Nie przesadzę pisząc, że książkę Mikołaja Grynberga czyta się jednym tchem. Historii o Holokauście były już tysiące, temat jest znany, a jednak wywiady zamieszczone w "Ocalonych z XX wieku" wciągają. Duża w tym zasługa formy, nie są to bowiem suche opowieści o życiu w ubiegłym stuleciu, ale prawdziwe rozmowy. Słychać w nich oryginalny język rozmówców, jest miejsce na dygresje i żarciki, nie brakuje ironii i łez. Opowieści są tak odmienne jak ich bohaterowie: pośród tragedii zdarzają się jaśniejsze akcenty, przez niektórych przemawia spokój i akceptacja losu, przez innych rozgoryczenie. Są tacy, którzy w ogóle nie wierzą w sens opowiadania o Holokauście, inni wręcz przeciwnie (i tych jest na szczęście większość) - są ogromnie wdzięczni za uwagę.
Jednym z najciekawszych dla mnie wątków okazał się stosunek rozmówców do Polski (wszyscy od dziesiątek lat mieszkają w Izraelu): czasem mówi się tu o ojczyźnie, za którą się tęskni, czasem o kraju-macosze, jeszcze gdzie indziej o Polsce jako adresie tymczasowym. Zaskakujące są opowieści o nowym życiu w Izraelu i braku zrozumienia ze strony tubylców: dla Polaków byli Żydami, dla Żydów - Polakami. Podobnych paradoksów można znaleźć w tych opowieściach więcej, o czym najlepiej przekonać się samemu. Książka zdecydowanie wyróżniająca się na tle innych holokaustowych publikacji dzięki swojej autentyczności. Duże brawa dla autora za pomysł i wykonanie, dobry słuchacz nie jest częstym zjawiskiem.
Galeria zdjęć: tutaj.
Wycinki z wypowiedzi:
Awiwa Maimon: Chciałabym, żeby pan mnie zrozumiał. Ja wyszłam z jednym wielkim bólem, że... ja nigdy nie byłam w obozie. [...] Czuję się taka winna, że ja tam nigdy nie byłam, że mi było lżej, że ja przeżyłam, a... a moja siostra nie. [str. 34]
Kuba Wodzisławski: My się strasznie baliśmy, ale nie tego, że oni nas zamordują. Myśmy się bali tego, że oni nas wezmą na gestapo i będą się pytać: "Dokąd chciałeś uciekać?", "Kto wiedział?" i takie inne. A tam to już byśmy byli kompletnie bezbronni, bo nas nie było stać na samobójstwo. [...] Nam się udało nazbierać tyle pieniędzy, żeby kupić jeden bochenek chleba na trzech i zabrać ze sobą na ucieczkę, ale na truciznę nas już nie było stać. [str. 83]
Samuel Willenberg: Mówiło się, że Żydów mordują. Ale jak pan żyje i panu powiedzą, że zaraz pana zamordują, to pan nie wierzy. Teraz to już pan jesteś mądry i pan wiesz, ale wtedy nikt w to nie mógł uwierzyć. Ze co, że zamordują cały pociąg? Niech pan pomyśli, my na wschód jechaliśmy, nie do Niemiec. [str. 122]
Mikołaj Grynberg: Pamięta pan tę łunę nad gettem?
Władek Kornblum: Oczywiście, że pamiętam. Miałem już dziesięć i pół roku, bo to było w kwietniu czterdziestego trzeciego. Najlepiej to pamiętam, jak przylatywały strzępy spalonych książek i jak spadały, to ja na nich widziałem resztki hebrajskich liter. Ja po prostu pamiętam fruwające spalone litery. Smutno mi było... bardzo smutno... w tych literach ja widziałem wszystko. [str. 155]
Stella Gold: Ja miałam wielką potrzebę mówić, ale nikt nie chciał o tym słuchać. Tu się budowało państwo, a nie rozpamiętywało niepowodzenia. Nie chcieli, to się zamknęłam i nie mówiłam wtedy, i do dzisiaj nie mówię. Nie chcę mówić. [str. 259]
Lusia Raubvogel: I nikt nas nie wołał do swojego towarzystwa. Oni chcieli nie wiedzieć, co myśmy przeżyli. To nie było modne. Lepiej było być kibucnikiem i bohaterem niż ocalonym. [str. 214]
_______________________________________________________________________________________
Mikołaj Grynberg "Ocaleni z XX wieku. Po nas nikt już nie opowie, najwyżej ktoś przeczyta...", Świat Książki, Warszawa, 2012
Ten wątek, że nikt nie chciał słuchać, pojawia się niemal zawsze - i to jest przerażające, chociaż pewnie po części zrozumiałe. Przez to jednak straciliśmy masę świadectw, masę szczegółów, bo cóż to za wspomnienia po 60 latach?:(
OdpowiedzUsuńI tak dobrze, że Amerykanie postanowili nagrywać świadectwa ofiar Holokaustu. Osobiście jestem zdania, że każdy człowiek zasługuje na podobny zapis biografii - to jest kopalnia wiedzy dla następnych pokoleń. Naturalnie świadkowie wydarzeń o światowej wadze to zupełnie inny kaliber, sprawy priorytetowe.
