„Dziennik czasu okupacji” był dla mnie podwójną niespodzianką. Po pierwsze, trafił do mnie zupełnie nieoczekiwanie; po drugie, mimo głębokiej niechęci do polityki i bardzo powierzchownej wiedzy o Palestynie, wciągnął mnie bez reszty. A to stąd, że Raja Shehadeh odkrywa przed czytelnikiem rzeczywistość wykraczającą poza zwyczajowe migawki z mediów, takie jak kolejki w punktach kontrolnych, ciągnące się kilometrami wysokie mury, wzgórza upstrzone białymi domami, smutne twarze Palestyńczyków. Shehadeh jest również smutny, przede wszystkim jest jednak zmęczony i zniechęcony polityką Izraela i własnego kraju.
Nie ma czemu się dziwić. Zapiski z okresu 2009-2011 dobitnie pokazują, że codzienne życie na Zachodnim Brzegu wymaga ogromnych pokładów cierpliwości i pokory. Dojazd do Jerozolimy oznacza uciążliwe i czasochłonne kontrole, podróż dłuższymi i gorszymi drogami, być może także ataki ze strony osadników. Na terenach podległych Autonomii Palestyńskiej wcale nie jest lepiej, jako że okupanci wprowadzają coraz więcej ograniczeń, uprzykrzających życie Palestyńczykom. Pod dowolnymi, często absurdalnymi pretekstami, wysiedlają właścicieli ziemi, zmniejszają dostawy prądu i wody, niszczą pola uprawne albo zakazują remontów domów, aby później przejąć je za bezcen.Rugowanie języka arabskiego z urzędów, zakazy obchodzenia świąt czy brak zgody na wizyty ludzi nauki i kultury to inne przykłady represjonowania społeczności palestyńskiej.
Autor "Dziennika..." nie jest na szczęście fanatykiem, który na każdym kroku doszukuje się przejawów niegodziwości popełnianych przez Izraelczyków. Jest realistą i potrafi trzeźwo ocenić dążenia swoich rodaków, także te niepożądane. Dostrzega niebezpieczeństwo kryjące się w hasłach radykałów, jest zaniepokojony pogłębiającym się podziałem społeczeństwa i coraz większą dominacją islamistów nad świeckimi liberałami. Pod znakiem zapytania staje ustalenie jednolitej polityki krajowej, co z kolei odsuwa w czasie, jeśli nie niweczy, możliwość porozumienia z Izraelem. Shehadeh, prawnik i obrońca praw człowieka z wieloletnim stażem, jest zbyt doświadczony, aby mieć nadzieję na Arabską Wiosnę nad Jordanem.
Jakkolwiek trudno żyje się Arabom na Zachodnim Brzegu, jest
miejsce i czas na małe przyjemności: wyjścia na imprezy kulturalne, uprawianie
drzewek oliwnych czy sączenie wina o zachodzie słońca. Albo na czytanie
młodzieńczego pamiętnika matki i wspominanie dawnej świetności rodziny i kraju.
„Dziennik…” nie napawa optymizmem, ale wyraźnie daje się odczuć, że pisał go
człowiek szczerze oddany swojemu krajowi i zdeterminowany żyć godnie wbrew
niesprzyjającym okolicznościom. Jego notatki są tym bardziej cenne, że pokazują
konflikt palestyńsko-izraelski z perspektywy strony okupowanej, co wciąż należy
do rzadkości. Nadzwyczaj frapująca lektura.
_______________________________________
tłum.:
Anna Sak
Wydawnictwo
Karakter, Kraków 2014
O proszę, wczoraj czytałem recenzję tej książki i bardzo mnie ona zainteresowała. Twój tekst potwierdza moje przypuszczenia, że czytelnik może spodziewać się wartościowej oraz ciekawej lektury, która dogłębniej naświetli problem palestyńsko-żydowski, w mediach prezentowany głównie przy okazji kolejnych zamachów, spięć, starć, etc. A przecież to właśnie codzienność, ta zwykła, szara, niekiedy wręcz nudna, a przez to pomijana, dostarcza najwięcej rzetelnego materiału :)
OdpowiedzUsuńKsiążka jest dla mnie odkryciem, już się rozglądam za wcześniejszymi publikacjami tego autora.
UsuńMasz rację, opis codzienności daje dobry wgląd w życie społeczeństwa i nie inaczej jest z "Dziennikiem...". Naturalnie autor nie jest "przeciętnym" obywatelem, ale swoje przeszedł i nadal przechodzi.
Z ciekawostek: Shehadeh pisze krytycznie o filmie "Ajami", który był wyświetlany również w Polsce, a reklamowany jako ważne i rzetelne dzieło. Wspomina o badaniach nad nazewnictwem izraelskich operacji wojskowych na Zach. Brzegu - 60% odnosi się do sił przyrody i Biblii (Pierwszy Deszcz, Błyskawica, Morska Bryza, itp.), co sugeruje, że te działania są nieuniknionym zjawiskiem przyrody.;( Takich smaczków jest w książce więcej. Gorąco zachęcam do lektury, warto.
Całkiem niedawno dziennik był czytany w Trójce o 11.50. Chyba 20 odcinków. Nie słyszałam wszystkich, ale byłam zachwycona. Dawno nie zainteresowała mnie tak radiowa lektura. Muszę koniecznie przeczytać.
OdpowiedzUsuńTak, czytał Przemysław Bluszcz. Niestety nie miałam okazji posłuchać, więc trochę zazdroszczę.;)
UsuńKsiążka jak najbardziej warta lektury, przeczytałam od deski do deski i raczej będę do niej wracać.
To już chyba trzecia książka tego autora w Polsce. Za każdym razem mnie kusi, ale nic jeszcze nie przeczytałam. Chyba boję się, że będzie za smutno.
OdpowiedzUsuńTen kawałek świata bardzo mnie interesuje i książki Pawła Smoleńskiego o Izraelu są świetne (właśnie czytam Oczy zasypane piaskiem). Na moje oko Smoleński jest bardzo wyważony, ale warto też przeczytać kogoś kto jest stamtąd i porównać te dwa spojrzenia.
Nie jest smutno, zapewniam Cię.;) Owszem, autor martwi się sytuacją, ale nie epatuje smutkiem.
UsuńWłaśnie sobie pomyślałam, że "Oczy..." będą dobrym uzupełnieniem, bo Smoleński oddaje głos obu stronom. Dzięki za przypomnienie. Trochę odpocznę od tych rejonów i za jakiś czas do nich na pewno wrócę.
P. Smoleński w przedostatnim rozdziale pisze o Shehadehu właśnie. Teraz jestem nawet bardziej ciekawa tego autora, bo zdaje się, że panowie mają swoje różnice w patrzeniu na konflikt izraelsko-palestyński.
UsuńZastanawia mnie jak to jest z transliteracją arabskich imion i nazwisk na polski. Smoleński pisze Radża, Karakter pisze Raja co dla Polaków jest trochę mylące. Wolałabym chyba wersję bardziej naturalną dla nas czyli Radża.
W takim razie ciekawie będzie porównać opinie obu panów, mimo że Smoleński jest tylko obserwatorem.
UsuńCo do pisowni: wydaje mi się, że tam, gdzie jest "ż" zamiast "j", mamy do czynienia z arabskim nazewnictwem, bo jest np. arabska Al Dżazeera i anglojęzyczna Al Jazeera.