poniedziałek, 20 lutego 2012

Ocaleni z XX wieku

Nie przesadzę pisząc, że książkę Mikołaja Grynberga czyta się jednym tchem. Historii o Holokauście były już tysiące, temat jest znany, a jednak wywiady zamieszczone w "Ocalonych z XX wieku" wciągają. Duża w tym zasługa formy, nie są to bowiem suche opowieści o życiu w ubiegłym stuleciu, ale prawdziwe rozmowy. Słychać w nich oryginalny język rozmówców, jest miejsce na dygresje i żarciki, nie brakuje ironii i łez. Opowieści są tak odmienne jak ich bohaterowie: pośród tragedii zdarzają się jaśniejsze akcenty, przez niektórych przemawia spokój i akceptacja losu, przez innych rozgoryczenie. Są tacy, którzy w ogóle nie wierzą w sens opowiadania o Holokauście, inni wręcz przeciwnie (i tych jest na szczęście większość) - są ogromnie wdzięczni za uwagę.

Jednym z najciekawszych dla mnie wątków okazał się stosunek rozmówców do Polski (wszyscy od dziesiątek lat mieszkają w Izraelu): czasem mówi się tu o ojczyźnie, za którą się tęskni, czasem o kraju-macosze, jeszcze gdzie indziej o Polsce jako adresie tymczasowym. Zaskakujące są opowieści o nowym życiu w Izraelu i braku zrozumienia ze strony tubylców: dla Polaków byli Żydami, dla Żydów - Polakami. Podobnych paradoksów można znaleźć w tych opowieściach więcej, o czym najlepiej przekonać się samemu. Książka zdecydowanie wyróżniająca się na tle innych holokaustowych publikacji dzięki swojej autentyczności. Duże brawa dla autora za pomysł i wykonanie, dobry słuchacz nie jest częstym zjawiskiem.

Galeria zdjęć: tutaj.


Wycinki z wypowiedzi:

Awiwa Maimon: Chciałabym, żeby pan mnie zrozumiał. Ja wyszłam z jednym wielkim bólem, że... ja nigdy nie byłam w obozie. [...] Czuję się taka winna, że ja tam nigdy nie byłam, że mi było lżej, że ja przeżyłam, a... a moja siostra nie. [str. 34]

Kuba Wodzisławski: My się strasznie baliśmy, ale nie tego, że oni nas zamordują. Myśmy się bali tego, że oni nas wezmą na gestapo i będą się pytać: "Dokąd chciałeś uciekać?", "Kto wiedział?" i takie inne. A tam to już byśmy byli kompletnie bezbronni, bo nas nie było stać na samobójstwo. [...] Nam się udało nazbierać tyle pieniędzy, żeby kupić jeden bochenek chleba na trzech i zabrać ze sobą na ucieczkę, ale na truciznę nas już nie było stać. [str. 83]

Samuel Willenberg: Mówiło się, że Żydów mordują. Ale jak pan żyje i panu powiedzą, że zaraz pana zamordują, to pan nie wierzy. Teraz to już pan jesteś mądry i pan wiesz, ale wtedy nikt w to nie mógł uwierzyć. Ze co, że zamordują cały pociąg? Niech pan pomyśli, my na wschód jechaliśmy, nie do Niemiec. [str. 122]

Mikołaj Grynberg: Pamięta pan tę łunę nad gettem?
Władek Kornblum: Oczywiście, że pamiętam. Miałem już dziesięć i pół roku, bo to było w kwietniu czterdziestego trzeciego. Najlepiej to pamiętam, jak przylatywały strzępy spalonych książek i jak spadały, to ja na nich widziałem resztki hebrajskich liter. Ja po prostu pamiętam fruwające spalone litery. Smutno mi było... bardzo smutno... w tych literach ja widziałem wszystko. [str. 155]

Stella Gold: Ja miałam wielką potrzebę mówić, ale nikt nie chciał o tym słuchać. Tu się budowało państwo, a nie rozpamiętywało niepowodzenia. Nie chcieli, to się zamknęłam i nie mówiłam wtedy, i do dzisiaj nie mówię. Nie chcę mówić. [str. 259]

Lusia Raubvogel: I nikt nas nie wołał do swojego towarzystwa. Oni chcieli nie wiedzieć, co myśmy przeżyli. To nie było modne. Lepiej było być kibucnikiem i bohaterem niż ocalonym. [str. 214]