UsuńSwoją drogą dochodzę do wniosku, że niechęć do słuchania dowolnych przybyszów to dość "normalna" sytuacja. Pisał o tym m.in. Kundera w jednej ze swoich powieści - nikt nie chciał słuchać opowieści Odysa, wszyscy chcieli mu opowiadać, co się działo podczas jego nieobecności. To tylko powieść, ale odzwierciedla stan rzeczy - mam podobne obserwacje z życia. Sama dziadka też nie nękałam pytaniami, jak to w czasie wojny było. Inna rzecz, że byłam mała i wydawało mi się, że będziemy żyć jeszcze długo i czas na opowieści się znajdzie.
mówiłam Ci że przestanę do Ciebie zaglądać
OdpowiedzUsuńŻółta kartka!
:-P
Trochę się obawiałam, że to przeczytasz.;) Następna w kolejce jest książka, którą dobrze znasz, więc przynajmniej na chwilę się poprawię.;)
UsuńTo świetnie, że w nocie wydawcy walory tej książki nie zostały przejaskrawione - już sama zapowiedź brzmiała bardzo interesująco. Kolejna pozycja do przeczytania na pewno. Chyba podobnie jak Dea zacznę Ci wręczać żółte kartki. :)
OdpowiedzUsuńKsiążka Grynberga o Oświęcimiu też na pewno jest ciekawa.
No proszę, odezwała się koleżanka, która czyta same nudne książki.;) Litości, dziewczyny! Zresztą od dawna powtarzam, że czytanie blogów szkodzi.;)
UsuńA tak na serio: naturalnie już się rozglądam za poprzednią książką Grynberga. Na razie obejrzałam jego zdjęcia w sieci. Równie interesujące co jego pisarstwo.
oczywiście, że szkodzi! pozbawia czasu na czytanie samych książek :) liczba książek koniecznych do przeczytania rośnie zamiast maleć :) moja lista właśnie znów się powiększyła. Mikołaja Grynberga dopisuję do listy.
Usuńtak przy okazji: czytam właśnie "W kanałach Lwowa". Patrząc na filmową okładkę myślałam, że to będzie opowieść fabularyzowana, a ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu okazało się że ta książka ma formę dokumentu. I to bardzo dobrego dokumentu. Film (zwłaszcza obraz kinowy) mnie przeraża. Poczekam na DVD. Z książkami, choćby nie wiem jak potworne opowiadały historie, idzie mi łatwiej. Wyobraźnia mnie tak jednak nie przytłacza. Zawsze uda się znaleźć jakiś wentyl bezpieczeństwa...
Sempeanka
UsuńNiestety jest tak, jak piszesz: apetyt rośnie w miarę czytania książkowych blogów, a moce przerobowe wciąż takie same.;)
To dobra wiadomość a propos "Kanałów", jeśli trafią się kiedyś w bibliotece, na pewno wypożyczę. Masz rację - co innego oglądać okropieństwa, co innego o nich czytać. Wyobraźnią na szczęście można sterować, w kinie tylko zamknąć oczy.
Film Holland jest wg mnie produktem dla widowni amerykańskiej, za dużo w nim jak na mój gust hollywoodzkiego podejścia. Ale temat i role - znakomite. O wiele bardziej poruszyła mnie "Róża" Smarzowskiego.
Wahałam się, ale Twoja recenzja mnie przekonała, właśnie ją sobie zamówiłam. Jak przeczytam podzielę się na pewno wrażeniami, także zapraszam do mnie. Pozdrawiam! ;)
OdpowiedzUsuńSkoro tak, to b. mi miło. czekam na wrażenia.;)
Usuń