poniedziałek, 13 lutego 2012

Rachatłukum czyli ruda Olga


"Rachatłukum" Wolkersa jest jedną z najlepszych książek o miłości, jakie kiedykolwiek czytałam. To historia opowiedziana jednym tchem, w której buzują skrajne emocje. Wściekłość konkuruje ze smutkiem, rozgoryczenie sąsiaduje z tkliwością. Tu nie ma uczuć letnich i być może dlatego całość pozostawia czytelnika wymiętym, nie daje szybko o sobie zapomnieć.


Oto opowieść o atrakcyjnej Oldze, córce sklepikarzy i bezimiennym początkującym rzeźbiarzu. Jest namiętność, jest sztuka, jest zderzenie dwóch odmiennych światów. Z góry wiadomo, że problemy będą, narrator zresztą już w pierwszym zdaniu oznajmia, że dziewczyna go zostawiła. Rwanym tokiem, w dosadnych słowach, opowiada o swoim związku z rudą pięknością, któremu na drodze stanęły przesądy klasowe. Nieważne, że rzecz dzieje się w Holandii w latach 60-tych: niepokorny artysta nie zawsze mieści się w drobnomieszczańskim pojęciu poukładanego życia.

Romantyczności tu jak na lekarstwo, bohaterowie do sympatycznych nie należą, a jednak "Rachatłukum" jest piękną i przejmującą książką o miłości. Nie wzruszającą, ale właśnie przejmującą. Na tym chyba między innymi polega różnica między tanim melodramatem a dobrą historią miłosną. U Wolkersa jest coś jeszcze: maksimum treści w minimum objętości czyli cecha nie tak często spotykana w literaturze. Gorąco polecam.

______________________________________________________________________

Jan Wolkers "Rachatłukum", tłum. Andrzej Dąbrówka, Wyd. Iskry, Warszawa, 1990
______________________________________________________________________


21 komentarzy:

  1. ja Cie w końcu przestanę czytać!!!!!
    :-P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dea

      Wiesz, że to krótka rzecz i masz ją niemal pod ręką.;)
      Następne dwie notki będą o książkach takich sobie, więc czytaj śmiało.:)

      Usuń
  2. ...a ja chyba zacznę Cię czytać....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej czytać książki.;)
      Dzięki za miłe słowa.

      Usuń
  3. Rachatłukum, uwielbiam to słowo!Z literatury holenderskiej chyba jeszcze nic nie czytałam. Jak znajdę, nie omieszkam poznać tę książeczkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnesto

      U mnie ta lektura wzięła się ze słabej znajomości lit. holenderskiej właśnie.;)
      Rachatłukum to niezwykłe słowo, jakże inne od Turkish delight.;)

      Usuń
  4. no to mnie zaciekawiłaś szalenie- jeśli prawdą jest co piszesz (dobra, dobra, droczę się ;) to ta książka ma w sobie wszystkie cechy, które lubię. A jeszcze do tego ten tytuł...bierę do czytania, jak mówisz,ze krótka, to znajdę i szybko łykne :) A dziękować za rekomendację będę po przeczytaniu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mag

      Książkę przeczytałam jednym ciurkiem. Uprzedzam, że pierwszy rozdział może być mylący.;)

      Usuń
    2. Wylecę z pracy za to potajemne drukowanie :)))) Dzięi- zabieram się do lektury :)

      Usuń
  5. Przeczytałam 30 stron...masakra! Toż to jest porno w czystej postaci! Muszę to odłożyć, bo Mirony do mnie przyszły i mam ponad 1200 stron Białoszewskiego :) Ale chyba wrócę do tej książki, choć język mnie strasznie drażni, nie lubię takiego wulgarnego stylu, choć Gretkowską i Jelinek łykam jednym łykiem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mag

      To głównie pierwszy rozdział jest rodem z Henry Millera.;) Później tonacja się zmienia.
      Czy to znaczy, że odpowiada Ci wulgarność tylko w wydaniu damskim?;)

      Usuń
  6. Dziękuję za przypomnienie tej książki, czytałam ją ponad 10 lat temu i wtedy bardzo mi się podobała. Koniecznie chciałabym do niej wrócić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że nie jestem osamotniona w swoim zachwycie.;) Moim zdaniem to kawał dobrej literatury.

      Usuń
  7. Jedna z moich ulubionych, wlasnie grzebalam na jej temat w internecie i tak trafilam na Twoj blog. Po raz pierwszy przeczytalam jakies 10 lat temu, ale niedawno wrocilam po raz kolejny. Dla mnie jest nie tylko jak mowisz przejmujaca, ale tez wlasnie wzruszajaca, ja przy niej plakalam. Swietny tekst, czyta sie jednym tchem i taka autentyczna, wyjatkowa.
    pozdrawiam
    Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ola

      Tak, ta książka może być jedną z ulubionych. Na pewno zostawia w pamięci trwały ślad, bo to mocna proza. I zgodzę się z Tobą, że jest wyjątkowa.
      Pozdrawiam serdecznie.;)

      Usuń
  8. Ja podobnie - trafiłam na Twój blog szukając więcej informacji o Rachatłukum, którą właśnie skończyłam czytać.
    Z podobnym rodzajem narracji spotkałam się u Charlesa Bukowskiego, który ostatnio bardzo mi przypadł do gustu. Dla mnie Rachatłukum to opowieść o tym, jak to jest być szczęśliwym (często nie wiedząc o tym) i jak to jest, gdy to szczęście się traci.
    W pamięć szczególnie zapadło mi podsumowanie sytuacji przez przyjaciela głównego (bezimiennego) bohatera, po odejściu Olgi: "Byliście ze sobą cholernie szczęśliwi, i to się po prostu skończyło".
    PS. Gratuluję bloga.
    meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Meg

      Narracja jest podobna u Bukowskiego, jednak podejście do tematu inne.;) U Wolkersa widzę b. intensywne uczucia (co mi się najbardziej w tej powieści podobało), u Bukowskiego - raczej zmęczenie życiem, uciekanie od komplikujących życie sytuacji. Może bohater Wolkersa 20 lat później miałby podobne ciągoty.;)
      Zgadzam się, Rachatłukum to rzecz o szczęściu docenionym po stracie, co często wszak się zdarza.;(
      Dziękuję za miłe słowa.

      Usuń
  9. Przeczytałam ponad dwadzieścia lat temu, a potem wracałam kilkakrotnie. Jedna z bardziej - owszem, "przejmujących" to dobry epitet - książek o miłości, jakie czytałam, choć trzeba było zrazu pewnej odporności, gdyż, istotnie, nie jest w stylu "buzi... oranżadki":) No i forma - faktycznie "jednym tchem". Strumień świadomości zmieszczony w jednym akapicie. Mocna rzecz. Piękna rzecz.
    Hendryk Ament

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to książka, która długo pozostaje w pamięci. Pisana "bebechami" i zapewne dzięki temu narratorowi wierzy się. I masz rację pisząc, że "Rachatłukum" wymaga pewnej odporności.;)

      Usuń