_______________________________________________________________________________________

Mikołaj Grynberg "Ocaleni z XX wieku. Po nas nikt już nie opowie, najwyżej ktoś przeczyta...", Świat Książki, Warszawa, 2012


10 komentarzy:

  1. Ten wątek, że nikt nie chciał słuchać, pojawia się niemal zawsze - i to jest przerażające, chociaż pewnie po części zrozumiałe. Przez to jednak straciliśmy masę świadectw, masę szczegółów, bo cóż to za wspomnienia po 60 latach?:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak dobrze, że Amerykanie postanowili nagrywać świadectwa ofiar Holokaustu. Osobiście jestem zdania, że każdy człowiek zasługuje na podobny zapis biografii - to jest kopalnia wiedzy dla następnych pokoleń. Naturalnie świadkowie wydarzeń o światowej wadze to zupełnie inny kaliber, sprawy priorytetowe.

      Swoją drogą dochodzę do wniosku, że niechęć do słuchania dowolnych przybyszów to dość "normalna" sytuacja. Pisał o tym m.in. Kundera w jednej ze swoich powieści - nikt nie chciał słuchać opowieści Odysa, wszyscy chcieli mu opowiadać, co się działo podczas jego nieobecności. To tylko powieść, ale odzwierciedla stan rzeczy - mam podobne obserwacje z życia. Sama dziadka też nie nękałam pytaniami, jak to w czasie wojny było. Inna rzecz, że byłam mała i wydawało mi się, że będziemy żyć jeszcze długo i czas na opowieści się znajdzie.

      Usuń
  2. mówiłam Ci że przestanę do Ciebie zaglądać
    Żółta kartka!
    :-P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę się obawiałam, że to przeczytasz.;) Następna w kolejce jest książka, którą dobrze znasz, więc przynajmniej na chwilę się poprawię.;)

      Usuń
  3. To świetnie, że w nocie wydawcy walory tej książki nie zostały przejaskrawione - już sama zapowiedź brzmiała bardzo interesująco. Kolejna pozycja do przeczytania na pewno. Chyba podobnie jak Dea zacznę Ci wręczać żółte kartki. :)
    Książka Grynberga o Oświęcimiu też na pewno jest ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę, odezwała się koleżanka, która czyta same nudne książki.;) Litości, dziewczyny! Zresztą od dawna powtarzam, że czytanie blogów szkodzi.;)
      A tak na serio: naturalnie już się rozglądam za poprzednią książką Grynberga. Na razie obejrzałam jego zdjęcia w sieci. Równie interesujące co jego pisarstwo.

      Usuń
    2. oczywiście, że szkodzi! pozbawia czasu na czytanie samych książek :) liczba książek koniecznych do przeczytania rośnie zamiast maleć :) moja lista właśnie znów się powiększyła. Mikołaja Grynberga dopisuję do listy.

      tak przy okazji: czytam właśnie "W kanałach Lwowa". Patrząc na filmową okładkę myślałam, że to będzie opowieść fabularyzowana, a ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu okazało się że ta książka ma formę dokumentu. I to bardzo dobrego dokumentu. Film (zwłaszcza obraz kinowy) mnie przeraża. Poczekam na DVD. Z książkami, choćby nie wiem jak potworne opowiadały historie, idzie mi łatwiej. Wyobraźnia mnie tak jednak nie przytłacza. Zawsze uda się znaleźć jakiś wentyl bezpieczeństwa...

      Usuń
    3. Sempeanka

      Niestety jest tak, jak piszesz: apetyt rośnie w miarę czytania książkowych blogów, a moce przerobowe wciąż takie same.;)

      To dobra wiadomość a propos "Kanałów", jeśli trafią się kiedyś w bibliotece, na pewno wypożyczę. Masz rację - co innego oglądać okropieństwa, co innego o nich czytać. Wyobraźnią na szczęście można sterować, w kinie tylko zamknąć oczy.
      Film Holland jest wg mnie produktem dla widowni amerykańskiej, za dużo w nim jak na mój gust hollywoodzkiego podejścia. Ale temat i role - znakomite. O wiele bardziej poruszyła mnie "Róża" Smarzowskiego.

      Usuń
  4. Wahałam się, ale Twoja recenzja mnie przekonała, właśnie ją sobie zamówiłam. Jak przeczytam podzielę się na pewno wrażeniami, także zapraszam do mnie. Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń