem), bywa zazdrosny, jest niespełniony seksualnie (początkowo z racji młodego wieku), a przede wszystkim bierze udział w intrydze. Na jego usprawiedliwienie należy dodać, że wszystko to robi z naiwności powodowanej niedojrzałością.


Wielu czytelników zna "Posłańca" ze znakomitej ekranizacji Josepha Loseya. Treść powieści jest w skrócie następująca: główny bohater, Leo, po wielu latach wspomina wakacje roku 1900 spędzone na wsi u arystokratycznej rodziny Maudsleyów. Staje się sekretnym pośrednikiem między lady Marian, panną na wydaniu, a Tedem, farmerem z sąsiedztwa. Nietrudno się domyślić, że taka sytuacja może wiązać się z poważnymi kłopotami i tak w istocie jest.

W książce najbardziej spodobała mi się rozbudowana symbolika i dopracowana fabuła.W prologu narrator odwołuje się do znaków zodiaku, porzucając przypisaną sobie z racji imienia i daty urodzenia rolę Lwa, a skłaniając się ku Strzelcowi lub Wodnikowi, jako jedynym "męskim", a przez to pożądanym znakom. Jak się okaże, te role przypadną innym, a chłopiec będzie musiał zadowolić się rolą Merkurego czyli posłańca bogów, a także opiekuna kupców/handlu i złodziei. Porównanie jak najbardziej adekwatne, bo Leo dostarczając kochankom wiadomości w pewnym sensie kupczy informacjami (ma z tego wymierne korzyści) i dopuszcza się nieuczciwości wobec rodziców Marian. Merkury to również - jak sam zainteresowany zauważa - także najmniejsza planeta, która nomen omen opiekuje się zodiakalną Panną (czyli Marian). The mercury to po angielsku także temperatura, a ta odgrywa ważną rolę w powieści, bowiem wiążą się z nią liczne wydarzenia i ma ogromny wpływ na emocje bohaterów.

Inne kluczowe symbole to np. krzew wilczej jagody rosnący w miejscu schadzek, który uosabia romans młodych, czy nowy, zielony strój Leo kojarzony przez wszystkich z postacią Robin Hooda (nota bene towarzysza lady Marion), a także z "zielonością" czyli niedojrzałością właściciela. Podobnych tropów można znaleźć w książce więcej, podczas lektury warto zwracać uwagę na pewne rekwizyty. Większość z nich pojawia się w konkretnym celu, prędzej czy później odegrają przeznaczoną im rolę. Niezmiernie lubię w literaturze taką przemyślaną konstrukcję.

Istotną sprawą był sam rok 1900, dla narratora miał on mistyczny urok. Chłopiec był przekonany, że to świt Złotego Wieku [s. 10] obiecujący spełnienie nadziei dla całego świata. Cóż, tak naprawdę był to schyłek epoki wiktoriańskiej, a tym samym koniec rygorystycznej moralności i konwenansów. Ucieleśnieniem tej obyczajowej rewolucji jest Marian, niekonwencjonalna panna, i - w znacznie mniejszym stopniu, ale jednak - lord Trimingham. Hartley doskonale sportretował również kontrasty klasowe i wiekowe. Znakomite są opisy rytuałów panujących w domu gospodarzy, częstym wątkiem jest strój, który jest świadectwem i zamożności jego posiadacza, i znajomości reguł związanych z jego noszeniem. Ważną kwestią - zwłaszcza dla Leo - jest wiek. Zdaje sobie sprawę, że przestaje być dzieckiem i wkracza powoli w świat dorosłych, nic dziwnego zatem, że niektóre sprawy postrzega pod kątem męskości. Zauważa ponadto, w jak w specyficzny sposób dorośli odnoszą się do dzieci. W sumie jest to powieść m.in. o burzliwym wchodzeniu w dorosłość.

"Posłaniec" oferuje wiele smaczków, trzeba tylko przetrwać zawiły i momentami pretensjonalny prolog. Akcja "właściwa" rozwija się gładko, napięcie jest dobrze rozłożone. Chyba żadna z postaci nie wzbudza zbytniej sympatii, co akurat lubię. Sceny meczu w krykieta i śpiewów przy akompaniamencie fortepianu są po prostu wyśmienite (nawet zagięcie rogu nut może coś oznaczać), podobnie jak rozmowa o "romansowaniu" czyli seksie i o obronie honoru kobiety. Myślę, że lepsze byłoby otwarte zakończenie powieści, ale nie ma co narzekać. Z chęcią wrócę kiedyś do tej lektury, tym razem w oryginale, jako że w tłumaczeniu na polski pewne rzeczy umykają. Dla mnie była to prawdziwa uczta literacka.

