W mroźny poranek staruszka Vica rusza w miasto. Uzbrojona w torbę pełną przetworów, reklamówek i skórek od chleba rozpoczyna swoją odyseję po Bukareszcie i niemal całym XX wieku. Odwiedziny u znajomych prowokują wspomnienia, przywołują duchy z przeszłości i tak oto przed oczami czytelnika niczym film przewija się historia Rumunii. Tu ujęcie z lat osiemdziesiątych, tam dłuższy fragment z 1916 roku, tu jeszcze przebitki z czasów powojennych. Biedna przez całe życie Vica także i w tej opowieści będzie musiała ustąpić miejsca szacownej rodzinie pani Ioaniu.
W powieści Adameşteanu bohaterów jest kilkunastu, główne role przypadły jednak kobietom. Mężczyźni są mało zaradni, chorzy, albo wręcz nieobecni, słowem - marny z nich pożytek. Co innego panie - manipulują i intrygują, to podczepiają się pod użytecznych wojskowych, to niewygodne znajomości przemilczają - byle przetrwać. I trwają. Niespełnione w miłości i macierzyństwie ciągną za sobą bagaż rozczarowań, bez jakichkolwiek perspektyw na odciążenie. Ceną przetrwania jest gorycz i samotność, relacje rodzinne oraz długoletnie przyjaźnie nie gwarantują niczego, za dużo w nich fałszu.
"Stracony poranek" napisany jest z rozmachem, niestety najwyraźniej przerósł on samą autorkę. Przegadanie doprowadziło do zburzenia niezłej konstrukcji książki i zmarnowania świetnych pomysłów fabularnych. Powieść zapowiadała się na historię jednego dnia z dłuższym przeskokiem do przeszłości, tymczasem akcję, moim zdaniem niepotrzebnie, poprowadzono dalej, tracąc w ten sposób możliwość na zgrabną klamrę. Polifoniczność była rewelacyjnym zabiegiem, co widać zwłaszcza w konfrontacji damsko-męskich potyczek, ale nie wiedzieć czemu, Adameşteanu pozbawiła głosu kilku ważnych panów. Gdyby nie braki formalne, byłaby to znakomita książka, w moim odczuciu skończyło się na książce takiej sobie. Tak czy owak dobrze było spotkać się z literaturą i historią rumuńską w jednym miejscu.
______________________________________________________________________________________
Gabriela Adameşteanu "Stracony poranek" tłum. Tomasz Klimkowski, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa, 2012
______________________________________________________________________________________
no to szkoda, że takie sobie, bo z pierwszych dwóch akapitów wyciągnęłam wniosek, że to coś, co bym chciała przeczytać... już od dłuższego czasu mam ochotę na coś z tamtych stron, może się skuszę na Filipa Floriana w takim razie?
OdpowiedzUsuń:)
bezszmer
UsuńJa właśnie też się w podobny sposób rozczarowałam.;) Ale nie sugeruj się moim marudzeniem, recenzji na razie jest mało, głównie pochlebne, nawet bardzo.
Floriana nie czytałam, wszystko przede mną.;) Z rumuńskiej lit. pamiętam za to dobrze Veteranyi.
no właśnie mnie ten florian kusi już jakiś czas :)
UsuńVeteranyi nie znam, rozejrzę się, dziękuję za podpowiedź!
Ależ nie ma za co.;) Ja dzięki Tobie zwrócę uwagę na Floriana.;)
UsuńJa także czytając początek twojej recenzji poczułam, że to książka dla mnie. Literatura rumuńska jest mi obca, z rzeczy które kojarzę, że czytałam na myśl przychodzi mi tylko "Fortepian we mgle"...
OdpowiedzUsuńKarolina
UsuńJa też czułam, że to książka dla mnie.;) Nie zrażaj się, daj Adamesteanu szansę.;)
Schlattner także przede mną, zraża mnie jedynie objętość jego książek.