piątek, 22 sierpnia 2014

Pionierka z Providence

Wywoływanie przez Phoebe duchów, materializacje, lewitacje wynikły z nudy, zmysłu teatralnego lub faktycznych kontaktów z zaświatami. Seanse przynosiły jej rozrywkę, lokalną sławę, zainteresowanie gazet, podziw wielu dam i dżentelmenów, dezaprobatę konserwatywnych obywateli, ale nie zyski mierzone w pieniądzach czy w podwyższeniu społecznego statusu. Dlatego też dopuszczała się niekiedy ekstrawagancji, nie dbając o to, co powiedzą goście. Sprowadzone przez nią zjawy częściej wprawiały w osłupienie, niż udzielały odpowiedzi na pytania znieruchomiałych w ciemności spirytystów. [s. 26]


Zaiste wiele się działo podczas tych seansów. Skłócone ze sobą duchy chwytały się za czuby, płatały figle zgromadzonym gościom, medium zmuszały zaś do przyjmowania wyszukanych póz i ustawiania mebli w dziwny sposób. Niezadowolone zjawy potrafiły przybrać postać komara i złośliwie ukąsić pannę Hicks w najmniej odpowiednim momencie. Co bardziej zuchwałe wyzywały ją na nietypowe pojedynki. Phoebe ze stoickim spokojem robiła nadal swoje, nie dając zbić się z tropu nawet karawanie, która zmaterializowała się w jej salonie podczas jednego z seansów.


Uczestnicy spotkań byli nie mniej interesujący. Sceptycy doszukiwali się oszustwa i próbowali przyłapać medium na udawaniu lub sztuczkach. Entuzjaści gotowi byli na poświęcenia, aby tylko móc doświadczyć materializacji ducha, nawet jeśli odstręczająca ektoplazma miałaby przybrać postać nosa. Niektórzy traktowali seanse jako okazję do obściskiwania pań, zdarzył się i dentysta, który z zawodowej ciekawości zlustrował stan uzębienia ducha. Mieszkańcy Providence doprawdy nie mogli narzekać na brak atrakcji.


Opowieść o XIX-wiecznej pionierce mediumizmu toczy się leniwie i wywołuje u czytelnika przyjemne odprężenie. Nieziemski klimat książki podkreślają kolaże Seleny Kimball (przykłady powyżej), równie zwariowane i niepokojące co dzieje Phoebe Hicks. Jest tajemniczo, retro i zabawnie. I tylko szkoda, że ten mały światek został całkowicie wykreowany, historia jest bowiem uroczą mistyfikacją. Tak sprytnie skonstruowaną przez Agnieszkę Taborską, że prawie hipnotyzuje. Idealna lektura na wietrzne i chłodne sierpniowe dni.

__________________________________________________
Agnieszka Taborska Niedokończone życie Phoebe Hicks
Wyd. słowo/obraz, terytoria, Gdańsk 2013

źródło zdjęć: http://selenakimball.com/work/phoebe-hicks

12 komentarzy:

  1. Obrazki rzeczywiście są bardzo dziwne ale historia, którą opisujesz wydaje się interesująca, bardzo lubię czytać o paranormalnych zdarzeniach. Polecam Ci książkę Olgi Tokarczuk "E.E." jeżeli jej nie czytałaś jeszcze.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie ta książka jest przede wszystkim dowcipna, przyjemnie się czyta o Phoebe.
      "E.E" czytałam wieki temu, podobała mi się, ale chyba ją sobie przypomnę.;)

      Usuń
  2. Pierwszy raz słyszę o tej książce, ale niczego podobnego jeszcze nie czytałam, także może być ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książki tej autorki nie są zbyt intensywnie promowane, omówień w mediach też niewiele. Nie znam innej polskiej autorki/autora z upodobaniem do surrealizmu.;) Książka jest ciekawa, ręczę.;)

      Usuń
  3. Ha, niezwykła lektura! Motyw przywoływania duchów kojarzy mi się b. dobrze za sprawą "Wahadła Foucaulta", powieści, która zauroczyła mnie jako młodego człowieka. Ciekaw jestem jak cały ten proceder wyglądał z "technicznego" punktu widzenia. Interesujące jest także szeroki oddźwięk jaki tego typu seanse wywoływały, szczególnie wśród światłych i inteligentnych obywateli :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oglądałam dzisiaj nowy film Woody Allena - daje pewne pojęcie o technice.;) Bardziej serio - więcej informacji technicznych znaleźć można w "Jasnowidzu w salonie", bo książka Taborskiej jest fikcją. Opartą na pewno na wcześniejszych lekturach, ale fikcją. Niemniej do lektury "Niedokończonego życia..." będę zachęcać, bo jest świetnie pomyślana.

      Usuń
  4. Mediumizm jakoś mnie nigdy nie pociągał, choć pamiętam na studiach seanse ze stolikiem w akademiku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam, że na koloniach podejmowałyśmy takie próby z koleżankami, ale nikt nie chciał się pojawić.;( Chyba wiele osób takie seanse pociągały.

      Usuń
  5. Taborskiej mam bardzo ciekawych spiskowców wyobraźni. Skusiłam się też na mocno odjechany Senny żywot Leonory de La Cruz. Odjechany do tego stopnia, że właściwe tylko go obejrzałam, ale już nie czytałam. Ta Pani zdaje się to w ogóle czołowa dama rodzimego surrealizmu ;). A tytuł o którym piszesz brzmi ciekawie, zwłaszcza że wyjątkowo dobrze mógłby się komponować z najnowszym Woodiem ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Leonora na chwilę zagościła nawet u Phoebe Hicks.;)
    Masz rację, Taborska to czołowa dama polskiego surrealizmu. Wcześniej czytałam tylko jej "Wieloryba..." i bardzo mi się podobał, choć był zbiorem surrealistycznych przykładów z życia codziennego. "Senny żywot..." pewnie sobie za jakiś czas przeczytam, jak mi się znudzi rzeczywistość.;)
    A do najnowszego filmu Allena książka pasuje, a jakże. Epoka inna, ale humor na podobnym poziomie.;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetna pozycja, czytałam niedawno, a do tego naprawdę nikt nie ma gwarancji, że takie Phoebe nie było na świecie:) Ja mam wrażenie, że była i to niejedna. Doskonale napisane i te kolaże!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, nie ma takiej gwarancji.;)
      Dla mnie ta książka to b. udany psikus literacki, oby takich więcej.

      Usuń