poniedziałek, 3 grudnia 2012

Obiad à la Lew Tołstoj

— Książę pan pozwoli tutaj, tutaj nikt nie będzie przeszkadzał — zapraszał najbardziej nadskakujący, blady, stary Tatar o szerokich biodrach i rozwiewających się nad nimi połach fraka. — Służę waszej ekscelencji — zwrócił się do Lewina, starając się na znak respektu dla Obłońskiego traktować jak najuprzejmiej także i jego gościa.
Położył w mgnieniu oka świeży obrus na już nakryty obrusem okrągły stolik pod kinkietem z brązu, przysunął obite aksamitem krzesła, po czym z serwetką i kartą w ręku stanął przed Obłońskim, oczekując zleceń.
— Gdyby książę pan życzył sobie, zaraz będzie wolny osobny gabinet. Książę Golicyn zajmuje go z damą. Dostaliśmy świeże ostrygi.
— A, ostrygi...
Stiepan Arkadjicz zamyślił się.

źródło zdjęcia

— A może by zmienić plan, co, Kostia? — rzekł wreszcie, kładąc palec na jadłospisie. Na twarzy jego odmalowała się poważna rozterka. — Czy aby dobre są te wasze ostrygi? Powiedz no bez blagi.
— Flensfourskie, proszę księcia pana, ostendzkich nie ma.
— Niechże będą i flensburskie, ale czy świeże?
— Wczoraj dostaliśmy.
— Więc jak? Może by zacząć od ostryg, a potem już zmienić cały plan? Co?
— Wszystko mi jedno. Wolałbym kapuśniak i kaszę. Ale oni tego tu nie mają.
— Kasza a la rius*, do usług? — zapytał Tatar pochylając się nad Lewinem jak niańka nad dzieckiem.
— Nie, bez żartów, zgodzę się na to, co ty wybierzesz. Ślizgałem się i chce mi się jeść. Tylko nie myśl — dodał Lewin spostrzegając na twarzy Obłońskiego wyraz niezadowolenia — że nie potrafię ocenić twojego wyboru. Z przyjemnością zjem coś dobrego.
— Ma się rozumieć! Bądź co bądź jest to jedna z rozkoszy życia — odpowiedział Stiepan Arkadjicz. — Daj nam więc, bracie, ostryg ze dwa, nie, to za mało, ze trzy dziesiątki, zupę z jarzyn...
Prentanier** — podchwycił Tatar. Obłoński jednak nie chciał widocznie sprawić kelnerowi satysfakcji i nazywać potraw po francusku.
— Z jarzyn, rozumiesz? Następnie turbot w gęstym sosie, rozbef, ale uważaj, żeby był dobry. Potem jeszcze kapłony i jakiś kompot.
Kelner, który przypomniał sobie, że Stiepan Arkadjicz nigdy nie nazywa potraw według francuskiego menu, przestał je za nim powtarzać; natomiast dla własnej satysfakcji powtórzył całe zamówienie według karty: sup prentanier, tiurbo sos bomarsze, pulard a lestragą, maseduan de friui*** — po czym natychmiast, jak na sprężynach, położył jeden spis w oprawie i chwytając drugi — kartę wiń — podał go Obłońskiemu.

źródło zdjęcia

— A co będziemy pili?
— Co każesz, byle niedużo... Choćby szampana — powiedział Lewin.
— Jak to? Na początek? A zresztą, może masz rację. Lubisz z białą kapslą?
Kasze blan**** — podchwycił Tatar. .
— Podaj więc to z białą kapslą do ostryg, a potem zobaczymy.
— Słucham księcia pana. A jakie wino stołowe?
— Podaj Nuits, nie, lepiej klasyczne Chablis.
— Słucham księcia pana. Czy podać ser? Ten co zwykle? — Tak, parmezan A może ty wolisz inny?
— Nie, wszystko mi jedno — odrzekł Lewin nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu.
Tatar o rozwianych połach wybiegł i po pięciu minutach powrócił z półmiskiem pełnym otwartych ostryg na perłowych muszlach i z butelką, którą trzymał w palcach.
Obłoński zmiął nakrochmaloną serwetkę, wsunął ją sobie za kamizelkę -i wygodnie oparłszy ręce, zabrał się do ostryg.
— O, wcale, wcale niezłe — chwalił wydzierając srebrnym widelczykiem mlaskające małże z ich perłowych muszli i połykając jedne po drugich. — Wcale niezłe — powtarzał podnosząc wilgotne, błyszczące oczy na przemian to na Lewina, to na Tatara…
Lewin jadł ostrygi, chociaż bardziej smakowała mu bułka z serem, ale z przyjemnością patrzył na Obłońskiego.
Nawet i Tatar, odkorkowawszy butelkę i rozlewając pieniące się wino w złocone, cienkie kieliszki, z widocznym uśmiechem zadowolenia poprawiał swój biały krawat i zerkał na Stiepana Arkadjicza.
— A ty? Może nie bardzo lubisz ostrygi? — zapytał Lewina wychylając wino. — Albo może masz jakie troski? Co?



*************************
A la rius – a la russe: po rosyjsku (zniekształcone)
Prentanier – printanière: jarzynowa
Sup prentanier… - Soupe printanière...: zupa jarzynowa, turbot w sosie Beaumarchais, pularda w estragonie, krem owocowy
Kasze blan – cachet blanc: biała kapsla

___________________________________________________________________________________

Lew Tołstoj „Anna Karenina”, tłum. Kazimiera Iłłakowiczówna, Świat Książki, Warszawa 1997 s. 58
___________________________________________________________________________________


62 komentarze:

  1. ostrygi? nie, dziękuję. poproszę za to kapuśniak i kaszę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja chętnie spróbowałabym ostryg.;) Ale pularda w estragonie też może być, lubię tę przyprawę.

      Usuń
    2. Ja już próbowałam, smakowały jak woda z morza ;)

      Usuń
    3. Taka trochę galaretowata woda z morza, prawda?;) Tak sobie je wyobrażam, dlatego wolałabym sprawdzić.;)

      Usuń
    4. dokładnie :)
      pewnie, samemu sprawdzić zawsze trzeba, a może Ci będzie smakować? moim znajomym aż się uszy trzęsły, tak zajadali!

      Usuń
    5. Aż takiego szału nie spodziewam się, ostatnio nawet w rybach przeszkadza mi zapach morza.;( Ale kto wie, w dobrym towarzystwie i miłej scenerii i woda z morza może smakować jak nektar.;)

      Usuń
  2. Pularda w estragonie pour moi, s'il vous plaît :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda?;) Drób i estragon to cudne połączenie.

      Usuń
    2. Ciekawe, czy pulardy jeszcze występują w przyrodzie, czy trzeba się kontentować banalnym kurczakiem:)

      Usuń
    3. Też mnie to nurtuje. Może znalazłoby się stadko na fermach prowadzonych z myślą o delikatnych podniebieniach?

      To apetyczne zjawisko chyba już na zawsze będzie kojarzyło mi się z książkami Dumas, bodaj w "Trzech muszkieterach" ktoś się raczył pulardą.

      Usuń
    4. Pularda chyba równie literacka jak bażant i kuropatwa:) Literacka pularda u Boya:http://www.zbaszyn.com/poezja/zelenski_boy/stefania.htm

      Usuń
    5. O tak, "ty stara pulardo" zdarzało mi się gdzieś spotkać w powieściach.;)
      I nie zapominajmy o kapłonach.;)

      Usuń
    6. Kapłony to u Sienkiewicza lubili:)) "Boś wasza książęca mość skrupułami nadziany jak pieczony kapłon kaszą"

      Usuń
    7. Kapłon z kaszą może być niezły. Zwłaszcza w towarzystwie pieczonych jabłek.;)
      Znalazłam: Zajmował on poczesne miejsce na stołach bardziej i mniej zamożnej szlachty szczególnie z regionu Mazowsza: „Obiad składał się zawsze co najmniej z sześciu potraw. Zaczynał się od rosołu lub zupy z piwa, potem szło mięso wołowe, kapłon z kluseczkami” (Kozłowski F., „Dzieje Mazowsza”, Warszawa 1858)

      Usuń
    8. Ćwierciakiewiczowa jest radykalna: „Aby kapłony dwuletnie skruszały zaraz po zabiciu, trzeba wypatroszyć i wpuścić razem z pierzem na 24 godzin do studni, przywiązując naturalnie na sznurku do wbitego w górze gwoździa. To samo zastosować można do indyków i starych perliczek.” http://www.koneserzy.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=162&Itemid=17

      Usuń
    9. Radykalna to mało powiedziane. Opis jest pełen przemocy, czyta się go jak kryminał kulinarny.;)

      Usuń
    10. Przemoc dla pożytku podniebienia. To już chyba było cytowane kiedyś, ale przypomnę: „Indyki, kury, perlice, gdy potrzeba, aby prędko skruszały, utopić żywcem w zimnej wodzie, zostawiając w niej całą godzinę”.

      Usuń
    11. A przecież można było napisać: żywe zanurzyć w wodzie i pozostawić w niej na godzinę.;) Chyba zajrzę do tego horroru dla kucharek.;)

      Usuń
    12. A jakby ktoś nie zanurzył z łebkiem? Cały obiad zmarnowany :P

      Usuń
    13. Znaczy się: łebek na wierzchu, reszta w wodzie?;) Fakt, ptaszę mogłoby nie skruszeć, co najwyżej zmarznąć.;)

      Usuń
    14. Przeziębiony drób mógłby być szkodliwy, nawet po upieczeniu :)

      Usuń
    15. Ptasia grypa murowana.;)
      Przyznam, że kruszenie w samej wodzie to dla mnie nowość. Z dodatkiem przypraw, octu itp. - to już inna bajka.

      Usuń
    16. A nie mylisz kruszenia z marynowaniem? Bo to chyba nie to samo: http://portalkucharski.pl/artykuly/szczegoly/54/Dlaczego-mieso-powinno-skruszec-i-jakie-wowczas-zachodza-w-nim-przemiany

      Usuń
    17. Spoko, spoko - kruszenie jeszcze odróżniam.;) Najczęściej słyszę o kruszeniu w powietrzu, może nie te przepisy czytam.;)

      Usuń
    18. Ta, świąteczny zając wiszący na każdym balkonie:))

      Usuń
    19. W mojej okolicy łatwiej o kruszejącą na balkonie zeszłoroczną choinkę niż zająca.;(

      Usuń
    20. U nas o jakiegoś wystraszonego na łące:P Pozostaje skruszony (skruszały?) drób sklepowy:)

      Usuń
    21. I skruszony konsument zajadający się mięsiwem.:)

      Usuń
    22. Można mięsiwem w warzywach, wtedy wyrzuty sumienia mniejsze:)

      Usuń
    23. Albo z kaszą a la russe.;)

      Usuń
    24. Ciekawe, czy to gryczana, czy jęczmienna :)

      Usuń
    25. U Rosjan podobno gryczana wiedzie prym.

      Usuń
    26. No właśnie wydawało mi się, że jęczmienna:) Czy jest na sali znawca kuchni rosyjskiej?

      Usuń
    27. Po wpisaniu do wyszukiwarki kuchnia+rosyjska+kasza znalazłam najwięcej odniesień do gryczanej, ale może to kwestia ustawień.
      Jest jeszcze pęczak i jaglana.;)

      Usuń
    28. U Ciebie też? A już się bałam, że wielki brat czuwa.;)
      Cóż, trzeba poczytać Tołstoja i innych, może coś się wyjaśni.

      Usuń
    29. Obawiam się, że wszędzie będzie kasza kasza, bez wchodzenia w subtelności.

      Usuń
    30. Możliwe. Jeśli Tołstoj jadał tylko jeden typ kaszy, nie musiał bawić się w niuanse.;)

      Usuń
    31. Jeśli jadał więcej, to też nie musiał. Chleb to chleb, kasza to kasza.

      Usuń
    32. A miałem nie czytać. Dobrze, że to tylko 24 minuty :D

      Usuń
    33. Przynajmniej ślinianki już są dobrze przygotowane.;)

      Usuń
    34. Już wiem, co mi się dzisiaj przez Was przyśni: mlaskające ostrygi i zbiorowe mordy na perliczkach-seniorkach. :)
      Swoją drogą wyobrażam sobie, jak czuł się ktoś, kto przypadkiem wyciągnął ze studni taką kruszejącą drobiową niespodziankę. :]

      Usuń
    35. Mam nadzieję, że w studniach nie kruszały.;) Może w jakimś cebrzyku dobrze strzeżonym?;)
      Tak się zasugerowałam opisem, że wczoraj jadłam i pęczak, i kaszę jaglaną.;)

      Usuń
    36. Według Ćwierciakiewiczowej (cytat przytoczony przez Zacofanego w lekturze) tam właśnie kruszały. :)
      Opis Tołstoja bardzo działa na wyobraźnię, wcale Ci się nie dziwię. :)

      Usuń
    37. Naprawdę w studni? Nie jestem przeczulona na punkcie higieny, ale to już przesada.;(
      W pracy też dzisiaj zajadałam się jaglaną.;) Po części to zasługa momarty, która wspominała o niej przy okazji innego wpisu kulinarnego.

      Usuń
    38. Uprzejmie donoszę, że kapłony (chapon) nadal jada się we Francji. Nie wiem, co z pulardą :(

      Usuń
    39. Dziękuję za informację, nie ma to jak dane z pierwszej ręki.;)
      Pulardy hoduje się w Polsce (tak później wyczytałam), więc może we Francji również? W kraju takich smakoszy...

      Usuń
  3. Aniu, opis zachwycający, ale bardzo mnie zaskoczył. Zawsze wyobrażałam sobie Tołstoja jako piewcę życia prostego i zgodnego z naturą, a okazał się kulinarnym koneserem. :) A Tatar podający dania francuskie i parmezan to wręcz perwersja. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też się Tołstoj kojarzy z prostotą, ale w ww. fragmencie widać zamysł autora: zepsuty moralnie Obłoński jest mało "rosyjski" w porównaniu ze swojskim Lewinem, którego Tołstoj najwyraźniej darzył dużą sympatią - użyczył mu nawet własnego imienia.;)
      Pomysł z Tatarem serwującym modne dania jest przedni. Niewiele zmieniło się od tamtych czasów.;)

      Usuń
    2. To prawda, Lewin woli bułkę z serem niż ostrygi, ale pogodnie obserwuje kulinarną orgię Obłońskiego. :)
      W filmie podobało mi się to, że jako Rosjanie występowali przedstawiciele różnych narodowości, np. bratowa Lewina.

      Usuń
    3. Lewin u Wrighta jest zupełnie inny niż ten w T. Studio. Bohater Zbrojewicza był przede wszystkim starszy i zgorzkniały.
      O tak, również zwróciłam na nią uwagę. Chociaż w tak dużym kraju jak Rosja na pewno znalazłyby się b. śniade osoby, tyle że ze skośnymi oczami.

      Usuń
    4. Kilka egzotycznych osób mignęło w tle i wydaje mi się, że to jest prawdziwy obraz tamtej Rosji.

      Usuń
    5. Sugerujesz potomków cudzoziemców? Myślę, że mogło być tak, jak piszesz. Najlepszy przykład - Puszkin (choć żył wcześniej).

      Usuń
    6. Raczej mieszkańców krain na rubieżach Rosji. Mignął mi ktoś o rysach mongolskich, a bratowa Lewina była chyba Ormianką? To znaczy aktorka grająca jej rolę.

      Usuń
    7. Niestety nie mam pojęcia, czy bratowa Lewina była Ormianką, ale być może niedługo dowiem się czegoś więcej na ten temat.;)
      Natomiast aktorka grająca ww. postać przypominała wg mnie Mulatkę, jej nazwisko (Chatterjee) wskazuje tymczasem na hinduskie pochodzenie. Co za mieszanka!;)

      Usuń
  4. Anna K. jak ostrygi, nigdy nie próbowana. Wot ciekawość. Anny większa ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaryzykuję stwierdzenie, że "Anna Karenina" smakuje lepiej niż ostrygi.;)

      Usuń
  5. Nie będę Was dziś czytać, bom przeszła na dietę i kiszki mi marsza grają:( Choć akurat nie na myśl o ostrygach - próbowałam i nie jestem fanką. A dodam, że jadłam bardzo świeże, w restauracji mającej własną hodowlę.
    Widzę, że chęć przeczytania Anny Kareniny zatacza coraz szersze kręgi. Może urządzimy jakieś zawody w czytaniu symultanicznym?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli póki co, zwolenników ostryg brak.;)
      Tak, chęć przeczytania AK zatacza coraz szersze kręgi. Do zawodów nie stanę, bo szkoda smaczków, ale z pewnością chętnie za jakiś czas o powieści porozmawiam.;)

      Usuń
  6. "Tak samo w tej chwili wydaje mi się dziwaczne, że podczas gdy my, wieśniacy, staramy się zaspokoić głod jak najprędzej, by móc wykonać swoją robotę, my tutaj z tobą usiłujemy jak najdłużej się nie najeść i dlatego jemy ostrygi".
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest. Są ludzie, którzy jedzą, aby żyć, inni natomiast żyją, aby żyć.;)

      Usuń