W ramach wyzwania czytelniczego "Amerykańskie Południe" i przygotowania do lektury innych książek Alice Walker postanowiłam przeczytać "Kolor Purpury". Do dzisiaj mam w pamięci znakomitą kreację Whoopi Goldberg w ekranizacji tej powieści i nie jestem w stanie wyobrazić sobie innej osoby w roli głównej bohaterki - Celii.
"Kolor Purpury" to powieść epistolarna, składająca się z listów słabo wykształconej Celii (stąd ich wyjątkowo potoczny, często niegramatyczny styl) oraz jej siostry Nettie przebywającej na misji w Afryce. Osamotniona Celia początkowo pisze do Boga, bo - jak twierdzi póki umię napisać "Bóg" to nie jestem sama (s. 22), a trafiwszy na ślad siostry, adresuje korespondencję już do Nettie. Wskutek zawiłości losu, ich listy przez lata mijają się.
Opisywane wydarzenia mają miejsce w latach 30-tych i późniejszych ubiegłego stulecia, głównie w stanie Georgia i w Liberii. Umiejscowienie akcji nie jest oczywiste, w zasadzie trzeba się go domyślać na podstawie przemyconych informacji. Świat Celii wydaje się ograniczać do najbliższego otoczenia czyli małego miasteczka, historia prawie tu nie dociera. Główne bohaterki powieści (bohaterowie również) to czarni, biali pojawiają się tu z rzadka.
I mimo, że wydarzenia dotyczą czasów segregacji rasowej, to nie znajdziemy tu rozdzierających serce historii o złym traktowaniu przez białych. Owszem, wspomina się tu oddzielne przedziały w pociągu, nieuprzejmą obsługę w sklepie, opisuje wykorzystaną seksualnie przez policję Mary Agnes, czy niesprawiedliwie i dotkliwie potraktowaną przez burmistrza Sofię, ale nie są to najważniejsze tematy.
Najważniejsza jest droga Celii do uzyskania własnej niezależności i zaistnienia jako kobieta. Poniewierana przez ojczyma, później męża, przez lata żyje jako tania siła robocza i służąca we własnym domu. Jest tak zastraszona i uległa, że sprawia wrażenie opóźnionej w rozwoju. Za sprawą przyjaźni z kochanką męża (sic) sytuacja powoli się zmienia: Celia zaczyna bronić własnego "ja", odkrywa swoją seksualność, zmienia sposób postrzeganie Boga, a w końcu usamodzielnia się. Wszystko jest trudne nie za sprawą białych, ale czarnych, zwłaszcza mężczyzn, którym emancypacja kobiet zupełnie nie odpowiada.
Sam tytuł, który właściwie powinien brzmieć "Kolor Fioletu", wiąże się początkowo z bólem - fioletowe są siniaki powstałe wskutek bicia, fioletowe są najbardziej intymne części ciała gwałconej kobiety. Z czasem jednak fiolet staje się symbolem piękna (rośliny na polu) i marzeń (kolor ścian we własnym domu). Przy pomocy przyjaciół i ukochanych oraz własnej woli wiele w życiu można zmienić.
Powieść bardzo mi się podobała, zakończenie mocno mnie wzruszyło. Myślę, że film - jakkolwiek świetny - nie jest w stanie oddać wszystkich niuansów. Gratulacje należą się Michałowi Kłobukowskiemu za tłumaczenie, to sztuka tak doskonale wczuć się w tok myślenia i język niewykształconej osoby.
W 1983 r. "Kolor Purpury" został nagrodzony Pulitzerem.
Moja ocena: 10/10
Alice Walker, "Kolor Purpury", Wydawnictwo Ryton, 1992
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz