środa, 9 lutego 2011

Dżozef - Jakub Małecki

Joseph Conrad jest w powieści Małeckiego motywem przewodnim. Do tego wybitnego pisarza nawiązuje tytuł, za motto posłużyły dwa cytaty z jego utworów, a jeden z bohaterów jest wyjątkowo namiętnym czytelnikiem jego prozy. Zakładam, że na wzór "Jądra ciemności" powieść miała być o odkrywaniu mroków ludzkiej duszy, a w szczególności - o prywatnych demonach. Założenia niezłe, gorzej z wykonaniem.

Fabuła rysuje się z grubsza następująco: 23-letni dresiarz Grzegorz trafia do szpitala, dzieli pokój z niejakim Kurzem i Czwartym, rzeczonym wielbicielem Conrada. Ten ostatni w malignie dyktuje chłopakowi książkę, a właściwie swoją biografię, tymczasem wokół zaczynają dziać się dziwne i niepokojące rzeczy: świat coraz bardziej zacieśnia się (dosłownie!) wokół głównych bohaterów. Nowa sytuacja zmusza ich do działania, zostają poddani próbie charakterów.


Mniej więcej do połowy książki myślałam sobie: o, świetna rzecz. Niestety z czasem mój entuzjazm zmalał, bowiem coraz bardziej widoczne stawały się niedociągnięcia autora. Po pierwsze: zabrakło dramatyzmu, zwłaszcza w części zbliżonej do klimatów fantasy. Po drugie: motyw demona nękającego Czwartego wydał mi się mocno przesadzony, a w efekcie zabawny. Po trzecie: nachalny dydaktyzm, głównie w formie przemyśleń Grzesia. Po czwarte: brak konsekwencji w konstruowaniu bohaterów oraz niektórych wątków i tak na przykład nie przekonuje zupełnie mnie kariera "od dresiarza do pisarza".

Nie znaczy to, że powieść jest zła. Przede wszystkim świetnie się ją czyta, a ponieważ narratorem jest młodzieniec z Pragi Północ, bywa niekiedy zabawnie. Podobała mi się postać Czwartego, w moim odczuciu najlepiej zbudowana, czego o pozostałych dwóch nie mogę powiedzieć. Autor umiejętnie wplótł w treść postać Conrada i cytaty z jego książek. Przyznam, że po niedawnej blogowej dyskusji na temat "Jądra ciemności" teraz czuję się dodatkowo zmotywowana do przeczytania choćby "Lorda Jima".

Dla mnie "Dżozef" pozostanie książką o sile opowieści: dzięki niej główny bohater znajduje nowy kierunek w życiu, dzięki niej wrażliwe dziecko potrafi pokonać strach. To także mniej lub bardziej udana pochwała literatury: jej czytania i jej tworzenia oraz hołd złożony Mistrzowi.

Jakub Małecki "Dżozef", Wydawnictwo W.A.B., Warszawa, 2011

15 komentarzy:

  1. Otrzymałam tę książkę od Wydawnictwa i właśnie się za nią zabieram :) Czytałam wiele pozytywnych recenzji o niej i muszę przyznać, że Twoja jest pierwsza raczej negatywna. Koniecznie muszę sama się przekonać :) Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dżerzi, Dżozef - to jakaś modna maniera polegająca na poklepywaniu mitów po ramieniu, co czytelnik ma wyczuwać już w tytule.
    Nie mam nic przeciwko, jeśli robione jest to z klasą, ale w przypadku powieści Małeckiego chyba nie do końca wyszło.
    "Dżozefa" nie czytałam i tak już chyba pozostanie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi się książka bardzo podobała. Przeczytam ją pewnie raz jeszcze , jak poduczę się trochę z Conrada

    OdpowiedzUsuń
  4. the book -->

    Z chęcią podyskutuję na temat Dżozefa;) Zapowiadało się b. dobrze, ale moim zdaniem wyszło tak sobie.

    Lirael -->

    Ciekawe spostrzeżenie co do panów Dż.:)
    Małeckiego nie przekreślałabym tak stanowczo - zachęca do zgłębiania twórczości Conrada;)

    Mag -->

    Mam nadzieję, że napiszesz coś na temat "Dżozefa", byłaby okazja do dyskusji. Kilka moich zarzutów:
    1. Po co w ogóle w powieści pojawił się Maruda? Moim zdaniem nic nie wnosi do całości.
    2. Niewiarygodne jest dla mnie to, że dorosły człowiek nie może "wyrosnąć" z dziecięcych strachów (patrz Stasio).
    3. I wreszcie rzekoma przemiana Grzesia - niby postanawia stać się lepszy, ale tuż po wyjściu ze szpitala brutalnie mści się na wrogach. I to ma być wpływ Conrada?
    Niestety trochę podobnych kwestii jeszcze bym mogła poruszyć;(

    OdpowiedzUsuń
  5. Ad.1 W sumie sama nie rozumiem po co Maruda w powieści, też mnie to zastanowiło
    Ad. 2. Na postać Stasia można spojrzeć z wielu perspektyw. Po pierwsze- można go traktować bardzo dosłownie - jako osobę cierpiącą na schizofrenię i wtedy cała magia pryska. Można go traktować jako metaforę, w której Małecki zawarł , albo raczej próbował zawrzeć, teorię o ciemnej stronie ludzkiej natury (mi się to kojarzy z Thadem- bohaterem powieści Kinga- "Mroczna połowa". Może wydaję Ci się to niepojęte, że dorosły człowiek nie może pozbyć się traumy z dzieciństwa, ale zapewniam Cię, że znam takich ludzi, którzy mają podobnie. Jak cię w dzieciństwie pogryzł pies, to pewnie do końca życia będziesz się bała psów. Ale to nie o to chodzi, bo Drewniak to przecież postać w głowie Stasia, wyimaginowana. Mnie zastanawia inna kwestia-. Małecki tak pomieszał te światy, że w sumie to nie wiem, jak je oddzielić- bo kto zabił tego pijaka (wybacz,nie pamiętam jego imienia)? Jest jeszcze jedna, dość szalona hipoteza dotycząca Stasia- może to psychopata-morderca, który sobie wymyślił w postaci Drewniaka-czytaj, choroby psychicznej, alibi na swoje mordercze zapędy. Ale to już daleko idąca interpretacja, choć może być uzasadniona, tak jak szalony świat, który stworzył Małecki.
    Ad3. Ale jaki wpływ Conrada na Grzesia? Conrad miał wpływ na Stasia. Dla Grzesia to był tylko epizod w życiu. Fakt, jest szansa, że się zmieni, w końcu jest z porządną dziewczyną, ale niektórych "instynktów" nie da rady się pozbyć.
    A tak poza tym, to świetnie się to czyta. Wyobraźnia, napięcie, mnie to wciągnęło. Do tego tych bohaterów i tego świata nie można brać poważnie. Małecki puszcza do czytelnika oko, bawi się tymi postaciami, że aż czasami jest mi ich szkoda. Ale cóż. Przywilej zmyślacza :)
    P.S. Jak tylko się rozpocznie dyskusja na temat "Malowanego ptaka" postaram się dołączyć, choć książkę czytałam dawno.

    OdpowiedzUsuń
  6. Książką jest super. Czyta się jednym tchem i historia jest taka że po prostu nie da się od niej oderwac. Ja jestem po prostu zafascynowany kozłem drewniakiem :) Jak dla mnie "Dżozef" to jedna z lepszych pozycji na rynku polskich ksiązke ostatnimi czasy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mag -->

    1. Naiwnie wyszłam z założenia, że Maruda nawiązuje do Marlowa, tak jak Kurz do Kurtza. Niestety nie, moim zdaniem ta postać nic nie wnosi.
    2. Właśnie słowa "trauma" tu się obawiałam. Pogryzł mnie w dzieciństwie pies (nie boję się ich) ale to nie była trauma. Dla mnie trauma to coś znacznie poważniejszego. Rozumiem, że Stasio mógł być chory psychicznie - na to wskazuje prześladujący go do końca Drewniak, ale przecież ten człowiek normalnie funkcjonował w społeczeństwie, tylko stronił od kobiet. Chodził do szkoły, gdzie zresztą dobrze się uczył, pracował. To jest dla mnie jedna z niekonsekwencji.
    Pijak tak się przestraszył Drewniaka, że umarł.
    A Stasio myślał, że to tajemnicza moc Drewniaka.

    3. Moim zdaniem Conrad nie był tylko epizodem. Grzesiu ciągle mówi o zmianie życia, kupuje książkę Conrada (prawie umarłam ze śmiechu) i bierze się za redagowanie powieści Czwartego
    i mam wrażenie, że zamierza zostać pisarzem. Dlatego ten kij bejsbolowy całkowicie mi nie pasuje. A zwróciłaś uwagę, jaki czasopisma Grzesiu dostał od kumpla w szpitalu? Muscle&Fitness, CKM i uwaga! Przekrój. I to są drobiazgi, które mi nie pozwalają uwierzyć w przemianę duchową G.

    I czy dałaś się przestraszyć cofającej się ścianie? Bo ja - nie;). Z góry było wiadomo, że przynajmniej G. przeżyje.

    Jeszcze do paru rzeczy mogłabym się przyczepić, tylko po co?

    Dzięki za odpowiedź;)

    Anonimowy -->

    Czyta się świetnie, na pewno jest to coś świeżego na rynku czytelniczym, ale niestety Drewniak zaczął mnie z czasem bawić, a nie przerażać;). Był natomiast interesujący od strony plastycznej, jak i inne rzeźby S.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja czytałam "Dżozefa" i książka ta jest dla mnie dużym zaskoczeniem! Polecam! warto zajrzeć:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja uważa jednak że w Dżozefie wcale aż tyle tego conrada nie ma. Nie ma się co czepiać bo koniec końców książkę czyta się naprawde bardzo przyjemnie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja uważam, że każdy ma prawo do własnego zdania.

    Przyjemność czytania nie zawsze jest równoznaczna z wysoką jakością utworu;)

    OdpowiedzUsuń
  11. 1. Po co w ogóle w powieści pojawił się Maruda? Moim zdaniem nic nie wnosi do całości.

    A czy przypadkiem Grzesio nie spotyka pod koniec Marudy w szpitalu? Jak zachowuje się wtedy Maruda? Poznaje Grzesia w ogóle? Moim zdaniem to było bardzo istotne dla interpretacji tego, co się stało w szpitalu.

    2. Niewiarygodne jest dla mnie to, że dorosły człowiek nie może "wyrosnąć" z dziecięcych strachów (patrz Stasio).

    Sama nie wyrosłam z dziecięcych strachów, a Stachu przeżywał znacznie większe koszmary niż większość ludzi.

    3. I wreszcie rzekoma przemiana Grzesia - niby postanawia stać się lepszy, ale tuż po wyjściu ze szpitala brutalnie mści się na wrogach. I to ma być wpływ Conrada?

    Ja uważam, że tak właśnie miało być - czy Twoim zdaniem właściwe byłoby zakończenie z Grzesiem ulizanym na boczek i pędzącym do kościoła? Conrad wpływ miał na Stacha, dla Grzesia to był tylko impuls do zmiany - czy się zmienił, nie wiemy.

    OdpowiedzUsuń
  12. Wreszcie ktoś podjął rękawicę;)

    1. Oświeć mnie proszę, bo nadal nie widzę sensu. Podobnie jak w przypadku bezdomnego widzianego przez okno i później czytającego powieść Czwartego.

    2. OK, ja wyrosłam, więc może dlatego tak trudno mi to pojąć;) Wezmę poprawkę na innych.

    3. Tu się nie zgodzę - Grzesio tak mocno "główkuje" w szpitalu i postanawia zmienić swoje życie. Oznaką tego jest: nowa, raczej mądra dziewczyna, kupno powieści Conrada, zamieszkanie z dziewczyną, redagowanie powieści (przy okazji język G. również ewoluował). Dlatego właśnie kij bejsbolowy nie bardzo mi tu pasuje do całości.

    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  13. 1. Grzesio spotkał Marudę pod koniec pobytu w szpitalu, a Maruda go nie poznał. A więc postać Marudy miała pewnie posłużyć zasianiu niepewności, czy to, co się działo w szpitalu to w ogóle rzeczywistość czy może w całości majaki.

    2. Mamy uzgodnione :-)

    3. Mottem przewodnim twórczości Conrada było wymierzanie sprawiedliwości widzialnemu światu. Grzesio wymierzył sprawiedliwość światu, który go skrzywdził. Czy przemiana nie miała polegać na zerwaniu z fajtłapowatością i wzięciu spraw w swoje ręce? Moim zdaniem właśnie tak. Poza tym, nie róbmy z Conrada świętego Franciszka - przemiana conradowska nie musi polegać na staniu się eremitą i zamieszkaniu na słupie :-)

    OdpowiedzUsuń
  14. 1. Myślę, że niepewność tak czy owak została zasiana. Z drugiej strony - "trzeźwym" uczestnikiem dziwnych wydarzeń był również Kurz, czy można uznać że dwóm osobom śni/majaczy się to samo?;)) W przypadku fatamorgany jest to zdaje się możliwe, ale tu raczej nie;)

    3. A kto robi z Conrada świętego? Faktem pozostaje, że dużo kwestie sumienia były dla niego ważne i dlatego przemoc w wydaniu Grzesia w świetle jego ogólnej przemiany jest dla mnie zgrzytem. Zresztą całe to jego nowe życie jest dla mnie mocno naciągane. W tej kwestii niestety nie dam się przekonać;)

    OdpowiedzUsuń