P.S. Okładka zastępcza, polska wydała mi się paskudna;(

Leslie Poles Hartley, "Posłaniec", PIW, 1992

13 komentarzy:

  1. Nie ma to jak odrobinę pokrzyku na poprawę krążenia ;] A wstawki zodiakalno-mitologiczne pachną nieco psychologią Jungowską, niemniej z pewnością spełniają swe zadanie, skoro tak dobrze opisujesz tę książkę. Na jesieni pomyślę o tej książce, literatura angielska smakuje mi zawsze w słotne dni :)

    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam takie przeczucie, że właśnie ze względu na odniesienia astrologiczne mogłaby Cię zainteresować;))))
    Dla mnie to powieść wielokrotnego użytku, tyle tu możliwości interpretacji.

    Pozdrowienia;)

    OdpowiedzUsuń
  3. pamietam ten film, Z Julie Christie, wersjic zarno białej. Był swietny. ksiazki niestety nie czytałam, ale to co o niej wypisujesz, zwlaszcza te wszytkie symboliczno metaforyczne podteksty, sprawia, ze bede paimietac żeby kiedys po nią siegnąc. Bo tez uwielbiam wszytko co ma co najmniej drugie dno. tak na przykład pisala Sylvia Plath, Angela Carter tak pisze Atwood. To jest to, co mnie w literaturze pociaga najbardziej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się, film świetny, w końcu Losey to dobry reżyser;) A ja obawiam się, że i tak trochę mi umknęło podczas lektury, tam jest tyle drobiazgów - np. ww. zagięty róg nut, krew na liście itp. Przede wszystkim niezła zabawa.
    Plath znam tylko z "Klosza", pozostałe dwie panie baaardzo lubię. Witaj w klubie;))) Będzie z kim dzielić się wrażeniami;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Plath to bardziej poezja, ale ukazały sie kiedys jeszcze jej opowiadania pt "Upiorny Jas i biblia snów", po które warto siegnac. Na fali fascynacji Plath zakupilam nawet Biała Boginie Graves'a, ktora jest kopalnią symboli jakimi posluguje sie ta poetka i nie tylko. Jednak przeczytac sie tego od deski do deski tzw ciurkiem nie da ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Naiwnie się zapytam: skąd czerpać wiedzę na temat tej całej symboliki, jej znaczeń? Potrzebowałabym pewnie całej masy przypisów, by coś z tej lektury wynieść...

    OdpowiedzUsuń
  7. buksy -->

    Otwierasz przede mną nieznane przestrzenie;) Obadam wspomniane tytuły na pewno, choć z przeczytaniem może być gorzej...

    maioofka -->

    Wiele rzeczy wyjaśnia sam narrator, więc na pewno Ci nie umkną. A poza tym może odkryjesz coś zupełnie innego, coś tylko dla siebie;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Film bardzo mi sie podobal, choc ja ogladalam wersje kolorowa, a nie - jak Peek-a-boo - czarno-biala. Nie przypomina sobie jednak z filmu tak bogatej symboliki, zwlaszcza astrologicznej. Albo nie zwrocilam na nia uwagi, albo rezyzer ja pominal.
    Swietna recenzja!

    OdpowiedzUsuń
  9. Może w polskiej tv była tylko wersja czarno-biała? Wydaje mi się, że dla reżysera zodiak nie był po prostu ciekawy, zwłaszcza że w książce jest tyle ciekawych wątków. Nic tylko czerpać garściami;)
    Dzięki za miłe słowa;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja również jestem wielką miłośniczka ekranizacji tej powieści, zrobiła na mnie wielkie wrażenie.
    Twoja recenzja - wybitna!

    OdpowiedzUsuń
  11. Przyznaję, że pisałam w natchnieniu, bo powieść zrobiła na mnie ogromne wrażenie, ale wybitna recenzja? Zawstydzasz mnie;) Serio.
    Niemniej dziękuję za pochwałę.

    OdpowiedzUsuń
  12. a ja pamietam z filmu...wylacznie muzyke legranda! zajrzalam do glupiopedii i wyszlo na to, ze scenariusz napisal mu sam pinter - a pinter BYL autentycznie dobry

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak, sporo fachowców ma swój udział w ekranizacji, nic dziwnego, że to świetny film. Oby reżyser doczekał się u nas hurtowego wydania na dvd, w pełni na to zasługuje.

    OdpowiedzUsuń