Cisza i przenikliwe zimno - tak będzie kojarzyć mi się ta powieść. Fabuła jest prosta: ojciec z kilkuletnim synem wędrują przez kraj spustoszony przez bliżej nieokreśloną katastrofę. Proste są też środki stylistyczne: krótkie zdania, mało dialogów, brak szczegółów dotyczących głównych bohaterów (nie mają nawet imion) i przyczyn obecnej sytuacji. W sumie daje to niesamowity efekt i potwierdza tezę, że czasami mniej znaczy lepiej.
Z całości wyziera pustka i beznadzieja, bo jak można przetrwać na zgliszczach, gdzie nawet ludzie są na wymarciu. Mężczyzna z chłopcem uparcie dążą na południe, chociaż zdają sobie sprawę z tego, że na ocalenie nie ma szans. Świat się po prostu kończy. Wizja bardzo pesymistyczna, aczkolwiek z dostrzegalnym wątkiem chrześcijańskim, który chwilami niebezpiecznie trącił dydaktyzmem: motyw "niesienia ognia" i obstawanie chłopca przy podziale na dobrych i złych ludzi wydały mi się cokolwiek naiwne. Zakończenie wzruszające, niemal ckliwe.
Powieści z akcją osadzoną w przyszłości nie są moim ulubionym gatunkiem. Tę przeczytałam z czystej ciekawości, tym bardziej, że wkrótce odbędzie się premiera jej ekranizacji. Z pewnością długo pozostanę pod wrażeniem nastroju "Drogi" i warsztatu pisarskiego autora, czy czegoś więcej - nie jestem pewna.
W roku 2007 książkę nagrodzono Pulitzerem.
Cormac McCarthy, "Droga", Wydawnictwo Literackie, 2008
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz